Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-11-2016, 19:34   #92
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Późne położenie się do łóżka zaowocowało późnym obudzeniem się. W nocy nie dochodziło łomotanie z kuźni, gdyż skończyło się ono już późnym wieczorem. Sen był przyjemny, a temperatura pod grubą warstwą pierzu przyjemnie wysoka. Dla Laury rzecz jasna.

Starszyzny nie znalazła w domu. Dziadek zapewne realizował jakieś prace, babcia zaś... Rozpłynęła się w powietrzu pozostawiając śniadanie dla młodej Breguet na stole. Konsumpcja nie trwała długo, choć przebiegała grzecznie na swoim dawnym miejscu. Mając trochę czasu na rozmyślania, Laura wróciła do wczorajszej rozmowy i chęci odwiedzenia przyjaciół z dzieciństwa. Odtwarzając sobie imiona, osoby, miejsca i sytuację pomyślała też o chodzeniu po drzewach. W jej wykonaniu bardziej patrzeniu jak inni chodzą po drzewach. Było nie było, do opisów pasował jeden blondynek...

Rynek tętnił życiem o tej porze, choć mieszkańcy wyglądali na zmęczonych. Przed Urzędem Miasta zebrała się niewielka grupa ludzi, w której Laura rozpoznała czarnoskórą Iris Pascal. Z piekarni doleciały jej nozdrza cudowne zapachy wypieków, a “Bury Kocur”, w którym spędziła ostatni wieczór wyglądał na opustoszały i dziwnie senny.
Jeśli dobrze pamiętała wczorajsze zwiedzanie, dom młodego Adrien’a położony był na wschodzie Szuwarów. Gdzieś za domem obecnego mera, Rodolphe Trottier’a, którego zresztą też gdzieś w zakamarkach wspomnień pamiętała.


Drzwi do piekarni trąciły niewielki dzwoneczek zawieszony u góry futryny. Zadźwięczał ładnie, a Laura weszła do pomieszczenia w którym pachniało od wypieków. Bułki, rogale i chleby. Już za chwilę za ladą znalazł się Rusty Blackleaf.

Niziołek uśmiechnął się przyjaźnie zawiązując za plecami biały fartuch.
- Dzień dobry. Panienka szuka czegoś do przegryzienia?
- Dzień dobry - odpowiedziała pogodnie Laura zatrzymując się za samą futryną. Odległość, którą przebyła na jeden raz... potrzebowała odpoczynku i nabrania tchu. Uśmiechem przeprosiła za opieranie się za klamkę i zmuszenie niziołka, by ten chwilę poczekał. By jeszcze bardziej nie przedłużać pokiwała głową twierdząco.
- Polecić mogę świeże rogaliki albo… - tu piekarz przyjrzał się uważniej dziewczynie. - Panienka źle się czuje?
- Wszystko w porządku - odpowiedziała uśmiechając się ponownie. - Szybko się przemęczam - machnęła ręką. - A wtedy potrzebuję chwili, by nabrać tchu.
Rusty uśmiechnął się wyrozumiale. Co jak co, ale o miłość do aktywności fizycznej nie można go było posądzić.
- Szuwary to dość małe miasteczko, a ja jakoś panienki nie kojarzę. Przejazdem?
- Odwiedziny dziadków - odpowiedziała czując, że wymuszony oddech powoli się uspokaja. - Beronique i Johna.
Laura obejrzała wnętrze i wystawione na ladzie kosze z wypiekami.
- Rogaliki brzmią dobrze... A zajmuje się pan wyrobami cukierniczymi? Nie wiem nawet, czy w Szuwarach jest cukiernia...
- Nie - uśmiechnął się hafling. - W kwestii bułek, chlebów, ciasteczek i ciast mieszkańcy skazani są na mnie. A co do tych ostatnich... to chyba one sprawiają, że siedzę w tym biznesie. To jak? Ile rogalików podać? - przeszedł do konkretów.
- Ciasteczka? - ucieszyła się z czegoś, czego się nie dopatrzyła. - Jeśli ma pan ciasteczka, to chciałabym kupić ciasteczka zamiast rogalików.
Rusty zmarszczył brwi, zaraz jednak jego oblicze się rozchmurzyło.
- Miło poznać miłośnika dobrych ciasteczek. To na jakąś okazję? - zapytał sięgając pod ladę i wyjmując spod niej słoik z przezroczystego szkła. Jego zawartość stanowiły znane w okolicy miodowe ciasteczka.
- Na... odwiedziny starych przyjaciół, którzy dawno wyrośli... - odparła przyglądając się z zainteresowaniem zawartości słoika. - Może być niezręcznie, a nie wypada tak z pustymi rękoma się pojawiać. A jak wizyta się nie powiedzie... To przynajmniej będę miała ciasteczka.
Blada pannica wyprostowała się i sięgnęła za gorset wydłubując monety.
- Poprosiłabym sześć.
Ciasteczka wylądowały w eleganckiej, papierowej torebce i zostały z wprawą zawinięte. Hafling położył torebeczkę na stole. Widząc wnuczkę Beronique gmerającą przy pasie energicznie pokręcił głową.
- Niech to będzie prezent dla panienki z okazji odwiedzin miasteczka. - Rusty uśmiechnął się ciepło. - I proszę pozdrowić dziadków.
- Oh... - zastygła nie spodziewając takiej reakcji niziołka. - Dziękuję - dygnęła, wciskając wszystko pod gorsetem na swoje miejsce. - Pozdrowię.

Laura uśmiechając się odebrała pakunek i żegnając się ładnie zniknęła za drzwiami wejściowymi.


Sprzed Urzędu Miasta zniknął już tłum, którym zarządzała Iris. Plac wyglądał nieco spokojniej. Laura doczłapała do okolic świątyni, gdy kolejni ludzie zjawili się gdzieś z bocznej uliczki.

- O, panienka też do cicerone? Na sprzątanie? - zagaiła starsza pani.
- Oh, nie, nie... - wycisnęła między oddechami.
- Przecież widać, że nie, droga Alix - odpowiedziała inna kobieta z parasolką, która wcale nie miała nic złego na myśli. Po prostu była spostrzegawcza. Dostrzegła świeże ciasteczka od Rustiego i dość czyste i dobre ubranie, które do prac fizycznych się raczej nie nosi.
- Pozwolisz, że się przedstawię, jestem Mathilde Rossignol, a to moja niania Alix Lagarde. Właśnie odprowadzam ją do świątyni, gdzie nowy duchowny zagania takie staruszki jak ona do sprzątania i prac remontowych - westchnęła.
- Nie mów tak - zmarszczyła się starsza kobieta.
- Laura Breguet, dzień dobry paniom - przywitała się uprzejmie. Nabrała parę oddechów i kontynuowała. - Ojciec Theseus zagania...? Oj, chyba to nie w jego stylu.
- Może tak, może nie. - Kobieta wzruszyła ramionami i zwróciła się do swojej niani. - No to idź już. Przyjdę za kilka godzin, gdy będę na popołudniowym spacerze.
Kobieta kiwnęła głową i dźwigając kosz wiklinowy udała się w kierunku świątyni. Mathilde spojrzała na Laurę i rezolutnie zakręciła parasolką.
- W zasadzie, mój spacer poranny, jeszcze się nie skończył. Mogę ci towarzyszyć dokądkolwiek idziesz.
- Właściwie... Skoro pani dużo spaceruje... Może wie pani, gdzie o takiej porze można zastać Adriena? Z tego, co wiem... Nadal mieszka w szuwarach ze swoim bratem.
- Mówi pani o tym prostaku, Mosse? Tym, którego brat pije i robi rozróby pod knajpą? Drwalu?
- Umm... - Laura skrępowała się nieco. - Z czasach kiedy go znałam... Był inny... Teraz jest drwalem?
- Tak moja droga, jeśli chodzi o tego młodszego z braci, to dostarcza do domów drewna. Po cóż pani go szuka? - zapytała już lekko znudzona panna Rossignol.
- Dawno temu się przyjaźniliśmy. Chciałam go odwiedzić. Nie widzieliśmy się ponad dziesięć lat. Dalej mieszka w tym samym domu?
- Chyba tak. Natomiast chciałam zorganizować spotkanie kilku młodych osób z okolicy. Taki bardziej obytych. Tak więc, nie musisz się krępować i zapraszam cię z całego serca. Będzie to prawdopodobnie coś w rodzaju herbatki i dyskusji. Myślę, że mogłabyś sporo opowiedzieć, co tam w szerokim świecie słychać - kobieta uśmiechnęła się życzliwie ale za chwilę spoważniała. - Oczywiście, jak znajdziesz coś lepszego, niż te spodnie.
- Oh, bardzo mi miło. Z chęcią bym się pojawiła, choć... Obawiam się, że nie znajdę czegoś innego. Moja cała garderoba składa się się z podobnych rzeczy. Mimo wszystko są to bardzo dobre spodnie - przyznała Laura.
- Na pewno coś znajdziesz - Mathilde ruszyła w drogę powrotną. - Siostry Leroux mogą coś ci uszyć. Spotkanie planuję w niedzielę po nabożeństwie. Przyjdź.
Kobieta odeszła w swoją stronę z wirującą parasolką. Niebo rzeczywiście się chmurzyło i mogło dziś zacząć padać.
- Ehh... - Laura westchnęła sama do siebie patrząc na wirującą parasolkę. Oddech się unormował, a nogi miały energię na kolejne paręnaście metrów.

Mieszkańcy Szuwar mieli dość zauważalną wspólną cechę... Byli bardzo zawzięci w swoim rozumowaniu. Wyglądało na to, że wszyscy oczekiwali czegoś od kogoś innego, a Laura nie była w stanie wszystkich zadowolić.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 18-11-2016 o 19:39.
Proxy jest offline