Ranald zdecydowanie im dzisiaj sprzyjał - nie dość, że trafiła się okazja na kolejny zarobek, to jeszcze oprychy sami wystawiali im się na cel. Marcus obserwując dwóch nieznajomych zmierzających do piwnicy, wiedział, że teraz będzie najlepszy moment na atak. Jeśli tamci zdążyliby zejść, mogłoby dojść do otwartej walki, co narobiłoby niepotrzebnego hałasu i przy okazji zaalarmowało pozostałych bandziorów. Trzeba było działać tu i teraz.
Beister dał znać Solveig sekretnymi znakami, co zamierza zrobić, a plan był prosty: on miał zamiar wybiec z krzaków i wpaść na jednego z bandziorów, a potem poderżnąć mu gardło, a Solveig miała załatwić drugiego dmuchawką. Mężczyzna sięgnął po sztylet, upewniając się, że towarzyszka go zrozumiała i gdy kobieta dobyła dmuchawki i ją załadowała, Beister wybiegł z krzaków, pędząc na swojego napastnika. Poruszał się cicho, niczym duch, skupiony na swoim celu.