Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-11-2016, 19:38   #30
Sirion
 
Sirion's Avatar
 
Reputacja: 1 Sirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputacjęSirion ma wspaniałą reputację
Northwall, Ferelden. 9:30 Smoka.


Noc minęła dość spokojnie. Grupa uciekinierów od czasu do czasu słyszała czyjeś tupanie po korytarzu, jednak nikt aż do świtu nie zajrzał do ich pomieszczeń i każdy z więźniów mógł w spokoju odespać nerwowy pobyt w ciemnych i śmierdzących celach. Kiedy pierwsze promienie słońca wdarły się do pokoju, w oczach kilku z nich pojawiły się łzy wzruszenia - nawet krótki okres uwięzienia potrafił pozbawić nadziei choćby najdzielniejszego człowieka.

Wszyscy z ulgą przyjęli możliwość wykąpania się i odświeżenia oraz założenie nowych, czystych ubrań, które upodobabniały wszystkich do klasy kupieckiej, której przedstawiciele byli najliczniejszą grupą w całym mieście. Stare ubrania zostały rzucone na jedną kupę i służba miała je spalić przy pierwszej lepszej okazji, tak aby pozbyć się wszelkich śladów. Niedługo po świecie, jeden ze służących przyniósł skromny posiłek dla wszystkich.

- Wybaczcie, że to mówię, ale cieszę się, że w końcu umyliście się i zmieniliście te stare ciuchy... Wytwarzaliście dość charakterystyczną aurę, która sprawiłaby, że strażnicy mojego ojca namierzyliby was z odległości kilometra - Zaśmiał się Brego, siadając na ziemi ze swoim talerzem.

Gdy już wszyscy zgromadzili się po posiłku w jednym pomieszczeniu, syn szlachcica przedstawił im plan ucieczki.

- Ludzie w mieście nie wiedzą o waszym uwięzieniu i nie znają planów mojego ojca - nie chciał on siać w mieście paniki i podbudzać niepotrzebnie swoich ludzi, gdyż nie służyło by to jego interesom - teraz jednak to wszystko działa na naszą korzyść. Żaden z mieszczan nie kojarzy was z twarzy, a jestem przekonany, że jeśli w zamku zorientowali sie już o waszej ucieczce, to na pewno nie wszyscy strażnicy miejscy wiedzą kogo dokładnie szukać - jednak wartownicy przy bramie prawie na pewno dostaną szczegółowe instrukcje. Naszą główną przewagą jest to, że nie wiedzą kogo dokładnie szukać. Będzie trudno powiązać im was z tym konkretnym cechem, więc naszym zadaniem jest wtopić was wszystkich głęboko w tłum - Uśmiechnął się.

- Za niedługo z cechu ruszają dwie karawany z zaopatrzeniem - Podjął wątek Dave - Jedna w stronę Orlais, a druga w stronę Denerim. Oba wiozą zapas zamówionej broni dla Cesarstwa i króla Loghaina, więc nikt nie powinien zadawać głupich pytań, biorąc pod uwagę wartość ładunków. Ponadto obie karawany są obstawione przez dość dużą eskortę, która jest opłacana na tyle hojnie, aby nie zadawać zbędnych pytań, co skutecznie odstraszy niepotrzebnych gapiów. Nasi drodzy emisariusze Loghaina - mężczyzna ukłonił się kpiąco - wraz z Azutem i Reinardem udadzą się w stronę stolicy, podczas gdy reszta - Dave rzucił drwiące spojrzenie Marcusowi - wraz ze mną i Keldornem udadzą się w stronę Orlais, aby po drodze się odłączyć.

Krasnolud siedział zadowolony i zaplatał warkoczyki w swojej brodzie.

- No kurwa - Powiedział tylko, kiedy został wspomniany.

- Ja natomiast zostaję w mieście, aby mieć oczy szeroko otwarte i móc informować was na bieżąco o wszystkim co się tu dzieje - Podjął Brego - Królowie muszą się dowiedzieć nim będzie za późno. Może to skłoni ich do rozpoczęcia rozmów nim przeleje się krew.

- Wszyscy wiedzą co mają robić? - Dave wstał i rozejrzał się po zgromadzonych - Ruszamy za pół godziny, jak ktoś jeszcze się nie wysrał to będzie idealny moment - dużo przystanków raczej nie będzie. Aha, i nie, nie sprowadzimy wam waszych rzeczy z karczmy. Nawet gdybyśmy chcieli to nie ma za bardzo co zbierać po tym całym wypadku w karczmie, który spowodował wasz towarzysz - Spojrzał kpiąco z na Tevinterczyka - Swoją drogą ładny pożar. Strażnicy długo się męczyli, żeby go opanować, wiesz?


***


Nie było długich pożegnań, karawana złożona z 5 wozów wypełnionych bronią, obstawiana przez trzydziestu uzbrojonych najemników, powoli ruszyła w stronę bramy. To była jedna ze stałych tras, więc nikt w mieście nie był zdziwiony, kiedy taka wielka grupa przedzierała się ulicami dzielnicy kupieckiej pomiędzy morzem przechodniów.

Marcusowi, który jechał z przodu czasem zdawało się, że widzi strażników miejskich i najemników dyskutujących ze sobą i przekazujących sobie w pośpiechu jakieś informacje, jednak aż do samej bramy, nikt nie sprawiał im żadnych problemów. Pomimo tego, każdy z nich czuł nieznośne krople potu spływające im po plecach.

Podczas sprawdzania dokumentów przez wartownika przy bramie, każdy z uciekinierów wstrzymał oddech - wszystkim wydawało się, że to wszystko trwa całą wieczność. Strażnik długo konsultował wszystkie dokumenty ze swoim towarzyszem, sprawdzał wszystkie pieczątki i pokazywał na każdego z członków karawany z osobna. W końcu jednak kiwnął głową i zezwolił na opuszczenie miasta.

Po chwili wszyscy znaleźli się poza murami Northwall.


***


Tego wieczoru karawana zatrzymała się na leśnej polanie, a wszyscy ambasadorzy wraz z Lordem Bratterem siedzieli wokół ogniska. Uciekinierzy byli już wystarczająco daleko, żeby porzucić kupiecką przykrywkę i w końcu omówić dalsze plany. Musieli działać szybko i zdecydowanie. Karawana gwarantowała im bezpieczeństwo jeszcze przez parę dni, jednak z każdym dniem zwiększało się ryzyko wytropienia przez pościg, który został na pewno wysłany przez Lorda Wayneara, jednak z drugiej strony gwarantowała ochronę przed atakami bandytów, którzy ostatnio bardzo się rozplenili w Fereldenie.

- Udam się do Orzammaru... - Rozpoczął Lord Bratter - Muszę poinformować krasnoludzkie rody o tym co dzieję się w państwie, być może to przekona je do udzielenia nam poparcia w tym całym szaleństwie... Czarne chmury zawisły nad Fereldenem...
 
__________________
"Przybywamy tu na rzeź,
Tu grabieży wiedzie droga.
I nim Dzień dopełni się,
W oczach będziem mieli Boga."
Sirion jest offline