Tong i John
Ledwie John skończył mówić, Raya znalazła się między nim, a księżniczką.
-
Nie wiem o czym mówisz, ale nie podoba mi się ten ton. Okaż należny księżniczce Topaz szacunek, albo na twoich towarzyszy będzie czekał podszczypywany przez kraby trup. - Uspokój się Raya. - odezwała się księżniczka -
Nie potrzebujemy walki tylko sojuszników. Wybacz jej, ona dba o mnie. Takie jest jej zadanie. Nie wiem dlaczego zarzucasz nam kłamstwo, skoro twoje słowa o posiłkach także nie okazały się prawdą? Drachia
Po przesłuchaniu paru kawałków, przypomniała sobie, że musi sprawdzić warty. Przydałoby się też nastawić złamanie i jakoś unieruchomić. Z niechęcią podniosła się i ruszyła zająć się obowiązkami.
Miała nie rzucać się w oczy gościom, więc skręciła w lewo, weszła po wąskich schodkach i znalazła się na skrytym za winoroślami krużgankiem. Poza strażą nikt tu zazwyczaj nie chodził. Szła dłuższą chwilę gdy nagle usłyszała głosy. Dobiegały z dołu. Z balkonu poniżej. Z tego co pamiętała tam miały być kwatery gości. Zamarła bez ruchu i wytężyła słuch.
-
… musisz wyeliminować tego pajaca, przed wieczorem. Będzie walczył pierwszy.
- Tak mistrzu, choć nie rozumiem po co. To tylko nędzny pozer. Nie stanowi zagrożenia, zginie w pierwszej walce.
- Wzięliśmy za to zapłatę, więc Cage umrze. Jeśli zawiedziesz, także umrzesz.
- Nie zawiodę.
- Więc ruszaj.
Nic więcej nie usłyszała. Poniżej kwatery mieli goście z Lin Kuei. I planowali pomóc wygrać turniej Shang Tsungowi… tylko czy taka wygrana mogła się liczyć? Skrytobójcza śmierć, zamiast chwalebnego końca w boju? Jako wojownik Johnny Cage z pewnością wybrałby to drugie.