Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-11-2016, 22:20   #241
Turin Turambar
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Przestrzeń kosmiczna, Nilus
- Nie będziesz tym miażdżył skał, ale nie wybierasz się przecież do pracy w kopalni, co? - skomentowała swoje dzieło Emily, kończąc montaż ramienia z powrotem do barku Sola.
Po jej modyfikacjach ręka była co najmniej dwukrotnie lżejsza. Kiedy wstał, prawie nie czuł różnicy pomiędzy mechaniczną, a naturalną kończyną. Nie musiał już korygować każdego kroku i uważnie pilnować zachowania równowagi. Zauważył od razu, że znacznie powiększył mu się zakres ruchów. Pewnie to samo będzie z szybkością. Przy odpowiednim treningu będzie równie sprawny jak przed utratą ręki.
- Nadal jednak siła ścisku wynosić będzie jakieś osiem tysięcy N. Uważaj przy korzystaniu z delikatnych urządzeń - dodała.
Hayes nie była najwyższej klasy protetykiem, ale na robotyce znała się jak mało kto. W końcu obok niej stał HK-50, który był jednocześnie jej nauczycielem jak i obiektem wszelkich testów.
Wiedza młodej z zakresu inżynierii była niesamowita. Wystarczyło, że przyłoży się na chwilę do jednej z dziedzin i praktycznie stawała się w niej specjalistą. Do tego jeszcze dochodziły jej umiejętności pilotażu… Wszystkie akademie i uniwersytety na Coruscant by się o nią wręcz pozabijały. Tymczasem zamiast kariery naukowej Emily postawiła na rozwój swojego przedsiębiorstwa transportowego.
Jak arkanianin mógł wywnioskować, dziewczyna nie kupiła żadnego z statków, które latały w jej flocie. Nie była zupełnie zepsuta, a jednocześnie nie wydawała się mieć żadnych wyrzutów sumienia. Zapewne poprzedni właściciele nie byli przykładnymi obywatelami Republiki…

Coruscant, Akademia Jedi
- Cholera, a z tego co pamiętam, to Mistrzowie wysłali cię z tymi politykami, byś odpoczął! - Rav pokręcił głową z niedowierzaniem, widząc opatrunek na ręce Jona.
Przyjaciel wyszedł go przywitać jeszcze na lądowisko. Okazało się, że sam dopiero co wrócił, ze swojej misji.
- Zrobiłem co miałem, ale mówię ci, w pewnym momencie myślałem, że to już koniec. Gdyby wtedy nie padł im silnik… - na pewno opowieść padawana zapowiadała się na dłuższą, tymczasem stanęli w progu wejścia do budynku.
Choć Baelish podczas lotu z Mygetto większość czasu poświęcił na sen i odpoczynek, to jednak prawdziwe uczucie odprężenia poczuł dopiero wtedy, gdy wrota Akademii się otworzyły i ujrzał jej ciepłe wnętrze. Teraz będzie mógł się pozbyć wszelkich trosk i naprawdę wypocząć.
Nie zdążył zrobić kolejnego kroku, gdy poczuł to paskudne uczucie, przed którym uciekał aż Mygetto. Ktoś go obserwował i miał przy tym tak bardzo nieczyste intencje, że Jedi odruchowo sięgnął dłonią po swój miecz świetlny jednocześnie odwracając się.
- Co jest? - Mijalu był nielada zaskoczony nagłą reakcją kolegi.
Tymczasem Jon prawie wpadł w panikę, bo nie miał swojej broni przy pasie. Poczuł się niesamowicie bezbronny. Gwałtownie się rozglądał, ale na lądowisku oprócz ich dwóch, nie było nikogo.
Jeśli to nie była paranoja i ktoś rzeczywiście go szpiegował, to robił to ze znacznej odległości.

Orbita Coruscant, księżyc Hesperidium, hotel “Kanclerz”
- Gotowa? To wchodzimy.
Zdążyła jeszcze ostatni raz poprawić sukienkę, kiedy Mical poprowadził ją przez nieduży korytarz i wyszli na otwarty taras. Gala dopiero się rozkręcała, przybyli jako jedni z pierwszych.
Zaskoczył ją, gdy jeden z prywatnych frachtowców zaczął wznosić się w kierunku orbity. Wyjawił wtedy, że bal odbędzie się na Hesperidium, jednym z czterech księżycy Coruscant. O ile pozostałe trzy, nazwane prosto Centax-1, Centax-2 i Centax-3, pełniły role typowe dla administracji ekumenopolis, czyli więzienną, portu dla floty wojennej czy magazynu przeładunkowego, to Hesperidium było miejscem, gdzie mieścily się najdroższe z kurortów. W przeciwieństwie do Coruscant, tutaj nie oszczędzano na miejscu pod zabudowę. Przepych wyznaczały szerokie korytarze i przepastne sale. Kompleksy były zakryte olbrzymimi kopułami, pod którymi wytwarzano sztuczną atmosferę, którą oczywiście zdalnie sterowano. W zależności od potrzeb z dnia na dzień można było zmienić upalne lato w ożywczy pierwszy dzień wiosny.
Tak było i teraz. Temperatura była raczej wysoka, ale sytuację poprawiała przyjemna bryza wiejąca znad sztucznego zbiornika.
- Witam Mistrzu, cieszę się… - podszedł do nich kurpulenty mężczyzna w świetnie spasowanych szatach. Zaciął się ewidentnie na widok Laurienn i jej stanu.
- Również cieszę się z pana obecności senatorze - Mical postanowił go uratować od faux pas. - Pragnę przedstawić panu moją żonę - spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się ciepło. - Laurienn Hayes, Jedi z naszej Akademii. Moja droga, to pan Fennis Stroutus, senator z Sacorri.
- Och… Witam uprzejmie - skłonił się jej. - Na pewno jeszcze porozmawiamy, muszę teraz na chwilę…
- Oczywiście - Mical nie utrudniał mu sytuacji i senator ulotnił się.
Tymczasem Hayes wydawała się nie mniej zaskoczona tym jak ją przedstawił Wielki Mistrz, niż był Stroutus.
- Jest w porządku - mruknął jej na ucho, prowadząc dalej. - Musi się układać z dwoma innymi rasami z swojego sektora i zabiega o nasze wsparcie.
Ledwo skończył mówić, a podszedł do nich devaronianin, o pozłacanych rogach.
- Wielki Mistrzu, mam wrażenie, że postanowił Mistrz skraść dzisiaj całe show! A będąc dokładnym mam na myśli Mistrza partnerkę, mam nadzieję, że mi ją Mistrz przedstawi! - rogaty obcy był żywo zachwycony tym, że Laurie szła pod rękę z Micalem i w dodatku była w zaawansowanej ciąży.
- Nie omieszkam się pochwalić moją wspaniała żoną. Panie senatorze, Jedi Laurienn Hayes, droga Laurienn, pan senator V’Ongh Durott z Devaronu.
- Miło mi było poznać - wziął i ucałował ją w dłoń. - Zapraszam do naszego stolika w wolnej chwili! - dodał i przeszedł dalej.
- Chyba największy plotkarz w Senacie. - mruknął Jedi, gdy zostali sami. - Bez realnej władzy, robi to co mu podpowiedzą lobbyści z jego biura.
Podeszło do nich jeszcze kilka osób, w tym dwie pary i z każdym wymieniono uprzejmości. Gości nie było na razie dużo, ale stopniowo ich przybywało.
Laurienn rzeczwiście skradła całe show. Na razie nikt nie odważył się zadać tego pytania, choć na twarzach obecnych malowało się identyczne “Ale jak to?!”

Tatooine, Bestine
Dwie godziny jakie miał Parker mogły wydawać się krótkie, ale było to wystarczająco dużo czasu, by oberwać wibroostrzem pod żebra na przedmieściach nieformalnej stolicy Tatooine. Zapewne wolał tego szczególnie uniknąć.
Jeśli zostawiłby gdzieś śmigacz, to drogę powrotną musiałby przebyć pieszo. Dlatego po prostu przemknął zawianymi piaskiem ulicami, budząc kilku co bardziej zawianych gości, którzy ucięli sobie drzemkę po wyjściu z kantyny.
Cyrus zatrzymał się dopiero przed budą, w której kiedyś jako swoją obrał Cziczew. Wygląd budynku nie napawał optymizmem. Zamiast drzwi wisiał kawał szmaty z wypalonymi dziurami po boltach. Ślady po nich zresztą zdobiły całą elewację. Boczna ściana była nadkruszona po eksplozji granatu i to prawdopodobnie jakiegoś mocnego.
Widać Cziczew musiał komuś zbyt mocno zajść za skórę.
Tracił tutaj tylko czas, więc odpalił silnik i skierował się ku swojemu drugiemu wyborowi. Wyjechał poza obręb miasta. Pustynni byli bardziej poukładani niż kolesie pokroju Cziczewa i bardziej powściągliwi w niepotrzebnym sięganiu po broń. Tatooińczyk był pewien, że nie odstrzelą go za samo to, że pojawi się w pobliżu ich jaskini na odludziu.
Ekipa była o tyle wyjątkowa, że działała u nich swego rodzaju demokracja. Zawsze wybierali spośród siebie trzech liderów, którzy podejmowali decyzje poprzez głosowanie. Zazwyczaj długo trwało u nich podjęcie decyzji, ale wtedy była pewność, że jej dotrzymają. Żadna jednostka u nich nie mogła mieć wpływu na ruch całości. Stabilnie się z nimi współpracowało.
Były tylko dwa problemy.
Pustynni byli dosyć drodzy, a czas Parkerowi uciekał.
Dotarł do doliny, która kryła ich jaskinię w pół godziny. Wiedział, że wjeżdża pod lufy dwóch dobrze zamaskowanych karabinów blasterowych, ale był pewny, że dopóki sam nie sięgnie po broń, to nic mu nie grozi. Przynajmniej kiedyś tak było.
Na jego powitanie wysypała się cała zbieranina różnej maści szumowin. Ludzie, durosi, jakiś trandoshanin, devaronianin, ze dwóch bithów, weequay… Nie znał większości z nich. Na szczęście ten, który się odezwał, był znany świętej pamięci Kelevrze.
- Czego? - splunął niski rodianin. Miał bardzo piskliwy głos, ale jak Cyrus dobrze pamiętał, równie szybkie ręce i celne oko. Podobno był kiedyś mistrzem areny walk na Taris, póki owej nie zbombardowano. Problem był taki, że ów rodianin był niespełna rozumu.
Zwali go Twitch.

Anchorhead, budynek przy torze wyścigowym, labolatorium
- Uch, stary, chujnia z grzybnią - mruknął Zozin.
Martell doszedł do takiego samego wniosku. Zbiornik z kolto był uszkodzony. O ile można było dopompować sam płyn, to nie działał system obsługujący impulsy energetyczne, które pobudzały właściwości regeneracyjne kolto. Bez tego, równie dobrze pomógłby mu zwykły prysznic. Oczywiście Aaron mógł spróbować zaprogramować sprzęt, ale nie miał pewności co do tego, jak to się skończy. Coś w elektronice na pewno było spieprzone i jeśli gdzieś było zwarcie, to zbyt mocny impuls mógł ugotować medyka żywcem.
- To co, dasz radę na stymach? - dopytał Goel.

Ploo IV, pływające miasto Io’o
- Strefa wojny? I dopiero teraz o tym mówicie?! Was pojebało! - ostatnie zdanie Emily wykrzyczała dopiero po tym jak się rozłączyła.
Wylądowali bez żadnych problemów. Właśnie tutaj Sol miał szukać swojego celu, wedle informacji Mandalora. Problem pojawił się, gdy Hayes chciała wrócić na orbitę. Okazało się, że Ploo IV kilka godzin wcześniej wypowiedziało wojnę sąsiadom z Ploo II.
Na wszystkich pływających miastach tej wodnej planety ogłoszono stan wojenny. W związku z tym nałożono również podatki wojenne. Horrendalnie wysokie. Jeśli nie uiszczono opłaty, statek nie otrzymał pozwolenia na start i w czasie tygodnia mógł zostać zarekwirowany na potrzeby wojenne.
- W coś ty nas wpakował Zhar-kan?! - warknęła na niego, choć nie było w jej głosie specjalnej złości. Po prostu był najbliżej a ona musiała sobie ulżyć.
Zupełnie inaczej mógł to jednak odebrać stojący tuż za jej plecami droid. Sol nagle zapragnął zapytać Emily, czy HK ma zainstalowany program do rozpoznawania emocji...
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline