Chata była niczego sobie i pewnie w dawnych czasach nieźle by się obłowił, mając w dupie, co się stało z właścicielem. Tamte czasy miał jednak za sobą i teraz był zupełnie innym człowiekiem. Przede wszystkim zajmował się czymś poważniejszym, niż okradaniem domów i nieświadomych ludzi na targu.
Jak tylko zobaczył wciśniętą w kąt kobietę w paskudnym stanie, aż się w sobie zagotował. Co te skurwysyny jej zrobiły... Biedna ledwo widziała, a przez spuchnięte usta ledwo co mówiła. Na szczęście sprzedała im najważniejsze informacje, więc czas było działać.
- Solveig, zostaniesz z nią tutaj, w razie, gdyby któryś z nich wrócił.
Geiss skinęła mu tylko głową na potwierdzenie. Mężczyzna oddał jej kuszę i kilka bełtów.
- Wal we wszystko, co się pojawi w drzwiach do salonu. No... może pomijając mnie. - Puścił jej oczko. - Ja sprawdzę piętro. Pilnuj jej.
- Dam sobie radę - odparła, westchnąwszy, jakby niezadowolona z tego, jak ją traktuje. Przecież to nie był pierwszy raz jak się rozdzielali i musieli sobie zaufać.
Marcus uśmiechnął się półgębkiem, po czym z dwoma nożami w dłoni ruszył na piętro. Najciszej, jak umiał. Chciał sprawdzić wszystkie pomieszczenia w poszukiwaniu kolejnych napastników, by odpowiednio się z nimi rozprawić.