Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2016, 19:09   #130
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc z dnia III na VI - Axel sam w domu

Gdy Alexander wreszcie sobie poszedł, słońca powoli zaczęły zachodzić, lecz droga, jaką trzeba było przebyć, by dotrzeć do jaskini, była jeszcze dość dobrze widoczna. Axel był pewien, że po ciemku nie zdołałby tam trafić, i był zaskoczony, że Dafne zdołała go zaprowadzić na górę bez większych problemów. Najwyraźniej syrenie oczy były dużo lepsze, niż kocie, bo wbrew mitom koty w całkowitych ciemnościach nie widziały. A może syreny miały wbudowany radar lub sonar? Z pewnością potrafiły się porozumiewać ze sobą pod wodą, w wysokiej nader tonacji, więc kto wie... Ale mimo wszystko Axel stawiałby na widzenie w ciemnościach.


Położył rzeczy na jednym z kamieni, tuż obok miejsca, gdzie zaczynała się 'droga' na górę, po czym wszedł parę metrów w głąb oceanu i zmył z siebie trudy dzisiejszego dnia. Nauczony smutnym doświadczeniem cały czas bacznie obserwował swój dobytek - zdecydowanie nie spodobała mu się wizja jakiejś aalaes'fa, zabieradającej mu po raz kolejny rzeczy, którymi niby to 'zaśmiecił' okolicę - tym razem piękne skały.
Na wszystkie słońca... czy one nawet plażę sprzątają? Strach iść się kąpać bez eskorty.


Po dość szybkich ablucjach wrócił na brzeg i raz jeszcze obejrzał 'schody' wiodące do jaskini. Miał szczęście, że poznał drogę przy dziennym świetle, inaczej nigdy w życiu by się nie zdecydował iść na górę. Nie mówiąc już o tym, że gdyby nie wiedział, że istnieje jaskinia, to nie bardzo widziałby sens takiej wędrówki. Skały wyglądały zdecydowanie nieatrakcyjnie, a jeśli ktoś chciałby oglądać świat z samego szczytu, to nie da się ukryć - o wiele przyjemniej prezentowało się wejście z drugiej strony, od strony domku. Z tej zaś pchałby się do góry tylko idiota, lub ktoś, kto wiedział, co się znajduje w środku góry.


Czy jaskinia była zabezpieczona przed intruzami?
Axel był pewien, że żaden z aalaes nie wpakowałby się tutaj, by buszować po szufladach. On sam też by zawrócił, gdyby się zorientował, że jaskinia jest zamieszkała. Gdyby dotarł do wioski aalaes, usiadłby sobie na poboczu i czekał, aż go zaproszą, albo dadzą do zrozumienia, że jest intruzem. Ilham z pewnością nawet by nie pomyślała o tym, że można buszować po cudzym domu, ale na przykład, Wendy? Zapewne przeryłaby wszystkie zakamarki i przymierzyła połowę rzeczy.
Chyba trzeba będzie dopilnować, by na piasku nie zostały żadne ślady, choćby sugerujące, że warto dokładniej spenetrować skały.


Już po paru krokach w głąb korytarza Axela otoczyła ciemność. Nie przejmował się tym jednak. Co prawda podczas poprzedniej wizyty nie liczył kroków, ale brak światła nie mógł mu przeszkodzić w dotarciu do sali głównej. W końcu to był korytarz, a nie jakiś labirynt z licznymi odgałęzieniami. Wystarczyło zapamiętać, gdzie było rozwidlenie... i trzymać się blisko odpowiedniej ściany. A dokładniej - na wyciągnięcie ręki. Najważniejsze było to, że jego głowie nic nie groziło.


Jaskinia, do której wreszcie dotarł, oświetlana jedynie przez nędzne resztki dziennego światła i blask, którego źródłem były fluorescencyjne koralowce, była pusta. Wyglądała dokładnie tak, jak ją zostawili. Dzbanek z elaaraho królował na pustym w zasadzie stole; towarzyszyły mu jedynie dwa pucharki. Łoże było w pewnym nieładzie - pamiątka po bardzo przyjemnym poranku.
'Lampy', które wieczorem rozjaśniały komnatę, krążyły powoli pod stropem, ciemne, jak wtedy, gdy nastał ranek, a ich światło nie było nikomu do niczego potrzebne. Axelowi jednak by się przydało, bo jego wzrok zdecydowanie ustępował wzrokowi syren. Cóż... rankiem jednak czy wieczorem miał ciekawsze obiekty do zajmowania się, niż magiczne światła, i inne pytania, niż sposób działania owych świateł. No i teraz przyszło mu zapłacić za nie tak ukierunkowane zainteresowania.
Pomysłów miał kilka... Znaleźć przycisk na ścianie... jak w normalnym, ziemskim domu? Tyle tylko, że tu nie było żadnych kabelków. A może pogadać? Od serca?
- No, kochana... - Axel obrał za cel jedną ze lamp. Najbliższą. Która i tak wisiała ponad pół metra nad jego głową. - Zapal się proszę.
I nic. Widać nie rozumiała po angielsku.
Z drugiej strony, Dafne nic nie mówiła. Usłyszałby. Może trzeba pomyśleć? Może aalaes porozumiewały się myślami? Skoro najsilniejsze 'qa były w stanie przebić się do umysłu lidzi...? Poza tym widział, jak wyglądała 'rozmowa' wróżka, Gallano, z Moniką. Rękami nie machali, słowa żadne nie padły, nic też nie pisali. Pozostawała telepatia. Czy Aalaes mogli rozmawiać - z każdym, czy tylko z Moniką? Jeśli to drugie, to potwierdziłaby się hipoteza dotycząca tego, co strefa chciała zrobić z Moniką. Albo i nawet zdołała zrobić.
Czy z tego wynikało, że od Moniki należało się trzymać z daleka? Bo co to za przyjemność, gdy człowiek nie może swobodnie myśleć?
Czy trzeba było, jak w przypadku syren, skupić się na czymś? Intensywnie myśleć? Powtarzać w myślach tabliczkę mnożenia? Bo, zapewne, na ochronę myśli nie wpływała obręcz z zimnego żelaza. Jak w książkach fantasy.
W gruncie rzeczy, lepiej by było, i dla Moniki, i dla otoczenia, gdyby dziewczyna nie potrafiła grzebać w cudzych głowach.
No dalej, zapal się - Axel skupił swe myśli, ukierunkowując je na lampę (czy jak zwać to dziwo).
Lampa, oporna albo złośliwa, pozostawała ciemna.
Wreszcie Axel zastosował nieco zmodyfikowany sposób wcześniejszego pomysłu - przymknął oczy i wyobraził sobie, że lampa powoli się rozjaśnia, a potem zaczyna jasno świecić. Wysłał obraz w stronę lampy.
I nic. Jak grochem o ścianę.
Pozostawało jeszcze jedno rozwiązanie, coś, o czym co prawda myślał, ale co wolał pozostawić na sam koniec - złapać jedną z lamp i ręcznie przemówić jej do rozumu. Metoda zdała mu się nieco brutalna, jako że nie było wiadomo, z czego lampy są zrobione, i dlatego Axel postanowił pozostawić ją na sam koniec. Nie mówiąc już o tym, że nie wyobrażał sobie, by Dafne chciała skakać pod sufit, by lampy zapalić.
Stanął na środku sypialni, z kocem w dłoniach, by spróbować 'zagnać' parę kul nad łoże. Stół co prawda był wyższy, ale 'nie uchodziło' skakać po stołach, a poza tym łoże było stabilniejsze i większe - większa była szansa, że nad nie trafi jakaś kula, na której będzie można przeprowadzić kolejny eksperyment.
Czy coś kierowało ruchem lamp? Axel nie potrafił zauważyć jakiejś większych prawidłowości. Według niego kule krążyły pod sufitem tak, jak chciały, ale, prawdę mówiąc, nie tracił czasu na dłuższe obserwacje. Machnął parę razy kocem, niczym przerośniętym wachlarzem i wreszcie udało się - dwie kule zmieniły kierunek i poszybowały nad łoże, a Axel pospieszył za nimi. Wskoczył na łoże - dwa nieco chybotliwe kroki na miękkim materacu, wyciągnięcie rąk... i w dłoniach Axela znalazł się kulisty kształt, zbudowany z materiału, którego mężczyzna nie potrafił zidentyfikować.
- No dalej, kochane światełko, zapal się - powiedział, po czym delikatnie pogłaskał. I nagle poczuł się niczym Aladyn, który potarł lampę i wywołał dżina, bowiem lampa nagle zalśniła bledziutkim światłem, które pod wpływem dotyku Axela stawało się coraz jaśniejsze i jaśniejsze, aż wreszcie kula zapłonęła pełnym, acz delikatnym blaskiem.




Jaskinia, bez Dafne, była przerażająco pusta. I zdecydowanie nie tak przytulna, jak się nie dalej jak wczoraj. A niecałe dwanaście godzin temu były tu dwie śliczne dziewczyny, a przed całą trójką - perspektywa wycieczki i wspaniale spędzonego dnia.
I wszystko szlag trafił.
Z powodów różnych, o których Axel wolał nie myśleć. Bo skoro nawet Karen i Dominika, dołączyły do ataku na Gallano...? Że też Alexander nie stanął po prostu przed Moniką, by bronić ją własną piersią. Zapewne nie był w stanie wymyślić czegoś tak prostego. Niby ksiądz, a zapewne o nadstawianiu drugiego policzka zapewne nie słyszał.
On sam też nie niewiele miał na swoje usprawiedliwienie. Tyle tylko, że nie zaatakował biednego wróżka. A potem już tylko starał się nie dopuścić do tego, by Gallano odpłacił stukrotnie za wyrządzone mu krzywdy. Do czego miał niezbywalne prawo. Wbrew temu, co mogli sobie mówić i myśleć ludzie. Władcy i pępek świata...
Szlag by...
Na dodatek Axel był pewien, że to nie ostatnie nieporozumienie na linii tubylcy-rozbitkowie. Wprowadzanie ludzkich obyczajów i nieliczenie się z tutejszymi prawami zapowiadało kłopoty.
Pierwszy test oblali, na całej linii.


Dafne nie wracała, chociaż czas płynął i płynął. A to znaczyło, że sprawa Gallano była poważniejsza, niż się tego Axel obawiał. Kim był ten cały... veseetuor? Medykiem? Odpowiednikiem tutejszego psychologa? Mniejsza zresztą z tym. Najważniejsze było to, by Gallano stanął na nogi - i fizycznie, i psychicznie.
Czy tak wyglądały pierwsze kontakty aalaes z ludźmi?


Ze świecącą kulą w dłoniach Axel ruszył w stronę wyjścia. Na wszelki wypadek chciał poznać każdy kawałek korytarza, każdy zakręt, nawet kroki policzyć. Tak na wszelki wypadek.
Nie, zdecydowanie nie chciał dojść aż do wyjścia. Co prawda nie sądził, by ktokolwiek w tym momencie polazł poza obozowisko, przeszedł kilometry plaży i wygapiał się na skały, ale wolał nie ryzykować. Światło, nawet najmniejsze, skłoniłoby do zadawania pytań i, kto wie, czy nie zachęciłoby do spenetrowania, dokładnego, skał. A goście, przynajmniej na tym etapie zawiązywania bliższych kontaktów z Dafne, byli mu niepotrzebni.
Być może był nieco egoistyczny, ale - według niego przynajmniej - takie podejście do zagadnienia było całkowicie uzasadnione.
Ich gniazdko, a innym wara od niego. Chyba że Dafne miała zamiar kogoś zapraszać. I wprowadzać zwyczaje 'nie przychodzi się w ubraniu w gości do aalaes'.
- Jesteście zaproszone, ale obowiązują stroje aalaes...
Ciekawe, czy Karen albo Dominica by się zgodziły, nawet gdyby to było typowo babskie spotkanie.
Uśmiechnął się i wrócił do liczenia kroków.


Po powrocie do jaskini powtórzył jeszcze znaki, których nauczył się od Moniki, a potem się rozebrał i położył, jednak nie mógł zasnąć. W końcu wciągnął spodnie i t-shirt, wziął koc, marynarkę i, po ciemku, ruszył ostrożnie w stronę wyjścia.
Dwa księżyce, otoczone plejadą nieznanych Axelowi gwiazd, rozjaśniały nieboskłon. Gwiazdy, chociaż obce, były wspaniałe, ale - niestety - był to widok, jaki należało oglądać we dwoje. Ale on był sam - nawet Laajin go zostawił, zamiast pilnować swego podopiecznego.
Położył na kamiennej posadzce korytarza złożony parę razy koc, założył marynarkę i rozsiadł się w korytarzu i, oparłszy się o ścianę wpatrzyl się w niebo, z mocnym postanowieniem, że posiedzi trochę, a gdy go zacznie morzyć sen, wróci do sypialni.


Obudziło go słońce, to jaśniejsze z dwóch, nieśmiało zapuszczające swe promienie w mrok korytarza.
Czuł się nie do końca wyspany, nieco połamany po śnie na kocu rozłżonym na kamiennej podłodze, ale ogólnie biorąc - nie było źle.
Przeciągnął się parę razy, wykonał parę skłonów i podskoków, szedł szybko w samych bokserkach nad morze i zmył z siebie resztki snu, po czym wrócił do jaskini.
Zjadł pospieszne śniadanie, które popił odrobiną elaaraho, po czym zrobił trochę porządków - ustawił krzesła i zasłał łoże, poskładał porządnie swoje rzeczy (bokserki na wielkoluda i poprzerabiany t-shirt) i schował do szuflady.
Potarł dłonią podbródek.
Indiańscy przodkowie z pewnością w tym momencie zaczęliby na niego krzywo spoglądać. Zarost? Nawet taki niewielki? Jaki wstyd... Powinien się pozbyć tego dziedzictwa - spadku po 'bladych twarzach'. No, może nie w tej chwili. Może wróci do obozu i wycygani lusterko od Wendy? Na kilka chwil.
A jeśli nie... cóż, na ogoli się na wyczucie. Lepsza brzytwa, niż wyrywanie sobie włosów z brody, po jednym.
Ubrał się do końca, przewiesił torbę przez ramię i wyszedł z jaskini.
Miał nadzieję, że Terry da się namówić na zwiedzanie wyspy, zamiast znoszenia kamieni.
 
Kerm jest offline