Z ciszy i ciemności wyłoniły się ślepia. Gorejące zimnym błękitem.
-
Synu…-gardłowy pomruk wydawał się prawie niezrozumiały dla ludzkiego ucha.
Gabriel wzdrygnął się i wpatrzył w lśniące z portalu oczy. Na początku nie był pewien, ale tylko przez jedną krótką chwile - niczym zaczerpniecie tchu, niczym mgnienie oka.
Postąpił naprzód krok.
Oczy zbliżały się.
-
Synu, chodź do mnie..- Z wirujących kłębów mroku wyłonił się pysk prastarego jaszczura. Srebrzysta łuska mieniła się metalicznie gdy smok spoglądał na Sanguinora. Nie miało znaczenia że w pustce wisi tylko łeb prastarego jaszczura.
-
Panie….- paladyn oblizał spierzchnięte wargi i ruszył w stronę Bahamuta.
Gibka umięśniona szyja wychynęła z czerni portalu i smok zawisł nad komnatą, Jego szeroka stalowosina pierś przesłaniała cały portal. Wydawać by się mogło że Boski Smok rozerwie zaraz materie rzeczywistości, rozniesie portali i twierdze maga samym swym majestatem.
-
Nie godnym - Sanguinor spuścił wzrok wbijając go w posadzkę.
-
Wreszcie zrozumiałeś.- dym buchnął nozdrzami Anioła siedmiu niebios.
Metaliczny smok uniósł brew i spojrzał na prącego na przód mnicha.
Mao nie przysłaniał już nawet jednej łapy która leniwie wychynęła z portalu.
-
Wyzbyłeś się pychy, zapomniałeś o arogancji. Twoje grzechy zostały wybaczone- Głos smoka dudnił pod sklepieniem izby.
-
Słyszeliście? Słyszeliście, wybaczył mi- po spokojnym obliczu Gabriela popłynęły złote łzy.
-
Porzuć tą powłokę synu i wzleć ze mną w niebiosa!- huknął smok, a rycerz rzucił swą broń i w uniesieniu szedł w stronę portalu.
Sunął naprzód z zamkniętymi oczami słysząc w głowie pieśń pewnego barda zmierzchowca któremu kiedyś odebrano skrzydła:
Odbierz mi miłość, odbierz mi ziemię,
Zabierz mnie tam gdzie nie mogę trwać,
Nie dbam o to, jestem wolny wciąż -
Nie zabierzesz nieba mi.
Prowadź mnie ku ciemności,
Powiedz im, że nie powrócę.
Spal ziemię i zagotuj morza,
Nie zabierzesz nieba mi.
Nie mam miejsca na tej ziemi,
Oto odnalazłem spokój.
I nie zabierzesz nieba mi…
Czuł jak unosi się w niebiosa...