Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2016, 20:24   #95
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
- Mogę napisać ogłoszenie o wolnym pokoju i powiesić na tablicy ogłoszeń - powiadomił Amandę, badając przy okazji skrzacicę. - Ile chciałybyście brać za miesiąc?

- Pan Jean Lopup płacił nam 55,00 szylingów miesięcznie. Jakby dało się taką cenę uzyskać, byłoby naprawdę cudownie. No ale i 38,00 może być w ostateczności - westchnęła Amanda która z uwagą przyglądała się temu co robi Rodolphe.

Przez dłuższą chwilę milczał i delikatnie rozmasowywał stawy łokciowe i nadgarstki maleńkiej kobiety. Potem delikatnie nastawił palce - nadgarstka i łokcia nie ruszał, bał się, że mógłby je uszkodzić zamiast pomóc. Szczęśliwie zabieg był raczej bezbolesny, więc nie musiał przejmować się ewentualnymi syknięciami Barbary.

- Mógłbym wam dać tynkturę z katalpy do wcierania w stawy, powinno pomóc nieco na stan zapalny... - mruczał pod nosem i zaczął zastanawiać się, cóż mógłby zrobić, żeby rozjaśnić nieco Barbarze umysł. I co z tymi oczyma? Nie przypominało to zaćmy, nie miał za bardzo pomysłu co z tym zrobić. Ale musi coś wymyślić. Możliwe, że skrzacica się zamknęła w sobie, bo straciła kontakt ze światem w sposób prosty - przestała go widzieć. Strata wzroku mogła wywołać wstrząs. Kilka testów jednak wskazywało, że kobieta reaguje na bodźce dźwiękowe, więc jej kontakt ze światem był ograniczony, ale nie do końca. Słyszała. Usta cały czas się poruszały, wypowiadając jakieś bezgłośne słowa. Gdy tylko skrzacica cokolwiek powiedziała, był to stek chaotycznie zlepionych słów. Zdania, które nie miały znaczenia. Górna warga poruszała się teraz jak u gryzonia. Kobieta nie wiedziała, miała splątane myśli, bełkotała, a reumatyzm powykręcał jej kości. Merowi śmierdziało tu magią. Szkoda, że Stara Marie nie rzuciła na to okiem, gdy jeszcze żyła. Kolejny powód by jednak może poszperać za księgą do alchemii gdzieś…
Barbara wyglądała jednak dziwnie spokojnie. Jakby pogodzona z tym całym losem, albo kompletnie go nieświadoma. zapytała

- Jaka ma czczona?

- No tak, bo to już w sumie obiad powoli - Odpowiedziała Amanda - A potem idziemy pomóc ojcu Theseusowi w świątyni.

- Nie martw się, Barbaro. Coś wymyślimy. - Zielarz nieświadomie pomyślał o dziwacznej machinie zostawionej przez ojca w piwnicy. Może tam leży jakaś odpowiedź? Wtarł jeszcze w najbardziej zniekształcone stawy trochę katalpowej tynktury i zaproponował ją Amandzie. Obiecał, że powiesi ogłoszenie o wynajmie pokoju i pożegnał się z kobietami, patrząc nieco smutno za Barbarą. Zawsze robiło mu się źle, gdy nie mógł komuś pomóc…

Pożegnawszy się z Amandą, Rodolphe zabrał torbę z lekarstwami i narzędziami, zahaczył jeszcze o ratusz, żeby wywiesić ogłoszenie o wynajmie i udał się na przegląd swoich owieczek - sprawdzić, czy dzieci mają zdrowe zęby, obejrzeć sobie starców, czy jakoś się trzymają i popytać o zdrowie wszystkich, których napotka.

- Czuję się dobrze, drogi Rodolphe - Stęknęła zmęczona Zbażynowa. Mer spotkał ją jak przemierzała plac i nerwowo się rozglądała - Jak wiesz mam kłopoty z oczami. Zawsze widziałam dobrze, ale te bóle oczu i ta mgiełka czasem nachodząca… No męczy mnie. Ale nie o tym chciałam rozmawiać, widziałeś może naszego Zdzicha? Od wczoraj nie mogę chłopaczyny znaleźć...

Zielarz dokonał przeglądu ostatnich wydarzeń w swojej głowie i pokręcił nią przecząco.

- Niestety, pani Zbażyn. Nie rzucił mi się w oczy. A co do oczu - jak będzie miała pani czas się do mnie wybrać, to się temu problemowi dokładniej przyjrzę, może będę w stanie pomóc.

- No pewnie będę musiała się wybrać. Z oczami idzie jeszcze wytrzymać, ale z tym marudnym Józeim to sam wiesz. Właśnie mi gorączkuje w domu. Poślę po ciebie, jak mu się nie poprawi - Kobieta westchnęła. Widać niepokoiło ją zniknięcie chłopaka. - Tymczasem, idę. Poszukam go jeszcze w okolicy. Bywaj Rodolphe - uśmiechnęła się ciepło i poszła.

- Powodzenia! - pożegnał się zielarz, rozmyślając nad zdrowiem Józefa. Może się wybierze tak czy inaczej, nie czekając na wezwanie od kobiety? Tymczasem kontynuował swój obchód.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline