Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-11-2016, 23:29   #243
Zaalaos
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Informacja o stanie wojennym wybiła najemnika z równowagi. Jak zawsze spodziewał się komplikacji, ale nie aż takich. Wylądował wraz z Młodą w głębokim bagnie, z którego ciężko będzie się wydostać. Z zamyślenia wyrwały go jej słowa.
WestchnÄ…Å‚ cichutko skupiajÄ…c swojÄ… uwagÄ™ na kobiecie.
- Przepraszam, coś wymyślę. W zasadzie już wiem co zrobię. - odparł kobiecie i sprawdził stan swojego sprzętu. Wszystko było na miejscu. - Zaoferuję swoje usługi, jako zapłaty zażądam żeby cię puścili.
- Ironiczne stwierdzenie: Z pewnością zarządcy Ploo już nie mogą doczekać twojej oferty. Spostrzeżenie: Nie zapłaciłeś mojej pani za naprawy, więc w 32% należysz do niej. Lecz przy założeniu że najcenniejsze w tobie są przygotowane przez nią elementy to powinieneś się do niej zwracać per "moja pani" - po tych słowach HK spojrzał na Emily. - Propozycja: Pani, proponuję sprzedać go a za uzyskane w ten sposób kredyty przeznaczyć na spłatę zobowiązania wobec Ploo.
- Myślę że moje doświadczenie spokojnie ich przekona. W końcu po Wojnach Mandaloriańskich nie zostało zbyt wielu weteranów. W szczególności z rozpoznania. - odpowiedział spokojnie, choć w rzeczywistości chciał droida uderzyć. - Emily, twoje zdanie?
- Spróbuj - miała nietęgą minę. - Żądają dziesięć tysięcy - pokręciła głową. - Choć lepiej będzie jak poszukasz jakiegoś sposobu do wyłączenia ich sieci obronnej. Ty też się tym zajmij HK. Nie mam zamiaru tu siedzieć dłużej niż konieczne... Co masz tutaj do załatwienia?
- W takim razie nie ma problemu, jak nic innego nie zadziała to zwyczajnie te kilka kół wyłożę z mojej kieszeni. - mruknął - Szukam tutaj... Wuthana Draxa. Pan M, jak go ładnie nazwałaś ma dla niego wiadomość. W razie odmowy mają to być ostatnie słowa jakie przeczyta. - dodał wzruszając ramionami. - Ponoć walczy dla Glymphidów, bądź Fluggarian, ale jak do tej pory nie znalazłem na jego temat niczego ciekawego.
- To jest stolica tej wielkiej kałuży... Jeśli dla Fluggarian to możesz się tutaj o niego popytać. Załatwisz to w trzy dni? Czwartego mogą chcieć mi zarekwirować Nilusa…
- Jasne. - rzucił i skierował się do wyjścia - Do zobaczenia.


Rampa zamknęła się za nim dosłownie sekundę po tym jak z niej zszedł. Przywitało go niezwykle intensywne słońce, co gorsza odbijające się równocześnie od bezkresnego morza pokrywającego tą planetę. Nienawidził wodnych planet. Gdy już nieco opanował łzawienie oka zobaczył kolejne interesujące szczegóły. W Nilusa wycelowane były dwa działa, choć poza samym lądowiskiem nie widział innych systemów obronnych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Z samego lądowiska prowadziła tylko jedna droga, do portu, która strzeżona byłą przez czterech miejscowych Fluggurian, uzbrojonych w lekkie karabinki. Niemal prychnął gdy zobaczył ich uzbrojenie, to był sprzęt z demobilu sprzed… pięćdziesięciu lat?
- Panowie, spokojnie. - rzekł arkanianin unosząc ręce w górę. Zrobił to swobodnie. - Jak wygląda u was odprawa celna? Jak lądowaliśmy to stanu wojennego jeszcze nie było. Albo raczej kontrola lotu raczyła to przemilczeć.
- Rece góra - warknął łamanym wspólnym jeden z strażników. - Ty kapitan?
- Nie, pasażer, pani kapitan miała mnie tutaj tylko dowieźć i polecieć dalej. - wyjaśnił stosując się do instrukcji - Ale macie farta, jestem weteranem Wojen Mandaloriańskich i mógłbym wam potencjalnie pomóc w waszej wojnie. Za odpowiednią opłatą oczywiście.
Spojrzeli po sobie.
- Idzie dalej. Rece góra. - warknął ten, który musiał uchodzić za intelektualiste pomiędzy nimi.
Gdy Sol był na ich wysokości jeden z nich stanął za jego plecami i pchnął go lekko lufą karabinu.
- Tam - powiedział machając karabinem. - Tam - to było chyba jedyne słowo jakie znał.
Wojownik skrzywił się gdy poczuł stuknięcie metalu o pancerz.
- Tam. Idę. - powtórzył słowa strażnika i zastosował się do instrukcji, może istniała szansa na to że skojarzy słowo "iść"?
Choć rzeczywiście jego zasób słownictwa nie był wysoki, to arkanianin musiał być którymś z kolei prowadzonym przez niego najemnikiem.

Weszli do przestronnego budynku portowego, przeszli dekontaminację i skierowali się w prawo. Chwilę później zatrzymali się przed biurem, gdzie stało dwóch innych strażników. Ci przejęli Sola i wprowadzili go przez śluzę do środka.
Pomieszczenie przedzielone było blatem, po którego drugiej stronie stało dwóch urzędników. Na szczęście dla Zhar-kana jednym z nich był człowiek. Czarnoskóry mężczyzna był już siwy i pomarszczony. Wyraźnie dorabiał jako tłumacz.
- Witam, jest pan najemnikiem jak sądzę? - zapytał znudzonym głosem. Siedzący obok niego Fluggarianin zaświergotał coś w swoim języku.
- Weteran Wojen Mandalorianskich, trafiłem tutaj tylko ze względu na jak przypuszczam "przypadkowe" przemilczenie stanu wojennego. Ale oczywiście mogę dla was pracować, choć warunki mam dwa. Pierwszy - szukam kogoś o imieniu Wuthan Drax i liczyłbym na ułatwienie poszukiwań, drugi - Nilus, to jest statek na którym dotarłem, wraz z załogą zostanie zwolniony bez podatku.
- Nie ode mnie to zależy - mruknął mężczyzna. - Standardowy żołd to czterysta kredytów za standardowe trzydzieści dób służby. Regulamin dotyczący dodatków za chwalebne czyny w walce jest do ściągnięcia w terminalu - skinął mu ręką na ścianę.
Sol westchnÄ…Å‚ delikatnie.
- A od kogo to zależy? Od urzędnika obok pana? Dowódcy obrony tego sektora czy innej jednostki terytorialnej jaką się tutejsi mieszkańcy posługują? Jakie są cele strategiczne tej wojny? Znając odpowiedzi na te pytanie będę wstanie udzielić pomocy na miarę moich możliwości.
Starszy mężczyzna westchnął ciężko.
- Naprawdę, nie jest pan pierwszym wielkim strategiem, który przyleciał na tą wojnę. Mamy ich całe szeregi. Nie umniejszam oczywiście żadnych pana zdolności, ale tym się zajmą już osoby do których pan trafi później. Dobrze? - zapytał grzecznie.
- Rozumiem, ale nie mam zamiaru pchać się na front. Nie używa pan skalpela do krojenia mięsa w kuchni, prawda? - odparł najemnik - Ale to jak pan wspomniał nie zależy od pana. Z kim powinienem w takim razie porozmawiać?
- I w zasadzie nie przyleciałem na tę wojnę. Jestem tutaj bo nie powiedzieliście że stan wojenny w ogóle trwa.
- Proszę tu podpisać - podsunął mu pod nos kontrakt. - Przydziałem rekruta zajmuje się Drejew Morzki. Pokaże pan taksówkarzom przy wyjściu te skierowanie i skierują panado niego - obok kontraktu podsunął mu małą kartę magnetyczną.
Wojownik warknÄ…Å‚ coÅ› pod nosem.
- Jeśli natomiast tego dokumentu nie podpiszę to jak będzie wyglądała moja sytuacja u państwa? Czy moja zdolność poruszania się będzie ograniczona?
- Niestety tak - z niechęcią tłumacz potwierdził.
Zapadła trwająca nieprzyjemnie długo cisza, po czym najemnik postawił swój podpis pod wskazanym dokumentem. Wziął kartę magnetyczną w dłoń i bez słowa skierował się do wyjścia.


Taksówkarze byli bardziej niż szczęśliwi mogąc przewieźć najemnika. Wiadomo, w czasie stanu wojennego najlepsze fuchy to były fuchy rządowe, a nawet za takie duperele jak przewożenie rekrutów można było solidnie dorobić. Pewnie dostawali kilkukrotność swojej normalnej taryfy. Pomyślał Sol, podpisując zaświadczenie że taksówkarz dowiózł go na miejsce. W zasadzie był nawet zadowolony z jakości usługi. Śmigacz którym go przewieziono był wygodny i czysty, a kierowca nie gadał bez potrzeby. Pewnie dlatego że nie znał zbyt dobrze galaktycznego wspólnego.
Trafił bezpośrednio do koszar. Zajęte były przez nie Fluggarian, ale właśnie przez wszelkiej maści żołnierzy fortuny. Znudzony Weequay wskazał mu siedzącego za niedużym biurkiem twileka.




Wojownik podszedł sprężystym, wojskowym krokiem od biurka i położył na nim swoją kartę magnetyczną.
- Zhar-kan Sol, ponoć mam się do pana zgłosić po przydział.
- W porządku - mruknął nie odrywając wzroku od jakiegoś artykułu. Wziął kartę do ręki i dopiero wtedy spojrzał na Sola. - Och, hmm... Arkanianin - wstał i przyjrzał mu się dokładnie. - Okej. Wypełnił ten druk - podał mu podręczny terminal, na którym było miejsce na sprzęt, jaki najemnik wnosi ze sobą w strefę wojny. - Opowiedz mi trochę o sobie - zapytał poważnie. Widać było, że miał doświadczenie w ocenie ludzi po wyglądzie. Dużo się spodziewał po Zhar-kanie.
- Weteran Wojen Mandaloriańskich, piąta łączona, jednostki rozpoznania. Byłem na Duro i kilku innych planetach o których nie mogę z powodów oczywistych wspomnieć. Dostanę się do niemal każdego miejsca, jestem obeznany z materiałami wybuchowymi, podstawami hakowania systemów obronnych i taktykami wojny podjazdowej. - odparł wypełniając równocześnie druczki. - Nie dalej jak tydzień temu załatwiłem pilota mecha bojowego, przy użyciu dwóch wiboostrz i blastera. Mech jest na pokładzie statku którym przyleciałem, ale wymaga napraw. Zresztą nie miałem czasu go opanować, więc lepiej żeby tam spokojnie czekał. - dodał i oddał wypełniony datapad. - Z moich modyfikacji genetycznych: podwyższony próg bólu, zwiększona wytrzymałość, widzenie w ciemnościach, zmniejszone zapotrzebowanie tlenowe.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał szczerze. - Tak mocno kasy potrzebujesz? Zresztą... Nie moja sprawa. - przejął od niego terminal. Potwierdził coś i aktualizował jego kartę magnetyczną.
- Udaj się na lądowisko na tyłach koszar. Poczekaj na pierwszy transport i pokaż to pilotowi. Zabierze cię do oddziałów desantowych. Tam zgłoś się do porucznika Draxa. On zrobi z ciebie użytek.
- Kontrola lotów "zapomniała" wspomnieć że trwa stan wojenny. Teraz chcę tylko zagwarantować swobodny odlot mojej... Kuzynce. - skłamał gładko najemnik - Nie dałoby się tego załatwić?
- Ciężka sprawa - pokręcił głową. - Zapisz się na jakąś ostrą akcję, to może wtedy. Fluggarianie są bardzo łasi na rozczłonkowane trupy Glymphidów. Im bardziej krwiście tym lepiej.
Wojownik westchnął donośnie.
- Jak zwykle pakuję się w największe gówno w galaktyce. Ciekawe którą kończynę stracę tym razem. - powiedział bardziej do siebie, niż do koszarowego. - Chwila... Drax? Wuthan Drax? - spytał szukając potwierdzenia w oczach twileka - Dobrze się składa, i tak go szukałem. - podniósł kartę magnetyczną i skinął Twilekowi głową. Znalezienie lądowiska nie trwało długo, tak samo jak czekanie na sam transport, który dotarł po minucie.




Był to statek nieco nowszej generacji niż broń którą posługiwali się Glymphidzi. Trap opuścił się zapraszająco, a do wnętrza weszło po kolei kilku tragarzy ze sprzętem. Załadunek trwał kilka minut, Sol wszedł gdy ostatnia paczka wylądowała na pokładzie, pokazał pilotowi kartę magnetyczną, po czym usiadł wygodnie w jednym z foteli. Odruchowo przypiął się do uprzęży i czekał na start.
 

Ostatnio edytowane przez Zaalaos : 22-11-2016 o 08:47.
Zaalaos jest offline