Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 11:34   #28
Betterman
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
z Kastorem i Mirą

Mag skinął skrzatce głową i trącił łokciem Alcesta, by ten zajął się rozmową i przedstawianiem.
Wyglądało, jakby od dłuższego czasu miał ochotę trzasnąć swojego tępego brata w łeb. Najlepiej kamieniem, żeby wszystkie klepki wskoczyły mu na miejsce. I zrobiłby to, gdyby nie fakt, iż nie chciał marnować sił.
Zaczął powoli jeść ofiarowaną zupę. Zaczął się zastanawiać czy rzeczywiście jeszcze dzisiaj wypocznie na tyle, by spróbować zmierzyć się z Wieżą. Te rozważania musiały jednak poczekać na później. Spojrzał niechętnie na gadający miecz, a następnie w stronę drzwi, za którymi zostały zwłoki. Najpierw Wieża, potem reszta.

- Jak śmiesz wieśniaczko!? - Z ostrza dobył się histeryczny krzyk do złudzenia przypominający obrażoną matronę. - Jam jest Miecz a nie żaden kozik! Przeproś natychmiast i wypoleruj mą klingę!

Krasnolud przyjął marudzenie karczmarki ze stoickim niemalże spokojem. Odburknął tylko, że jakby dało się szybciej znaleźć, czego szukali, to by nie łazili po krzakach do późna, i na poważnie zajął się podsuniętą michą. Dopiero wrzask miecza go od niej oderwał.
- Rzeczywiście gada - zauważył przytomnie i nawet poruszył się na ławie, ale w porę zmiarkował, że pierwszeństwo reakcji i tak należało się Mariannie, a ona z niego bezwzględnie skorzysta. Chyba że ktoś im potajemnie podmienił skrzacicę.

- Oż ty pieruńskie czarostwo... - Marianna biła pianę. - Ja ci dam wieśniaczkę!
Już miała się rzucić z chochlą na Miecz, gdy między nią a bronią stanął Redgast.
- To oręż, który należał do trupa - wyjaśnił, po czym dodał kwaśno - Chyba jest przeklęty i... No, klątwa spadła na mnie. Lepiej go nie dotykaj, Mari.
- Ha! - zakrzyknął miecz. - Padnij na kolana błagając o wybaczenie! Zbrukałaś moją piękną zabójczą klingę tymi pomyjami. Jak się ukorzysz to w geście łaski pozwolę Ci mnie wypolerować. - W słowach Miecza zabrzmiały lubieżne tony.

Szeryf przesunął się na ławie bliżej maga, odchrząknął, żeby ściągnąć jego uwagę, i trzonkiem łyżki wskazał Redgasta.
- To prawda?

- Oż ty zardzewiały widelcu, ty...
- Skrzacica zamierzyła się chochlą, by zaatakować Miecz, lecz Łowczy sprawnie złapał ją pod ramiona i przytrzymał. Starając się uspokoić szamoczącą karczmarkę, zwrócił się do Harla:
- Tak mi powiedział... ten Miecz. Że jak go zostawię, to po mnie. Pan nowy mag mógłby to pewnie jakoś zbadać. W sumie miałem prosić o to, bo chociaż miecz to poręczna broń, to patrząc jak skończył jego poprzedni właściciel... Wolałbym wrócić do starego noża... Co nie gada. - Westchnął.
Miecz błyszczał dumnie i wyzywająco.


Kastor spojrzał z ukosa na broń, po czym włożył do ust kolejną porcję zupy.
- Nie sądzę - odparł krasnoludowi ciszej niż zwykle, choć pewności nie miał. Przez chwilę nie odzywał się, żując mięso.
- Został zaskoczony lub nie zdążył zareagować na atak potwora. - Wskazał na dwór, dając do zrozumienia o kim mówi.
- Jedyna magia pochodziła od tego - tym razem spojrzał na Miecz. - Czyli to żadna, wydumana klątwa. Przebadam go jak uporam się z wieżą.
- Oczywiście, że nie zginął od klątwy… Przecież mnie miał. Zginął z głupoty, bo mnie nie dobył, ot, cała filozofia!

Z brodatej twarzy trudno było coś wyczytać, może poza ogólnym zafrasowaniem.
- Wieżą, jak myślę, zajmiemy się z samego rana. Teraz, znaczy: jak zjemy, chcę tylko zabrać trupa sprzed karczmy. Zdechlak na szyldzie w zupełności wystarczy, nie, Marianna? A ty mi, Fresnel, pomożesz, mam nadzieję. I weźmiesz ze sobą to wygadane żelastwo.
- Jak trzeba
- westchnął Łowczy znad talerza.
- No, pięknieście mi za gościnę zapłacili. Trup i chujstwo z klątwą. - Marianna aż zatrzepotała skrzydłami. Kiedy rozlała resztki zupy, zabrała garnek i chochlę i skierowała się na zaplecze. - Pan magik i jego brat mogą zostać na noc - powiedziała, nie patrząc na nich. - Pierwszy niech się przyda przy tej zawszonej wieży, a drugi... - zwróciła się do Alcesta - Jak kur zapieje, chcę tu widzieć koło paleniska równy stosik pociętego drewna. Koło wejścia masz drewutnię, tam znajdziesz też siekierę.

*

Po wyjściu z karczmy wlazł na kozioł i chwycił lejce, a zmoknięta chabeta właściwie sama ruszyła w krótką drogę do domu.
Zatrzymał wózek na tyłach garnizonu, otworzył wejście do aresztu i wrócił do Redgasta.
- Dobra, trzeba zabrać klienta pod dach. Właź na pakę, weź go pod pachy.
Sam złapał za sterczące z tyłu golenie.

Niskie stopnie wiodły prosto do garnizonowych lochów. Filary ze zgrubnie ciosanego kamienia, łuki i pordzewiałe kraty wydzielały z mrocznej czeluści bardziej swojską część. Dawnymi czasy przesiadywali tam strażnicy.
Z długiego blatu pod ścianą, kilku półek i kątów w świetle lampy błyskało tajemniczo instrumentarium godne pracowni alchemika, ale stół pośrodku był pusty. Posapując i klnąc z rzadka, Harl ułożył na nim z pomocą Fresnela ciało. Zaraz potem zakrzątał się przy aparaturze, zaskrzypiał niepozornym kurkiem nad dobytymi skądś dwoma kubkami bez uch.

- Na wzmocnienie. - Podsunął jeden łowczemu. - Poza tym nigdy nie wiadomo z takim trupskiem. Lepiej przepłukać.

Pokrzepiony, zapalił jeszcze jedną lampę i przystąpił do oględzin. W lesie nie było na to warunków ani czasu, a trup - jak to trup - z każdą chwilą prezentował się gorzej. W dodatku zamiast maga, o którym póki co szeryf nic właściwie nie wiedział, miał teraz asystę znajomego tropiciela.

- Jeśli boisz się klątwy, to weź miecz ze sobą - powiedział doń, kiedy zbierał się już do wyjścia. - Możesz go też zostawić. - Wskazał pokryty pajęczynami i grubą warstwą kurzu stojak na broń. - Chyba... Będzie mu wygodnie, nie?

Potem Harl przysunął do stołu zydel, wygrzebał spod szpargałów zalegających w szufladzie papier, zdmuchnął zeń paprochy. Na czystej kartce sklecił pośpiesznie ustęp o ostatnich wydarzeniach do wciąż nieskończonego raportu. Suchy jak stuletni dziadyga, bez domniemań i choćby najostrożniejszych wniosków. Zakończył za to uprzejmym zapytaniem, czy wedle wiedzy stołecznych służb szanowny Heidin nie objawił się gdzieś poza Szuwarami.
Zanim złożył podpis, zadumał się na jakiś czas. Wstał, z wprawą cymbalisty obstukał szklane baniaki i rurki, przestawił ze dwie wajchy. Wreszcie znów usiadł, dopisał jeszcze prośbę o podsumowanie tego, co wiadomo o niejakim Kastorze, rzekomo zaginionego maga zastępcy.
Choć przy kilkudniowym trupie pisało mu się zadziwiająco sprawnie, nie zabrał się już za kolejny list, który planował tego wieczoru napisać. Towarzystwo zdawało mu się jakby niedobrane, a pora zdecydowanie zbyt późna. Zwłaszcza że następny dzień też zapowiadał się bardzo pracowicie. Od samego rana i pewnie bez względu na to, czy pod wieżą więcej będzie mógł zdziałać mag czy łopaty.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 22-11-2016 o 12:52. Powód: "wyglądało, jakby..." w pierwszej części
Betterman jest offline