Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 14:34   #1
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Światełko wśród wrzosów [Pathfinder, 18+]

Wieczne wrzosowiska…




Błąkali się pośród tych mglistych wzgórz od kilku dni.




Wrzosy, darń… tworzyły urokliwy kobierzec, ale nie poprawiały nastroju. Byli w końcu niedobitkami rozbitej armii. Wojownikami przegranej sprawy. I uciekinierami.
Orki były bardzo uparte w łapanie niedobitków i o wiele bardziej metodyczne niż zazwyczaj. W ogóle horda orcza pod rozkazami Oboulda okazała się bardziej zdyscyplinowana i bardziej skuteczna. A jeszcze dochodziły do tego dziwne demony, które były przyzywane na pole walki. To była bardziej rzeź niż bitwa, toteż byli wdzięczni bogom, że wyszli z niej o własnych siłach.
Naturalnym kierunkiem ucieczki większości niedobitków armii było południe i zachód. Oni jednak udali się na północ, dzięki temu unikając większości patroli. Powód wyboru takiej drogi nazywał Gram Kraghammer i był krasnoludzkim dziesiętnikiem. Mającym jednak posłuch między członkami swej rasy, bo też wywodził się z Mithrilowej Hali i był dość luźno spokrewniony z klanem Battlehammer. Był też twardym jak stara podeszwa uparciuchem. Łysy jak kolano rudy brodacz uzbrojony w muszkiet zamierzał wraz zwerbowanymi po drodze tarczownikowami ze swej rasy Urechtem i Bregnanem. Dwoma niemal bliźniaczo podobnymi do siebie młodymi wojownikami z Sundabaru którzy wpatrzeni w niego jak w obrazek. Cała trójka zmierzała do Mithrilowej Hali ignorując wieści o jej upadku i śmierci samego Bruenora. A reszta ruszyła wraz nim. Wszak trzech wojowników zaciekłych w boju to dobre wsparcie we wszelkich kłopotach jakie można spotkać na Wiecznych Wrzosowiskach. A kłopotów wszak można tu znaleźć sporo. Kiedyś te miejsce miało wszak inną nazwę… trollowe wrzosowiska. Obecnie już tych trolli jest tu mniej. Jednak nie dlatego, że udało się okiełznać to miejsce. Po prostu trolle zostały przepędzone przez groźniejsze stworzenia. Nie wspominając już o tym, że orki rozesłały patrole poszukujące takich jak oni… uciekinierów. To sprawiała że grupka niedobitków trzymała się blisko trójki krasnoludów. Tym bardziej że Gram miał plan. Niezbyt co prawda skomplikowany, ale miał cel do którego z typowo krasnoludzkim, czyli oślim, uporem dążył. Po prostu zamierzał dotrzeć do Mithrilowej Hali i… znaleźć swego króla. To dążenie pchało go przez wrzosowiska i ciągnęło za nim dwójkę krasnoludów. To dążenie odseparowało jednak tę trójkę od reszty towarzyszy podróży. Już przy pierwszym ognisku, gdy rozmawiali o swej przyszłości Gram powiedział gdzie się udaje i po co. Powiedział też jeszcze coś.
- Mithrilowa Hala to dziedzictwo mej rasy, Bruenor Battlehammer to mój król. Nie wasze to przeznaczenie i dlatego przyjdzie nam się rozdzielić. Dotrzemy razem do Nesme, ale potem nasze drogi muszą się rozstać. Mithrilowa Hala to sprawa mej rasy i tylko mej rasy… to kwestia… co prawda, my unikamy takich słów.. ale nie da się tego powiedzieć inaczej. Hala to intymna sprawa krasnoludów którym na sercu leży los naszej rasy. Wy… musicie odnaleźć własną drogę i życzę wam by się to udało. Bowiem nie da się spoglądać w swe odbicie, jeśli za nim nie widać celu do który się dąży.-
W tych “dyplomatycznych” słowach Gram określił ich przyszłość. Dotarcie do Nesme i przemyślenie po drodze co chcą robić dalej. Tyle że nie wiadomo co zastaną w Nesme… w osadzie z pewnością już kontrolowaną przez orków.


To jednak wydawało się daleką przeszłością, bowiem najpierw trzeba było przejść bezdroża Wiecznych Wrzosowisk bez przewodnika, unikając orków i lokalnych zagrożeń. Następny poranek był tego dowodem. Przebudzenie, toaleta, wygaszenie ogniska i próby zamaskowania swoich śladów. Unosząca się poranna mgła odsłoniła urokliwy krajobraz skrywający wedle jednych wiele zagrożeń, wedle innych skarby starożytności. Póki co jednak zagrożeń należało unikać, a i skarbów nie wiadomo było gdzie szukać. Ważniejsze były siedziby ludzkie… nawet jeśli opuszczone. Te dawały schronienie. A czasem i pożywienie jeśli przy nich kręciły się stada półdzikich owiec lub kóz.
Jednak zapach który przyniósł wiatr do ich tymczasowego obozowiska… nie był zapachem kóz czy owiec, a worgów i krwi. Zagrożenie przybywało z powiewami wiatru z północy, z kierunku do którego zdążali. I oczywiście mieli w swych szeregach trójkę upartych krasnoludów, których przywódca nie rozumiał słowa ustąpić ze ścieżki. Gram więc postulował iść naprzód bez względu na przeszkody jakie napotka na swej drodze. A jeśli ta droga niestety krzyżowała się z zagrożeniem śmierdzącym worgami i juchą, to cóż… tym gorzej dla zagrożenia.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 22-11-2016 o 14:38.
abishai jest offline