Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 18:30   #131
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Noc III - Alex i Wendy: Morderczy trening silnej woli




Po zjedzeniu ryby, którą ksiądz usmażył nad ogniem, pozostałe trofea łowieckie zostawił w ‘spiżarni’, do której ktoś naprawił jak się okazało drzwi. W środku mimo szarówki przed zmierzchem, jaka jeszcze panowała na dworze, spały już Wendy z Dominiką na jednym z posłań, oraz Monika tam gdzie przebudzili się nad ranem.
Tak radosna rankiem, tak… no z pewnością w gorszym nastroju teraz. Zastanawiał się czy każe mu spadać gdy położy się obok, ale poprzedniej nocy tylko dzięki temu dzieleniu swoich strachów jakoś ją przetrwali. Kładąc swoje rzeczy przy łożu zdjął spodnie i ostrożnie, cichcem wślizgnął się pod koc który diabli wiedzą skąd wytrzasnęli.
Śpiąca dziewczyna nie zwróciła najwyraźniej uwagi na intruza, gdyż nadal smacznie spała.
Nie była to normalna pora o jakiej ludzie udają się na spoczynek… ale oni wszak nie mieli świec, kaganków. Cóż mogli robić po nocy?
Hm… wspomniał Axela i Dafne, oraz to co mogą właśnie zaczynać robić tam na skałach. Wspomniał Karen i Terry’ego spacerujących gdy widział ich wracając znad morza. Ok, coś robić w nocy można było bez światła. Ale i chodzenie spać o zmroku i wstawanie o świcie zdawało się czymś naturalnym choć przecież tak dziwnym.
Była też inna kwestia. Usnąć przed nadejściem mroku. Zanim ten rozpęta przerażenie w jednym zakutym łbie.
Obrócił się lekko by przyjąć wygodniejszą pozycję. Tak… zasnąć nim będzie ciemno, a potem zadbać o jej sny, by ona zabrała coś co znajdzie w koszmarach Alexandra. Koszmarach?
Przeszło mu przez myśl coś przez co prawie już się zbierał by iść na inne łóżko. Bo jak mu się przyśni ten niebieski diaboł…
W tym jednak momencie Monika odruchowo się przytuliła, przez sen. Obudziłby ją, więc jedynie objął, okrył oboje kocem i zamknął oczy.

Przebudził się gdy było już ciemno. Monika leżała kilka centymetrów od niego, jednak już nie wtulona i na drugim boku.

Gdy nagle...

Do jego głowy wpadło wspomnienie:
Tonął.
Znów tonął.
Było mu okropnie zimno. I do tego to uczucie… brakującego powietrza.
Dlaczego nie próbował płynąć? Próbował! Ale coś ciągnęło go w dół. Coś chciało, by tonął! Próbował się wyrwać, ale jego nogi nie chciały się ruszać. Coś oplatało jego kostki. Spojrzał w dół. Coś czarnego, przypominającego węże, przypominającego macki, oplatało jego kostki. Próbował się wyrwać. Brakowało mu powietrza… ale widział, widział jak niewiele brakuje, by znaleźć się poza mrokiem wody. Poza zimnem… Gdyby tylko, coś nie ciągnęło go w dół.
I wtedy poczuł nieopisany strach…
I wtedy zobaczył to… burza rudych loków. Jej twarz… jej usta… i jej dotyk…
Dafne...
Oswobodziła go…
Objęła. Mocno i pewnie. Teraz płynęli razem. Płynęli ku górze. Ku powietrzu.
I nie wiedział, co było piękniejsze: ona, czy powietrze wypełniające jego płuca.

A później… nie mógł przypomnieć sobie, co było później?

Dominika biegła przez las. Śpieszyła się… uciekała?
Oglądała się za siebie.
Bała się.
Czuła nieopisany strach… tak samo jak on, wtedy gdy tonął. Między drzewami goniły ją cienie… uciekała…
Coś dotykało jej ramienia, próbowało zatrzymać…
Zobaczył burzę niebieskich włosów.
Wendy.
To ona próbowała go zatrzymać…

Mrugała do niego zachęcająco jednym okiem. Jej dłonie przesuwały się powoli, powoli z ramion na jej własne piersi. Kusząco okrążyły… prezentowały… pieściły…
- Spójrz na mnie spójrz… Chodź do mnie chodź… - mruknęła niczym kotka. Jej kciuki zaczęły pieścić własne sutki, a usta rozchyliły się lekko.
I wtedy, Alexander uświadomił sobie. Że nie może śnić. Przecież nie śpi. Przed chwilą się przebudził! Jeśli więc to nie sen. Nie jego sen…
A może…
Może jego?

Monika…
Cichy jęk dziewczyny. Dobrze wiedział, że ów jęk zaraz przerodzi się w coś zgoła innego…
I sam już nie wiedział. Czy bardziej boi się ciemności. Czy bardziej chce znów przytulić Monikę. Czy teraz chciałby być przy Wendy… przy której odejść mogły w zapomnienie wszystkie problemy. Opanowała go nagła żądza wejścia między rozchylone uda dziewczyny.

Monika znów cicho jęknęła…

A ktoś na sąsiednim łóżko zaczął gwałtownie wyślizgiwać się z pościeli…
Ktoś? Coś?
Był mrok. Alex zaczął dygotać pod kocem i dotknął pleców Moniki. Bardzo lekko, jedynie na tyle by poczucie ciepłej skóry pod palcami pomogło mu nieco. Oprócz tego leżał jak sparaliżowany wytężając słuch i skupiając się na każdym dźwięku.
Ktoś wstawał z łóżka. Szedł w stronę wyjścia z chaty. Sądząc po krokach i sylwetce widocznej przez oczy przyzwyczajone do ciemności była to któraś z dziewczyn. Dominika? Czy Wendy? Ksiądz intuicyjnie mógł przysiąc, że ta druga.
Tymczasem, Monika uspokoiła się.
Rejestrował to pod przykryciem paniki. Sen. Skupił się na nim. Wendy prężąca się, wołająca go.
Czyj był to sen? Moniki? A może zaczął odbierać sny i koszmary innych?
Dominika biegnąca przez las.
Cholera.
W chacie było ciemno totalnie, tylko na zewnątrz widać było poświatę palącego się jeszcze ogniska.
Co czaiło się pod ścianami? Co zbliżało się pod sufitem?



Zadrżał rozumiejąc, że sam nie uśnie, potrzebował Moniki do tego by mu pomogła jak wczoraj.
Ale ona właśnie spokojnie spała, bez koszmarów.
Wspomniał jej myśli na skałach: “egoista”.
Byłby takim, gdyby teraz zabrał jej spokój i oczekiwał wsparcia dla siebie.
Musiał poradzić sobie sam przynajmniej póki jej koszmary nie wrócą i będzie powodu by znów spleść się nawzajem myślami. Wziąć je od niej oddając swoje.

Wciąż dygocząc ostrożnie wysunął się spod koca i na sztywnych nogach skierował się ku poświacie ognia, który zamiast gasnąć, zatańczył mocnymi płomieniami. Niebieskowłosa dziewczyna przed chwilą dorzuciła do niego drewna, teraz jeszcze delikatnie starając się je lepiej ułożyć. Odwróciła się, wyłapując, że ktoś jeszcze wychodzi z chaty.
- Nie żałuj… - wyszeptał. - Dorzuć jeszcze. - Był spięty, oczy biegały mu po ciemnej okolicy.
Wendy nie pytała. Nie przyglądała się też dłużej niż potrzeba. Po prostu dorzuciła więcej, tak jak prosił.
Usiadł przed ogniskiem i starał się na nim skupiać. Jakby wyrzucał fakt iż ten mrok dalej tam jest. Przydałaby się biegająca Iranka.
- Spać nie możesz? - spytał dziewczyny zerkając na nią przelotnie.
Wzruszyła krótko ramionami.
- Siusiu mi się zachciało - skłamała.
Spojrzała na niego.
- Głupie sny - dodała, tym razem szczerze.
- Sny? - Nie było widać, że się spiął, bo właściwie cały czas był spięty. - Koszmary?
Niebieskowłosa skinęła tylko głową. Zaczęła patykiem podburzać płomienie ogniska, by tańczyły mocniej.
- Całe szczęście to tylko sen nie? - Trącił ją lekko łokciem. Ot jakby zaznaczyć różnicę między czymś nierealnym i wyimaginowanym od realnego ciała z krwi i kości.
Uśmiechnęła się lekko na ten gest. Chociaż głową skinęła niemrawo.
- A ty?
- Ciemność. Panicznie boję się ciemności. - Lekkim ruchem głowy wskazał chatę, ale nie odwracał ku niej twarzy. - Przebudziłem się. Tam ciemno. Tu ogień.
- Kiedyś lubiłam ciemność - wyznała Wendy. - W ciemności można się skryć, tak, że nikt cię nie odszuka.
- Taaaa, same here. A potem wydarzyło się coś, przez co ważniejsze dla mnie się stało co kryje się w tej ciemności. - Zerknął na nią przelotnie i przez twarz przeleciał mu cień uśmiechu. - Kiepawe tematy na siedzenie przy ognisku w środku nocy, nie? - spytał próbując się zorientować czy Wendy ma ochotę się wygadać czy nie.
Znów wzruszyła krótko ramionami.
- Wolałbyś straszne opowieści o duchach? - zapytała z cieniem uśmiechu. Ciężko było powiedzieć, czy Wendy wolała siedzieć tu w milczeniu, czy rozmawiać. Z całą pewnością, nie garnęła się by zacząć z własnej inicjatywy coś peplać, albo za dużo dopytywać. Miała wyraźnie kiepski nastrój po śnie, który ją przebudził. Chociaż towarzystwo dodawało jej uśmiechu.
- Ach tak. Rozumiem już wszystko. - Alexander powoli kiwnął głową. - Wciąż hejt na księdza, nie udało się go przelecieć na śmierć, to trzeba wykończyć zawałem przy nocnych opowieściach o duchach, tak? - rzucił żartem by trochę rozładować napięcie i nastrój.
- Wszystko przede mną. - Wendy mrugnęła do niego jednym okiem, rozbawiona tym co powiedział. - Wolę wykończyć cię ruchem, niż słowem. - Wskazała po tym brodą ognisko.
- Brakuje kiełbasek.
- W spiżarni są ryby. Nałapałem z delfinami, ale jak wróciłem to Wy trzy spałyście, reszta gdzieś się szlajała. To zostawiłem na rano. I od razu zastrzegam: ja po nie nie idę - Uśmiechnął się trochę szerzej.
- Ja pójdę. Dwie? - zapytała, chcąc się upewnić, czy ksiądz też będzie jadł. Zaczęła powoli wstawać.
- Acha, weź i dla mnie - kiwnął głową. Przed snem jedynie zapchał się lekko. Teraz po przebudzeniu znów był trochę głodny.
Wedny skinęła głową. Gdy wstawała, z jej kieszeni wypadła zwinięta kartka papieru. Nie zauważyła tego i skierowała swoje kroki ku chatce. Cicho, by nie pobudzić innych.
Zaciekawiony sięgnął po zgubę i rozprostował przyglądając się co na niej jest.
Kartka po rozwinięciu okazała się właściwie trzema kartkami, ciasno zwiniętymi razem. Pierwsza była pusta. Druga, zawierała obraz Ilham na tle chaty. Trzecia zaś, dziewczynę biegnącą przez las. Wszystkie narysowane czarnym atramentem.



Po kilku chwilach, Alex usłyszał, że Wendy cicho zaczyna wracać do ogniska.
Zwinął kartki tak jak zwinięte były wcześniej, ale nie kładł ich tam gdzie leżały.
- Zgubiłaś coś. - wystawił je do niej gdy wróciła do ognia.
- O… - skomentowała elokwentnie, po czym wyciągnęła po nie wolną dłoń. - Eee… ten skrzydlaty, zostawił koce, brzytwy, jakiś napój no i księgę z czystymi kartkami. Jakiś atrament do tego - wyjaśniła. Usiadła obok, po drodze wsadzając do tylnej kieszeni spodenek obrazki.
- Pięknie malujesz - powiedział z niekłamanym podziwem. - Ja jak się za to zabierałem, to ciężko było odróżnić gdzie ręka gdzie głowa - rzucił z humorem.
- Ale nie gotuję tak dobrze jak maluję - odparła wyciągając w jego stronę ryby. - Ciężko będzie odróżnić węgiel od eee… tego białego. Co ma ryba? MiĘso? Nie no… rybę, nie?
- Słaba partia na żonę zatem - zmarszczył nos z udawaną dezaprobatą. - Mogę upiec, ale trzeba toto wybebeszyć. Mam nożyk w spodniach…
Dziewczyna przewróciła oczyma. Znów zaczęła wstawać.
- Przyniosę spodnie. Nie będę grzebać ci po kieszeniach - uśmiechnęła się przy tym tak, jakby mówiąc to chciała być tylko uprzejma. Raczej nie wyglądała na taką, co miałaby naprawdę opory przed przetrzepaniem komuś z ciekawości kieszeni.
- Nie? - rzucił za nią. - Szkoda. W sensie w momentach gdybym je miał na sobie - zachichotał.
- Gdybyś je miał na sobie - powiedziała szeptem, odwracając się na moment, bo była już o krok od chaty - nie miałabym skrupułów. - Po tym nastąpił filuterny uśmieszek.
Coś przebiegło mu po plecach, ale tym razem nie był to dreszcz strachu. Ostatnio uśmiechała się tak grożąc mu konsekwencjami za straszenie zadurzeniem się w niej. Była konsekwentna w wyciąganiu konsekwencji.
Mrugnął tylko do niej i dorzucił do ognia.
Niebieskowłosa schowała się we wnętrzu chaty. Po chwili dało się słyszeć… właściwie hałas. Bliżej nie zidentyfikowany. Czy to było szukanie czegoś, czy czyjś głos? Może Wedny nie mogła znaleźć tego co szukała i mówiła właśnie “ja pierdole”. Ksiądz przewrócił oczyma, lada chwila pobudzi wszystkich. No może oprócz Moniki, której hałas nie przeszkadzał rzecz jasna. Niby więcej osób nie mogących spać oznaczało… więcej osób do towarzystwa w kwestii paranoicznego przerażenia w ciemną noc. Z drugiej dobrze siedziało mu się z niebieskowłosą i zamierzał pociągnąć ją za język w kwestii jednego rysunku. Przy innych mogła nie chcieć gadać.
Cierpliwie czekał.
Wendy wyszła po krótkiej chwili. W jednej dłoni trzymała nóż Alexa i brzytwę. W drugiej dziwną okrągłą butelkę z jasną cieczą. Miała taką minę, jakby coś ją dręczyło.
- Eeee… Alex, słuchaj… - zaczęła poważnie, podchodząc do niego bliżej.
- Mhm? - mruknął biorąc kozik i zaczynając patroszyć jedną z ryb.
- Bo… Monika, ona… - głową wskazała w kierunku chatki - chyba bardzo niespokojnie zaczęła spać.
- Cholera… - Wstał - ...a potem wziąć i twoje koszmary co? - zażartował choć z napiętym głosem. Spojrzał w ciemny otwór chatki. Wspomniał jak wszedł tam wczoraj. Coś zawyło mu pod czaszką.
- Całe życie sobie z nimi radzę. Poradzę sobie i dziś. Odp… emm… odprowadzić cię? - zapytała nieśmiało. Chciała pomóc, ale nie chciała go też urazić.
- O tej dziewczynie biegnącej przez las co śniłaś wczoraj i dziś? - zaryzykował.
Wendy zmarszczyła brwi. Wyglądała na kogoś zaskoczonego. Jakby ktoś rozwiązał jej zagadkę, nim dopowiedziała ją do końca.
- Niee… i tak… ten sen akurat, mam od wczoraj - przyznała.
- To chyba ja trafiłem najlepiej. Monika koszmar, Ty koszmar, a mi śnią się prężące się nagie dziewuchy o dziwnych fryzurach - rzucił półżartem by jakoś zmobilizować się do ruszenia z miejsca i wejścia do środka.
- Skąd wiedziałeś? - zapytała skoro jeszcze nie ruszył.
- Widziałem ten sen. ta wyspa… Nie wiem. Coś z nami robi. Widzę koszmary, biore je na siebie. - Zbliżył się do niej i stanął tuż przed Wendy. To było łatwiejsze, bo stała blisko ognia. Mrok chaty wciąż odrzucał. - Nie chcesz by zabrać Twoje?
Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń w stronę jego ramienia. Stał tak blisko, że ułożenie jej na nim nie stanowiło problemu.
- Zabierz jej - powiedziała krótko.
Odsunął kosmyk włosów z jej policzka muskając go przy tym.
Nie wiedział czy ten mętlik koszmarów od Wendy i może innych ma przez Monikę, czy sam odbiera te sny. Nie wiedział czy potrafi je odganiać jak u Moniki. Wiedział jednak, że w tej chwili największą ochotę ma na to co odbierał zaraz po przebudzeniu.
Wendy prężąca się, wślizgnięcie się między jej…
Zadrżał lekko, znów spojrzał na chatkę.
- Zasługujesz - powiedział cicho jakby odpowiadając na jej myśli. Nie czytał w niej tak jak w Monice, raczej przez to co mówiła, jak mówiła. W mimice, to co kryło się w oczach. - Nie trzeba zawsze samemu.
Uśmiechnął się przesuwając dłoń ku linii szczęki, po szyi, do obojczyka. Niewerbalnie odpowiadając przy tym i na to drugie co wyczytał z jej postawy, choć zupełnie nie związane z koszmarami. A raczej z bardzo intensywną jawą.
Wendy najpierw zacisnęła mocno szczęki i odwróciła wzrok. To jedno głupie słowo, które wypowiedział ksiądz z jakiegoś powodu uderzyło w nią i sprawiało, że cierpiała wewnętrznie. Ale ten dotyk, który pojawił się zaraz po tym obudził w jej oczach zupełnie inne, wyraźne teraz iskry…
Spojrzała na niego trochę tak jakby się doigrał i przysunęła twarz bardzo blisko jego.
- Jeszcze ruch… a doprowadzę cię do zawału serca… - To była obietnica, nie było w niej nic słodkiego, wręcz przeciwnie. Była diabelsko obiecująca…
Tu przed chatą.
Rany, jak on tego chciał i widać to było po nim cholernie. Przełknął nerwowo ślinę rękę miał jak z ołowiu. Jeden malutki ruch dłoni ku przyjemnie zarysowanej półkuli .
- Po… Pomożesz? - wycharczał raczej niż wypowiedział gdy głos łamał mu się już nie ze strachu a dzikiego pożądania. Wzrok znów miał rozbiegany, ale już nie przerażeniem. Po prostu nie wiedział gdzie go kierować. Igrając tymi samymi iskrami w swoim spojrzeniu krzyżując z nią wzrok? Bezczelnie wpatrywać się w piersi zarysowane pod koszulką? Oblizał nerwowo wargę.
- Pomożesz mi tam wejść? - spytał nawiązując do jej propozycji sprzed… minuty? Czuł jakby to było godzinę temu. Nie przesunął palców, ale nie zabrał dłoni.
Wendy przysunęła się bliżej. Wyczuwalne teraz ciepło jej ciała i pełne gorących obietnic spojrzenie, wcale nie pomagało. Jej dłoń znalazła się na jego, tej której nie śmiał ruszyć.
- Teraz? Po stokroć wolałabym cię przelecieć. - Złapała go mocno i pewnie. Jak bardzo było widać, że mówi prawdę…
Alex czuł jakby przepalały mu się zwoje mózgowe.



Trzymał się dosłownie resztką woli
Ale Wendy na szczęście zamiast zmysłowo przesunąć jego dłoń niżej zabrała ją całkiem w dół, dalej mocno trzymając. Bardziej, jakby chciała go za nią prowadzić ku chatce, niż własnym ciele.
- Ja pierdolę… - skwitował nie swoim głosem jakby tym bluzgiem wskazując jak mocno on chciałby właśnie być przelatywanym. Lewą dłonią uczynił nawet lekki ruch by złapać za kształtne biodro i docisnąc do siebie. Ale nie dokończył ruchu.
- Chodźmy… - wydusił w końcu z siebie wskazując chatkę. - Bo zabije mnie tu zaraz ale nie zawał, a wylew. - Nie miał na sobie bojówek, bokserki nie ukrywały o jakim zagrożeniu życia mówi. Pociągnął ją za dłoń odwracając się w kierunku wejścia.
Zawahała się jeszcze przez moment. Jakby chciała go zatrzymać i ulżyć… jemu, sobie, im?
Ale dała się pociągnąć, zaraz zrównując się z księdzem.

Gdy weszli do chaty, przybliżyła się do niego, by czuł nie tylko dotyk jej dłoni, ale bijące od jej ciała ciepło.
- Ognisko tak mocno zapłonęło, że rozświetla i to wnętrze - powiedziała szeptem, by nikogo nie zbudzić. Była to tylko połowiczna prawda… ale, widocznie taką przyjęła strategię.
Trochę pomagało.
Trochę.
Alex dygotał lekko krocząc w mroku i wręcz odruchowo garnął się do niej zwielokrotniając zbliżenie ich ciał. Stąpał sztywno ku łóżku Moniki mocno ściskając dłoń Wendy.
Gdy stanął nad posłaniem wychwycił to o czym mówiła niebieskowłosa, Monika faktycznie spała niespokojnie
- Dziękuję - wydyszał Wendy wprost do ucha po pochyleniu się do niej. Przez chwilę walczył ze sobą by nie skubnąć płatka zębami.
Dosięgła wolną dłonią jego policzka. Pogłaskała. Było w tym coś uspokajającego.
- Zostanę póki się nie położysz… - odszepnęła. Nie przestała mocno ściskać jego dłoni.
Położył się i mocno objął Monikę starając się zajrzeć w jej myśli, w jej sen, koszmar. Wnet zdał sobie sprawę, że leży ściśle przytulony do pleców dziewczyny z nabrzmiałą przez podniecenie męskością na wysokości jej pośladków. Z ręką w dłoni drugiej, z którą mało co nie zaczęli tarzać się na zewnątrz. Absurdalność tej sytuacji była aż namacalna.
Tym bardziej nie potrafił skupić myśli na czymś innym niż…
A to pompowałoby w głowę Moniki sceny hm… sceny skutkujące czasem liściem, jak już dziś można było zauważyć.
Im bardziej starał się nie myśleć o tym co radośnie buszowało mu we łbie, tym bardziej zdawał sobie sprawę z fiaska.
Zaklął cicho.
Z dwojga złego wolał dostać po ryju teraz, w nocy gdyby się przebudziła, lub też jutro rano. wolał oberwać niż upokarzać ją myślami o ciele niebieskowłosej i tym co chciał z nim wyprawiać. Wspomniał ciało Moniki widoczne przez krótkie chwile nad morzem, gdy zajmowała się nią Karen.
Zmienił po prostu obiekt i odbierał jej to co koszmarami działo się w jej głowie.
Wendy puściła jego dłoń, gdy już leżał.
- Dobranoc… - szepnęła, bez przekonania w głosie i powoli zaczęła się oddalać. Do wyjścia z chaty.
Monika zaś, mruknęła coś pod nosem. Poruszyła się nerwowo i nic po za tym.

Dopiero po jakimś czasie, Alex zobaczył w swojej głowie uśmiechniętą Monikę. Była jakby we śnie… przytulała do siebie bardzo podobną dziewczynę. Znał już tą twarz. Siostra Moniki znów witała ją na lotnisku, a zza jej pleców wyskakiwał mały brzdąc przyczepiając się do jej nóg… To było tylko kilka krótkich scen. Świadczyły jednak o tym, że Monika przestała śnić koszmary.

Na zewnątrz wciąż paliło się ognisko. Widoczne stąd światło. I tańczące w jego rytm cienie.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline