Nim panna
d’Artois zdążyła coś powiedzieć, starsza kobieta zniknęła w zielonym gąszczu. Po chwili dał się również słyszeć stłumiony okrzyk i kilka wycharczanych przekleństw, gdy przypadkiem ponownie odwiedziła leśną toaletę.
Sophie podziękowała w duchu opatrzności, że pilotka miotły miała jeszcze jakieś zahamowania. Każda spędzona z nią chwila sprawiała, że bardziej rozumiała samotniczy tryb życia
Brandy. Bynajmniej nie był to jej własny wybór! W tej sytuacji nieznajomi na trakcie mogli okazać się uśmiechem losu. Dziewczyna wychodziła bowiem z założenia, że skoro wóz zdołał przyjechać z Szuwar po trakcie, to dwie kobiety również nie powinny mieć z tym problemu.
-
Wszystko na mojej głowie… - westchnęła cicho dziewczyna patrząc na małe ognisko. Chwyciła imbryczek przez rąbek sukni, uważając, by się nie poparzyć i schowała go przy krzakach, w które wskoczyła jej tchórzliwa towarzyszka. Ze skupieniem splotła dość prosty wzór wody i ugasiła nim niewielkie ognisko, a zwęglone patyki zakryła leśną ściółką. Zacieranie śladów obozowania nie poszło jej nawet tak źle, jak się obawiała.
Zadowolona z efektów otrzepała ręce i lekko podciągnęła rękawy ciemnej koszuli. “Teraz trudniejsze...” pomyślała, z zamiarem pozbycia się zdradzieckiego dymu z powietrza.
Źrenice oczu Sophie wykręciły się do wewnątrz odsłaniając białe gałki . Świat wokół przestał być widoczny tak wyraźnie i wydawał się jakby obserwowany spod wody. Drzewa, krzaki i imbryk zamieniły się w plątaninę skomplikowanych wzorów, które tylko mag lub czarownica byli w stanie odczytać. Wzór dymu był prosty i bardzo łatwy do zniszczenia. W zasadzie sam się rozpadał. Trzeba było mu tylko pomóc… Już za chwilę w najbliższej okolicy nie było po nim śladu.
Jednak
Sophie nie wyszła z Astralu tak szybko. Coś błysnęło... Jakby świecidełko. Zaciekawiona, zaczęła przyglądać się zbliżającej się skrzacicy, która była w posiadaniu magicznego przedmiotu…
-
Petunia wracaj! - Doleciało z pewnej odległości. -
Nie ma co!
-
No jak mówisz, że coś śmierdzi to sprawdzam! Takie mam zadanie, nie?! - Skrzacia unosiła się w powietrzu wolno lecąc i dodała sama do siebie -
Nic nie czuję nadal, kurde.
"Zaraz śmierdzi!" obruszyła się w duchu dziewczyna. Fakt faktem wiedźmie ziółka miały dość specyficzny zapach, jednak najważniejsze były ich smak, no i oczywiście efekt: wyostrzały zmysły i ułatwiały dostrzeganie Astralu, dzięki czemu nie było ono aż tak wyczerpujące.
Sophie odsuwała się powoli z drogi nadlatującej
Petunii. Miała zamiar przyjrzeć się interesującej ją własności skrzacicy z bezpiecznej odległości, a dopiero później wyjść z ukrycia, by zapytać o drogę do Szuwarów i przestać przedzierać się przez ten gęsty las.
Przedmioty magiczne być może nie były bardzo rzadkie, jednak dla kogoś, kto dopiero niedawno nauczył się patrzeć w Astral, a tak właśnie było w przypadku panny
d'Artois, styczność z zaklętym obiektem była bardziej kwestią ciekawości. Ciekawości, można by rzec, zawodowej. Oglądając wzór astralny takiego artefaktu, zaklinacz mógł się wiele nauczyć o samym umagicznianiu przedmiotów, czyli nadawaniu im magicznych cech.
Obiektem zainteresowania okazał się być niewielki nóż, o cienkim i lekko wygiętym ostrzu. Młoda wiedźma zdołała również ujrzeć chroniący posiadaczkę, niczym Astralna bańka, wzór. Spajał on silnie przedmiot z lecącą kobietą.
Niestety patrzenie w Astral ma też swoje wady, a
Sophie za bardzo skupiła swoją uwagę na nadlatującej zwiadowczyni, by zauważyć plątaninę korzeni pod swoimi nogami.
Utrata równowagi gwałtownie wyrwała ją z Astralu. Zamrugała szybko bolącymi oczami i z cichym jękiem upadła na ziemię tracąc przytomność.