Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-11-2016, 21:01   #47
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
1 stycznia 1934, Manhattan, kanały

Harpia przyspieszyła kroku wymijając Dragosza i Hellene. Dopadła drzwi od zejścia i zaczęła zbiegać po schodach. Jej wyostrzony wzrok szybko dostosował się do ciemności.

Za pierwszym zakrętem tunelu Madam znalazła źródło dźwięków. W ślepym zaułku, dwa oszalałe wampiry spijały właśnie ciało z odciętą głową. Spokrewnieni blokowali w ten sposób drogę ucieczki Johnowi, który katatonicznie pstrykał pozbawionym już naboi pistoletem oraz Hanachiyo, która pozbyła się szlafroka i stała zupełnie naga, z… okrwawioną kataną w dłoni. Krew lała się z ramienia kobiety i wyraz jej oczu dawał do zrozumienia iż lada moment może osunąć się na ziemię, zapewne gdy tylko adrenalina się z niej wyleje.


Dame spojrzała na swoje childe.
- Skarbie czy jesteś głodny? - Wampirzyca puściła w obieg więcej krwi. Czuła jak jej mięśnie napinają się, jak skóra twardnieje.

Dragosz odpowiedział czynem, skoczył na najbliższego oszalałego spokrewnionego - kobietę. Mężczyzna położył dłoń na jej twarzy, wampirzyca wrzasnęła z bólu i oderwała się od ssanego ciała buchajac przy tym krwią z ust. Dotyk Dragosza sprawił, że jej powieki… zrosły się. Kobieta zaczęła wściekle miotać po omacku rękami.

Harpia podeszła do stojącego tyłem do niej tyłem wampira i odrywając go od ofiary wgryzła się mu w kark. Już pijąc spojrzała na swoje childe i widząc, że ich spojrzenia się spotkały mrugnęła do niego. Gdy jej ofiara osunęła się spojrzała na Johna i Hanachivo. Używając prezencji zwróciła się do nich spokojnym głosem.
- Już wszystko dobrze.

Przeniosła wzrok na Hellene i ruchem głowy wskazała na truchło.
- Najedz się. - Gdy młoda wampirzyca ruszyła z głodem w oczach w stronę truchła, Madame znów spojrzała na ghula i azjatkę starając się ocenić czy bardzo są ranni.

John nie miał jakiś poważnych ran zewnętrznych, Ale był osłabiony brakiem krwi oraz zapewne zużył już całe vitae Madam. Poza tym mężczyzna wciąż pstrykał pistoletem, a jego oczy wyrażały czysty terror. Hanachiyo miała poważnie wyglądającą ranę po ugryzieniu na szyi. Wampir nie trafił w tętnicę i to chyba jedyny powód dla którego kobieta ciągle żyła.

Wampirzyca odezwała się do swojego childe nie obracając się.
- Wypij ją. Nie mamy czasu na zabawy.

Madame podeszła do swojego ghula i rozcięła kłem nadgarstek. Przysunęła go pod usta mężczyzny.
- Już spokojnie. - Jej głos był ciepły, delikatny. Drugą ręką przeczesała jego włosy, gdy ostrożnie zlizywał vitae z rany. Gdy John trochę się uspokoił obejrzała się na Dragosza. Jej childe łapczywie piło krew. Podobnie venturka. Gdy poczuła, że jej ghulowi wystarczy odsunęła rękę. - Wystarczy.. zajmijmy się teraz naszą nową towarzyszką.

- Dragosz, Hellene. Wystarczy. - Jej głos był stanowczy. Trochę jakby mówiła do dwóch niepokornych psów. Wyminęła katanę, którą azjatka trzymała w dłoni i podeszła na tyle blisko, że ich piersi się niemal spotkały. Z jej nadgarstka powoli sączyła się krew. Zdrową ręką przejechała po ranach na jej szyi. Jej uwaga była cały czas skupiona na otoczeniu. Nasłuchiwała, starała się wyczuć ciepło od ognia, dym.

Dym i ciepło dochodziło z kierunku z jakiego Madam wraz ze świtą weszła do tuneli. I chyba pożar nie słabł na sile. coś się poruszało w pobliskich korytarzach ale to mogło być wszystko, choćby szczury.

Trochę nieobecna podsunęła nadgarstek pod usta Hanachiyo.
- Pij. - Jej głos był słodki, kuszący.

Dziewczyna nie wyglądała na głupawą. Umiała kojarzyć fakty, nawet jeśli wcześniej nic nie wiedziała o swoich pracodawcach. Było to wątpliwe i Dame odnotowała, że musi spytać swoje childe skąd w ogóle ją wziął. Japonka widziała jak John dosłownie staje na nogi po napiciu się z nadgarstka Madam.
Wciąż, mały miała Hanachiyo wybór w tej kwestii gdy Harpia użyła na niej mocy krwi. Azjatka przyłożyła wargi do przegubu wampirzycy i zaczęła chlipać. Ruch jej gałek ocznych mówił jak bardzo, mimo własnego zaskoczenia. smakuje jej to co teraz pije.

Harpia skupiła wzrok na kobiecie. To nie był dobry moment na edukację, ale kolejny mógł się nie pojawić.

- Dobra dziewczynka. Czujesz jak vitae cię wypełnia? - Tak jak wcześniej do Johna, mówiła do Hanachiyo spokojnie, cicho. - Czujesz to.. to wrażenie kompletności? - Azjatka skinęła głową całując nadgarstek Dame. Miecz upadł na ziemię, a kobieta naparła na wampirzycę swoim ciałem. - Już dobrze. Wystarczy,

Azjatka puściła nadgarstek. Harpia widziała jej rozmarzony wzrok.
- Skup się na ranie. Boli prawda? Chcesz by zniknęła.
Wampirzyca widziała jak rana się zasklepia. Kimkolwiek był jej prezencik, szybko się uczył.

Grupa posuwała się dalej, w głąb starych tuneli ściekowych. Temperatura była dodatnia, ale naga azjatka i przemoczony John dygotali nieustannie.
Po drodze, natknęli się jeszcze na dwa oszalałe wampiry, ale Madam i jej świcie udało się je zneutralizować bez większych problemów. Kanał wydawał się pusty, ale Madam słyszała więcej kroków niż było jej towarzyszy.
John i Hanachiyo ubrali się w ciuchy jakichś wampirów i już sprawniejszym krokiem ruszyli dalej.

Madame podążała na przedzie cały czas nasłuchując czy ktoś się do nich nie zbliża. Za jakiś czas będzie musiała sprawdzić gdzie są jednak chciała odsunąć się jak najdalej od oszalałych wampirów. Na razie starała się zapamiętać jak idą, ale wiedziała, że to niewykonalne. Nagle sobie przypomniała.

Zwolniła jeszcze trochę i wyobraziła sobie przemienioną twarz Doris. Wyobraziła sobie jak wampirzyca staje przed nią.

Moc jakiej użyła Harpia działała na umysł podmiotu a nie na czasoprzestrzeń. Żądana osoba musiała stawić się we własnym zakresie, co mogło oznaczać godziny, dni albo lata. Jednak tym razem, Doris “zmaterializowała” się tuż obok wampirzycy…

- Witaj. - Dame przyjrzała się swojej byłej ghulicy, szukając jakichkolwiek wskazówek gdzie była. Starała się wyczuć czy nie pachnie od niej dymem. - Potrzebujemy schronienia i kilku informacji.

Doris miała na sobie gruby kożuch, futrzaną czapkę a twarz zasłaniał jej szalik. Ubranie wyglądało na… nawykłe do otoczenia, choć na pewno nie było stare czy bardzo zużyte.
- Jeśli potrzebujesz Pani schronienia, mój Ojciec je oferuje. - odpowiedziała młoda Nosferatka. - Czy to wszyscy ocalali? - wskazała na pozostałych.

- Prowadź. - Madame jeszcze raz obejrzała się za siebie. Miała nadzieję, że jednak nie wszyscy. - Dotarło do ciebie co się dzieje?

- Jeden z naszych znajdował się w Elizjum, Ojciec się niepokoił, posłał mnie po niego, w tunelach natknęłam się na wielu rannych spokrewnionych, oszalałych, rozpoznałam większość z nich jako bywalców Elizjum, zrozumiałam, że coś się stało.

Droga kanałami trwała jakieś półtorej godziny, przy czym Madam straciła jakąkolwiek orientację po kwadransie. W końcu Doris wprowadziła Harpię i jej świtę przez drzwi prowadzące do piwnicy jakiejś starej kamienicy. Tam znajdowało się Leże Nosteratów.


Leże Nosferatów.



Mimo mokrych ścian, i swądu pleśni, miejsce było całkiem gustownie urządzone. To znaczy… jak sklep z antykami… Była sofa, kilka krzeseł, na stoliku leżała cała sterta najnowszych gazet, telefon oraz książka telefoniczna, w rogu stał telegraf. Niepostrzeżenie w pokoju pojawił się Szczurek we własnej osobie.


To jest tak, jak naprawdę wyglądał.
- Szlachetna Harpio… - zaczął uniżnie - znajdujesz się pod opieką Nosferatu.

Pierwsze co poczuła Harpia widząc Szczurka to był gniew. Miała go ochotę zabić tu i teraz. Pozwoliła jednak by na jej twarzy pozostał delikatny uśmiech.
- Witaj. - Jej głos był spokojny. Wiedziała, że teraz potrzebuje odrobiny wsparcia i rozgrzebywanie starych ran na nic się tu nie zda. - Cieszy mnie, że zgodziłeś się udzielić nam schronienia. Mam nadzieję, że moje drugie schronienie nie zostało zniszczone i nie będziemy nadużywać waszej gościnności.

Starszy Nosferatu pozostawał w pochylonej pozie.
- Ah tak, tak oczywiście. - klasnął leciutko w dłonie - moi skauci właśnie badają tą kwestię, do tego czasu, proszę… rozgość się w naszych skromnych progach.

- Moglibyśmy przecież zwyczajnie wyjść na ulicę i samemu się rozeznać… - zauważył Dragosz. - Lord chyba nie ma nic przeciwko? - zwrócił się do Szczurka skłaniając głowę.

Nosferatu wyszczerzył kły, co może miło być uśmiechem.
- Jeśli uznacie, że to rozsądne.

Dame nawet nie spojrzała na swoje childe. Miała specyficzne podejście do młodych rozmawiających obok niej ze starszymi. Wiedziała, że Hanachiyo i John są zmęczeni, a będzie ich potrzebowała tego dnia.
- Nim zaczniesz uganiać się w samej koszuli po ośnieżonym Manhattanie, pozwól że wykonam kilka telefonów. - Harpia nie odwróciła się do swojego childe, ale Dragosz wiedział, że mówiła do niego, tak samo jak to, że nie była zadowolona z jego zachowania.

Mężczyzna wyglądał jakby miał spuścić po sobie uszy, a Harpia podejrzewała, że umiałby to zrobić dosłownie. Dragosz skłonił głowę i nie powiedział już nic więcej.

- Szczurku czy mogłabym skorzystać z twojego telefonu. Chciałabym by księżna dowiedziała się, że jej drogiemu childe nic nie dolega.

- Ależ oczywiście - Nosferatu wskazał zapraszającym gestem stolik z aparatem.

- Czy znalazłoby się coś co mogliby na siebie narzucić? - Dama ruchem głowy wskazała na swoich towarzyszy, a sama podeszła do telefonu. Nie zastanawiając się nawet chwili wybrała właściwy numer.

- Oczywiście, oczywiście - zapewnił Nosferatu a za jego plecami natychmiast zjawił się jakiś inny brzydal. Szczurek tylko skinął na niego głową a ten wykonał gest w stronę świty Madam. Dragosz ociągał się nieco, wyczekując czy aby matka nie zechce by został przy niej, jednak Childe nie próbowało więcej swojego szczęścia i mężczyzna nic już nie powiedział.

Dame skinęła na niego głową by został, czekając aż uzyska połączenie. Potem jej wzrok zawiesił się na jakimś kawałku obłupanego tynku.

Dragosz trzymał się blisko swojej Dame kiedy ta odbierała połączenie.

- Tak? - w słuchawce rozległ się głos Księżnej.

Harpia uśmiechnęła się.
- Witam, księżno. Dzwonię poinformować, że jest ze mną jedno z twoich dzieci i z przyjemnością bym je do ciebie oddelegowała.

W słuchawce przez moment wisiała cisza.
- Powiedz mi proszę droga Bele, jak bardzo moje Childe naskrobało, że Harpia musiała się po nie pofatygować do kanałów?

- Z tego co mi wiadomo nie podpaliło Elizjum, więc tylko je zabrałam z sobą. - Dame nawinęła na palec kabel od telefonu.

- Pojawił się problem łowców, jak już zdążyłaś zauważyć, moja droga. Sytuacja w Elizjum może nie zostać opanowana przez najbliższe godziny. Czy chcesz by wysłać po ciebie auto?

Dame zacisnęła pięść na kablu w ostatniej chwili powstrzymując się by go nie wyrwać. Ciekawe kiedy pojawił się “problem” z łowcami.
- Będzie to dla mnie zaszczyt księżno. Mam nadzieję, że nikt nie podążał naszym tropem.

- Szczurek posiada punkt przerzutowy który jest dość bezpieczny - uspokoiła Księżna - udajcie się tam niezwłocznie.

- Oczywiście. - Dame odczekała, aż księżna się rozłączy i odłożyła słuchawkę.
Po chwili spojrzała na Dragosza.
- Zdobądź jakieś okrycie i powiedz Szczurkowi, że potrzebujemy się dostać do punktu przerzutowego… niezwłocznie.
Nie czekając na reakcję swojego childe wybrała numer pod którym stacjonował Jakub.
- Witaj kochany. Mamy mały problem w domu. Czy mógłbyś podjechać na 57 West 58th Street czyimś autem i złożyć mi sprawozdanie? Będę u księżnej.

Szmetler, jak to inżynier, zarywał noce kosztem pracy
- Proszę Pani? Tak… oczywiście, już się za to zabieram!

W międzyczasie Dragosz opuścił pomieszczenie by spełnić wolę matki.


Chwilę później cała harpia świta posiadała “nowe” ubrania i wyglądała jak rodzina kloszardów czy cyganów. Dragosz trzymał na ramieniu długi znoszony płaszcz przeznaczony dla samej Bele.
- Pani, twój płaszcz… - po dżentelmeńsku zaprezentował kobiecie ubranie.

Harpia chyba po raz pierwszy tego wieczoru uśmiechnęła się szczerze. W sumie tylko Dragosz, ewentualnie księżna, mógł rozpoznać różnicę. Przyjęła płaszcz.
- W sam raz na wizytę u księżnej. - O dziwo w jej głosie nie pojawił się nawet cień ironii. - Dziękuję Szczurku.

Nosferaci mieli tą cechę pojawiania się na żądanie, która sprawiała iż nigdy nie było się pewnym jak długo już byli w pobliżu i ile zdążyli usłyszeć.
- Zawsze wiernie służyliśmy Venturom, Pani - Starszy skłonił się po raz kolejny.


Central Park, Manhattan



Przez tunele Venturowie byli prowadzeni przez nieznanego im wcześniej brzydala. Madam rzadko miała okazję interesować się światem Nosferatu i tak jak wielu Starszych przez pewien czas uważała nawet iż Szczurek jest jedynym przedstawicielem swojego klanu na Manhattanie. Teraz, gdy w przeciągu kilkuset minut widziała już czwartego brzydala, zastanawiała się ilu ich właściwie może być. Droga znów była długa i przeważnie prowadząca przez ciemność, po jakiś dwóch godzinach grupa wyszła na powierzchnię pośród ośnieżonych drzew Central Parku. To było niedaleko jeziora. W oddali stały dwa czarne auta, brzydal wskazał w ich kierunku po czym schował się spowrotem do kanału.

Dame odetchnęła wychodząc na świeże powietrze. Podziemia Manhattanu to nie był jej świat. Wyostrzyła zmysły, którym pozwoliła powrócić do normy na czas pobytu w leżu nosferatu, po czym spokojnym krokiem ruszyła w stronę aut.
 
Aiko jest offline