24 stycznia 2012 r. godz. 9:20 Mali, Bamako, kościół św. Wiktora, Madison i Peterson Madison uśmiechnęła się do chłopaka. Nie była przyzwyczajona do tego, że ludzie tak po prostu pomagają. Oznaczało to tyle, że z automatu mu nie ufała.
- To bardzo by pomogło, nie chciałabym się jednak narzucać starszej osobie. - Wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka by mógł ją uścisnąć. - Patricia Winehart. Skąd twoja babcia zna ojca Gordona?
- Slime - odpowiedział chłopak wyciągając rękę powitanie - Ojciec Gordon ją uzdrowił. Ona miała podagrę, czy jak to się tam nazywa. Ksiądz położył na niej dłonie, niczym Jezus i jak po wszystkim. Teraz babcia śmiga, jak szalona.
- Słyszałam o darze ojca Gordona… - na chwilę zawiesiła głos, by chłopak poczuł, że poważnie coś rozważa. - … dlatego go szukamy. Czy moglibyśmy się spotkać z twoją babcią?
- Jasne, ale wiecie… nic za darmo. Ja muszę się o babcię troszczyć, więc każdy grosz się przyda. Rzućcie parę zielonych, to was przedstawię staruszce.
- Gdybym usłyszała te informacje z przyjemnością bym cię wsparła, niestety nie lubię płacić za coś czego na oczy nie widziałam. - Madison lekko cofnęła się od chłopaka. - Życzę by babcia nie pochorowała się nim znajdziemy ojca Gordona, bo możesz zbankrutować płacąc za leki.
- Coś nie wierzę w “uzdrowicielską moc- wtrącił się do rozmowy Max - Poza tym , nie płacimy w ciemno, skąd mamy wiedzieć, że za rogiem ze swoimi koleżkami nas nie zadźgasz i wrzucisz do śmietnika?- Dodał po chwili Max
- Ja nie nalegam. Nie chcecie, wasza wola. Zaoferowałem pomoc, ale ja nie jestem ojczulkiem, aby robić wszystko za frajer. Człowiek musi z czegoś żyć, nie?
Chłopak podniósł dłoń na pożegnanie..
- To nara, trzymajcie się. I powodzenia w poszukiwaniach.
Madison przygryzła wargę.
- Jaka jest twoja stawka?
- Stówka na dobry początek, jako znak dobrej woli. A potem się pomyśli, nie? - odparł chłopak odwracając się w stronę kobiety.
Kobieta zaczynała szczerze nienawidzić tego kraju.
- Pięćdziesiąt… setkę to tu bierze policja.
- Podobasz mi się. Pasuje. |