Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2016, 17:30   #98
Wila
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Rajd część I

Brartnik poprawił się na siedzeniu, po czym odwrócił się w stronę Bruna wysłuchując,co ten ma do powiedzenia. Był w końcu doświadczonym żołnierzem i jego wskazówki mogły się okazać przydatne.
Jednak po wysłuchaniu obrzucił byłego żołnierza spojrzeniem, w którym trudno było się doszukać zachwytu. Z rozpijaniem drużyny mógłby Moss poczekać, aż tę sprawę ze zbójami będą mieli z głowy.
- A powiedzcie mi proszę, w wojsku to też tak ciągneliście przed bojem ? - zapytał starając się brzmieć obojętnie. Równocześnie wyciągnął ręce po bimber. Remi wolał chociaż przez chwilę wstrzymać kursowanie piersiówki. O Hoe był raczej spokojny, ale kto wie co mogłoby strzelić do głowy innym uczestnikom wyprawy, gdyby współpasażerowie okazali się być tak serdecznym by poczęstować osobników na koźle.
- Nawet więcej. - Odparł gorzko Bruno - Nikt na trzeźwego w bój nie szedł. Tylko wariaci nie pili. Nie dało się.
Mężczyzna wbił wzrok przez chwilę w podłogę i przestał polerować muszkiet. Westchnął i poprawił czapkę.
- Czy my wiemy jak daleko mamy jechać? - Zapytał.
Hoe wolała politycznie milczeć. Tym bardziej, że nie znała odpowiedzi na pytanie. Na piersiówkę spojrzała niezbyt przychylnie. Takim też spojrzeniem “oberwało się” Remiemu, nim orczyca spostrzegła, że mężczyzna zamiast wesoło z niej popić wstrzymuje kolejkę.
- Gnolle wskażą nam miejsce gdzie znalazły ciało - odparł cicho bartnik przyglądając się przez chwilę byłem żołnierzowi . Zaraz jednak wyprostował się na miejscu i wypił mały łyczek bimbru. Słaby to on nie był. Remi zanotował w pamięci by więcej nie popijać, bo źle by się mogło to skończyć. Po czym podał piersiówkę dalej.
Mosse walnął w ściankę powozu pięścią i wrzasnął.
- Ej, kompania! Może by tak stanąć na jakieś jedzenie?!
Przez chwilę słychać było tylko jęczące zawieszenie pojazdu. Trzeba było dać czas orkowi nim szturchnie Patrica, a ten zapyta się…
- Co?!
- Zatrzymujemy się?!
- Powtórzył Bruno patrząc na towarzyszy.
- Możemy - doleciało.


Po niedługiej chwili oba powozy stanęły. Z kozła zeskoczyli woźnice i ruszyli do swoich zadań. Nie odpinali koni, a jedynie uwiązali. Orczyca Ragbuta razem z Quentinem ruszyli w las zbierać drzewo. Panowie Gnolle szykowali swoje ziółka i strawę, a reszta organizowała miejsce i strawę przy przyszłym ognisku.
Hoe zaś postanowiła najpierw zrobić krótki obchód wokół terenu ich posiedzenia. Po drodze załatwić sprawy fizjologiczne. Zaś na końcu dołączyć do organizowania miejsca i strawy przy przyszłym ognisku, załatwiając to tak, by nie oddalać się zbytnio od Remiego Martina.
Postój był na uboczu drogi. Na niewielkiej polanie mogły paść się spokojnie konie a i wygodnie było rozstawić niewielki obóz. Nikt tu się nie rozpędzał z wygodami. Godzina, może dwie i wszyscy zamierzali ruszyć dalej.
Hoeth zabrała swoje najpotrzebniejsze rzeczy z wozu i dostrzegła ruch. Niewielki. Właściwie tyci. Towarzyszył mu powstrzymywany ‘apsik’. Coś schowało się pod workami jutowymi i sporym materiałem płótna.
Powolutku, powolutku zaczęła odsłaniać spory kawałek płótna, robiąc przy tym minę w stylu “akuku, kogo my tu mamy na śniadanko?”.
Na początku były to nóżki w spodenkach i znoszonych, chłopskich pantoflach, później kubrak i rozczochrana grzywa. Zdzich siedział zmrożony i patrzył na Hoe.
- Jak mnie pani znalazła?! - Odezwał się wycierając smarki z nosa rękawem.
Hoe pokręciła powoli, powoli głową. Podparła dłońmi biodra. Jej mina wyrażała dezaprobatę i… niepokój.
Ile teraz lat miałby jej syn?
Wolała nie zadawać sobie tego pytania. Od dawna…
I już miała sięgnąć po Zdzicha, ale wnet wpadła jej do głowy pewna myśl. Uśmiechnęła się lekko, a w jej oczach coś zabłyszczało.
- REEEMI! - zawołała Hoe, nawet nie rozglądając się, gdzie jest mężczyzna. Kątem oka bowiem, starała się go przecież nie zgubić.
Rzeźniczka nie musiała długo czekać na reakcję Martina. Porzucił rozmowę i szybko zbliżył się do Hoeth, patrząc na nią pytająco. Zaraz jednak dostrzegł winowajcę zamieszania.
- Zaraz, zaraz… Zdzich ?!
- Ano ja...
- Uśmiechnął się nieśmiało i zaraz jęknął - Niech mnie nie odsyła…
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline