Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2016, 18:55   #139
Lechu
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Trójka morderców wisiała spokojnie na wysłużonych gałęziach. Tak samo jak spodziewał się Moritz żaden z nich nie ożył po podaniu odtrutki Herr Voltera. Bartenbach, Pluflger i Bolster wyglądali paskudnie, bo zginęli paskudną śmiercią. Otrucie i powolna, bardzo bolesna śmierć to surowa kara - nawet dla takich zwyrodnialców jak oni. Czeladnik, były gawędziarz i domokrążca z uniesioną głową spokojnie patrzył w powykręcane oblicza będące uosobieniem najgorszego zła. Zła, które z premedytacją zabija bliźniego i za wszelką cenę stara się tę zbrodnię zatuszować...


Wagner był winnym nie tylko według śledczych, ale też według kapitana straży i własnego sumienia. Skruszony, łkający szlachcic nie kłócił się tylko mazgaił nie potrafiąc znieść, że ktoś był sprytniejszy i nakrył go na niemal gorącym uczynku. Alex miał odstawić Wagnera do Esterweldu gdzie ten stanąć miał przed sądem. Wyrok niby sprawiedliwy, ale skorumpowany lekarz cały czas mógł się wyślizgnąć sprawiedliwości. To było niemal pewnym od chwili kiedy ktoś rzucił na głos hasło "Sąd boży". Pomysł był głupi i nie praktykowany już od dawna w bardziej cywilizowanych miejscowościach... Walki szampierzy nie miały nic wspólnego ze sprawiedliwością. W takich pojedynkach wygrywało złoto Ranalda , a nie waga Vereny...

Alex przystał na propozycję gawiedzi pewnie licząc na łatwe zwycięstwo z Wagnerem. Pewnym było, że w ich pojedynku Alex sponiewiera lekarza i ubije jak psa. Czegoś takiego spodziewali się wieśniacy. Wagner jednak wiedział co mu groziło i uniósł głos. Nie chciał umierać. Cały czas tlił się w nim ognik nadziei, że jakoś się z tego wywinie. Nie mógł walczyć, bo nawet w pełni sił nie mógłby pokonać Alexa. Chciał reprezentanta, na którego było go stać - o ile wygrałby walkę. Gdyby jednak przegrał nie musiałby mu płacić, bo tego typu pojedynki toczone są nie do pierwszej krwi tylko do śmierci.

Moritz niemal się uśmiechnął, ale w tamtej chwili pojawił się Yury Maładiec z Kislevu. Gość wyglądał na bardzo doświadczonego woja. Spokojnego, pewnego swych umiejętności. Kogoś kto był w stanie wygrać niemal z każdym, bo gdyby tak nie było po co pchałby się w walkę, w której mógł zginąć. Yury miał łeb na karku i wiedział, że w tak małej, ciasnej mieścinie nie znajdzie się nikt kto wygrałby z nim w uczciwym pojedynku. Na pewno nie był to Alex Ohlendorf.

Moritz nie chciał stracić kolejnego kompana dlatego postanowił upić szlachcica, a później - kiedy zyska nieco czasu - zastanowić się co uczynić dalej. Większe szanse od Ohlendorfa miał Grimm, ale i jego zwycięstwo nie było pewnym. Jako priorytet Moritz ustawił sobie upić szlachcica, a później zwalczyć pragnienie, wyjść z cugu i dowiedzieć się czegoś o Yurym. Najpierw czeladnik postanowił z nim pogadać i zapytać wprost kim jest, ile wojował i dlaczego się zgłosił. Później dopiero czeladnik miał podjąć decyzję co uczyni. Czy stanie po stronie walki i poszuka Kislevczykowi godnego rywala czy też uczyni wszystko aby do walki nie doszło…
 
Lechu jest offline