Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-11-2016, 19:39   #131
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Parę godzin później parę rzeczy było już wiadomo. Na przykład to, że kasa miejska jest niemal pusta, ale z kont Starszyzny da się ściągnąć nieco złota. I na przykład to, że konie pobiegły nie wiadomo dokąd.

- Koni ani śladu - zaczął Aldric, gdy zebrali się w jednym z pomieszczeń posiadłości Voltera. Były tu krzesła i stół, i niewiele więcej. Tyle potrzebowali, aby ustalić, co zrobić z winnymi. No i nie było z nimi szeryfa, mogli więc rozmawiać swobodnie. - Dowiedzieliście się czegoś nowego? - spytał zarówno Grimma, jak i Wagnera, którzy to mogli natrafić na cokolwiek przydatnego.*
Khazad skinął głową.
- Z przypuszczeniami zgodnie Zweickera Starsi zabili. Przez lat pięć szeryfa żadnego zatrudniać nie chcieli, bo wydania się sprawy obawiali. Teraz dopiero Prost przybył - rzekł Arno.
- Volter czynów nie żałuje swych, ale wystarczająco powiedział dużo, bym przeciw wieszaniu opowiedział się. Zemsta czynnikiem ważnym była, ale z innej strony spójrzcie na to. Zamordowano przyjaciela wam, okradziono z majątku przyjaciela drugiego, a prawa stróża takoż ci sami zbrodniarze pochowali, jako sekret odkrył ich. Po tygodniu myśmy w prawo zwątpili, sprawiedliwości Skurwiwursta oddając. Volter na bezkarność ich lat pięć patrzył. Nawet jak szeryf przybył nowy, to pewności, że sprzedajnym nie będzie nie miał. Prost gdyby łasy na korony był, to i na Volterową śmierć oko przymknąłby. I sprawiedliwość zadźgana byłaby prawa sztyletem, bo ostatnim człowiekiem prawdę znającym Volter był. W wypadku naszym zawierzenie Czarownic Łowcy krwi napsuło wiele nam - tu khazad łypnął nieprzyjaźnie na Edmunda, a ten wywołał większe zdenerwowanie u krasnoluda uśmiechając się przyjaźnie.
- Myśmy rękami cudzymi utrupili skurwiela. Josta wujek kiełbasiarza ofiarą paść mógł, choć pewności było nam brak. Pretensji, żeście wcześnie zbyt przejście otworzyli, kiedy zabawiałem strażnika w pieska szukanie, nie miałem. To samośmy, co Volter, zrobili. Kiełbasiarza nie żałuję śmierci, tylko lepiej mogliśmy zrobić to, bo na prawo, to miarą nie mogliśmy liczyć żadną - ponownie spojrzał na Edmunda spode łba.
- Volter życiem wolał zaryzykować swym niż hazard podjąć, że do sprawiedliwości prawo nie doprowadzi. Z nas wszystkich Eryk z sumieniem czystym za śmiercią Voltera opowiedzieć się. Jedyny jako za ideałami opowiedział się swymi przy Czarownic Łowcy boku stając. Życie ratując swe, myśmy umknęli. Karę odbył, a przez czasu tyle chowamy my się. Za antidotum Eryk podaniem opowiadał się. Alex racji miał wiele, choć przy Proście mówić nie powinien tego. Za pomysłem moim wszyscyśmy zwlekali. Czasu wystarczyłoby nam, aby Starszych ocalić też. Nie cała wina po Voltera jest stronie, bo w nas wszystkich, Eryka prócz, winy jest trochę. We mnie może i więcej niźli w was. Wszyscyśmy, z Volterem razem, dobrze chcieli. Jak my Volter do sprawiedliwości bezpośrednio zwrócił się prawo pomijając. Hipokrytą nie mogę być, więc raz jeszcze głos powtórzę mój. Przeciw śmierci karze - zakończył Arno i odchylił się na krześle.
- Błędy młodości nas nie tłumaczą - powiedział Kaspar. - A że Starsi na czas wina nie dostali... Kto nam uniemożliwił natychmiastowe podanie leku wszystkim? Gdyby nie te stracona na walkę chwile, to wszyscy by zdążyli dostać. I wtedy by się okazało, czy i na nich lek podziała, czy też Volter kłamał. Bo prócz jego słowa nie mamy żadnych dowodów.
- Dawno tak wcale to nie było. Jeśli tak rychły w osądzaniu Voltera za zbrodnię do twojej, mojej i z nas reszty jesteś, to siebie wydaj najpierw. Hipokryzji zarzucać nie będę wtedy ci, jako i Erykowi nie mogę. Czysty będziesz jak łza wtedy. Ja imienia nie będę wyjawiał swego, więc i Voltera na śmierć skazać nie mogę. Szczególnie, że mój to pomysł był, aby opóźnić antidotum podanie, by winy wyznali mieszkańcom swe. Ale i wy prostesuście nie podnieśli. Winnym najwięcej z was wszystkich, ale i wyście czystymi nie są. Prócz Eryka - wzruszył ramionami Hammerfist.
- A Volter powodu do kłamania nie ma. Raz nawet krętactwa nie usłyszałem. Pokrętne czasem jego myśli są, ale winy swej nie wypierał ani razu się. Po rozmowy rozpoczęciu niedługo przyznał sam, pytania bez, że raz jeszcze zrobiłby to. Wybielić nie próbował się, a miejscami pogrążał nawet. Gdyby życie ocalić za wszelką chciał cenę, to o żalu kłamałby swym i przyznał zapewne, że niesłusznie postąpił. Nic takiego z ust nie padło jego - pokręcił głową Arno.
- Nasza rozmowa schodzi na wyjątkowo dziwne tory. Jeżeli kierowalibyśmy się taką krasnoludzką logiką to nikt by nie zasługiwał na wydawanie jakichkolwiek sądów. Nikt nie jest czysty jak łza, a hipokryzja jest zwyczajną ludzką rzeczą. Arno, chcesz mu wybaczyć. Dlaczego? Naraził nas wszystkich na niebezpieczeństwo, tak samo jak wszystkich ludzi w wiosce. Czy ktokolwiek inny oprócz Starszyzny zasłużył sobie na takie cierpienia? Pomyślałeś o dzieciach, które zwijały się z bólu? Jak sądzisz o czym myślały matki tych dzieci? Byłbyś w stanie pogodzić się ze śmiercią swoich najbliższych? Co z tego, że to był blef? Chciałbyś patrzeć jak twoja ukochana umiera, a ty nie jesteś w stanie nic z tym zrobić? - Morryta na chwilę załamał głos. - Nie w taki sposób wymierza się sprawiedliwość.
- Z tobą to i gadać zamiaru najmniejszego nie mam, jebańcu zdradziecki - splunął Edmundowi pod nogi.
- Tyś przyjaciół zdradził własnych. Ufałem ci, a tyś zdradził i moralnej zbrodni większej nie ma. Chuju. Milczeć racz, jak rzeczesz do mnie coś - wykrzywił gniewnie twarz khazad. Wydawało się, że nic już nie chciał dodać, lecz po chwili odezwał się ponownie.
- To, że ludzie wszyscy są tacy wymówką tylko jest. Po to Grungni serce dał mi i rozum, abym nawet w skurwieli świecie skurwielem nie był. Gówno interesuje mnie, że ludzie wszyscy hipokrytami są. Usprawiedliwienie żadne to. Ale po tobie innego niczego nie spodziewam się - dodał z pogardą, po czym wstał:
- Po Alexa idę - burknął i wyszedł.
- Weźmy po prostu pod uwagę nasze głosowanie i tyle. - powiedział Moritz. - Nikt nie powinien nikomu prawić morałów, bo każdy z nas po innych jest przeżyciach. Wystarczy podliczyć głosy i tyle. Nie ma co przekonywać pozostałych. Każdego z nas głos równie ważnym jest. - czeladnik złapał się na tym, że od słuchania Grimma zaczynał mówić coraz bardziej jak on.
- Ja swego zdania nie zmienię - powiedział Kaspar. - Jaki więc jest wynik?
Od krasnoludzkiego gadania głowa zaczęła go boleć, więc już w końcu nie wiedział, kto za jaką karą się opowiedział
 
Kerm jest offline  
Stary 04-11-2016, 20:06   #132
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Weisslagerberg, Posiadłość Voltera
teraźniejszość

Zebrali się wszyscy, łącznie z Alexem, aby podjąć ostateczną decyzję, co powiedzieć Prostowi.

- Od Starszych i Wagnera zacząć proponuję. Halva morderstwo, majątku prawnie do Turbina Kurta należącego zagarnięcie, Zweickera morderstwo w celu zbrodni zatuszowania, zbirów najęcie w celu odtrutki pozyskania, nie zważając na mieszkańców innych dobro. Intencje ich czystymi nie były. Okoliczności żadnych nie widzę łagodzących. Trójce trupów zajedno wszystko raczej, ale Wagner… Kurwa… Innego zupełnie co zabić w walce niźli na śmierć zimno skazywać... - podrapał się po głowie Arno.
- Jeśli za stryczkiem jesteście, to przeciwnym nie będę - dodał w końcu z ciężkim westchnieniem i gębą wykrzywioną w pałąk.
- Śmierć. Wiedział o wszystkim, czynnie brał w tym udział i korzyści czerpał. - Pierwszy odezwał się Aldric. Chciał mieć to już za sobą.
- Stryczek - Detlef wtórował Sigmarycie.
- Znacie mnie i wiecie, że żywego na śmierć nie wydam. Wstrzymuje się od głosu. - powiedział Moritz.
- Co innego proponujesz? - spytał Bauer.
- Proponuję cokolwiek zdecydujecie tylko sam nie zagłosuję za tym aby go zabić. - powiedział Moritz zamyślony. - Jak byś spędził tyle co ja z akolitkami Shalyi zrozumiałbyś.
- Stryczek.
- kiwnął głową Ohlendorf. - A w zasadzie, to jeśli ten Wagner herbu jest prawdziwego, to pod eskortą winniśmy go dostarczyć do większego miasta, aby go równi stanem sądzili zgodzie z imperialnym prawem. No chyba, że moja persona tu starczy, wszak i ja jestem szlachcicem, choć z nadania. - westchnął niepewnie. - Żeby biedy nie było, jak jego rodzina się tu potem zjedzie i na miejscowych mścić zacznie, że chłopi szlachcica powiesili…
- O to powinien martwić się Herr Prost. On jest szeryfem i on prosił nas o zdanie w tej sprawie
- odparł po chwili zamyślenia Aldric. - To on nałoży karę, jaka by nie była, posiadając ku temu kwalifikacje. Możemy przedstawić mu nasze obawy, i niech on decyduje, czy nie lepiej sądzić go, powiedzmy w Talabheim. Ale niech się wtedy sam tym zajmie, ja nie zostanę tu dłużej niż do rana. Bez wierzchowców droga będzie cięższa, nie ma co zwlekać. Wy zrobicie, jak uważacie.
- Do nas wyrok należy, a nie jego wykonanie
- powiedział Kaspar. - A i ja uważam, że na śmierć zasłużył, skoro ręce w tym maczał i korzyści czerpał. Z tym jednak, że nie wiem, jak prawo imperialne na wieszanie szlachcica się zapatruje. Czy nie raczej topór kata powinien go spotkać?
Ohlendorf wzruszył ramionami.
- Nigdy egzekucji nie widziałem takowego stanu, więc zaiste nie wiem.

- Teraz najemników na warsztat wziąć proponuję… - odchrząknął.
- Oskarżeń nie wniosę ja. Niech skazani na roboty zostaną publiczne. Siedziby szeryfa odbudowanie i takie sprawy tam. Tak bardziej ludziom przydadzą się - powiedział Hammerfist zastanawiając się czy nie ma zbyt miękkiego serca.
- Zgadzam się, winy swe odpracować mogą. Szczególnie, że nikogo nie zdołali tak naprawdę skrzywdzić. Nikogo godnego uwagi - dodał Lutzen myśląc o Starszyźnie, która być może w porę dostałaby lekarstwo, gdyby nie atak zbirów.
- Dokładnie. - wsparł kompanów Moritz. - Wystarczy, że będą ciężko pracować, nabawią się kilku odcisków i wypocą równowartość swej masy ciała.
- Tutaj się zgadzamy, jednego proponuję przydzielić do czyszczenia stajni Śmierdziulki
- Morryta podzielał zdanie ogółu.
- To już zakrawa o tortury, nie pracę. - uśmiechnął się Moritz zastanawiając ile wyleci wymiocin z tego kto się zadania podejmie.
- Nawet nie wiemy czy robili to tylko dla pieniędzy. Zresztą… Wykonywali rozkazy. Trudno karać sługę, poddanego taką samą miarką jak za czyny pana, który nad nim władzę ma. Dyby i praca fizyczna to aż nadto. - powiedział Ohlendorf.
- I moja zgoda na to - dodał swoje Kaspar, bez tłumaczenia swojej postawy.

- W Magdaleny sprawie… Cóż… Może nie banicję, ale zasugerować można jej, by więcej w Weisslagerbergu nie pokazywała się - zaproponował Arno.
- Sądzimy ją jako wtajemniczoną w intrygę Voltera, ergo współwinną śmierci Starszyzny i całego zamieszania. Nie rozumiem, dlaczego nie miałaby ponieść kary. - Aldric zmierzył wzrokiem krasnoluda. - Nie wiemy, jak długo mu pomagała, ale koniec końców wczoraj schowała się i pozwoliła na wybuch paniki, a przecież musiała wiedzieć, co planował Volter. Wygnanie będzie łaskawym wyrokiem, wręcz będzie jej na rękę. Wątpię, żeby chciała tu dłużej mieszkać. Niemniej jednak będzie to kara, i nikt nie powinien krzywo patrzeć na wyrok, jak to by mogło być w przypadku ułaskawienia.
- Banicja brzmi całkiem racjonalnie.
- rzucił czeladnik. - Znałem co prawda porządniejszych banitów, ale gorszych też miałem okazję spotkać.
- Pamiętajmy jednak, że zapewne wiedziała też gdzie jest schowane antidotum. Volter musiał jej również zdradzić taki sekret i tako zgadzam się z Aldricem, współwinna. Jednak wszyscy też macie rację, banicja będzie idealną karą
- Detlef wygładził poły swojej szaty.
- Banicja, przynajmniej na kilka lat. Taka rozłąka z Volterem będzie karą dotkliwą dla niej i dla niego. - dodał łysy szlachcic.
- No to nie ma o czym debatować - powiedział Kaspar. - Wygnanie. Poza tym też nie sądzę, by zechciała tu kiedykolwiek wrócić.

- Volter. Zabójstwa trzy. Miastu stracha napędził solidnego i na godzin kilka samopoczucie zepsuł do rzygania i innych rzeczy typu tego doprowadził. Okoliczności łagodzących widzę serię. Krzywdy nie chciał zrobić nikomu Starszyzny prócz, działanie jego brakiem działania z prawa strony było w sensie każdym i obawami przed śmiercią własną nim, jako jedyny posiadacz jej, nie ujawni jej i do sprawiedliwości nie doprowadzi. Motywem jego zemsta była, chęć sprawiedliwości oddania i o mieszkańców troska, by mordercy na czele nie stali ich. Niemniej mieszkańcom życia odebraniem zagroził i trucizną zdanie poparł swe, nawet jeśli niegroźną ona była. Jako winnego Voltera potraktować proponuję i banicji karę wymierzyć mu - wypowiedział się khazad.
- Banicja to nie będzie dla niego kara, tylko nagroda, przecież o to mu chodziło, zniknąć z Magdaleną - zwrócił uwagę Aldric. - Ciężko mi uwierzyć, że nie dałby rady załatwić sprawy zgodnie z prawem, gdyby tylko poświęcił temu tyle zaangażowania, co knuciu tej całej... szarady. Zemsta jest mocniejszym motywem, moim zdaniem, niż chęć triumfu sprawiedliwości i zadośćuczynienia winnym. Jego pobudki były egoistyczne, nie można tego puścić płazem. Mówisz Grimmie - zwrócił się tu bezpośrednio do krasnoluda - że nie chciał nikogo skrzywdzić, ale to nie jest dobre sformułowanie. Owszem, nie chciał robić tego umyślnie, ale i nie obchodziło go, czy komuś faktycznie się krzywda nie stanie gdzieś po drodze rozwiązywania zagadek. Poza tym, rozwiązanie tych zagadek wymagało nie tylko bystrego umysłu i oka, ale i pracy, ludzi. Gdyby nie my, gdyby szeryf nie został zaatakowany, byłby sam. Taki był plan. Jakie miał szanse, żeby znaleźć antidotum w porę? A Volter sam Grimmowi powiedział, jakby nikt po upływie czasu nie rozwikłał zagadki, Fred miał wręczyć kopertę z wyjaśnieniami. Nie mógł wręczyć jej wcześniej, tylko dopiero po śmierci Starszyzny? Gdyby chciał zaprowadzić sprawiedliwość, znalazłby sposób. On chciał się jedynie zemścić za odwołanie z posady lekarza, reszta nieszczęść to tylko drobne cegiełki, zemsta była głównym motywem. Dlatego głosuję za stryczkiem.
- Mój głos pójdzie na banicję, ponieważ sam po śmierci jednego z was mógłbym posunąć się do tego co Volter.
- powiedział czeladnik dobrze wiedząc, że był za dobrym człowiekiem na podobne zagranie.

Khazad pokręcił głową.
- Nie tak jest to. Faktów wybierać nie możemy sobie. Pamiętaj, że mówił Volter takoż o niechęci do ryzyka podjęcia, że sprawiedliwość Starszych nie sięgnie. Pamiętaj o z Turbinem przyjaźni i bezinteresownej mieszkańcom pomocy. Nie wiem takoż gdzie zagrożenia podczas zagadek rozwiązywania dostrzegłeś, zaś list, o treści niewiadomej wciąż, Fred przekazać miał, nie Volter. A zemsta nie za z posady odwołanie, tylko przyjaciela zabicie była. Wszak substancję do Halva mordu użytą wybrał. Nie są interpretacje moje to, lecz fakty. Uwzględnij je i wtedy jeśli przy zdaniu pozostaniesz swym, to słowa nie rzeknę już. No i dokładnie tak jak Moritz myślę - rzekł Hammerfist.
- Wszystkie wskazówki doprowadziły nas do rozwiązania. Volter mógł upozorować swoją śmierć i nikogo nie truć. Podążając za kłębkiem informacji odnalezlibyśmy winę Starszyzny i przekazali ją w ręce sprawiedliwości. Tak to mogłoby wyglądać, a to tylko na prędce wymyślona alternatywa. Krótko mówiąc człowiek z takim intelektem mógł wymyślić inny sposób niż zwyczajny mord - Morryta westchnął. - Pobudki miał dobre, realizacja najgorsza z możliwych. Śmierć przez powieszenie.
- Wybacz, Grimmie, ale ja widocznie nie mam takiej wiary w ludzi jak ty
- odparł spokojnie Aldric. - Po prostu postrzegam Voltera inaczej i mu nie wierzę. A raczej, nie wierzę w niego. Jego bezinteresowność, żałobę po śmierci Halva, i wszystko co potem. Nie mówię, że kłamie, jeno że pobudki inne w nim drzemią. O przekupność szeryfa się obawiał, a sam mi i Alexowi majątek proponował, abyśmy tylko pozwolili mu uciec z Magdaleną, choć rzekomo jest gotowy ponieść konsekwencje swoich czynów. Ale co by o pobudkach jego nie mówić, zbrodnia jest faktem, dlatego zdania nie zmieniam.
- Za karę winnien pełnić funkcję lekarza w Weisslagerbergu pobierając połowę stawki i bez marży na lekach
- odezwał się Alex po chwili ciszy. - Będzie mu to wystarczające, skoro uciec od tego miejsca chciał, to niech teraz tu pracuje. - wzruszył ramionami. - Bez korzyści majątkowych niech zadośćuczynia. Bez Magdaleny.
- Muszę przyznać, że nie jest to zły pomysł, gdyby jednak nie fakt, że Volter okazał się być nieobliczalny. Kogoś takiego nie da się kontrolować, zbyt duże ryzyko, że znowu wywinie jakiś numer i ucieknie
- odparł Aldric, gładząc brodę w zamyśleniu.
- Na ciekawe sprawa potoczyła się tory - przyznał Arno.
- Propozycję nową mam w razie takim. Domowego aresztu lat pięć z lekarza obowiązkami i zarobków bez. Ucieczkę utrudnić powinno to, a sprawić możemy, aby nie chciał posuwać w ogóle do niej się. Magdaleny banicję na Weisslagerbergowi służbę zamienić bez zarobków takoż. Ale dobrze aby nie było zbyt, Volter i Magdalena święta jedynie spędzać razem będą ze sobą mogli. Dzięki wizytom tym krótkim o wspólnej nie będą myśleć ucieczce, a z niecierpliwością wyglądać świąt. Dodatkowo miasteczko skorzysta na tym. Aby upewnić jeszcze się, że warunków przestrzegać będą tych, domowy Voltera areszt zamienionym zostać może na areszt zwykły w razie wyroku złamania. Na taką zgodziłbyś się sprawiedliwość? - zapytał Eryka Hammerfist.
- Szubienica jest prostszą, pewniejszą i bardziej brutalną metodą ukarania go, twoja propozycja zaś jest bardziej ryzykowną, ale sprytniejszą alternatywą - wyznał Aldric z ociąganiem. - Jeśli nie będzie niczego kombinował, to faktycznie jego pokuta będzie realna i z pożytkiem dla ludności, nie jak w przypadku banicji. Kasparze, Detlefie, co o tym sądzicie?
- A sam uważasz jak? Twój jest głos to, nie z nas żadnego. Z nas każdy jeden głos tylko ma. Czy przeciw pomysłowi, czy za… Niech twój będzie i twój tylko
- nadal patrzył na Bauera.
- W takim razie nadal jestem przy stryczku - odparł Aldric, nadal patrząc wyczekująco na Kaspara i Detlefa. Stanowisko Moritza było oczywiste.

Khazad pokiwał głową.
- Nadal mu pozwolić wykonywać swój zawód to tak jakbym znalazł lisa w kurniku, skarcił go po łapkach i pozwolił mu zamieszkać na najwyższej grzędzie - Morryta zabrał głos. - Skoro teraz udało mu się zatruć całą wioskę to czemu nie miałby spróbować czegoś podobnego w przyszłości? Mój głos bez zmiennie pozostaje przy karze śmierci.

Kaspar tylko skinął głową. Nie wydało mu się, by można było powierzyć Volterowi funkcję lekarza. Za sprytny był i za dużo umiał. Jak nic mógłby się wywinąć z matni, jaką byłaby praca za darmo dla całej wsi.
- Bo na raz, debilu, wieś nie przychodzi do lekarza cała i jakoby coś komuś stało się, to podejrzanym lekarz będzie. Kretynie - warknął Arno.
- Zatem rozstrzygającym dla sprawy głos będzie Prosta. Czasu tracić nie ma więcej co - rzekł khazad.
- Kwestię jedną z wami poruszyć chciałbym jednak. Co na propozycję powiemy szeryfa? Zostajemy? Zostajemy na czas jakiś, aby burdel pomóc ogarnąć mu? Odjeżdżamy? - zapytał Hammerfist.
- Zostajemy na parę dni, pomożemy szeryfowi ogarnąć sprawy najważniejsze, potem jedziemy - zaproponował Kaspar.

Arno skinął głową.
- I mnie zdaje się, że pomóc trochę choć szeryfowi powinniśmy. Popieram.
- Ja, jeśli nie zdarzy się nic niespodziewanego, wyruszam jutro, najpóźniej pojutrze
- oznajmił Aldric. - Nie wiem, czy pamiętacie jeszcze, jaki jest cel naszej podróży, ale ja nie zamierzam poświęcać tej wsi więcej czasu, nie teraz. I tak nie możemy wszyscy razem stawić się u celu, więc jeśli dotrę do Middenheimu wcześniej, będzie to nawet na rękę. Jeśli mnie dogonicie, wyjdzie na jedno, jakbyśmy razem podróżowali. Wieczorem przekażę wam sygnety.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.

Ostatnio edytowane przez Baczy : 06-11-2016 o 19:15.
Baczy jest offline  
Stary 04-11-2016, 22:12   #133
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Arno zdecydował się na jeszcze dwa przesłuchania przed głosowaniem odnośnie wyroku. Dwa przesłuchania oraz jedną rozmowę, którą, jak sądził, wypadało odbyć.

Do Magdaleny skierował swe kroki jako pierwsze. Natychmiast, bez zbędnych wstępów i konkretnie przeszedł do rozwiewania wątpliwości.

- Pani Magdaleno, pytań jeszcze wyjaśniających zadać chciałbym. Opowiedzieć proszę, co działo od wczoraj się z panią - poprosił khazad.

- Czekałam zmierzchu, aby podać lekarstwo. - odrzekła.

- A czy o planach herr Voltera wiedziała pani?

- Tak. Miałam przyjść i go obudzić.

- O planach wioski zatrucia mówię - sprecyzował spokojnie.

- Zatrucia wioski? W śmiertelnym niebezpieczeństwie byli tylko zasługujący na to. - odrzekła.

Hammerfist uśmiechnął się lekko i pokiwał głową.
- Za szczerość dziękuję.

Magdalena wzruszyła lekko ramionami.
- Proszę bardzo. - rzekła skromnie.

Cała rozmowa potoczyła się tak szybko, że nie upłynęła trzecia część kwadransa, jak już przemierzał drogę do kolejnego pomieszczenia. Magdalena wykazywała ogromną chęć współpracy. Nie kręciła, nie wybielała się, mówiła jak jest.

Przystanął przed drzwiami pokoju, w którym przetrzymywany był Volter, i tak, jak miało to miejsce przed wejściem do pomieszczenia zajmowanego przez poprzednią przepytywaną, zastukał. Z grzeczności.

Tym razem Grimm zajął miejsce siedzące naprzeciw swego rozmówcy wiedząc, iż w tym wypadku sprawa nie będzie tak prędka.

- Herr Volter, jedna mnie zastanawia kwestia. Dlaczego do trucia posunął pan się? Dokumentów nie mógł po prostu przekazać tych pan? Obciążające wystarczająco były to dowody - pokręcił głową Arno, nie wykazując zrozumienia tego aspektu sytuacji.

- To byłoby zbyt proste i niekoniecznie właściwą dla nich karą. Zresztą… Gdyby nowy szeryf okazał się sprzedajną szują, to co wtedy?

- Takoż i nas za szuje wziął pan sprzedajne? - zapytał Hammerfist ze zdziwieniem.

- Oczywiście, że nie. Nie rozumiesz Herr Grimm. Nie chciałem ryzykować. Chciałem też się zemścić na nich w taki sposób, aby ten dzień by ich najgorszym w życiu. Karę za swe czyny przyjmę skoro nie udało mi się opuścić Weisslagerbergu. Ich życie jednak w ręce tych złożyłem, którzy prawdę mieli odkryć.

Khazad pokiwał głową.
- Coś jest w tym. Gdybyście jednak miast zabijać ich, jak wszystkich potraktowali ich, to osiągnęlibyście wszystko to, na czym zależało wam. A więcej nawet. Najgorszy w życiu ich dzień byłby to, że umierają myśleliby, obudziliby z radością, że żyją po to tylko, by dowiedzieć się, że stryczek pisanym im jest.

- Ależ tak być miało. - Volter odparł spokojnie. - Tak mogło być w pewnym sensie.

- Nad rozlanym nie ma co rozpaczać mlekiem. Odebraną pani Magdalenie odtrutkę podamy im z nadzieją, że obudzą się. Wtedy może coś w sprawie da się zrobić waszej, bo w złe nie wierzę intencje. Poza Starszyzną. Martwymi jeśli pozostaną jednak, to nic zrobić nie uda się.

- Oni nie żyją, więc nie obudzą ich już żadne mikstury Herr Grimm. Czas był do upływu wody w wodnym zegarze. - wyjaśnił. - Prawie, bo po prawdzie było go nieco więcej. Zegar umyślnie ustawiłem, abyście czas mieli na podjęcie decyzji, czy im lek podać, czy nie.

- Z powodu składników dwóch niźli inni szybciej poddali truciźnie się? Czy powód jakiś był inny? - dopytał krasnolud odnośnie zastanawiającej go kwestii.

- Nie rozumiem pytania.

- Pewności nie mając odnośnie zamiarów waszych, mieszkańcy wszyscy winy nie ponoszący dostali odtrutkę pierwsi. Coby darmowo nie odwalili kity. Potem Starszyzna być miała, a na końcu samym przez nich łotry wynajęte. Starszyzna padła, a najemnicy nadal przytomnymi byli całkiem. Dobrze z nimi być nie było. Fakt. Ale Starsi padli szybciej niźli inni. I na karb różnicy w pokarmie i piciu spożytym zrzuciłbym to. Na wagę i odporność różną. Ale zrobić nie mogę tak, bo przypadek zbyt wielki jest to, że ta akurat padła trójka, zaś innych kilkoro osób nie. Tego nie pojmuję - wyjaśnił Arno.

- Ależ to jest bardzo proste. Przecież mówiłem, że tylko Starszyźnie, onej trójce została podana trucizna. Wszyscy obecni na festiwalu otrzymali drugi jej składnik, lecz nie mając we krwi pierwszego, im życiu nie zagrażało śmiertelne niebezpieczeństwo. Potrzeba było dziewięciu godzin, aby oba składniki spotkały się w organizmie tworząc śmiertelną truciznę, której zatrzymać już nie można. Antidotum mogło pomóc Starszyźnie. Dla zdrowia i życia innych nie miało to znaczenia.

- Czyli z powodu składników dwóch - skinął głową Arno i westchnął.

- A jak to z Zweickerem było? Dowiedział o wszystkim się i Starszyzna zabić postanowiła go?

- Tak. Odkryłem jego ciało zakopane na cmentarzu. Odkrył wszystko o Halvie, więc go zabili. Później Starszyzna postanowiła nie zatrudniać żadnego stróża prawa. Po latach musieli poczuć się bezkarnie. Gdy dowiedziałem się o przybyciu nowego szeryfa postanowiłem wprowadzić mój plan w ruch. Gdyby szeryf nie odkrył prawdy lub próbował aby nie ujrzała dnia, to winni ponieśliby śmierć im należną. Gdyby zaś okazał się durniem skończonym i z zagadkami zupełnie radzić nie potrafił, to Fred miał dostarczyć mu list z upływem wody w zegarze.

- Przekombinowaliście herr Volter, choć trochę też słuszności macie. Szkoda, żeście składniki dwa podać postanowili… Wiele w razie takim zrobić dla was nie mogę. Przekonać nie uda wszystkich mi się, żeście winę ponieśli niewielką. Skurwiele były to, fakt, i nawet martwi zadyndać muszą. Za dużoście na siebie sprawiedliwości wzięli...

- Wyboru nie miałem. A ty khazadzie nigdy nikomu nie wymierzyłeś kary dyktowanej sercem lub umysłem?

- Nie w tym, co uważam problem tkwi, ale w możliwościach. Dla mnie dobrze stało się, że z życiem pożegnali się. Szkoda tylko, że was za sobą do grobu pociągną. A inaczej dało się - pokręcił głową Arno.

- Do Talabheimu nie mogliście zgłosić sprawy? Tam też obawialiście sprzedajnych prawa stróżów się? Skoro szeryfa nie było tu, to do instancji mogliście udać się wyższych - zaproponował Volterowi.

- To nie w moim stylu. - odparł wynalazca. - Zwykły donos, czarne na białym i w dodatku nigdy z całą pewnością, że karę poniosą lub że prawda cała wyjdzie. Taką im urządziłem przygodę, na ją zasłużyli. Tego się nie wypieram i drugi raz bym zrobił tak samo. Zbyt wiele lat z tym żyłem, aby jedną wizytą w Talabheim wszystko naprawić. To był cel mego życia, gdy na skraju śmierci stałem wyrzekając się życia, zaglądając do butelki… To mi dało siłę i motywację do prowadzenia z nimi gry przez kolejne lata. Zemsta jednak smakuje dobrze. Mogli nie zginąć od trucizny, zawiśliby na stryczku. Lecz jeśliby nie zadyndali, to i by trucizna ich nie wzięła. Ryzykować nie zamierzałem. Dlatego zniknąć chciałem, aby nawet nie wiedzieć, czy ich uratujecie, czy lek podacie, czy powiesicie, czy trafią na całe życie do lochów… Ja swoje zrobiłem.

Arno milczał przez chwilę, po czym odezwał się całkowicie zmieniając temat:
- Fred i inni poszkodowani wynagrodzeni zostaną. Wagnerowa z mężem wyrzekła się związku. Starszyzna zadynda. Tak sprawa przedstawia na obecną chwilę się. Zobaczę co będę mógł dla was zrobić, ale nadziei wielkiej mieć nie możecie. Może pani Magdalenie się upiecze.

Volter uśmiechnął się smutno.
- O siebie się nie martwię. Nie przeczę, że chciałbym żyć. Mam w sobie jeszcze kilka dobrych lat. Przecież liczyłem się z taką ewentualnością. Więc i ty o mnie martwić się nie musisz, lecz żyj tak, jak ci serce i umysł radzi.

Hammerfist nic nie odpowiedział. Westchnął tylko i wstał gotów do wyjścia.
- Myślę, że zobaczymy jeszcze się przed wyroku wydaniem - poklepał Voltera po plecach i wyszedł.

Krasnolud zdawał sobie sprawę z tego, że sprawa będzie trudna, ale postanowił wziąć wynalazcę w obronę. Wciąż pamiętał jak siedział w lochu oczekując na stryczek oraz walkę z przemożną chęcią zamordowania Edmunda. A przecież bez wyjątku każdy z nich chciał dobrze. Nie wyłączając zwolnionego lekarza z Weisslagerbergu.

Wyszedł z budynku i skierował się do posiadłości Wagnerów. Kobieta pomagała w śledztwie, była w ciąży, dowiedziała się, iż jej mąż jest mordercą i wyrzekła się go. Zbyt wiele leżało na jej głowie, zaś w pewnym sensie, na czas śledztwa, stała się członkiem ich zespołu.

- Dzień dobry. Jak czuje pani dzisiaj się? - zapytał khazad.

- Dobry? - Wagnerowa chodziła wścieła jak osa po salonie. - Przeklęty chyba! - parsknęła ze złością. - Czuję się… - opadła na sofę i spuściła głowę chowając w dłoniach.
Lekarzowa zaczęła szlochać.

Hammerfist żałował, że nie wziął ze sobą Berta.
- Emmmm… Tak… Nie grozi nic pani. To pewne. Szeryfowi nawet takiego coś do głowy nie przyszło. Może nie na raz by pani wywoziła wszystko, bo i ciężko może być. Na raty może? - zaproponował Arno nie bardzo wiedząc jak ma się zachować. On był prostym krasnoludem. Łeb młotem odczepić, w kuźni się pobawić, postrugać coś. W takiej sytuacji całkiem był głupi.

Kobieta otarła łzy z oczu o krawędź sukni.
- Nic stąd nie biorę prócz mych osobistych rzeczy i rodowych klejnotów po matce i babce. - rzekła odzyskując głos. - Cała ta reszta? - machnęła ręką wokoło. - Rodzina męża puści go z torbami jeśli coś zostanie z tego co ukradł… - z trudem zaczynała panować nad rżącym głosem. - Morderca! Morderca dziecko mi zrobił! Sierotę wychowam po mordercy!

Arno skrzywił się lekko.
- Ma pani gdzie iść? Jakieś miejsce, w którym zatrzymać by mogła pani się? - zapytał zmieniając nieco temat.

- Mam krewnych w Talabheim. Tam się udam na początek. A potem co będzie, to nie wiem.

Krasnolud nie wiedział czy to dobry pomysł, ale było mu żal Wagnerowej. Postanowił dać jej alternatywę, z której wątpił, by skorzystała, lecz... nie mógł zrobić nic więcej. A przynajmniej nic nie przychodziło mu do głowy. Nie miał znajomych w wielkim świecie. Nie mógł nikomu polecić opieki nad nią.

- Możliwości wiele jest, ale na uboczu gdyby chciała zamieszkać pani, od wszystkiego z dala, to wieś taka jest. Biberhof. Wygód wielkich nie ma tam, ale i ludzie poczciwi są. Byłem tam przez czas pewien. Nikt zabić nie próbował mnie tam, a i obcy nawet zdarzyli się tam. Bretończycy. Pewnikiem i dla pani miejsce by znalazło się jakie - wzruszył ramionami.

Eloiza popatrzyła na krasnoluda przez dłuższy czas nie mrugając.
- I co ja bym w tej wsi robiła? - zapytała kompletnie zbitym z tropu głosem.

- Nie ja pani talenta znam. Coś z pewnością by znalazło się całą. Na wykształconą wygląda pani. Może w kierunku tym szukać należałoby? Może uczyć mogłaby pani? To już pani pogłówkować musiałaby.

- I ludzie tam życzliwi? Czy ja się utrzymam z nauczania wiejskich dzieci? - westchnęła. - Prędzej w mieście byłoby łatwiej o rodziców chętnych dzieci kształcenia i na to mających pieniądze. - wysmarkała się z gracją.

- Skarżyć na ludzi nie mogłem nigdy się. A szkółka istnieje we wsi już. Może jakieś zna pani sposoby na choroby proste. A może za pomoc by w karczmie pani mogła robić? Powiedzieć ciężko mi. We wsi tej, jak byłem tam, krasnolud imieniem Joni mieszka. Owiec wypasaniem zajmuje się. Może pomocy by jakiej potrzebował? Do wyjazdu w rejony tamte namawiać nie mogę, bo może lepsze ma pani miejsca. Gdyby jednak pani tam udała się, to do Joniego zajrzeć polecam. Powiedzieć proszę, że od Grimma jest pani. Nie skojarzyć może mnie po imieniu samym. Powiedzieć proszę, że… - zastanowił się sam nie wiedząc jak dać ojcu do zrozumienia, że Eliza jest od niego.

- … że jego syn wyrzeźbił mu na urodziny owcę. Powinien skojarzyć, bo prezentu nie lubił tego i przyznawać do tego takoż nie lubił się - pokiwał głową Arno znajdując w końcu element charakterystyczny.

- Jak chcesz to ojcu twemu list napisać mogę, jeśli pisać nie potrafisz. - zaproponowała życzliwie. - Nadam z Talabheim.

- Po elemencie tym charakterystycznym skojarzy mnie, gdyby w potrzebie znalazła się pani.

Wagnerowa uśmiechnęła się.
- Za troskę dziękuję. Obawiam się, że nie podołam życiu na wsi z dzieckiem. Rodzina moja na wieść o tym padłaby trupem, choć ja do stanów niższych serce mam i zawsze pomagałam jak mogłam.

Hammerfist uśmiechnął się lekko, a następnie skłonił kobiecie.
- Na mnie czas już. Miło było mi bardzo poznać panią - rzekł na odchodne, a następnie ponownie skierował się ku posiadłości Voltera.




Po głosowaniu nie pozostało nic więcej, jak tylko zdać raport szeryfowi Ernstowi Prostowi. Ku nieszczęściu Arno, towarzyszył mu Morryta. Po wejściu natychmiast przeszedł do rzeczy.

- Od prostych zacznę spraw. Przeciw stryczkowi dla Starszyzny i Herr Wagnera nie było głosów. Jasną sprawa jest. Morderstwo Herr Halverschlussena w celu majątku zagarnięcia jego, kradzież należnego Turbinowi Kurtowi spadku, szeryfa Zweickera morderstwo zatrzeć mające zbrodni ślady. Brak dowodów na Wagnera Paula uczestnictwo, ale zarzuty poprzednie wystarczająco są silnymi dla grupy naszej. Alex jednak, słusznie całkiem zauważyć raczył, iż Herr Wagner szlachcicem jest, co wykonanie może utrudnić wyroku i pomoc, jako szlachcic, zaoferował swoją. Gdyby potrzeba była taka - zaznaczył Arno.

- Najemnicy sprawą dla nas jasną są takoż. Jednogłośnie wnosić nie będziemy zarzutów. Niechaj winy Weisslagerbergowi odpłacą swe. W pracach przycisnąć można trochę ich. Gdyby z obowiązków należycie niezbyt wywiązywali się, to Śmierdziuli stajnię by sprzątać mogli - ciągnął khazad przedstawiając propozycję Edmunda.

- W trzeciej od was, Herr Prost, wyrok zależeć będzie. Do większości nie udało nam dojść się, zatem sprawę jako ma ona się przedstawić panu muszę. Takie fakty są: Herr Volter winnym Starszyzny śmierci jest, antidotum skutku nie odniosło, morderstwa usiłowania na Herr Wagnerze winnym jest, na miasteczka mieszkańcach groźby śmierci winnym jest. Oto przewiny Herr Voltera są, ale łagodzące występują w tym wypadku okoliczności. Od tego zacząć muszę, że trucizna dla mieszkańców śmiertelną nie była. Na festiwalu wszyscyśmy składnik dostali jeden, a czas jakiś wcześniej Starszyzna drugi dostała. Morderstwa motywami były: zemsta była za przyjaciela zabicie jego, a przyjaciela drugiego z majątku ograbienie, w prawa siłę zwątpienie po śmierci szeryfa Zweickera i latach pięciu bezkarności Starszyzny, sprawiedliwości uczynienie zadość pragnienie, miasteczka mieszkańców spod morderców rządów uwolnienie. Motyw ostatni ze śmiercią szeryfa, wiąże się, Zweickera. Na jedyną pozwolę interpretację sobie tu. Szeryf otóż, w bitce sprawniejszym niźli Volter musiał być, a Starszym ustąpić musiał pola jednak. Interpretacji koniec jest to. Herr Volter jedyną był osobą, która sekret znała. O życie własne, posiadacza jako wiedzy tej jedynego, obawiał się. Śmierć jego zatuszowaną pozostawiłaby zbrodnię i tego obawiał również się. Faktem jest kolejnym, że sprawę inaczej załatwić było można, dlatego uniewinnić nie można go. Z nas połowa śmierci karę widzi odpowiednią i pewną bardziej widzi jako. Druga z nas część rozwiązanie dla Weisslagerbergu korzyść niosące popiera. Lat pięć bezpłatnej Voltera posługi w lekarza charakterze pod domowym aresztem, bo wynieść stąd chciał się. Magdalenę na, dla Weisslagerbergu prace, skazać, bo takoż planowała wyjechać. Karą kolejną dla nich byłaby możliwość spotykania ze sobą się w święta jedynie i prawdziwej lekarza potrzebie. Wybyć razem chcieli. Zagraniu takiemu dzięki, miast o ucieczce myśleć, świąt dnia każdego wypatrywaliby. Kary warunków nieprzestrzeganie, aresztu domowego zmienieniem na areszt skutkowałoby. Mieszkańców zatrucie niemożliwym takoż jest, bo do lekarza pojedynczo przychodzi się i zrazu wiadomym co stało się byłoby. Oto sprawy obraz pełny z faktów złożony wyłącznie - tymi słowami khazad zakończył pełny raport sytuacji.

Sprawozdanie wyszło niezwykle długie, ale w opinii Grimma nie mogło być inne ze względu na liczne zawiłości sprawy, w które trzeba było wprowadzić szeryfa, by mógł wyrobić swój pogląd i oddać głos.

- Dziękuję. - Ersnt słuchał sprawozdania krasnoluda nie przerywając dotąd ani słowem. - Będę miał noc całą do namysłu. - westchnął. - Wszystko coście postanowili wziętym pod uwagę będzie. Tymczasem poproś Herr Ohlendorfa, aby mnie odwiedził. Rozumem, że decyzję o zostaniu w Weislagerbergu podejmiecie wkrótce? - zapytał zaciekawiony.

- Jesteśmy zgodni i zaszczyceni propozycją - zaczął Morryta - jednak musimy odmówić. Jeszcze ważniejsze sprawy na nas czekają i musimy rozwiązać swoje problemy. Postanowiliśmy zostać tutaj dwa dni zanim wyruszymy w dalszą podróż. Chcemy pomóc w przywróceniu porządku temu miastu, zebrać potrzebne zapasy i ruszyć w swoją stronę.

- Ta… - burknął pod nosem Arno.
- Rzeczy wiele w stwierdzeniu tym prawdą jest, ale uściślenie potrzebne lekkie jest takoż. Stojący tu dwa zostanie dni, Aldric nie więcej niż dni dwa, dni kilka reszta, do decyzji przyjdzie jeszcze im, a ja tydzień zostać mogę, coby wspomóc mocno możliwie nim czas konieczny nastanie na mnie. I chyba nawet pomysłów mam kilka jak długi uregulować - wygłosił Hammerfist z rękami założonymi za plecami.

- Herr Prost, przed wyroku miasteczku ogłoszeniu, poprosić muszę o to, byśmy w gronie zamkniętym naszym mogli wysłuchać pierwsi decyzji waszej. Możliwym całkiem, że prośbę będę wtedy do was miał. Ale to faktów uprzedzać potrzeby nie ma - zakończył Grimm, a następnie pożegnał się z szeryfem i wyszedł, całkowicie ignorując Edmunda.

W przypadku wyroku śmierci dla Voltera miał zamiar poprosić szeryfa o zastąpienie stryczka ścięciem i możliwość osobistego wykonania wyroku. W takiej sytuacji dodatkowo przedstawi propozycję wygnania Magdaleny argumentując, że pozostanie tutaj może być dla niej równoznaczne z wyrokiem śmierci, a to dla niej zbyt surowa kara. Zamierza też przekazać, iż w tej kwestii również są jednomyślni.

Zgodnie z poleceniem, natychmiast poszedł do Alexa, by zrelacjonować mu przebieg spotkania z Prostem.
Następnie zamierzał zrobić obchód wsi i sprawdzić jej stan. Miał również zamiar poprosić Berta, by mu towarzyszył. Być może gawędziarz będzie potrafił wycenić nieruchomości Bartfelta, Bolstera, Pfulgera, Voltera, Wagnera i Turbinów.

Wieczorem miał zamiar rozpisać pomysły na rozwiązanie problemów finansowych, choć zdawał sobie sprawę, że będą oparte na zwykłym dodawaniu i odejmowaniu. Miał nadzieję, że to wystarczy.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 05-11-2016, 18:09   #134
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Ciężko było się spieszyć pomagającemu wszystkim Moritzowi. Chłopak nie posiadał tak wielkiej wiedzy i umiejętności aby naraz biegle, szybko i sprawnie stawiać diagnozy. Musiał przy każdym odsiedzieć albo odstać odpowiednią ilość czasu. Nie spieszyło mu się chociaż po ostatnim dniu słaniał się na nogach. Sam czuł swój smród na tyle dotkliwie, że walczył aby nie zakryć sobie chustą nozdrzy. Wiedział jednak, że potrzebującym wieśniakom nie marzył się nawet wypachniony, świeżo po kąpieli medyk, bo kimże byłby on w porównaniu do bohatera - Wilkobójcy, śledczego i znającego pierwszą pomoc w jednym.


Ścigany listem gończym chłopak nie był tą samą osobą, która nie tak dawno walczyła z codziennościami festiwalu kiełbasy Herr Heintza. Był co prawda tak samo dobrym i oddanym bliźnim, ale był też o niebo bardziej doświadczonym. Nie ufał nikomu tak ślepo i naiwnie. Nie powierzał zdrowia wyłącznie słowom, a czynom. Tamte czasy zostawiły mu nie tylko alkoholizm, ale i zalążek paranoika, który u zbyt wielu osób dopatrywał się drugiego dna ich postępowania. I mimo iż wieczorem musiał uciekać przez ciemne czeluści piwnicy Herr Wagnera to nie był aż tak bardzo zaskoczony zaistniałą sytuacją jak byłby niegdyś. Jakby podświadomie czuł, że każdy - nawet śmiertelnie chory człowiek - może zrobić mu i jego przyjaciołom krzywdę. Ktoś tak niewinny jak mały, puszysty kiełbasiarz nie wyglądający ani trochę na rabusia czy zabijakę.

Czeladnik nie wiedział ile czasu walczył z dolegliwościami zranionych ludzi. Mogły być to dwie godziny, ale mogło być ich i osiem. Człowiek tak zmęczony traci rachubę czasu i łatwo popełnia błędy, których on chciałby uniknąć. Co prawda najgorsze było za nim, ale cały czas czuł, że musi zachować czujność. I była to albo nabyta paranoja albo wrodzony szósty zmysł...


Nowy dowódca straży wyglądał nad wyraz poważnie przemawiając rannym z potężnego łoża. W jego pokoju nie zabrakło też jadła na tyle lekkiego aby cały czas delikatne żołądki śledczych od razu wszystkiego nie wyrzuciły. Moritz nie pamiętał kiedy tak bardzo smakowały mu warzywa i owoce zapijane sokami i wodą. Z ulgą mógł zastanawiać się nad słowami szeryfa będąc już w pełni wypucowanym i pachnącym. Obecny stan był dla niego niemal rajem po wcześniejszym smrodzie końskich odchodów. W końcu nie codziennie brodzi się i miesza w łajnie najbardziej śmierdzącego konia w krainach. Pewnie gdzieś na świecie był kolekcjoner na tyle pomylony i dziwny, że dałby za Śmierdziulkę kilka worków Złotych Karli...


Prost chciał zająć się organizacją uczciwego sądu nie tylko dla Herr Voltera, ale też Magdaleny, Wagnera i Świętej Pamięci Starszyzny, której - na oko czeladnika - nie pomoże żadna ze znanych na świecie mikstur. No chyba, że mikstura jakiegoś nekromanty, który zbierałby najdziwniejszą ekipę nieumarłych sług. O ile kara dla Voltera i Wagnera wydawała się oczywista to sprawa wyglądała nieco inaczej w przypadku Herr Magdaleny, Pani Wagnerowej i oprychów, które w swej niezmierzonej doświadczalnie głupocie napadli na szukających leku bohaterów. Tym ostatnim mogło się nawet upiec o ile Moritz i jego kompani nie będą nalegać aby zostali ukarani surowo. Czeladnik chciałby aby kara była, ale nie tak poważna jak w przypadku Voltera, którego - niestety - w pełni rozumiał i z nim się utożsamiał. Sam nie wiedział jakby postąpił gdyby jednego przyjaciela mu zabito a drugiego oszukano i okradziono. W sumie mógł podejrzewać, bo kiedy Bauer "zginął" sam popadł w nad wyraz dobrze tłumaczony alkoholizm...

Propozycja szeryfa co do mianowania członkiem Rady Miejskiej niemal pozbawiła Wagnera resztek pewności siebie. Mężczyzna nie wiedział co miał powiedzieć. Był młody, ale - zgodnie ze słowami Prosta - był też o wiele bardziej doświadczony niż najstarsi wieśniacy Weissenbergu. Nie widział siebie na pozycji Starszego - tym bardziej z butelką w jednej ręce i pośladkiem córki młynarza w drugiej. To prawda, że chciał pomóc i lada moment miał się zająć rozliczaniem ksiąg majątków Starszyzny, ale nie czuł się jeszcze na tyle starym i schorowanym aby osiąść w jednym miejscu. Miał tutaj jednak bardzo wiele wspomnień, zarówno tych miłych - jak festiwal i uprawianie miłości z Helgą - i mniej przyjemnych - jak ucieczka przez poćwiartowaniem w piwnicy lekarza czy zabawa w końskich odchodach. Czeladnik był pewien, że w wiosce nie zostanie. Nie wiedział jednak za ile i z kim z niej wyruszy. Ostatnio przybyło mu towarzystwa…
 
Lechu jest offline  
Stary 06-11-2016, 22:12   #135
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu, Weisslagerberg


Jesienny wiatr bezceremonialnie kołysał trzy trupy na skrzypiących gałęziach. Stary dąb przy ruinach aresztu, rósł od zawsze przy drodze naprzeciw kaplicy Sigmara. Na piersiach Starszyzny wisiały drewniane tabliczki czytelne tym, którzy składać litery potrafili. Wszyscy w Weisslagerbergu wiedzieli, co tam khazad Hammerfist wydłubał w reikspielu.


Bartenbach, Pluflger i Bolster.
Przechodzący dorośli z ohyda odwracali wzrok, inni pluli w stronę wisielców, dzieci rzucały kamieniami. Kilka kruków obsiadłszy drzewo niespiesznie dziobało krwawe uszy i zmienione nie do poznania twarze morderców.
Stirlandczycy własnoręcznie wciągnęli trupy, którym dla wszystkiego Prost kazał podać lek na Azalię zeszłego dnia. Żaden nie wrócił z zaświatów, bo sen, który zmorzył ludzi był wiecznym.

Na wzgórzu, gdzie za palisadą stał drewniany budynek Rady Miejskiej, szumnie zwany przez niektórych Ratuszem, mimo, że tylko z dachu na czterech palach się składał, nowy dowódca straży miejskiej przemawiał do zebranych mieszkańców. Najpierw ogłoszono wyrok na powieszonych trupach, teraz przyszła kolej na resztę oskarżonych.

- Znajduję Herr Wagnera winnym zarzucanych mu zbrodni, do czego lekarz się przyznaje. - surowo spojrzał na stojącego w tym samym ubraniu, co go z grobu odkopano, mężczyznę.
Szlachcic był blady, zdruzgotany, złamany psychicznie. Kiwnął głową kilkakrotnie, a na koniec opuścił brodę ku piersiom i łkał wydając zasmarkane dźwięki.
- Jakoże prawo imperialne zakazuje sądzenia wysoce urodzonych przez stany niższe, oskarżony stanąć musi przed równymi sobie. W Esterweldzie odpowiadać za zbrodnie wyrządzone w Weisslagerbergu.

Takie postanowienie nie przypadło chłopom do gustu. Poruszone szemranie poniosło się po tłumie, choć nikt nie ważył się otwarcie sprzeciwiać Herr Prostowi i jego deputowanym. Nieufność biła z twarzy miejscowych, kiedy dowiedzieli się prawdy o wszystkim a teraz zbrodniarz miał nie zapłacić tam i wtedy za śmierć Halva, ograbienie Freda, zniszczenie Voltera.

- Herr Alex Ohlendorf zgodził się osobiście eskortować oskarżonego. - szeryf rzekł uspokajająco z przekonaniem. - Verena ślepą nie jest, Sigmar sprawiedliwym.

Niewielki to dało pożytek, lecz zawsze jakiś, bo niektórzy wyraźnie odetchnęli z ulgą.

- Sąd boży! – ktoś krzyknął.
- Sąd boży! - powtórzył stary Turbin. - Niech panicz Ohlendorf do walki stanie jako czempion syna mego i całego Weisslagerbergu przeciw Wagnerowi!
- Dobrze gada!
- Sąd boży!

Tłum szybko podchwycił iskrę pomysłu i ogień żadnej widowiska gawiedzi palił się żarliwie potrząsając rękoma, głowami, a nawet małymi dziećmi.
Erst spojrzał na Alexa. Łysy szlachcic, na którym skupiona była teraz uwaga wszystkich, po chwili zastanowienia kiwnął głową ku radości tłumu i przeniósł wzrok na Wagnera. Lekarz szturchnięty przez krasnoluda podniósł głowę nie bardzo zdając sobie sprawę, czego od niego się wymaga.
- Sąd boży przyjąć chcecie zgodnie ze starą tradycją Imperium? - zapytał oschle Prost.

Wagner zamrugał przytomniejąc.

- Nie! Sądzić mnie nie będziecie! Za majątek zatracony zapłacicie!

Znowu opuścił głowę. Trząsł nią szlochając i próbował wytrzeć nos w ramię białej koszuli, jako, że ręce miał w przegubach spięte kajdanami za plecami.
Głównym powodem rozpaczy lekarza rwącego włosy z głowy, powodem zdradzonym przez małżonkę zainteresowanym, która bez oglądania wstecz wyjechała z miasteczka, była nie skrucha, nie utrata ciężarnej żony, posady czy nawet wolności, lecz zaprzepaszczenie rodowego skarbu. Dwie pełne skrzynie Południowego Averlandu 2492, które głowa rodu powierzyła w przechowanie najmłodszemu z Wagnerów osiadłemu w spokojnej, zapomnianej przez awantury mieścinie, jako ostatnie ze słynnego rocznika, miały wkrótce nabrać niebotycznie większej wartości, niźli dotychczas miało owo wyborne wino w sobie.

- Nam odmawiacie sądu. - powiedział Prost. - Bogom odmawiacie też Herr Wagner?
Lekarz spojrzał z ukosa na łysego szlachcica. Powiódł wzrokiem po twarzach Stirlandczyków, potem omiótł nim mieszkańców Weisslagerbergu.
- Chory jestem! I słaby! - krzyknął łamiącym się głosem. - A czempiona nie mam! Bogowie zrozumieją!
- Ja stane za cieść waszom gospodin Wagner! – ktoś krzyknął z tłumu łamanym reikspielem z silnym kislevskim akcentem.
Ciżba odwracając głowy rozstąpiła się przed mężczyzną kroczącym przez stłoczoną gawiedź.

Był nietutejszym, to było pewne. Nie wiadomo kiedy przybył do miasteczka, czy sam i czy pieszo, a przynajmniej nie było nikogo, kto zdawałby się go znać lub ową wiedzę posiadać w tej chwili. Topór trzymał w prawej ręce jakby od niechcenia. Twarz miał spokojną, co dziwnie kontrastowało ze szramą ciągnącą się z czoła na policzek przez oko, które stracił w miejsce zasklepionego oczodołu.



- A kimże ty jesteś wędrowcze? - zapytał Prost upewniwszy się u jednego z poważanych miejscowych, że to nietutejszy.
- Yury. Yury Maładiec z Kislevu. Najmita. – skinął głową ku szeryfowi i patrzył wyczekująco na Wagnera.
- Nie znam cię panie. – rzekł niepewnie lekarz.
- Może mnie bogi z niebes przysłali. - odparł tamten całkiem poważnie. - Piecsat zalatych koron. – rzekł powoli kładąc nacisk na każde wypowiadane słowo, aby brzmiało wyraźnie.
Wagner uważnie przyjrzał się Kislevicie. Wyraźnie kalkulował odpowiedź.
- Pięćset złotych koron! - powtórzył uroczyście z rodzącą się w głosie nadzieją. - Po wygranej walce! – dodał szybko.
- Da. Po wigranej walce Hier Wagner. - przytaknął Yury.
- Sąd boży zatem. - prychnął Wagner do Prosta z rodzącą się w oczach zuchwałością.

Prost zgodnie, acz niepewnie, pokiwał głową.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 22-11-2016, 14:44   #136
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację


Ulriczeit, 2521 roku K.I.
Wielka Baronia Middenlandu
Weisslagerberg


Sąd boży. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie tradycyjne wybieranie czempionów. Jaki bóg wpadł na taki pomysł? Ulryk z pewnością gniewnie patrzy na takie pojedynki, zero honoru.

- Sekundant jako Ohlendorfa zgłaszam się - warknął Arno.

Krasnolud wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Pewnie denerwował go fakt, że trójka złoczyńców już wpadła w ręce sprawiedliwości i teraz zapewne błąkają się po Szarych Pustkowiach, tymczasem Wagner zyskał szansę niczym wesz na psiej dupie.

Hammerfist spojrzał pytająco na szeryfa, a ten kiwnął głową w potwierdzeniu.

- Walczyć będziecie jutro zaraz po świtaniu - zdecydował. - Niechaj bogowie zdecydują.

- Jam niewinny i Voltera szarlatana oskarżam o majątek mój stracenie, osobę mą w grobie żywcem grzebanie! Nikt prawa nie ma na nikogo ręki tak podnosić, a już ci nie wolno na szlachtę! – wykrzykiwał były członek starszyzny.

- Najpierw okazać się musi czyś niewinny panie Wagner - odrzekł chłodno Prost. - Odprowadzić go.

- A co z Volterem? Czymże Verena cię natchnęła w sprawie tutejszego doktora, herr Prost? - zapytał Detlef.

- Z wyrokiem czekać muszę do winy Wagnera rozstrzygnięcia - odparł ponuro.

Morryta nie był w żaden sposób ukontentowany spotkaniem. Sprawiedliwość rzeczywiście jest ślepa, jednak trzeba się temu podporządkować. Dalsze losy Wagnera leżały w boskich rękach, a młody nowicjusz nie miał zamiaru wpływać na wynik walki. Jego kompani rozmawiali o alkoholu, truciznach czy innych sposobach jak przechylić szalę zwycięstwa, jednak Luden postanowił pogrążyć się w modlitwie. Wszyscy postanowili walczyć o większą sprawiedliwość, a jednak trzeba oddać Morrowi to co mu się należy. Mordercy czy też nie, potrzebują modlitwy, aby dotrzeć do Ogrodów.


Wieczór nadszedł niespodziewanie. Detlef poświęcił wiele swoich sił, aby wytrwać w modlitwie i spełnić swój obowiązek. Wyjrzał przez okno i spojrzał na powoli pojawiające się gwiazdy, czekając, aż ukażą się pozostałe, na razie widoczne tylko jako nikłe błyski światła na ciemniejącym niebie. Ojciec Caspar, najwyższy kapłan świątyni Morra w Nuln, zwykł mawiać, że gwiazdy to szczeliny w świecie śmiertelników, przez które mieszkający powyżej bogowie mogą obserwować czyny ludzkiej rasy. Gwiazdy świeciły dzisiaj wyjątkowo jasno, jakby boskie oczy skupiły swe ślepia na Weisslagbergu.

Kapłani nauczali, że sny są darami od Morra. Wizjami, które pozwalają tym, którzy zostali nimi pobłogosławieni, na zajrzenie za cienką zasłonę oddzielającą świat ludzi od królestwa bogów. Tego typu wizje uważano za znaczące omen i pomyślny znak na rozpoczęcie nowego przedsięwzięcia.

Detlef obudził się zlany potem i dyszał jakby przebiegł kilka kilometrów uciekając przed zielonoskórymi. Błogosławieństwo samego Morra zeszło na jego sługę. Morryta uronił kilka łez zanim się uspokoił i uformował krótki plan w głowie.

Poszedł szukać Arno Hammerfista.

Krasnoludy z natury są zimno lubne, dlatego zwyczajne zerwanie koca ze śpiącego Arno nie pomogło. Morryta musiał powściągnąć specjalne środki. Złapał khazada za brodę i potrząsnął energicznie, a następnie przydusił ciałem, żeby nie mógł się ruszać za wiele.

- Do kurwy co? - wysapał Arno.

- Miałem sen. To nie był zwykły sen. Umrzesz w tym pojedynku. Po krótkiej wymianie ciosów Kislevita odetnie ci głowę - Detlef sapał nad unieruchomionym Hammerfistem. Pot spływał mu strużkami po czole.

- Co pierdolisz ty?! Jebło w łeb całkiem cię? - warknął krasnolud.

- Morr mnie natchnął. Posłuchaj mnie, chociaż raz w swoim marnym życiu - Detlef wyglądał śmiertelnie poważnie. - Wysłuchaj tego co mam do powiedzenia i zrobisz co uważasz - uścisk tłuszczu nowicjusza zelżał i wypuścił krasnoluda spod swojego cielska.

- Czasy bywały takie, że wierzyłem nawet ci - splunął pod nogi nowicjuszowi. - Ale skoroś zbudził już mnie, to gadaj - dodał z obrzydzeniem, a następnie usiadł, wspierając się na pięści.

- Morr zesłał na mnie swoje błogosławieństwo - odpowiedział nowicjusz z dumą w głosie. - Widziałem twoją jutrzejszą walkę, na tyle prawdziwie, że wiem, że to prawda. Czysta i najprawdziwsza prawda. Jeżeli staniesz do walki z tym Kisleviskim wojem stracisz głowę. Żaden twój cios nie dosięgnie przeciwnika, zaś on zetnie ci czerep jednym ruchem - nowicjusz stracił trochę animuszu. - Wiem, że nie brzmię zbyt przekonująco. Nie mam gadanego jak nasz Bert. Jednak musisz mi uwierzyć, ten jeden raz. Morr nie zesłał tego snu bez żadnych przesłanek. I dla ciebie musi mieć plan i rozumiem teraz, że jesteś też jego częścią.

Arno spojrzał spode łba na rozmówcę.

- Racja. Przekonującym w ogóle nie jest to. Walkę mam nie jedną za sobą i uwierzyć mam, że machać jak cepem będę, a ten punktować tylko mnie będzie? - odkaszlnął i podrapał się po głowie. - Alexa specjalnie namówić próbowałem, aby odstąpił od roli swej, Bert szlachcica uchlał, a teraz po prostu tak zrezygnować mam, bo padalec zdradziecki sen miał? - zapytał, patrząc z ukosa.

- Jest dużo silniejszy, niż się wydaje. Nie wierze nawet, że we trzech byśmy go pokonali - Morryta zawiesił głowę. - Zapytam inaczej, czemu miałbym cię budzić w nocy? Co by mi z tego przyszło? Myślisz, że jestem skretyniały na tyle, aby budzić ludzi nocami z byle powodu?

- Szczerze? - zapytał khazad z paskudnym uśmiechem.

- Obudźmy wszystkich i niech się wypowiedzą - zaproponował nowicjusz. - Nie wierzysz mi, może oni mi uwierzą.

- Dobra, już dobra. Nie nadymaj jak pęcherz już się. Raz z takim walczyć okazję miałem i sukces czekał nas dlatego tylko, że z Jostem takoż Erykiem żeśmy go wzięli. Ale on Czarownic był Łowcą - powiedział, po czym przetarł oczy. - Dobra - powtórzył się. - Raz jeden jeszcze, ale jak banialuki jakieś są to, to w ryj zarobisz ty najpierw, a on potem zaraz - zakończył westchnięciem.

Obydwu przypominała się wizja jaka nawiedziła Arno przed festiwalem kiełbasy. Morr najwyraźniej lubił krasnoluda.

- Zatem przemyślisz? Staniesz do walki czy pozwolisz Alexowi walczyć? - zapytał Detlef.

Hammerfist zastanowił się przez dłuższą chwilę.

- Jeśli do walki nie stanę rano ja, to wcale okazji do tego mieć nie będę już. Alex raz drugi na podobny nie nabierze wybieg się, choćby zesrały się skały.

- Alex też umrze. Jak nie ty to on - przerwał Luden.

- Jeśli kislevita dobrym jest takim, to boży sąd cyrkiem tylko jest. Zrobić możemy inaczej. Alex dyspozycyjnym nie jest teraz. W pokoju jego, jako w gorzelni śmierdzieć może, ale godzin kilka i przedmucha wszystko wiatr. Do Prosta pójść mogę i o walki przełożenie prosić. Na Voltera trucizny skutki zwalić można. Że łeb nasuwa go i świat przed oczami wiruje mu. Czasu zyskamy wtedy trochę. W przypadku najgorszym truciznę podamy kislevicie jaką. Volter pomocnym byłby tu… I z nim rozmówić mogę się. Nie, żebym wierzył ci, ale… zawadzić sprawdzenie nie może - pokiwał głową krasnolud.

- Zrobisz jak uważasz. Moje zdanie znasz. Będę się za ciebie modlił, chociaż może nie do Morra… Potrzebujesz mojej pomocy w czymś może? - Morryta spoważniał.

- Może. Poważniej prośba brzmieć może, jako bogów sługa poprze ją. Iść do pokoju Alexa musimy, coby okno otworzyć tam. Berta schować musimy. Zbudzić Eryka i Josta. Wspólnie plan działania opracujemy dalszego. No… To na dupę portki i mitrężyć co nie ma.
 
Evil_Maniak jest offline  
Stary 22-11-2016, 23:32   #137
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny

Weisslagerberg, Posiadłość Voltera
teraźniejszość

Aldric i Kaspar uważnie wysłuchali, co ich towarzysze mieli do powiedzenia. Początkowe zaspanie szybko przeminęło, traktowali ów sen równie poważnie, co sam Morryta.

- Taki sen to nie majak, nie u sługi bożego - powiedział Aldric. - Nie możesz tego zignorować, nie możesz walczyć - zwrócił się do Arno. - Alex w obecnym stanie również… Zresztą, wszyscy jesteśmy osłabieni, co tylko zwiększa przewagę tego kislevity. Kto by z nim w szranki nie stawał, raczej nie przeżyje, walka może jedynie zostać odwołana. A jedynym sposobem na to jest… śmierć Wagnera. Nie widzę innej możliwości. Bo zabicia szampierza nawet nie proponuję, ani on winny czemukolwiek, ani taki, co by dał się zaskoczyć czy otruć. Ale gdyby kilka kropel trucizny z Azalii padło nocą na usta zbrodniarza, cóż… Gdyby ten cały Yury zaczął się awanturować, po prostu by się mu zapłaciło z kasy Wagnera. Nie jest to najbardziej honorowe rozwiązanie, ale chyba inaczej walki nie uniekniemy. A gnój jest winny, przyznał się nawet, nie zmuszany do tego.
- Przeciwnym jestem płaceniu za cokolwiek mu. Ani mu należy to się, ani potrzeby nie ma na to. Przypominam, że pieniądze miasta nie są to, tylko prywatne Turbina. Ukradzione mu. Ten kislevita cały, trudu nawet nie zadał sobie, coby dojść, czy winnym Wagner jest. Zjawił tu dla zysku się. Jeśli…
- podkreślił Hammerfist. - … Edmund prawdę rzecze, to najemnym jest on mordercą, sprytniejszym niźli bandyta trochę. Inaczej nazwać jak człowieka, co za pieniądze morduje, aby sprawiedliwości szalę na zbrodniarza przechylić stronę? Jeśli żywym z Weisslagerbergu ujdzie, to zabić pod bożego sądu ochroną pójdzie kogoś, trudu nie zadając sobie, by prawdy dojść. Ludzi uczciwych zabijać może, a Wagnerowe uwalnia kanalie - pokręcił głową khazad.
- Do walki nie dam Ci stanąć, bo prędzej sam do niej stanę. - powiedział Moritz z kacem potężniejszym niż trzech szampierzy z Kislevu. - W tym przypadku musimy pogadać z wojownikiem i przekonać go aby nie walczył za Wagnera. Ja mogę to zrobić, ale dopiero wieczorem albo jutro. Pogadajcie z Prostem, dajcie mi czas na ozdrowienie i wtedy z nim pogadam i go przekonam. Dam mu całe złoto jakie tylko zdobędę na ten cel. Co wy na to? - zapytał czeladnik.
- Lepszego pomysłu nie mam - odparł Detlef.
- Do walki stawać nie chce raczej z nas nikt i do tego doprowadzić musimy. Najemnik kopyta wyciągnie jeśli, to i Wagner sprawiedliwości wywinąć nie zdoła się. Po mojemu zadyndać powinien on. A kislevita w “Ottcie i Annie” zatrzymał się i z pewnością całą zamawiać będzie coś. W kuchni do miski jego dosypać można by było coś. Nie podejrzewałby nawet nic nim późno nie będzie zbyt. Voltera o truciznę do wykrycia ciężką, a po czasie działającą jakimś, wypytać mogę. Jako i nam, jemu na sprawiedliwości wymierzeniu zależy - podrzucił Grimm. Nikt się nie sprzeciwił, Aldric przytaknął krasnoludowi.

Na miejscu Prosta w ogóle nie pozwoliłby na Sąd boży, który początkowo miał być tylko uciechą dla gawiedzi. Idea takiego sądu nie miała racji bytu we współczesnym świecie. To umiejętności walki się liczyły, nie przychylność bogów, co zresztą zrozumiano i zaczęto się wycofywać z Sądów bożych. Jednak nadal były tolerowane i wykorzystywane zazwyczaj tak jak tutaj, do urozmaicenia sobie dnia. Lecz tym razem rzeź pogardzanego szlachcica zmieniła się w pojedynek, w którym winny mógł zostać obmyty z win. I właśnie to denerwowało Aldrica najbardziej - Wagner publicznie przyznał się do zbrodni, a mimo to mógł teraz wszystkiemu zaprzeczyć i czekać na wynik walki, obserwując ją z boku. Zasługiwał na karę, nie na szansę. A już na pewno nie na odrzucenie win, co miało się stać zgodnie ze snem Detlefa. To nie jest sprawiedliwość, ani trochę. Nie ma mowy, żeby mu się to upiekło. Aldric chciał wyjechać na dniach, jednak nie mógł zostawić tej sprawy, zaryzykować, że Wagner nie poniesie srogiej kary. Najchętniej otrułby go, jednak może Arno miał rację i to kiślevitę trzeba było wyeliminować? Musi być otwarty na możliwe rozwiązania...
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 22-11-2016, 23:58   #138
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Khazad przystanął pod drzwiami szeryfa i zapukał.
- Herr Prost! Ważna zaistniała sprawa - odezwał się przez drewno.

- Proszę wejść. - usłyszał znajomy głos.

Ernst siedział na łożu w ubraniu. Tym samym co wczoraj, więc chyba nawet nie rozbierał się do spania. Zapinał wygniecioną koszulę, ale na torsie widać było nowy, bo nie przesiąknięty krwią, opatrunek.
Mężczyzna był zmęczony, może niewyspany, na pewno wciąż osłabiony szarpanymi przez wilcze kły ranami.
- Jaka sprawa? - zapytał.

- Herr Prost, problem z Alexem mamy. Voltera trucizny odczuwa wciąż skutki silnie. Wiruje świat mu i niemiłosiernie głowa boli go. Oknośmy mu otworzyli, coby świeżego zażył powietrza i zasnął wreszcie. O sądu przełożenie prosić w imieniu jego muszę. Co odwlecze się, nie uciecze. Obaj wojacy niech w pełni będą sił, niechaj ustąpią Alexowi objawy - poprosił Hammerfist.

- Osiem dni zatem. - odrzekł po chwili namysłu. - A jeśli do walki po tym czasie nie stanie, to Wagnera wypuścić przyjdzie, bo ja do walki w imieniu Weisslagerbergu jeszcze długo nie stanę.

- Tak jest! - odparł Arno i wypadł powiadomić towarzyszy, a potem... musiał iść spać.

Walka czy nie walka, musiał się podnieść o czasie, bo Yury oraz Prost się zjawią. Musiał zatem być również i khazad jako reprezentant niedysponowanego Alexa. Trzeba było oficjalnie przekazać nowy termin drugiej stronie.

Natomiast w ciągu dnia musiał udać się do Voltera pod pretekstem nowych pytań odnośnie sprawy i dowiedzieć się czegoś o truciźnie, która mogłaby wyglądać jak efekt gniewu bożego i byłaby trudna do wykrycia. Przynajmniej bez badań. Choć Arno zadowoliłby się również tym, jakby wojak po prostu padł trupem.
Zamierzał również zapytać jakie są sposoby aplikacji trucizn poza wstrzyknięciem i zjedzeniem. W zasadzie potrzebował małego wykładu odnośnie trucizn.

Nie miał zamiaru ich podawać na obecną chwilę, ale lepiej było dysponować taką wiedzą.

Idąc do łóżka spojrzał jeszcze na figurkę młota, którą rzeźbił przez kilka godzin, prosząc Grungniego o pomoc w uczynieniu zadość sprawiedliwości.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 23-11-2016, 18:55   #139
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Trójka morderców wisiała spokojnie na wysłużonych gałęziach. Tak samo jak spodziewał się Moritz żaden z nich nie ożył po podaniu odtrutki Herr Voltera. Bartenbach, Pluflger i Bolster wyglądali paskudnie, bo zginęli paskudną śmiercią. Otrucie i powolna, bardzo bolesna śmierć to surowa kara - nawet dla takich zwyrodnialców jak oni. Czeladnik, były gawędziarz i domokrążca z uniesioną głową spokojnie patrzył w powykręcane oblicza będące uosobieniem najgorszego zła. Zła, które z premedytacją zabija bliźniego i za wszelką cenę stara się tę zbrodnię zatuszować...


Wagner był winnym nie tylko według śledczych, ale też według kapitana straży i własnego sumienia. Skruszony, łkający szlachcic nie kłócił się tylko mazgaił nie potrafiąc znieść, że ktoś był sprytniejszy i nakrył go na niemal gorącym uczynku. Alex miał odstawić Wagnera do Esterweldu gdzie ten stanąć miał przed sądem. Wyrok niby sprawiedliwy, ale skorumpowany lekarz cały czas mógł się wyślizgnąć sprawiedliwości. To było niemal pewnym od chwili kiedy ktoś rzucił na głos hasło "Sąd boży". Pomysł był głupi i nie praktykowany już od dawna w bardziej cywilizowanych miejscowościach... Walki szampierzy nie miały nic wspólnego ze sprawiedliwością. W takich pojedynkach wygrywało złoto Ranalda , a nie waga Vereny...

Alex przystał na propozycję gawiedzi pewnie licząc na łatwe zwycięstwo z Wagnerem. Pewnym było, że w ich pojedynku Alex sponiewiera lekarza i ubije jak psa. Czegoś takiego spodziewali się wieśniacy. Wagner jednak wiedział co mu groziło i uniósł głos. Nie chciał umierać. Cały czas tlił się w nim ognik nadziei, że jakoś się z tego wywinie. Nie mógł walczyć, bo nawet w pełni sił nie mógłby pokonać Alexa. Chciał reprezentanta, na którego było go stać - o ile wygrałby walkę. Gdyby jednak przegrał nie musiałby mu płacić, bo tego typu pojedynki toczone są nie do pierwszej krwi tylko do śmierci.

Moritz niemal się uśmiechnął, ale w tamtej chwili pojawił się Yury Maładiec z Kislevu. Gość wyglądał na bardzo doświadczonego woja. Spokojnego, pewnego swych umiejętności. Kogoś kto był w stanie wygrać niemal z każdym, bo gdyby tak nie było po co pchałby się w walkę, w której mógł zginąć. Yury miał łeb na karku i wiedział, że w tak małej, ciasnej mieścinie nie znajdzie się nikt kto wygrałby z nim w uczciwym pojedynku. Na pewno nie był to Alex Ohlendorf.

Moritz nie chciał stracić kolejnego kompana dlatego postanowił upić szlachcica, a później - kiedy zyska nieco czasu - zastanowić się co uczynić dalej. Większe szanse od Ohlendorfa miał Grimm, ale i jego zwycięstwo nie było pewnym. Jako priorytet Moritz ustawił sobie upić szlachcica, a później zwalczyć pragnienie, wyjść z cugu i dowiedzieć się czegoś o Yurym. Najpierw czeladnik postanowił z nim pogadać i zapytać wprost kim jest, ile wojował i dlaczego się zgłosił. Później dopiero czeladnik miał podjąć decyzję co uczyni. Czy stanie po stronie walki i poszuka Kislevczykowi godnego rywala czy też uczyni wszystko aby do walki nie doszło…
 
Lechu jest offline  
Stary 23-11-2016, 21:10   #140
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Plany, plany, plany.
Część się uda przeprowadzić, części - nie. Tak już było na tym pełnym niemiłych niespodzianek i niespełnionych marzeń świecie, któremu daleko było do idealnego (i, zapewne, bardzo nudnego).
Kaspar nie zamierzał zresztą narzekać z tego powodu, że czasami życie kopnęło go w zadek. Bywało wszak i tak, że - dla odmiany - on komuś przykopał. W sumie wychodziło na zero.

Pojawienie się najmity, który postanowił stanąć w obronie Wagnera, skwasiło humor Kaspara.
Zaczął trochę żałować, że uratowali medyka, który teraz nagle miał szansę, by wywinąć się od kary. Alex raczej nie wyglądał na takiego, który mógłby stawić czoła zabijace, co przybył z odległego Kijowa. No i nie wyglądał też na takiego, który zechciałby się wycofać.
Połamać mu coś? Przypadkiem jakimś? Zepchnąć go ze schodów, czy coś, tak by sam zainteresowany się nie domyślił. Nie zorientował, że był obiektem spisku. To by było dobre wyjście. Wtedy, na przykład, na placu mógłby stanąć Grimm, który - nie uchybiając Alexowi - był wojakiem lepszym, niż ten ostatni.
A w sąd boży, jako decyzję bogów, Kaspar nie wierzył. Liczył się lepszy oręż, doświadczenie, umiejętności, a nie czyjaś wina czy niewinność.

No i wszystko się sypnęło. Wspaniały plan został zrujnowany, i to przez co?
A było tak wspaniale - Alex pijaniutki w trupa do walki nie stanąłby, ale ten przeklęty sen...
Normalnie Kaspar wyśmiałby i Detlefa, i Arno, ale ostatnio dokoła działo się tyle różnych rzeczy, że Kaspar i w prorocze sny mógł uwierzyć, a skoro ten przewidywał śmierć kompana, to zdecydowanie lepiej było w niego uwierzyć, a po latach śmiać się w głos, niż zlekceważyć, a potem brać udział w pogrzebie Grimma.
Jeno pomysłu Kaspar nie miał, co ze sprawą pojedynku zrobić. Wszak nie można było ustrzelić Kislevity zza rogu.
Ale od tego miał kompanów, i w rozumie mocnych, jakoż i w pysku. Może coś na tego całego Yurę wymyślą.

Mieli wszak trochę czasu.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172