Robin
To było zbyt wiele dla
Robina. To… to wszystko… to było po prostu za wiele! I teraz jeszcze
River – martwa. Bez walki, bez poświęcenia… po prostu bez sensu. I bez szacunku. Krwista miazga z wystającymi gdzieniegdzie kośćmi. Czy to mogła być jego siostra?
Wszelkie ograniczenia, jakie kiedykolwiek nałożono na
Robina i jakie on sam sobie narzucił, teraz przestały istnieć. Tragedia wyzwoliła go, bo już nie miał o co się bać, nie musiał się też o nikogo troszczyć. Był wolny… i chciał zemsty. Głos
Marco był niczym drogowskaz wśród burzy myśli. To on zabił jego siostrę. To on powinien umrzeć! Skupiwszy się, chłopak postanowił wtargnąć do czaszki
Głosu Feniksa i zatrzymać w niej czas. Wiele razy o tym myślał, zastanawiał się czy potrafi, teraz nadszedł czas próby.
Początkowo nic się nie działo.
Marco dokończył dzieła zniszczenia, pozostawiając po
River dosłownie mokrą plamę.
Robin wytężył umysł. Nie wierzył, że ten sukinsyn jest niezniszczalny. Coś musiało go ruszyć… I faktycznie, tym razem chyba mężczyzna coś poczuł, bo wyciągnął dłoń w stronę Robina. Potworna, niewidzialna siła przycisnęła chłopaka do ziemi. Ból był potworny. Nie mógł nawet się poruszyć, płytkie oddechy, które udawało mu się zdobyć, były niesamowitym wręcz wyczynem dla jego ciała. A jednak nie przerywał. Szedł dalej w szaleństwo, szedł dalej, by zaczerpnąć więcej ze źródła mocy.
[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/22274627j_anpqwer.jpg[/MEDIA]
- Nie… to niebezpiecznie! – na jego drodze stanęła
River z płowymi, rozwianymi włosami – piękna – taka, jaką chciał pamiętać.
- Proszę, braciszku… - Ty nie żyjesz – odpowiedziały jej myśli chłopaka, a oblicze dziewczyny zmieniło się. Znów była tym potwornym zombie, które ujrzał w wizji
Kruka.
Niepohamowana rozpacz i wściekłość zawładnęły
Robinem. Chciał niszczyć, chciał dać upust emocjom w postaci mocy, którą posiadł. Tu już nawet nie chodziło o
Marco. Chciał… chciał… ZABIĆ! Nie bacząc na cierpienie własnego ciała, raz po raz czerpał z pokładów nadnaturalnej siły i kierował ją na wroga. A gdy wydawało się, że jest już u dba źródła i nic nie potrafi zrobić, coś w jego umyśle pękło – tafla, która oddzielała jego jestestwo od jeszcze większej potęgi!
Robin skąpał się w nowej sile z lubością, po czym znów uderzył w Marco. Tym razem
Głos Feniksa zachwiał się.
- Ty mały… - warknął i jeszcze mocniej przycisnął
Robina.
To jednak nie obchodziło chłopaka. Wraz z mocą nadeszło prawdziwe szaleństwo. Nie mógł przestać. Walił mocą w przeciwnika nawet nie nadając jej formy. Choć słyszał chrzęst kości – własnych kości – nie przestawał. Nie mógł, nie chciał. Nie był już Robinem. Był żywiołem – czystą potęgą zniszczenia.
I tylko jak przez mgłę słyszał głos kobiety – zadziwiająco silny głos:
-
Przestań! On przekroczył granicę! Przestań, Marco! Bo go stracimy jak Lili.
Kim była Lili? To nie obchodziło psionika z Novum. Na
Kapłana jednak podziałało, bo ucisk mocy nieco zelżał, na tyle tylko, by trzymać
Robina przy ziemi.
- Potrafisz go oczyścić? – zapytał znów opanowany
Marco –
Tak jak Feniksa?
- Spróbuję…
Wściekła bestia, w jaką zmienił się
Robin chciała kąsać, gryźć, niszczyć… Gdy obce dłonie dotknęły głowy, zamiast w
Marco, uderzył obok siebie. Ktoś się zachwiał. Jęknął. Ale dotyk już był na jego skroniach. A wraz z dotykiem przyszedł spokój. Sztorm powoli mijał sam z siebie.
Robin znów był
Robinem. Potężniejszym niż wcześniej, bardziej doświadczonym w tragedię, ale jednak – znów był sobą. Zapadł w sen.
Amna, Keiko, Szept, Nikolai, Salvador, Micha
Nikolai popędził za
Michą, dzierżąc w dłoni topór. Czuł się z nim pewnie. W ogóle czuł, że może się przydać tym biedakom z Miasta feniksa– to było przyjemne uczucie. Nie tylko testy i ćwiczenia - realna pomoc.
Za nim biegła
Amna, a na końcu
Szept i Keiko – szeleszcząc trzymanymi zapasami pożywienia. Tylko
Salvador i Ivan zostali w tyle. No i był jeszcze
Glut, który śmiejąc się obłąkańczo, pokazywał swój nos.
- Pierwszy wyniuchałem psssssyt… pierwszy… i cycki niuchałem… piękny zapach… psssssyt! Dobry dzień. Tak, tak… Salvador spojrzał na niego, z trudem maskując obrzydzenie. Cóż jednak mógł powiedzieć? Sam stał w mokrych, przesiąkniętych zapachem moczu spodniach. Jako że „młodzież” wydawała się teraz zajęta, mężczyzna postanowił skorzystać z okazji i przebrać się. A przy okazji odwiedzić ukochaną
Alreunę. Ciekawe czy ucieszy się na jego widok? Ba, dlaczego by nie miała?
Tymczasem gdy młodzi dobiegli do wagonu
Bimbrowniczki, okazało się, że całość stoi w ogniu.
Micha z bólem pomyślała o tych wszystkich, zgromadzonych przez siebie zapasach – przetworzonych lub jeszcze żywych. Rozejrzała się w poszukiwaniu
Magi, która prawdopodobnie była sprawczynią pożaru. Dziewczyny jednak nigdzie nie było.
Wokół wagonu towarowego
Bimbrowniczko-Kucharki zaczęli gromadzić się gapie, którzy rozstąpili się na widok potężnie zbudowanego młodzieńca, który pewnym krokiem podszedł do płomieni. Choć ogień buchał ledwo kilkanaście centymetrów od jego twarz –
Nikolai nie bał się. Przymknął nieco powieki i… po chwili pożar zaczął przygasać. Kiedy
Amna, Szept i Keiko zjawiły się na miejscu, ostatnie jęzory ognia dogasały.
Choć z wagonu wciąż unosił się dym,
Micha wpadła niczym wichura do swojego domu, by ocenić stopień zniszczeń. Koło butli z gazem i prowizorycznego pieca znalazła nieprzytomną Magi. Dziewczyna wyglądała na zaczadzoną, lecz to nie bardzo obeszło właścicielkę wagonu, która kierowała swe kroki do drugiego przedziału, gdzie trzymała zapasy. Jej obawy się sprawdziły. Pojemniki z Szajsem popękały pod wpływem temperatury - nie zostało nic! Poza tym wszystkie, dotychczas trzymane tam żyjątka wyzionęły ducha, a te w słoikach ugotowały się. Niby przez tydzień będzie dzięki temu wyżerka dzień w dzień, ale… te zapasy miały im starczyć na miesiąc!
Przyglądająca się rozgrywającej scenie
Amna nawet nie zauważyła, jak z grupy gapiów ruszyła ku niej mała, ciemnoskóra dziewczynka z lalką.
[MEDIA]http://www.unicef.org/hac2012/images/hac12_madagascar.jpg[/MEDIA]
- Twój chłopak jest ładny i ma fajną moc. – powiedziała mała –
Ja też mam fajną. – na te słowa lalka w jej dłoni poruszyła się, pomachała do
Amny, po czym mrugnęła narysowanym oczkiem.
- Jestem Pyrka, a to jest Lala. – przedstawiał dziewczynka siebie i zabawkę, po czym przyjrzała się dziewczynie z Edenu – J
esteś bardzo ładna. Pewnie masz jakąś super moc, skoro nie siedzisz w wieży Marco. Pokażesz? Salvador
Cytat:
- Kochanie, już jesteś? Ojej, a ja się jeszcze nie ubrałam.
- Nic nie szkodzi, słoneczko, to nawet lepiej… |
Mimo zaszczanych gaci humor
Salvadorowi dopisywał, gdy rozgrywał w głowie sceny powitania z
Alreuną. Sam nie mógł się zdecydować czy bardziej chciał przywitać ją powodzią słodyczy, pieszcząc jej kobiecość tak długo, by wijąc się z rozkoszy błagała go o spełnienie, czy raczej z pomocą skórzanego pasa wziąć od niej to, co miała najlepszego, a potem jeszcze raz i jeszcze… sycąc się spojrzeniem skrzywdzonego szczeniaczka. Na samą myśl, że mogłaby tak na niego patrzeć miał problemy z utrzymaniem kroku.
Kiedy wszedł do miejsca, które nazywał domem okazało się jednak, że istniała też trzecia opcja.
Alreuny nie było.
Żeliwny skobel, którym zabezpieczył drzwi od zewnątrz został w jakiś sposób usunięty. Ponieważ nie było opcji, by kobieta zrobiła to samodzielnie, należało podejrzewać udział osób trzecich…
Robin
Chłopak powoli budził się. Był obolały, ale niezwykle spokojny. Wokół panowała ciemność tak gęsta, że można by kroić ją nożem... gdyby się jakiś miało. Przez chwilę
Robin myślał nawet, że to po prostu jego stan świadomości i wcale się nie obudził... kiedy jednak wsłuchał się w przestrzeń, usłyszał świszczący, miarowy oddech - kilka metrów od siebie, na lewo.