Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2016, 19:53   #100
Gzyms
 
Gzyms's Avatar
 
Reputacja: 1 Gzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skałGzyms jest jak klejnot wśród skał
Uwięziony w klatce szlachcic odetchnął przez chwilę pełną piersią - nie dość, że wyswobodził się z krępujących go więzów, to jeszcze miał okazję łyknąć haust świeżego powietrza, które nadeszło od strony drzwi i z niemałym trudem przebrnęło przez dziury w materii przykrywającego klatkę koca. Czując orzeźwiający powiew, Gaspard zamrugał i delikatnie potrząsnął ze zdziwieniem głową. Zdawał sobie sprawę, że wszystko wokół śmierdzi, ale teraz, po raz pierwszy, miał okazję zrozumieć, jak bardzo dusząca woń go otacza. I, niestety, jak wiele on sam dorzuca do otaczającego go bukietu zapachów. Nieprzetrawiony alkohol, nie zmieniane od tygodnia ubranie, a nawet wyjątkowo oszczędnie stosowane w czasie kąpieli mydło. To wszystko sprawiło, że po raz pierwszy poczuł odrobinę zażenowania na myśl, że mógłby zostać spożyty w takim, a nie innym stanie.
Właściwie to podejrzewał, że na talerzu przebije zapachem przyniesioną właśnie cebulę…
Mój dobry boże, oni chyba nie zamierzali go zjeść jedynie z cebulą i kilkoma na wpół zwiędłymi warzywami? Gasparda aż zatkało na tę myśl z oburzenia. Na wieść o piwie niemal rąbnął głową o niski sufit swojego metalowego więzienia.
- Nie no, to jakieś żarty. - Wymamrotał i trzymając ręce dla pozoru wciąż za plecami, ruszył do widocznych w kocu dziur. Musiał natychmiast wypatrzeć cokolwiek, co pomoże mu się wydostać… Albo przynajmniej butelkę dobrego wina do sensownego aperitifu.
Klatka się lekko rozbujała. Przez wyszarpaną dziurę Gaspard mógł ocenić sytuację. Starego dziada Milosa nie widział, Boran stał plecami, kroił cebulę i płakał. Chudy Radmil poszedł się załatwić, choć znając tego typu kulturę nie było to daleko. Troll Glygoriy natomiast, właśnie ściągnął klucz ze stołu i powiesił go sobie na szyi.
- Ja go zabiere już do szopy tatku - Powiedział.
- Sadła to z niego nic nie będzie, ale bierz, bierz. Sam przecież udźwigniesz. - Odpowiedział Milos odezwał się z drugiej izby.
Zabujało klatką, a Gaspard mało co nie upadł. Żelazna pułapka nie była wielka i stać na nogach się nie dało. Mężczyzna pod palcami mógł wyczuć kawałek ostrego przedmiotu. Była to ułamana kość. Kawałek żebra. Długości palca.
Zaskoczony swoim szczęściem markiz przez chwilę delektował się wizją zadźgania na śmierć trolla kilkunastocentymetrowym fragmentem jego poprzedniego obiadu, jednak szybko porzucił krainę fantazji. Kołyszące się obecnie metalowe więzienie obudziło niemiłe wspomnienia poprzedniego wieczoru i zmusiło czarnowłosego mężczyznę do łupnięcia pięścią w najbliższą w miarę płaską powierzchnię.
- Uważać tam, bo zaraz cały farsz wam wyhaftuję! - Wydusił przez zęby, licząc na to, że jego oprawcy chociaż odrobinę przejmą się zapewnieniem w miarę higienicznych warunków przygotowywania jedzenia i opierając się całym ciałem o kraty naprzeciwko drzwiczek, które będą musieli otworzyć, aby go wyciągnąć. Przeniesienie go do szopy brzmiało jak niemal nierealny, jak na standardy Gasparda, łut szczęścia i mimo tragicznych warunków transportu zamierzał w pełni wykorzystać okazję na znalezienie się sam na sam z rosłym porywaczem.
Nie wiedział, jak wiele czasu ma na przygotowania, postanowił więc zadziałać w miarę szybko i już na wstępie z rozmysłem, donośnie, tak, aby było to dobrze słychać, łupnął głową o kraty i udając nieprzytomnego schował ręce wraz z prowizoryczną bronią za plecami.
Troll wyszedł na podwórze dźwigając ciężko klatkę. Stękając przy tym głośno i sapał. Zupełnie nie zwrócił uwagi na hałas jaki wydało uderzenie.
- Idziesz Radmil? - Zapytał.
- Idę, idę.. już… - Doleciało z daleka.
Gaspard obserwował cienie, które majaczyły na kocu by znów zanurzyć się w ciemności. Tym razem w mrocznej szopie w której sprawiano prosiaki, wiewióry i bobry. Trudno było ocenić, czy fetor był słabszy niż w chacie…
- No i już. Po strachu. Nie upuściłem, hehe.. au. - Jęknął Glygoriy i odstawił klatkę na ziemię - Mój biedny krzyż.
Gwałtownym ruchem zdarł koc wzbijając tumany kurzu. Ledwo Gaspard wytrzymał by nie kichnąć. Jednym okiem widział, że troll zbliżył się i zaczął nucić sobie melodię. Zdjął klucz z szyi skupiając całą uwagę na zamku.
Mocowanie się z kłódkami należało do tych zadań, w których nie czuł się zbyt kompetentny. Skobel, to był prosty mechanizm, klamka też dała się ogarnąć jakoś…
- O. A tobie co się stało? - Wreszcie spostrzegł, że mężczyzna leży jak długi bez tchu. Zgrzytnął klucz i kłódka opadła. Jęknęły otwierane drzwiczki. Do środka wsunęła się wielka łapa i powoli chwyciła Gasparda by wyciągnąć go na zewnątrz.
Szlachcic z najprawdziwszym trudem powstrzymał się przed podniesieniem głowy i soczystym opierdoleniem trolla za niezwracanie uwagi na starannie okraszoną oprawą dźwiękową inscenizację mdlenia i dał się wyciągnąć na zewnątrz. Mimo oburzenia (podbudowanego dodatkowo faktem, że kiedyś, jeszcze jako szczeniak marzył o ucieczce z domu i przyłączenia się do trupy teatralnej), zachował jednak zimną krew i tak bezwładnie, jak tylko potrafiło jego przyzwyczajone do dużych ilości zwiotczającego mięśnie alkoholu ciało, zawisł w dłoni ludożercy. Pierwotnym planem był bezpośredni atak, wymierzony w tchawicę, aortę, albo, w miarę możliwości oko… No, w każdym razie jakiś miękki element trolla, ale, będąc już ściskanym, Gaspard zdał sobie sprawę z faktu, że wszelkie bardziej bolesne dla amatora ludzkiego mięsa uderzenia mogłyby się skończyć zbyt gwałtownym, mimowolnym zaciśnięciem pięści. A to by dla czarnowłosego człowieka niekoniecznie skończyło się szczęśliwie.
Wyjście pozostawało zatem jedno: kiedy tylko, ostrożnie unosząc powiekę lewego oka, upewni się, że jest już poza klatką, będzie musiał gwałtownie wbić swoją prowizoryczną broń w nadgarstek Glygoriya, szarpnąć, licząc na to, że jak najmniejsza część wierzchniej garderoby zostanie w garści oponenta, przetoczyć się po podłodze i… I chyba zacząć myśleć nad krokiem czwartym. Gaspard z doświadczenia wiedział, że planowanie więcej niż trzech rzeczy naraz zawsze kończyło się jakimś niespodziewanym wypadkiem po drodze, zatem w chwili obecnej po prostu skupił całą uwagę na chwyceniu tej jednej właściwej chwili na wyrwanie się z łap trolla.
 
Gzyms jest offline