Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2016, 22:36   #102
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Laura, odprowadzona przez kapłana wolnym krokiem, stała przed domostwem Mosse. Budynek był dość stary a pamięć mgliście mogła pomóc w jego przypomnieniu. W większości przypadków do mały Adriel odwiedzał Laurę, niżeli odwrotnie. Nie mniej, mając wyraźne sygnały, że właśnie ten budynek był celem jej wycieczki. Stanęła więc na schodku i chwyciła za ledwie trzymające się drzwi kołatki i uderzyła trzy razy.

- Kogo licho niesie? - dobiegło zza rogu chaty. Laura usłyszała kroki i do wejścia zbliżył się całkiem przystojny młodzieniec z całkiem ostrą siekierą. Nie poznał w pierwszej chwili koleżanki… Ta uśmiechnęła się radośnie i utrzymała go w chwili niepewności przyglądając się w tym czasie.

- Od dziadków trochę daleko... Ale dotarłam. Przyniosłam ciasteczka - odpowiedziała unosząc pakunek, celowo unikając prostej odpowiedzi.

- L... Laura?? - wytrzeszczył oczy. - Ja pierdzielę! Toż to ty! We własnej osobie! Wróciłaś?! Ktoś... mówił coś o znajomej... - potrząsnął głową. - Zupełnie nie skojarzyłżem, że to o ciebie się rozchodzi!
Mina mu rozpromieniała i nie zważając na konwenanse chwycił Laurę za ramię, tak jak robi się to kumplom. - Kopę lat dziewczyno!

Laura nieco zastygła z pozycją i uśmiechem. Grubiańskie zachowanie odstawało mocno od etykiety pannicy a ta z grzeczności nie zwróciła na to uwagi.

- Też się cieszę, że Cię widzę - odpowiedziała uprzejmie. - Dość wyrosłeś, ale nic się nie zmieniłeś. Czupryna ta sama, uśmiech również. Ale głos... głos inny, zdecydowanie.

- Ha! Ty też się zmieniłaś. Wyrosłaś. Pamiętam cię taką małą z jednym zębem... - Laura mogła dostrzec, że pozorna śmiałość i grubiańskość to maska, która ma przykryć niepewność z jaką zmaga się chłopak w tej sytuacji. Adrien przełknął właśnie ślinę i zapadła na chwilę cisza.

- W czym mogę ci pomóc? Chcesz wejść na kawę? - zapytał. - Choć nie wiem czy ci posmakuje. Jest dość mocna…

- Ja najlepiej sobie przypominam... ciebie z rozbitym kolanem jak spadłeś z drzewa... - uśmiechnęła się serdecznie. - Kawa jak najbardziej. A do niej ciasteczka - kiwnęła głową stojąc w miejscu, oczekując zaproszenia do środka. - ... wszystko dobrze?
Chłopak spojrzał na ciasteczka, potem na ładnie ubraną dziewczynę... a przynajmniej bardziej elegancko od niego.

- Eee... jak najbardziej - potrząsnął głową i odłożył siekierę. Nie przywykł do odwiedzin. Uśmiechnął się tylko na prezent pokazując brudne ręce i poprowadził Laurę do wnętrza chatki. W środku dogasał ogień w kominku. Klepisko było wyścielone skórami.

- Wybacz, nie bardzo byłem przygotowany na gości. Zaraz napalę. Mojego brata, Bruna, nie ma. Pojechał z milicją w pościg za jakimiś obdartusami z lasu... A Pierrat z dyliżansem do Chenes.

Chłopak rozpoczął krzątanie się po izbie. Dziewczyna nie mogła sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek była w domu Adriena. Środek niezbyt różnił się od stanu na zewnątrz... Wszystko podupadłe. Usiadła na jakimś powyginanym zydelku i po części oglądała wnętrze, czy na krzątanie się Adriela. Musiała przyznać w duchu, że długo w takich warunkach by nie wytrzymała. W mocnym deszczu pewnie dach przecieka, podczas wichury obrywają się deski, czy jest mocny przeciąg.

- Bruno jak zwykle bojowniczy... Co u ciebie słychać po tylu latach?

Adrien wzruszył ramionami.

- Sama widzisz. Się nie przelewa. Drewna rąbię. Czasem z lasu z bratem przydźwigamy pniaka. Raz, że na opał. Czy to do kuźni, karczmy czy dla garncarza. Wszyscy potrzebują drewna. Kobiety to sobie chrustu nanoszą, ale te piece do wypalania potrzebują coś żreć. Dwa, że czasem dla majstrów się wytnie jakieś drzewo. A to dla budowniczych, snycerzy czy cieśli.
Chłopak podszedł do stołu i postawił dwa parujące od wrzątku kubki z czarną kawą. Jej zapach był dość intensywny i przepowiadał prawdziwe drwalskie doznania.

- Jest jeszcze ten Szymon Młaczak. Kopie torf na bagnach i niektórzy od niego kupują. Szczególnie na zimę. Dobrze daje to jego błoto - uśmiechnął się i upił z kubka.

- Chodzi mi o ciepło - dokończył po czym kiwnął głową na gościa. - A ty? Co porabiasz? Skąd pomysł by tu wracać? Tu nic nie ma.

- Na stałe tu nie jestem. Przyjechałam w odwiedziny do dziadków. Ot, tak się wszystko złożyło. Rok mieszkałam z rodzicami w Chlupocicach, po tym przenieśliśmy się dalej. A po kolejnych dwóch latach jeszcze dalej. I już tak zostało. Tatko doczekał się w końcu synów... Mam sześciu braci - zakomunikowała nieco rozbawiona. - A mając taką gromadkę to rodzice mieli co robić.

- Ty się nimi nie zajmowałaś? - dopytał Adrien, dla którego taka kolej rzeczy była naturalna.

- No... No nie. Sami chcieli się nimi zajmować - wyklarowała chudzina.

W między czasie zabrała się za odpakowywanie ciasteczek. Adrien pochwycił jedno wcisnął je od razu do paszczy, pochłaniając je niemal w całości. Laura skromnie pochwyciła jedno w dwa blade palce i opowiadała dalej.

- Nie chcieli mnie uziemiać przy nich a w wielkim mieście jest tyle do zrobienia... - uniosła ciasteczko jakby chcąc je ugryźć, choć końcowo tego nie zrobiła. - A jak cała rodzina zajmuje się budową tego i owego od tylu pokoleń... To ma się to we krwii.

Adrien nieco odpłynął wzrokiem nad kontrastem jaki ukazał się już na początku rozmowy. Z jego strony faktycznie - wszystko można było sprowadzić do dwóch zdań. U Laury? Dwadzieścia by nawet nie robiło wstępu. Chłopak poczuł jakby lata nieobecności dziewczyny przeleciały mu między palcami. Nie zauważył nawet jak Laurę powykręcało od małego łyczka drwalskiej kawy. Na ciarki i dreszcze nie pomogły palce przyłożone do ust, na szczęście pomogło miodowe ciasteczko, które zagasiło pożar goryczy w ustach. Rozmowa była kontynuowana. Adrien pochłaniał ciasteczka w całości i popijał drwalską waką, Laura zabierała się za nie małymi kawałeczkami, kompensując sobie w ten sposób niemożność wypicia otrzymanego napitku. W godzinę para starych przyjaciół odnowiła znajomość, nadrobiła zaległości we własnych historiach i poprzypominała sobie stare czasy. Niestety Adrien musiał wrócić do pracy, gdyż by dotrzymać terminu musiał wyrobić dzienną normę. Obiecał jednak, że pod wieczór pojawi się u jej dziadków i z chęcią zobaczy, cóż za cuda dziewczynie udało się nawymyślać...
 
Proxy jest offline