- Zawsze mnie muszą omijać takie sensacje? - mruknął do siebie słysząc o czterorękich kobietach.
Czego to oni nie wymyślą? Kiedyś była gandzia i alkohol, teraz zdaje się młodzież potrzebuje mocniejszych wrażeń.
Westchnął zrezygnowany, spuścił ramiona i zostawił dziewczyny same.
Ponownie przyjrzał się pałacowi, ale nie dostrzegł nic "ciekawego".
Spojrzał na zegarek i obserwował okolice dokładnie notując w głowie straże, marszruty, uzbrojenie i inne charakterystyczne elementy.
Wybrał też najlepsze miejsce na infiltrację i kilka potencjalnych miejsc ucieczki.
Założył, że umiłowanie do symetryczności sprawia, że niewidoczna część zewnętrza pałacu będzie w miarę taka sama i rozkład straży taki sam. Zapamiętał jak najwięcej się da z układu i wyczekał na odpowiedni moment. - Mamy dwa priorytety. Pierwszy: nadać sygnał do bazy. Drugi: zinfiltrować ten pałac i pojmać lub zlikwidować Kano. - powiedział do Tonga. - Ruszamy - rzucił, gdy wszystko było ustalone.
John szedł w ciszy do granicy lasu obserwując straże. Liczył w myślach kroki kierując swój umysł w ścieżki bardzo dobrze znane. Rytmika zadania wybijana przyśpieszonym rytmem serca, adrenaliną krążącą w żyłach i mimo wszystko, mimo lat ćwiczeń i tysięcy wykonanych misji... drżeń mięśni gotowych do działania. John był opanowany. Przez wiele lat służby zdołał opanować strach i drżenie mięśni, ale nadal pozostawało to zdrowe uczucie, mrowienie w mięśniach mówiące mu podświadomie, że oto zbliża się czas próby. Kolejny wysiłek trzymanych w stanie gotowości mięśni, od których zależeć będzie jego życie. Jedynie rytmiczne i stałe kroki dawały potrzebny w tej chwili chłód i dystans.
2...3....4.....5... straże przeszły.
Niczym cień, John przemknął przez ostatnią osłoniętą część i przywarł do muru. Nasłuchiwał co dzieje się po drugiej stronie.
12....13....14.... Gdy upewnił się, że jest cisza, wbiegł na ścianę dwa kroki, po czym wyskoczył w górę łapiąc się rękoma za krawędź muru. Podciągnął się i przerzucił ciało za mur. Nie wydał z siebie przy tym żadnego dźwięku. Kontrolował wdech i wydech.
20...21.....22.... John obserwował otoczenie czekając na towarzysza. |