Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2016, 22:47   #60
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Kiedy się obudził Luenn wyglądała już znacznie lepiej, nie wiele pamiętał z tego, co wydarzyło się po wyjęciu strzały. Znów zaatakowały go wizje przeszłości, szturmowały jego umysł rozdzierając na strzępy całą jego prostą wizję świata jaką Percival Kent zdołał sobie wyrobić. Siadając przy ognisku zaczynał się zastanawiać czy naprawdę był w "zwykłym świecie". Być może to trucizna wędrująca jego żyłami zadrwiła sobie z niego, może w ogóle nie musiał podejmować żadnej decyzji. Nie wiedział. Jednak Luenn żyła, to dziwnie poprawiło mu humor.

Usadowił się na przeciwko niej, dłonie zbliżył do ognia chciwie łapiąc bijące od niego ciepło. - Ile czasu minęło od ataku? - spytał. Nie patrzył na towarzyszkę, lecz jego wzrok wodził gdzieś za nią. Czuł ciągłe niebezpieczeństwo.

- Pół nocy - odpowiedziała spokojnie - Niedługo zacznie świtać. Wtedy ruszymy dalej, o ile będziesz czuł się na siłach otworzyć Tunel.

Westchnął ciężko i powiedział nadal nie patrząc na Luenn - Będę potrzebował broni. - A ona podała mu wąski sztylet, była to dobrze wyważona broń, która pewnie leżała w dłoni. Bardzo podobna zresztą do ostrza kobiety, którego użył broniąc jej wcześniej. Teraz co prawda bardziej marzył o wielkim młocie albo karabinie, ale zapewne przemawiała za tym nadal silna natura prostego człowieka.

- Jak dotrzemy do Ir’Isil odzyskasz swoje ostrza. - dodała.

Prawie jej jednak nie usłyszał. Kolejny fala wizji pojawiła się przed jego oczami. Ir'Isil. To słowo wywołało przez nimi dziwne kule czyste światła unoszące się pod ukwieconym sufitem wykonanym z kunsztem zapierającym dech w piersiach. Ujrzał girlandy kwiatów o przepysznej, bogatej palecie barw, a także strumienie lśniące w promieniach słońca. A potem coś więcej... Coś nieuchwytnego, coś pozostającego jedynie na skraju percepcji. Coś bardzo niepokojącego i mrocznego. Czy oznaczało to, że źle działo się w Ir'Isil?

- Mam… przebłyski pamięci… - podjął niepewnie po chwili przerwy, swój wzrok tym razem wbijał w płomienie ogniska. - Ja… - Zamknął usta nie wiedząc jak swoje chaotyczne myśli ubrać w słowa. Dorzucił opał do ognia. - Opowiedz mi o sobie - spojrzał na Luenn - i o mnie.

- Ty i ja - zaczęła, a jakaś namiastka uśmiechu zagościła na jej twarzy, ten drobny cień nie zdołał jednak zatuszować autentycznego smutku wypisanego w jej oczach. Wyglądały one niczym wspomnienia dawnego, piękniejszego życia magicznie uchwycone w bursztynach. - Kiedyś, dawno temu, staliśmy u swego boku. Walczyliśmy. To było dawno. Inne czasy. I chociaż pełne krwi, bólu i cierpienia to lepsze niż teraz. Wszystko jest lepsze niż teraz. Jestem Luenn, chociaż moje całe imię jest o wiele dłuższe. To ty skróciłeś je do Luenn, Kent. I pod nim została zapamiętana i, czy tego chciałem czy nie, rozsławiona. Kiedyś, dawno temu byłam Strażniczą Światła, kiedy ten tytuł jeszcze coś znaczył. Teraz jestem Powierniczką Popiołów. Z dawnej wojowniczki pozostało niewiele. Żar się wypalił. Przygasł. Kiedy odszedłeś… wszystko się zmieniło. I chociaż wiedziałam, że odejdziesz, jednak ból był nieznośny. Nie zmieniał się przez kolejne obroty. Kiedy przez Dominium przeszła wieść, że Róża krwawi i że Maska rozsyła Łowców wiedziałam, że znów będzie nam dane się spotkać, chociaż ty zapewne nie będziesz nic pamiętał. Że zrodzisz się dla Dominium z innego świata, gdzie przyczajony czekałeś w uśpieniu, by nadejść przyciągnięty krwią Róży. Nie tylko ty. Będą też inni, jak przepowiedział to Wyrok. On wiedział. Zawsze wiedział.

Nastała cisza, teraz również i Luenn wbiła spojrzenie w ognisko. Kent celebrował tę ciszę również pogrążony we własnych myślach, przygnieciony natłokiem wrażeń i wspomnień. Nadal niejasnych, odległych, choć pełnych emocji. Maska, Róża, to nadal nie wiele mu mówiło. Nawet nie rozumiejąc jednak wielu spraw, nadal czuł, że jego towarzyszka jest ważna. Było mu żal jej losów.

- Co znaczy Vall? - zapytał nagle - Tak mnie nazwałaś w lesie.

- Szermierz - odparła przez chwilę się wahając, jakby szukając idealnego tłumaczenia - Tytuł honorowy nadawany przez mój lud komuś, kto nie jest naszej krwi. Dla mojej rasy to znaczy nawet więcej. Trudno to wyjaśnić w mowie nowej krwi.

- Będę chyba potrzebował długiej lekcji historii - stwierdził po chwili - Dlaczego odszedłem?

- Bo umarłeś.

Słowa Luenn wypowiedziane bez chwili zastanowienia uderzyły w niego bardzo mocne. Spodziewał się tego, taki koniec można było wywnioskować z jej opowieści. Musiał to przetrawić, nie chciał kontynuować tego wątku. Umarł i rozpoczął nowe życie w świecie... Właśnie, jakim? Który z nich był tym realniejszym, nadrzędnym, o ile którykolwiek był... To go przerastało.

- Skupmy się na przetrwaniu do rana. Może w Ir’Isil przypomnę sobie więcej - powiedział w końcu, co Luenn skwitowała jedynie tak charakterystycznym dla niej, smutnym uśmiechem.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline