Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2016, 15:26   #28
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Wolność. To ona kierowała Andym w jego wędrówce. Był wolny od jakichkolwiek zobowiązań. Wędrował i chłonął, chłonął i uczył się, uczył się aby w przyszłości móc nauczać innych. Doświadczał życia. Doświadczał gniewu, pragnień, głodu, przyjaźni, zmęczenia. Doświadczał zmęczenia wędrówką. Z doświadczenia rodzi się wiedza, z wiedzy rodzi się mądrość, a z prawdziwej mądrości rodzi się szacunek.

Andy był młody. Miał młode ciało, młode mięśnie, młode organy wewnętrzne, ale jego „ja” było stare. Stare poprzednimi życiami, które czasami uwalniały się z jego wnętrza prowadząc go ścieżkami, których nie pojmował i których pojmować się bał.

Szukał swojej gwiazdy. Tej, które blask poprowadziłby Andyego przez resztę życia, jak długie czy jak krótkie nie miałoby ono być.

Czy to Ona sprowadziła go tutaj, do tego miasta, którego nazwa stanowiła dla niego tylko zbitych chaotycznie połączonych zgłosek? Czy to Ona zesłała mu wizje? Nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Wiedział, że kiedy będzie trzeba znajdzie odpowiedź, albo odpowiedź znajdzie jego. Z duchami i zsyłanymi przez nie wizjami nigdy nie było nic pewnego. Były ulotne, jak pierwszy śnieg na liściach drzew, jak przemijające piękno i jak oddech w mroźnym powietrzu. I takie powinny być. Taki stworzyła je Matka w swej niepojętej przez garou mądrości.

Pił kawę za resztki swoich pieniędzy. Gorzką, ciemną i zupełnie niesmaczną. Kawę, która była luksusem na którego nie zawsze było go stać i na który nie miał zazwyczaj ochoty. Teraz jednak sączył ten ciemny napój i obserwował okolicę zastanawiając się dlaczego Matka sprowadziła go w to miejsce. Nie przeszkadzała mu wędrówka. Lubił wędrować. Zarówno po Ziemi jak i w Krainach Duchów. Zarówno na jawie, jak i w snach.

Wędrówka była tym, co napełniało Andyego wrażliwością na życie i na piękno stworzone przez Matkę. Pozwalało poznawać to, czego nigdy nie poznałby gdyby siedział w miejscu. A przecież wiatr wieje tam, gdzie chce Matka. On był jak wiatr. Jego plemię było jak wiatr.

Obserwował ściągając spojrzenia ludzi. Nic dziwnego. Wyglądał na włóczęgę. Owszem, sympatycznego i nie aż tak bardzo zaniedbanego, niemniej jednak włóczęgę. Cały dobytek zgromadził w małym plecaku – nie było tego wiele bo i wiele nie potrzebował. Kilka ubrań na zmianę, kilka drobiazgów, puszka z zieloną herbatą, odrobina sucharów, stary kubek, trochę sprzętu biwakowego i lekki śpiwór. To wszystko.
I wtedy zobaczył dzieci. Światło tego świata. Zwiastuny nadziei, że coś może się jeszcze zmienić, że nie zawędruje on nad przepaść i nie runie w nią, ku zagładzie.

I zrozumiał, co chciała mu powiedzieć Matka, gdy ujrzał spadający, czerwony berecik. Czerwony jak krew. Jak ludzki symbol zagrożenia. Kiedy tylko wiatr zrywał nakrycie głowy z dziecka Andy już podrywał się z miejsca, korzystając z mocy gniewu, jaki dała mu Matka, by przyspieszyć swoje ruchy. By wygrać z czasem.

Skok, prosto na ulicę, szybkie porwanie dziecka w ramiona, otoczenie opieką, jak Matka otacza wszystkie swoje dzieci, uchronienie maleństwa przed wypadkiem.

Tylko to się liczyło w tej chwili.

Wierzył, że Gaja skierowała go tutaj, by uratował te dzieciątko od śmierci pod tym pajęczym konstruktem. Nie wiedział po co ma je ocalić – czy aby kiedyś uratowało świat, czy może go zniszczyło – nie miało to znaczenia.
Liczyło się tylko aby być szybszym niż pickup i uratowanie tego dziecka. Nawet za cenę własnego zranienia.
 
Armiel jest offline