Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2016, 20:34   #247
Kolejny
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Świetnie było się spotkać z Mjalu. Jon od zawsze najlepiej się z nim dogadywał i zdecydowanie szaroskóry nautolianin przez te wszystkie lata stał się dla niego jednym z najbliższych przyjaciół. Uśmiechnął się na wspomnienie o odpoczynku:
- Wiesz jak to jest, gdzie polityka tam odpoczynku nie uświadczysz. Co najwyżej się niemiłosiernie wkurzysz, ale to Ci jeszcze opowiem... Jak tam misja? Wyglądasz na mniej poturbowanego niż ja, więc obyło się bez problemów?
Słuchał opowieści rówieśnika i tak rozmawiając coraz bardziej zbliżali się do Akademii. Powroty zawsze miały swój specyficzny urok. Był już przy wejściu, gdy znowu to poczuł.
Normalny człowiek bardzo często potrafi w pewien sposób wyczuć, czy ktoś go obserwuje. To było to specyficzne uczucie, które szósty zmysł użytkownika Mocy tylko wzmacniał. Ktoś, gdzieś miał co do niego złe zamiary i odruchowo Jon próbował się obronić. Może za nimi po drugiej stronie lądowiska ktoś celował do nich z karabinu? Rycerz odwrócił się, łapiąc miecz. To znaczy zrobiłby to, gdyby jakiś posiadał. Tak pomacał tylko ręką pas i choć widział, że nic mu teraz bezpośrednio nie grozi, czuł się jak skończony głupiec. Nie miałby się teraz nawet jak obronić. Ale zrozumiał też od razu, że te sygnały ostrzegawcze musiały mieć takie same źródło jak te na Kessel i wcześniej na Croruscant. Na co komu było go śledzić? Musiał przyznać, że tajemniczy obserwator był nadzwyczaj wytrwały. Będzie musiał się zająć w jakiś sposób tym problemem. Nie wiedział jeszcze jak, ale to był teraz jeden z priorytetów.
- Chodź, opowiem ci w środku. – rzucił do Rava.
Gdy zniknęli za wrotami Akademii poczekał chwilę, aż paskudne uczucie przeminie. Tu, za grubymi murami swojego domu mógł się czuć bezpiecznie.
- Ktoś mnie śledzi od pewnego czasu, około miesiąca. Na początku myślałem, że mi się zdaje, ale to już parę razy się powtórzyło i jestem pewien, że coś jest na rzeczy. Czasem gubię ogon, gdy akurat jestem na odległej planecie albo się szybko przemieszczam, ale na Coruscant i Kessel czułem to samo, co przed chwilą. To musi być jakiś dobry sprzęt, bo obserwują mnie ze sporej odległości, ale potrafią mi zrobić wyraźne zdjęcie. Na Kessel jakimś cudem wrzucili je na pieprzony terminal! Będę musiał coś z tym zrobić, nie może tak dalej być. Najgorsze, że straciłem miecz, więc w razie czego jestem mocno osłabiony.
Rav odruchowo rozejrzał się, kiedy Jon wspomniał o tym śledzeniu.
- Rozmawiałeś o tym z Mistrzami? Może to ktoś z Czerwonego Krayta? Masz jakieś podejrzenia? A co się stało z twoim mieczem? - ostatnie pytanie było bardzo dosadne. O ile nautolanin zupełnie racjonalnie podszedł do tego, że ktoś może chcieć szpiegować Rycerza Jedi, to zupełnie nie mógł uwierzyć, że Baelish stracił swoją broń.
- Ta, dałem już znać Mistrzowi Micalowi, ale wiesz jak to jest, ledwo wróciłem i już kolejny przydział. Nie było się kiedy tym zająć. A co do miecza... – Baelish szukał odpowiednich słów. Nie chciał okłamać przyjaciela, ale nie mógł też zdradzić całej prawdy. – Złożyłem komuś pewną obietnicę i oddałem go jako znak jej dotrzymania. Tylko tyle mogę powiedzieć, rozumiesz, prywatna sprawa. Wolałbym, żeby za dużo osób o tym nie wiedziało. W każdym razie to teraz nieistotne. Muszę w miarę szybko zdobyć nowego, najlepiej zbudować samemu. Ty jak zdobyłeś swojego, bo nie przypominam sobie, żebyś mi opowiadał?
- Sam go złożyłem - odparł z dumą i wyciągnął rękojeść. Była bardzo gładka i wyglądała na szczelną. Nie było nigdzie włącznika, a sam emiter był bardzo wąskii dodatkowo osłonięty.
- Ładnie. - Jon uśmiechnął się, samemu już zastanawiając się, jak będzie wyglądała jego nowa broń - Kryształ, materiały i wszystko skąd wziąłeś?
- Elektronikę to tutaj, z warsztatu. Natomiast kryształ z uszkodzonego miecza, udostępniła mi go Brianna. Wiesz... - podrapał się po głowie. - Mistrzowie mają tutaj mały składzik mieczy świetlnych. Podejrzewam, że to z ich przygód z Mistrzynią Surik. W sumie, mówiąc mały, to sugerowałem się tym jak to określiła mistrzyni Brianna. Normalnie tam z setka mieczy jest albo i więcej.
- Ciekawe... Słyszałem kiedyś o tym, ale nigdy nie miałem okazji sprawdzić. To dzięki za pomoc, następne parę tygodni najpewniej spędzę tu na miejscu, więc mam sporo czasu na rozpracowanie tematu. Chociaż tym akurat to się zajmę jak najszybciej, wiadomo.

- Nie martw się, na pewno coś wymyślicie. Zresztą wiesz, Laurienn jest już na stałe w Akademii. To znaczy teraz jej nie ma, gdzieś wyjechali z mistrzem Micalem, ale ogólnie to przejęła jego zajęcia wykładowcze. Poza tym chyba dowodzi jakimś oddziałem najemników, bo pałętało się ich tu ostatnio i co chwilę latali do niej na szkolenia.
Słowa Mjalu były prawdziwą niespodzianką dla Rycerza. Nie widział się z Laurienn... Cóż, od bardzo dawna. Z tego co pamiętał, ostatni raz rozmawiał z nią na Korelli. Miał jeszcze z nią niebezpośrednio do czynienia na Zonju, ale to wszystko było bardzo dawno temu. To, że wróciła, to znaczyło, że musiała skończyć swoją wielką misję. Musiał jej pogratulować osobiście, ciekawiło go, jak bardzo zmieniła się przez te lata.
- Zaskoczyłeś mnie teraz. Widziałeś się z nią w ogóle? - zastanowił się chwilowo nad słowami towarzysza - Ale jak na stałe? Dowodzi oddziałem stąd? Stało się jej coś, że nie może opuszczać Akademii?
- Ach to wiesz.... - Rav się roześmiał. - Jest w ciąży.
- Serio? - Jon również się krótko zaśmiał, to była ostatnia rzecz jakiej się spodziewał - Wiesz z kim?
- Jak to z kim? - nautolianin przewrócił oczami, co w jego przypadku wyglądało nieco upiornie. - A na kogo ona leciała przez cały czas naszego szkolenia? Za kim wodziła wzrokiem jak tylko przechodził i na czyich wykładach wpatrywała się w niego jak w obrazek? I to jak potrafiła być skupiona, ale gdy ktoś wspomniał, że mistrz Mical przechodzi to wszystko jej z rąk leciało... - Rav już nie potrafił przestać się śmiać. - Fajnie, że tak wyszło.
Jon się zastanowił. Rzeczywiście zawsze coś było na rzeczy, ale nie spodziewał się nigdy, że z tego będzie coś więcej. W każdym bądź razie teraz nie pozostawało nic innego jak cieszyć się cudzym szczęściem.
- Racja, na pewno stworzą zgraną parę. Wygląda na to, że będę musiał złożyć podwójne gratulacje. - uśmiechnął się - Coś jeszcze się wydarzyło w międzyczasie?
- To znaczy... Nie było mnie też wtedy, dowiedziałem się dopiero po powrocie z misji... Alkes zginął na Korriban. Rohen znalazł jego ciało podczas misji ratunkowej - wspomnienie o tym z trudem przeszło mu przez gardło.
- Cholera jasna. - Jon przejechał dłonią po tyle głowy, przeszedł parę kroków obrócony, po czym wrócił. Ogarnął go przejmujący smutek. Nie stracili nikogo od tak dawna... A z Alkesa był dobry Jedi. To była ogromna strata dla Akademii, niemal porównywalna z zaginięciem Vlada i Ori parę lat do tyłu. Mistrzyni Visas znowu straciła swojego padawana, naprawdę jej współczuł. - Co on robił samemu na Korriban?! To chyba jedna z najniebezpieczniejszych planet dla Jedi, nie wiadomo co tam mogło na niego czekać...
- Szukał kogoś. Więcej nie wiem. To była dosyć tajna misja. Zresztą... jak wszystkie nasze akcje - westchnął.
Baelish machnął ręką zrezygnowany. Nie znał szczegółów, ale to wyglądało na duże niedopatrzenie ze strony Mistrzów i Alkesa. Może później dowie się czegoś więcej. Bo co mogło być tak ważne, żeby wysyłać zapewne do Świątyni Sith na Korriban samotnego Jedi, jeszcze nawet nie Rycerza? Miał tylko nadzieję, że jego śmierć nie poszła na marne, ale naprawdę wątpił. Rozgniewał się przez to wszystko. Jeśli już, to Mistrzowie powinni tam wysłać niego, a Alkesa na negocjacje. Nie rozumiał tej decyzji.
- Ta... - potrząsnął tylko głową, nie wiedząc co powiedzieć. Wypuścił głośno powietrze i spuścił głowę. - Beznadzieja... - wyrwało mu się z ust.
- Już go opłakaliśmy... Chodźmy, na pewno chcesz odpocząć. Opowiedz po drodze jak u ciebie. Deneit mówił, że leciałeś z jakimiś politykami?
- Tak, chodziło o kontrakt militarny. W dużym skrócie Republika chce mieć armię droidów, a Muunowie mogą to jej zapewnić. No więc siedziałem tam ze dwa tygodnie i się nudziłem, praktycznie to byłem tam w symbolicznej funkcji, żeby pilnować uczciwego zawarcia kontraktu. Pod koniec mojego pobytu coś się zaczęło dziać. Okazało się, że na Mygeeto wcześniej żyła sobie rasa w pełni rozumnych, niskich, małpopodobnych stworzeń. Muunowie przyszli, podbili ich i jakby tego było mało, wykorzystywali ich jako niewolników, a każdemu innemu kłamali, że proces wydobywania surowców jest w pełni zautomatyzowany. Dowiedziałem się o tym, bo jeden z nich usłyszał o mnie i odnalazł. Od razu poszedłem do zarządcy, żeby to skończyć, ale ten się wszystkiego wyparł, zachęcając mnie, żebym sprawdził to na własną rękę. No i zszedłem parę poziomów w dół i było tak jak myślałem. Czego nie przewidziałem, to że Muunowie będą mieli czelność dosłownie odcinać zasilenie od wind, byle bym nie wrócił za szybko. W tym czasie wynegocjowali korzystny dla nich układ, bo nasi świetni negocjatorzy beze mnie nie potrafili nic zrobić. Rękę zraniłem właśnie gdy wracałem na górę. Bolało jak diabli i gdy wróciłem byłem do niczego, a kontrakt był już zawarty. Czyli nie miałem ani lepszej sytuacji Mygeetian ani dobrego kontraktu. Myślałem, że mnie rozniesie. Ale wiesz, poszedłem do tego zarządcy i uciąłem sobie z nim miłą pogawędkę. No i sytuacja natywnych mieszkańców ogromnie się poprawiła. Już nie są tak podle traktowani. Dobre i to, ale zdecydowanie można zrobić jeszcze więcej, porozmawiam o tej sytuacji z Mistrzami. Jak sobie zapewne wyobrażasz, droga powrotna za miła nie była. Wszyscy ci politycy obarczyli mnie winą za to wszystko. Ech...
- Uch... Może nie jest tak źle jak by to wyglądało, hm? W końcu w polityce to zawsze się kończy ostatecznie na pieniądzach. A ty jednak komuś rzeczywiście pomogłeś - poklepał go po plecach.
- Wiadomo, jak zawsze. - uśmiechnął się lekko. - Ale powiem Ci, że jakieś plusy są. Na przykład poznałem taką przemiłą panią komandor...

Mjalu tylko uśmiechnął się, ale nie mógł kontynuować tego tematu. Weszli do dormitorium, w którym przebywali młodzi padawani. Wszyscy leżeli mocno zmęczeni, najmłodsi przysypiali. Na widok Rava i Jona najstarsi wstali i skłonili grzecznie.
- Witamy cie Rycerzu! - wyszeptali nie chcąc budzić śpiących kompanów.
- Kogo to nosi? - z korytarza prowadzącego na sale treningowe wyszła Brianna. - Jon! Dobrze, że wrociłeś. Dzieciaki narzekają na dzień treningowy. Chodź i pokażesz im co to znaczy twarde osiem godzin treningu! - widocznie dopiero wyszła spod prysznica bo włosy miała mokre. Dla niej jednak nie było żadnych wymówek.
Odwzajemnił przywitanie młodych. Nawet sporo ich było, co napawało optymizmem. Przez sekundę zastanawiał się, czemu wszyscy są tacy wypruci z sił, gdy Brianna weszła do pokoju. Oczywiście.
- Witam, Mistrzyni. - skłonił się z lekkim uśmieszkiem na ustach. Szczęśliwie ośmiogodzinny trening mógł go ominąć - Bardzo chętnie bym pokazał, ale ciężko walczyć z jedną ręką. - uniósł do góry obandażowaną dłoń.
Zmarszczyła brwi.
- Przecież twój wyjazd miał być rodzajem urlopu, nie tak?
- Przez lwią część był, ale pojawiły się niestety pewne kompilacje. Przez pewien czas będę wyłączony z akcji.
- To się kuruj w takim razie - miała zatroskaną minę. - Macie farta - zwróciła się do młodych, którzy przezornie nie otwierali oczu. - następnym razem nie odpuszczę wam tak prędko jak dzisiaj.
Przemknęło mu przez myśl, że bycie w Akademii i brak obowiązku treningów z Mistrzynią to dla Laurienn prawdziwe szczęście. Samemu nie był zdecydowanie jakimś wirtuozem, ale z perspektywy czasu doceniał wycisk, jaki zawsze dawała Brianna. Zastanowił się jeszcze, czy zagadnąć Mistrzynię o nowy miecz, ale uznał, że jutro znajdzie jakiś lepszy moment, na osobności. Zresztą dzisiaj już był zmęczony, pogadał jeszcze z Ravem o paru trywialnych sprawach i pożegnał się. Jutro miał zamiar zająć się sprawą nowej broni, oraz zacząć myśleć konkretniej nad pozbyciem się ogona. Może Laurienn będzie miała jakiś pomysł? Wolałby raczej nie spotykać się z Lailą póki był śledzony. Jeśli to coś większego to mogłoby mieć dla niej złe konsekwencje. Będzie też musiał dokończyć raport z misji, strasznie długo się do tego zbierał. Mógłby odwiedzić też pobliską klinikę, może jakoś przyśpieszą jego kurację. Za długiego okresu odpoczynku, zwyczajnego treningu i pomocy przy prostych rzeczach Mistrzom w Akademii też nie potrzebował. Ogarnie wszystkie problemy i wróci do akcji. Przetworzył tylko jeszcze raz wszystko, co dzisiaj usłyszał, po czym położył się w swoim łóżku i zasnął spokojnym snem.
 

Ostatnio edytowane przez Kolejny : 27-11-2016 o 20:46.
Kolejny jest offline