Pozostawiony samotnie w tunelu
Roger dojrzał w jego głębi słabe światło, które po chwili zniknęło. Gdy postąpił kilka kroków do przodu nie był w stanie dostrzec niczego i zderzył się ze ścianą. Po tym wycofał się na leśną ściółkę.
Na zewnątrz
Adelmus naprędce badał ugryzionego milicjanta, ale w końcu musiał przed samym sobą przyznać, że za cholerę nie wiedział co z tym dalej zrobić. Rana była zatruta i potrzebne było antidotum. W ratowaniu Arniego mógł pomóc doświadczony medyk lub boska magia. Odwróciwszy milicjanta na plecy kapłan spostrzegł, że ten rusza panicznie gałkami ocznymi. Nie mrugał, nie drgnął mu żaden inny fragment twarzy a mimo to wzrok miał chaotycznie rozbiegany i przerzucał go z jednej twarzy na drugą.
Tymczasem Wasyl dojrzał wielkiego pająka w koronie drzewa kilka metrów od miejsca niedawnej walki. Wzdrygnął się gdy spostrzegł, że potwór w miejscu odwłoka ma ciało zwiniętego embrionalnie młodego mężczyzny. Zwierzoczłek obrócił łeb ku łowcy, rozwarł szczęki i przelazł na sąsiednie drzewo niemal nie wywołując drżenia gałęzi. Ten ruch, a do tego kolejny zwierzęcy łeb. Ta cecha łączyła wszystkie napotkane dotąd istoty. Zwierzoczłek w tunelu zakrzyknął coś skrzekliwie w momencie ataku. Sceny z przeszłości przewaliły mu się znów przed oczyma, znów czuł zagrożenie.
Spośród pozostałych jedynie
Frederick wpatrywał się w to samo miejsce co
Wasyl. Nie tylko dojrzał mutanta i zapałał do niego gniewem. Nie podejrzewał dotąd by te potwory reprezentowały sobą cokolwiek poza brutalną żądzą niszczenia ludzi, ale ten grób, znak religijny... A teraz ten zwierzoczłek na drzewach. Pokraka przemieściła się na kolejne drzewo w sposób zbyt oczywisty próbując odciągnąć ludzi od wejścia do tunelu. Strażnik łatwo domyślił się, że jeśli szybko czegoś nie zrobią mutant oddali się i zniknie w głuszy albo skryje się na tyle, by znienacka zaatakować ponownie - podobnie czyniły męty w brudnych zaułkach.