Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2016, 22:28   #8
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
6 listopada 2016 r., godzina 22:00, dom Małej Mi

Gdy dotarli do domu Jacka, Mi rzuciła jakieś hasło w stylu “że się odezwie i zapakowała się do swojego auta. Nadal nie czuła się na siłach dotrzeć do domu… do jej domu. Zrobiła kilka rundek wokół Boise ale to nadal tylko pogarszało jej humor. Podjechała pod dom i zaparkowała tam gdzie zwykle. Światło paliło się w salonie. Szybko zgarnęła cały sprzęt do torby jednak wyjście z auta wymagało chwili skupienia i zebrania sił. Światło na werandzie zapaliło się i w drzwiach stanął Ryjek. Odetchnęła głęboko i wygramoliła się z auta.

- Hej. - Jej głos był słaby. Sama nie wiedziała czy jej smutno. nadal gdzieś tam czuła, że może to wszystko nadal do niej nie dotarło. Uśmiechnęła się do stojącego w drzwiach chłopaka ale nogi zostały na podjeździe.

- Hej! - Ryjek podbiegł do niej, obejmując ją i przyciskając do siebie. - Jak... się trzymasz? - zapytał.

Mi objęła go mocno.
- Dobrze.. - Coś było nie tak. Miała wrażenie, że jej głowa na prawe blokuje to co naprawde się stało. - … chyba.

- Gdzie byłaś? Martwiliśmy się o ciebie, Sam. - wtrącił się ojciec, który wyszedł z domu. Wyglądał koszmarnie, założył dres, a to nie zwiastowało nic dobrego...

- Chodź. - Ryjek złapał ją za rękę i lekko pociągnął w stronę domu.

Dziewczyna dała się zaciągnąć do domu. Odstawiła torbę w progu ale jakoś brakowało jej sił by zdjąć kurtkę.

- Jakoś… - Trochę nieprzytomnie patrzyła na ojca. - .. brakowało mi sił by tu wrócić tato.

Luis nie pamiętał kiedy Sam zwróciła się do niego w ten sposób. Cokolwiek się działo w jej głowie, to było coś nie tak.
- Chodź tu. - przytulił ją. - Przejdziemy przez to. - szepnął jej do ucha. - Ale musimy porozmawiać poważnie, Sam. - jego głos drżał.

Mi zdjęła kurtkę i podała ją Ethanowi.
- Dasz nam sekundkę… - Po chwili uśmiechnęła się. - Chciałabym byś tu został, ok?

- Jasne, co tylko chcesz. - odpowiedział jej słabym uśmiechem. Luis złapał ją za rękę i poprowadził do gabinetu.

- Sam, nie chcę, byś zginęła, jak matka. - zaczął cicho.

Dziewczyna wsunęła ręce do kieszeni, głównie po to by jej nie drżały. Przez chwilę rozglądała się po gabinecie ojca.
- Skąd taki pomysł? Nie jestem policjantką jak mama.

- Ale odziedziczyłaś po niej parę cech. Zresztą, nie rób ze mnie idioty, wiesz o czym mówię. - spojrzał na nią twardo.

- Wiem. - Mi skupiła spojrzenie na ojcu. - Wiesz jak jest tato. Muszę teraz dopełnić pewnych obowiązków. Powinnam ją… ich pomścić.
Dziewczyna wyjęła ręce z kieszeni i zaczęła krążyć po pokoju.
- Nie wiem co mam robić. To wszystko jest takie… - Jej głos podnosił się z każdą sekundą. W końcu wkurzona z oczami zaszklonymi od łez podeszła do potężnego biurka i je kopnęła. - Tato...?! - Patrzyła na niego. Nie wiedziała co ma robić. Jakby na to nie patrzyła nie nadawała się. To wszystko było nie tak. Nie mogła z siebie więcej wydusić.

- Chciałbym ci zabronić wychodzić z domu, ale wiem, że to bezcelowe, prawda? - uśmiechnął się do niej słabo, pełnym smutku uśmiechem. - Chodź tu do mnie. - wyciągnął dłoń. - Jesteśmy silni, prawda?

Mi ruszyła powoli w jego stronę, jednak każdy krok był coraz szybszy. W końcu nie wytrzymała i podbiegła. Dłuższą chwilę ściskała ojca w ciszy, można było wyczuć, że lekko drży. Oddychała szybko, ale nie płakała. Jednak dopiero gdy udało się jej lekko uspokoić odsunęła się i spojrzała na ojca.
- Albo my dopadniemy ich albo oni nas. - Patrzyła na tatę niewidzącym wzrokiem. - Mogliby mi zabrać jeszcze ciebie… Ethana. - Potrząsnęła głową jakby odganiała niepotrzebne myśli. - Muszę się zastanowić od czego zacząć.

- Ktoś jeszcze to przetrwał? I kto to w ogóle był, co, Sam? - westchnął, opierając głowę brodą na głowie córki. - Zbierz sojuszników. Nigdy nie ruszaj sama na akcję. Bądź przygotowana i czujna. I noś kamizelkę kuloodporną, dobrze? - wypowiedział to jakby jednym tchem, lecz jego ton był beznamiętny…

Sam w ciszy wysłuchała ojca.
- Jest jeszcze jeden. Nadaje się do tego trochę lepiej niż ja. - Mi na chwilę zamyśliła się. - Kto to był… wampiry. - Pominęła temat kamizelki. - Będziecie się pilnować z Ethanem?

- Wampiry? To śledztwo oficjalne można wsadzić sobie do rzyci. - westchnął. - Ale to dziwne zjawisko, że się tak pijawki zorganizowały. - wzruszył ramionami, jakby od niechcenia. - Będę go pilnował. - puścił jej oczko. - Niech Gaia nad tobą czuwa, Sam. - ucałował ją w czoło. Mi wydawało się przez chwilę, że Luis zaraz zamieni się w crinos, ale równie dobrze mogło to być zmęczenie i dobór słów. - Kim jest ten “jeszcze jeden”? Jack? Tylko jego nie było na miejscu…

- Tak… Gniew Nieba. - Mi odsunęła się od ojca i podeszła do biurka. Chwilkę stukała w nie palcem. - To rzeczywiście dziwne. Ktoś musi być na górze… ktoś cholernie charyzmatyczny.
Dziewczyna podeszła do drzwi i położyła dłoń na klamce.
- Muszę pogadać z Ethanem, ale… - Spojrzała jeszcze raz na ojca. - Jutro będę musiała się z kimś spotkać. Najpierw chcę ich właściwie pożegnać. - Po chwili namysłu dodała. - Najpóźniej w nocy chciałabym ruszyć z pościgiem.

Ojciec tylko przytaknął. Uśmiechnęła się i opuściła pokój. Widziała światło palące się w salonie. Chciałaby by Ethan wiedział to wszystko ale jeśli nie wróci… Znów potrząsnęła głową by odgonić złe myśli i ruszyła do salonu.

Chłopak siedział na kanapie i patrzył na ścianę, gdy weszła zerwał się i podszedł do niej. Mocno objął ją.
- Jak tam? - Jego głos był dziwnie pewny, spokojny. Odkrywanie jego pokładów pewności siebie zaczynało sprawiać jej wiele radości.

- Dobrze… dobrze, że jesteś. - Wtuliła się mocniej i nagle to wszystko wróciło. Matka na spotkaniach, pierwsze wspólne wypady do umbry. To jak będąc jeszcze szczeniakiem łapała ją za ogon. Pierwszy laptop, pierwszy kod… Z oczu popłynęły jej łzy. Przytuliła się mocniej i pozwoliła by te bolesne krople wsiąkały w koszulę Ethana. Usłyszała za sobą kroki ojca.

- Wiesz gdzie jest pokój Sam? - Głos ojca był cichy, już dużo spokojniejszy.

Czuła jak kolejne rozmowy z matką przelatują jej przez głowę. Te wszystkie kłótnie, te pouczenia… “Twoim obowiązkiem względem watahy jest podjęcie próby uzyskania wilkołaczego potomstwa.”. Czuła jak zaczyna drżeć.

Ethan zaprowadził ją do jej pokoju. Wszystko tutaj pachniało Córką Sierpu. Położyli się na jej starym łóżku, ale nawet tutaj był zapach jej matki. Ryjek ściskał ją mocno, a ona cały czas starała się powstrzymać łzy i to potworne drżenie. Kurczowo łapała się jego koszuli szukając ciepła, wtulała się starając się zagłuszyć jego zapachem zapach matki. Ostrożnie zaczął ją całować. Delikatnie włosy, potem czoło, mokre od łez oczy i drżące usta. Tak jakoś udało się jej zasnąć.


7 listopada 2016 r., godzina 8:00, dom Małej Mi


Obudziła się wykończona. Oczy piekły ją potwornie, mięśnie lekko bolały od tych drgawek. Było jednak lepiej. Ethan siedział na krawędzi łóżka i delikatnie gładził jej rozpuszczone włosy. Dziś zapach matki już tak jej nie przytłaczał. Obróciła głowę i pocałowała rękę chłopaka. Chciała mu powiedzieć o tym, że musi wyjechać ale zabrakło jej sił.

- Głodna? - Jego głos był słaby. Musiał krótko spać… albo wcale.
Dopiero teraz dotarło do niej, że wczorajszego dnia nie zjadła absolutnie nic. Jak na zawołanie w pokoju rozległo się burczenie jej brzucha. Ethan roześmiał się.
- Wy… wybacz. - Ledwo wydusił to z siebie.

Sięgnęła do jego głowy i przyciągnęła ją do siebie. Przez dłuższą chwilę całowali się mocno, trochę boleśnie. Gdy odsunęli się od siebie obojgu brakowało tchu.

Ryjek wstał. Dopiero teraz zauważyła, że się przebrał.
- Pójdę zrobić śniadanie. Weź prysznic, dobrze ci to zrobi.

Mi przytaknęła tylko ruchem głowy i patrzyła jak opuszcza pokój. Odetchnęła ciężko. Ryjek zadbał o to by jej laptop znalazł się obok. Jakby wiedział, że potrzebuje go. Włączyła go i poszła wziąć zimny prysznic. W łazience poczuła jak bardzo jest głodna, jednak wróciła do pokoju i przejrzała dane ze sniffera.
Van nadal był w Kennewick. Musieli się śpieszyć ale… najpierw ubranie. Wydobyła z szafy czyste ciuchy i ubrała się szybko. Zajmie się przywiązaniem ich do siebie w trasie. Wyłączyła laptop i wsunęła do kieszeni telefon. Gdy tylko opuściła pokój zaatakował ją zapach jajecznicy z bekonem. Błyskawicznie pokonała schody. W kuchni siedział już ojciec. Wyglądał jakby tej nocy nie spał. Patrzył nieobecnym wzrokiem przez okno i dopiero gdy jego córka wpadła do pomieszczenia odwrócił się w jej stronę i uśmiechnął słabo. Ryjek stał przy kuchence i pichcił ich śniadanie. Mi podeszła do taty i przykucnęła obok jego krzesła, po chwili wtuliła się w niego mocno.

- Już, już. - Ojciec pogładził ją po wciąż mokrych włosach. - Zjedz coś. To burczenie było słychać nawet tutaj.

Zjedli posiłek w milczeniu. Mi starała się nie rozglądać po kuchni. Wszystko tutaj przypominało jej matkę. Ciszę przerwał dopiero Luis gdy po posiłku pili kawę.
- Załatwiłabyś te kilka formalności?

Chciał jej pomóc. Mi uśmiechnęła się do ojca.
- Tak… wyskoczyłabym teraz na chwilkę. Nie chcę byś siedział tutaj sam…

- Toż zostaje tutaj Ethan. Nigdzie go nie puszczam. - Ojciec uśmiechnął się do Ryjka. Poczuła dziwną ulgę.

Spojrzała na chłopaka. Podniósł ręce w geście poddania.
- Tak, tak zostaję tutaj. Leć i załatw to co musisz.

Podniosła się i pocałowała go w usta. Czuła jak cały zesztywniał. Dopiero teraz zrozumiała, że po raz pierwszy zrobiła to przy ojcu. Odsunęła się i uśmiechnęła. Podeszła do taty i pocałowała go w czoło. - Niebawem wracam.


7 listopada 2016 r., godzina 10:00, dom Białego Ducha


Pod dom Białego Ducha dotarła po kwadransie. Zaparkowała kilka działek wcześniej i zaczęła krążyć. Pani Snów zawsze po prostu tam… wkraczała. Ale stare wilkołaki traktowały się zawsze z szacunkiem. Ona była… nikim. Właśnie zamykała chyba dziesiąte kółko wokół domu starego teurga.
- Jestem cholerną omegą! - Musiała to powiedzieć na głos. Cieszyła się, że osiedle było opustoszałe, bo wszyscy byli albo w szkole, albo w pracy.
W tej sekundzie Duch po prostu się przed nią zmaterializował.


- To cenne, że masz tego świadomość.

Mi zamarła. Patrzyła z niedowierzaniem na starszego mężczyznę. Dopiero po kilku oddechach skłoniła się nisko.
- Duch…

- Cicho. Wejdźmy do środka.

Samantha podążyła za mężczyzną. Znała jego dom bardzo dobrze. Często przysłuchiwała się tu rozmowom Pani Snów i Białego Ducha. Jej mentorka uważała, że to doskonała okazja by pomogła mu przy okazji ogarnąć dom. Teraz wchodząc do środka poczuła dziwną pustkę.
- Postanowiłaś w końcu zakończyć naukę?

Mi skrzywiła się słysząc poważny ton i lekką pogardę w głosie Ducha. Wiedziała, że to tak się skończy. Pani Snów miesiącami nalegała by zakończyła naukę Apelu Poległych. Miała pomóc przy odprawieniu apelu dla Lestera ale… pokłóciła się z matką. Teraz nawet jej … przygryzła wargę i pochyliła głowę.

- Zostaniesz tu na cały dzień, zakończysz nauczanie jak przystało na uczennicę Pani Snów.

Czy ona usłyszała w jego głosie smutek? Spojrzała na Białego Ducha.
- Mistrzu… mój ojciec.

- Luis lepiej rozumie co się wydarzyło niż ty!

Zamilkła. Skłoniła się nisko i skupiła wzrok na podłodze.
- Wybacz… Czy przyjmiesz mnie na nauki Biały Duchu?

- Tylko przez wzgląd na panią Snów i Córkę Sierpu. Jak udało im się… - Mężczyzna machnął ręką i ruszył w stronę swojej pracowni. - Zadzwoń do ojca, poinformuj też Gniew Nieba, że odprawisz rytuał dziś wieczorem. Oczekuję cię w pracowni.

- Tak mistrzu.

Rozmowa z ojcem przebiegła spokojnie. Biały Duch miał rację… jak zwykle. Luis rozumiał więcej od niej. W tej chwili miała wrażenie, że był nawet Garou bardziej niż ona. obiecała, że wpadnie się pożegnać i napisała szybkiego smsa do Jacka.


“Apel 22:00 dziś caern. Potem polowanie. Jedziemy hammerem?”
Odpowiedź przyszła po sekundzie.


“Ok, będę o 20:00 po Ciebie.”


Chwilę patrzyła na przesuwające się linie MyMy i wyłączyła telefon. Nie pamiętała kiedy ostatnio to robiła. Zaklęty w urządzeniu duch podtrzymywał baterię, a ładowała go bardziej z przyzwyczajenia niż z potrzeby. Jednak w pomieszczeniu do którego planowała wejść on nie mógł działać. Dopiero teraz zdjęła kurtkę i rzuciła ją na oparcie fotela. Powoli ruszyła w stronę dobrze sobie znanych drzwi. Odetchnęła ciężko i delikatnie uchyliła wrota prowadzące do “pracowni” taurga.


Przekraczając próg jeszcze raz pokłoniła się nisko mistrzowi i zamknęła za sobą drzwi. Patrząc na jego poważną skupioną twarz, przez którą przemykał się cień smutku, zdała sobie sprawę, że zapowiadał się ciężki i długi dzień.


7 listopada 2016 r., godzina 19:00, dom Małej Mi


Mi zaparkowała na podjeździe i wykończona wygramoliła się z auta. Myśl o tym, że teraz ma się spakować i jeszcze powiedzieć Ryjkowi, że wyjeżdża dobijała ją. Nie do końca wiedziała co ma zrobić. Chciała mu opowiedzieć o wszystkim. O tym kim jest dlaczego to robi. Jednak miała raptem dwie może dwie i pół godziny na to by zebrać rzeczy i ruszyć. Sniffer nadal wskazywał na Kennewick ale nie miała pojęcia czy wampiry nadal tam są, a potrzebowała świeżego tropu.

Powoli weszła do domu. Zapachniało kurczakiem. Z kuchni wyszedł Ryjek, był dziwnie poważny. Ucieszył się na jej widok ale w oczach było coś jeszcze.
- Wchodź. Właśnie skończyłem obiad. - Wrócił się do kuchni, gdy zaczęła zdejmować kurtkę. - Luis powiedział, że musi podskoczyć na chwilę do domu pogrzebowego. Powinien niebawem wrócić.

Mi stanęła w drzwiach pomieszczenia i oparła się o ościeżnicę.
- Co się stało?

- Nic. - Odpowiedź była za szybka, z resztą Ryjek nigdy nie potrafił kłamać.

Podeszła i objęła go od tyłu.
- Rozmawiałeś z ojcem o tym, że wyjeżdżam?
Przytaknął ruchem głowy. Mi wtuliła się w niego mocniej.
- Zostaw to i chodźmy do mojego pokoju.

- Sam ja… - Obrócił się do niej, jednak gdy tylko spojrzał jej w oczy głos ugrzązł mu w gardle. Znów tylko przytaknął.

Mi chwyciła go za rękę i pociągnęła go na piętro. W korytarzu niemal wpadli na ojca.
- Sam co ty…

- Musimy pogadać. Za chwilkę wrócimy na obiad. - Mi wyminęła Luisa ciągnąc chłopaka. Już u szczytu schodów usłyszała ciche słowa ojca.

- Już ja widzę tą chwilkę.

Mi wprowadziła Ryjka do pokoju i zamknęła za nimi drzwi. Nim chłopak zdążył coś powiedzieć pocałowała go mocno. Jej ręce bez problemu znalazły drogę pod jego koszulę. Całowali się długo już niemal odruchowo pozbywając się przy tym kolejnych części ubrań. Gdy wylądowali nago na małym łóżku chłopak mocno ją przytulił.
- Sam nie chcę byś wyjeżdżała.

Dziewczyna usiadła na nim okrakiem i spojrzała z góry.
- I tak wyjadę. Są obowiązki, których muszę dopełnić.

- Co wy macie z tymi obo…

Mi położyła mu rękę na ustach. Gdy ucichł delikatnie pogładziłą jego policzek.
- Wyjeżdżam i tyle. Naciesz się mną zamiast gadać.

7 listopada 2016 r., godzina 22:00, caern

Spotkali się w parku, pod postaciami wilków. Najdziwniejsza grupa jaką mogły oglądać okoliczne zwierzęta. Biały duch, pod postacią potężnego białego wilka był był niemal tak duży jak błękitny Gniew Nieba. Mała Mi mogła wyglądać przy nich jak lisek.



Mimo, że księżyc był w pierwszej kwarcie wraz z gwiazdami dobrze oświetlił polanę znajdującą się na niewielkim wzniesieniu. Za plecami poczuli delikatny wiatr. Niosąca Czerwień gdy tylko zasiedli patrząc w niebo zaczęła inkantację. Coś co z zewnątrz mogłoby być tylko dziwnym pomrukiem niosło w sobie wielką pochwałę i liczne wspomnienia o wymarłej wataże. Mała Mi starała się przykryć smutek dumą. Wiedziała, że wilkołaki zginęły w najszlachetniejszy możliwy sposób… w walce. Ale jej matka… powstrzymała się. Musiała się skupić. Czuła, że wokół przybywa innych Garou, jednak nie rozejrzała się. Wyparła wszystkie zbędne myśli i skupiła się na tym by w inkantacji przybliżyć poległych Gai.
Powoli jej pomruk przemienił się w wycie, do którego dołączyli Biały Duch i Gniew Nieba, a za nimi wszystkie wilki zgromadzone na polanie.



Apel zakończył się sporo po północy, Mi umilkła jako pierwsza. Biały Duch wstał i odszedł. W jego ślady podążyli inni. Wzrok niosącej czerwień skupiony był na rozgwieżdżonym niebie. Czuła ulgę, dumę, że udało się jej uczcić pamięć poległych.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 27-11-2016 o 22:40.
Aiko jest offline