Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2016, 21:56   #43
Asderuki
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wspólne zmaganie się ze ścianami - bynajmniej z powodu nadużycia alkoholu

Początkowe zaskoczenie Johanny przeminęło, kiedy wydobywające się ze ściany, krwiste łapska zaczęły przyduszać Rognira. Podbiegła jak najszybciej, rzucając jarzący się magicznym światłem łuk na ziemię i dobywając dwóch sztyletów. Z rozpędu jej pierwszy atak chybił, gdy ręka przeciwnika przesunęła się w górę. Drugi jednak był celny i zdecydowanie dotkliwy. Rognir korzystając z okazji próbował się wyrwać z uścisku, jednak był mocno przyciśnięty plecami do ściany, która go pochwyciła. Wrzasnął ze złości szarpnąć mocno rękami i napinając mięśnie, dzięki czemu udało mu się w ostateczności wyślizgnąć z uścisku. Podobnie walkę przegrywał Tazok, uwięziony w głębi korytarza. Szarpał się dziko, ale spełzało to na niczym. Dla niego była to wyjątkowo nieprzyjemna sytuacja, przywodząca na myśl niedawne spętanie i bezcelową wędrówkę pośród żarzących ziem. Chciał zaryczeć, by dodać sobie choć odrobiny siły, jednak krwawa kończyna plugawego konstrukta objęła go za twarz. Bez namysłu, wgryzł się w nią, tocząc jeszcze więcej juchy i zmuszając złamane palce do wycofania się. Ku jego zdziwieniu, te puściły go, choć wciąż nie dawały za wygraną, próbując zranić i schwytać ponownie
Shade, z oczywistych powodów, nie miał zamiaru nigdzie biegać. Przy jego 'mobilności' niemal pewne było, iż i on dostałby się w paluszki łap wyłażących ze ścian. Jego zdaniem lepiej było zachować bezpieczny dystans i strzelać. Również Roland nie miał zamiaru zbliżać się bardziej, niż na dwa metry. Na szczęście dzięki swojemu magicznemu talentowi, był w stanie udzielić chociaż trochę pomocy towarzyszom niedoli.

Rozgorzała walka: krótka i brutalna. Kto mógł, zaczął bezlitośnie okładać i ciąć kalekie maszkary, które snuły się po ziemi w stronę przebudzonych. Nie pozostawały dłużne, dotkliwie raniąc kilkoro z nich. Najgorzej przyjął ataki hobgoblin, który wyczerpany i ranny po niedawnej walce, nie miał sił, gdy szpakowate łapska ponownie go pochwyciły i zaczęły błądzić po jego ciele, tnąc ostrymi jak brzytwy pazurami. Chociaż udało mu się oswobodzić, zwalił się na ziemię jak kłoda, gdy zdradziecki atak rozorał mu kark.

Demonica po raz kolejny wykazała mniej strachu przed obrzydliwym, ewidentnie diabolicznym, przeciwnikiem niż gdyby stanęła na przeciwko człowieka. Z jakiegoś powodu nawet przebiegły piekielny stwór był mniej straszny niż ludzie. Tym razem strach jaki odnalazł drogę do serca kobiety był spowodowany dobrem innej osoby. Rogrir został pochwycony przez dłonie ze ściany. Bazylia pospieszyła mu z pomocą samej zostając pojmaną w objęcia ściany. Mimo to dalej walczyła, aż ściana się rozpadła.

Grzesznicy ponownie zatriumfowali, jednak jak zwykle, zwycięstwo smakowało gorzko i musieli ponieść jego koszt. Shade wraz z Bazylią słaniali się na nogach, skąpani w mieszaninie krwi własnej i potworów. Balansowali na krawędzi, którą tylko samobójca chciałby przekroczyć, wpadając w zimne objęcie śmierci. Ta jednak, stukając swoimi nagimi, kościstymi palcami, niecierpliwie upominała się o jednego z nich.

Ku uciesze diabelstwa półork trzymał się znacznie lepiej niż ono samo. To uradowało zaklęte serce w ślepej miłości. Mikstura wypita tak dawno temu nie odpuściła wciąż kierując emocjami kobiety nieświadomej jej działania. Dlatego mimo ciężkich ran kobieta cieszyła się widząc, że jej ukochany ma się nawet dobrze.

Po walce
- Ale to chore! - zareagowała Johanna, która po raz pierwszy odkąd ją poznano, pokazała swoją odwagę i zdolności. Widocznie prócz nietypowych trików, potrafiła ona o wiele więcej.
- Widzieliście to? Te pieprzone ściany się ruszały! Jedna omal nie zmiażdżyła Shade’a. To chore - powtórzyła nerwowo, wycierając upaprane, krwią i kawałkami ludzkiego mięsa, sztylety. Niemal natychmiast przeszła do Rolanda, omijając stos poćwiartowanych zwłok jak najszerszym łukiem.
Shade skinął głową, przyglądając się równocześnie resztkom ściany. Ciekaw był, czy prócz zwłok znajduje się tam coś ciekawego. Niestety, nic godnego uwagi (bądź schylenia się) nie dostrzegł.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tu niczego innego. W piekle chyba nic mnie już nie zaskoczy - powiedział Roland, spoglądając na dziwne ożywione ściany z widoczną złością.
- Co z tym hobgoblinem, co go poznaliśmy? - spytała stając za Wiedźmiarzem i chwytając go za rękę, aby móc poczuć odrobinę wsparcia.
Roland westchnął przenosząc wzrok na niemalże martwego stwora. Lepsza okazja do pozbycia się go pewnie nie prędko się zdarzy, pomyślał. Po chwili jednak ponownie pojawił się przed nim obraz ożywających ścian. Niepewnie spojrzał na rannych towarzyszy. Tym razem może być naprawdę ciężko.
- Uleczę go - powiedział, po czym wypowiedział kilka magicznych sylab i wyciągając rękę w stronę Tazoka. - Niechętnie, ale bez niego ciężej będzie nam tu przeżyć. Jeżeli pojawi się tu więcej takich przeciwników, to moja magia na nic się nie zda, a wasza wytrzymałość też ma swoje granice…
- Ta góra na pewno ma wiele pięter… Mam nadzieję tylko, że nie wszystkie ściany wyglądają tak, jak te. Bo nigdy przez to nie przebrniemy…
- zmartwiła się Johanna, podążając za Rolandem, który zabrał się za leczenie ran hobgoblina.
Siły witalne wróciły do ciała Tazoka, który zaczął powoli otwierać oczy. Potrząsnął głową, próbując przypomnieć sobie, co się przed chwilą działo. Pierwszą myślą było, że te cholerne bestie znowu go dorwały, jednak ku jego zaskoczeniu, wciąż był w jednym kawałki i nie ciążyły mu łańcuchy. Splunął krwią i niezadowolony, podniósł się z ziemi. Upokorzenie przegraną w walce dotkliwie raniło ego; do tej pory nie musiał się kulić pod ciosami przeciwników, nie w ten sposób torował sobie drogę do władzy. Wtedy jednak wolałby zginąć i nie musieć stawać naprzeciw porażki, teraz... nie był tego tak pewny.
- Weź to i machnij przy towarzyszach. Nie będą przydatni poranieni.
Wyciągnął w stronę maga różdżkę leczenia, która była już na wyczerpaniu. Można było potraktować to jako gest podziękowania, ale prawdą było, że ranni nie przydadzą się w walce, a martwi zupełnie wyczerpują swoją przydatność.
- Co to za różdżka? - spytała kruczowłosa, chuda kobieta, stojąca za Rolandem jak jego cień. Jej mina zdawała się być ciągle zlękniona, a szeroko otwarte, czarne jak noc oczy, spoglądały ze zdziwieniem. Nie dało się ukryć, że Johanna odczuwa lęk w stosunku do Tazoka, to też jej spojrzenie tylko na chwile zetknęło się z jego wzrokiem, po czym szybko skupiła wzrok ponownie na danym Rolandowi przedmiocie. Ze strony hobgoblina odpowiedziało milczenie, gdyż ten uważał, że nie jest to jej sprawa i mag powinien sobie z przedmiotem poradzić sam. Przez to kobieta sposępniała i spuściła głowę w dół. Dała krok w tył, aby zrobić Rolandowi miejsce i nie plątać mu się pod nogami. Jej twarz zasłonił wodospad czarnych włosów. Nic już nie mówiła.
- Rolandzie, masz jeszcze trochę tych czarów leczących? - spytał Shade, który dość boleśnie odczuł bliskie spotkanie ze ścianą.
Bazylia zaś oglądała Rognira i czy go ściana nie poszarpała. Sama była w bardziej opłakanym stanie niż on. Zamierzała jednak zaraz użyć mocy zaklętej w szaliku. Tylko jak upewni się, że Rognirowi nic nie będzie. Jak się okazało, jego stan był całkiem dobry, w sumie jak na warunki w jakich się znaleźli, wręcz bardzo. Dodatkowo zbroja, jaką nosił, chroniła go przed większością ciężkich ran. Bazylia nie miała o co się martwić.
Nawał pytań i próśb, jakie spłynęły na Rolanda, zrzucał na jego barki wielką odpowiedzialność. Tylko on potrafił leczyć, tylko on pomagać, jednakże jego zdolności były mocno ograniczone.
- Już dziś was leczyłem - stwierdził w odpowiedzi, kierując słowa do Shade’a i westchnął ciężko. W między czasie oglądał różdżkę, którą dał mu Tazok i mimo iż zdziwiło go podobieństwo mocy, z tą różdżką, którą mieli, nie powiedział nic, aby nie martwić towarzyszy.
Najpierw skupiając swoje magiczne zdolności, dotknął różdżką ran Hobgoblina, któremu należał się jeden ładunek chociażby za to, że w ogóle zechciał się podzielić leczniczą mocą przedmiotu. Następnie podszedł do Shade’a, a potem Bazylii. Postanowił jeszcze spróbować metody konwencjonalnej i przywrócić trochę sił towarzyszom. Do tego jednak potrzebował minimum jednej godziny.
- Chcecie zrobić przerwę, czy idziemy dalej? - zapytał Roland patrząc po rannych towarzyszach.
- Powinniśmy odpocząć - odpowiedział Tazok, nie chcą wspominać, że to ON powinien odpocząć najbardziej.
Hobgoblin powąchał paskudne, piekielne powietrze, jakby starał się coś wyniuchać. Smród otchłani mieszał się z rozkładem i krwią niedawno zabitych maszkar.
- Ale nie tutaj. Może być ich więcej - na koniec szturchnął jedno truchło mieczem, który wcześniej upuścił.
- Powinniśmy odpocząć - powiedział Shade. - Mam jednak wrażenie, że chwilowo tutaj powinniśmy mieć spokój, a za zakrętem mogą czekać towarzysze tych tutaj.
- Zostając tutaj nasz odpoczynek ciężko będzie nazwać… odpoczynkiem - stwierdziła Johanna chowając nos w szmatę swojej sukienki i oddychając przez materiał.
- Możemy pójść dalej albo się cofnąć, inaczej odpoczywanie nie ma żadnego sensu.
- No to chodźmy, ale rozglądajmy się tym razem uważniej - zaproponowała Bazylia.
Shade nie zamierzał się kłócić, więc po chwili ruszył za wszystkimi. Tak samo zrobił Tazok, przyglądając się tym razem uważnie ścianom. Kto by pomyślał, że będzie kiedyś doszukiwał się zagrożenia ze strony ściany?
- Pójdę pierwsza i wybadam teren - Johanna zgłosiła się na ochotnika. Nie do końca było wiadomo, co nią kieruje, że wykazać się chciała tak heroiczną postawą, ale jej deklaracja najwyraźniej była szczera, ponieważ ruszyła niespiesznie korytarzem, którym to podążali. Po drodze wzięła swój krótki łuk, który podczas walki upuściła na podłogę. Wzięła głęboki, nerwowy wdech, a następnie wypuściła powietrze z drżeniem krtani. Powoli szykowała się, aby ruszyć samotnie.
 
Asderuki jest offline