Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2016, 16:16   #41
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Pisklęta w gnieździe żyją w zgodzie.
Tak mówi stare powiedzenie, jednak im, grupce, która od paru dni, w zasadzie w zgodzie, wędrowała przez kręgi piekielne, Los (czy też może ktoś, kto rządził piekielnymi otchłaniami), podrzucił dwa kukułcze jaja i Shade nie bardzo wiedział, za jakie to dla odmiany grzechy spadło na nich kolejne przekleństwo.
Głupkowato zarozumiały jaśnie wielmożny pan generał nie wiadomo czego, oraz zwyrodniały goblin, któremu bogowie nadmiar dali wzrostu, równie zapalczywy jak imperialne 'cóś'. Jeden z imieniem na "T", drugi takoż. Czy z tego powodu nie potrafili się dogadać, czy też jeden jak i drugi mieli ego tak rozrośnięte, że nie mieściło się im w czerepach? "T" jak Tyberius, z rzucającym się w oczy i uszy paskudnym charakterem, oraz "T" jak Tazok, z rzucającą się w oczy paskudną mordą.
I pewnie by był za tym, żeby ustrzelić generała od ręki, gdyby nie to, że wysłanie takiego osiłka, w pancerzyku, na pierwszą linię, mogłoby oszczędzić innym nieco kłopotów. W pierwszej chwili starcia z kolejnymi przeciwnikami. A że do takiego starcia dojdzie, że piekło wypluje kolejne maszkary, chcące ich pozbawić tej namiastki życia (i, być może, cofnąć do poprzedniego kręgu) - tego był pewien. a, mógłby dać głowę. Najlepiej głowę tego generałka, pod którego rozkazy on, Shade, w życiu by się nie zaciągnął. Kolejny przygłup, któremu się zdawało, że zeżarł wszystkie rozumy. Zeżarł... i pewnie od razu go przeczyściło, że nie zostało nic - ani rozumu, ani zdrowego rozsądku.
Wszak rację miała Johanna - należało żyć w zgodzie. Współpracować z sobą, a nie obrażać innych.

Walka nie trwała długo. Albo lordziątko miało za dobre mniemanie o sobie, albo gobliniastemu sprzyjało szczęście - trudno orzec. W każdym razie wynik był jednoznaczny i liczebność grupki szybko się zmniejszyła o jedną sztukę.

Trudno było się spodziewać rozsądku po tym całym lordzie... Jego kraj z pewnością zyskał na tym, że Tuberius trafił do piekła. Radość tam musiała być wielka, a wojsko zapewne też zyskało na wymianie dowódcy na lepszy model. Bo chyba gorszego nie mogło być? Głupi i zarozumiały - fatalna kombinacja.
Czy Tazok był lepszy? Z charakteru? Przynajmniej na pozór - tak. Czy w praktyce? To się dopiero okaże. Między innymi dlatego, że Shade miał za miękkie serce, że okazał za mało rozsądku, że nie ustrzelił hobgoblina, gdy ten rozwiązał jeden z problemów i wykończył generała.
A może trzeba było skorzystać z okazji i to zrobić?
Przyszłość pokaże, czy rację miało serce, a nie zimna logika.

- Tylko się pospiesz - rzucił w stronę Tazoka.

Przystanął na chwilę, czekając aż tamten skończy.
Nie da się ukryć - gdyby hobgoblin za bardzo się grzebał, to Shade bez wahania zostawi go na pastwę losu.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-11-2016, 19:28   #42
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Słowna przepychanka między Grzesznikami nie była czymś, co w tym miejscu i czasie przyniosłoby korzyści grupie. Prawda, że nie byli oni zgrani, nie musieli siebie uwielbiać, lubić, kochać ani nawet szanować, jednakże walka w tych warunkach do najrozsądniejszych nie należała. Porywczość Tazoka zetknęła się ze spokojem i pewnością siebie Tyberiusa. W chwili, gdy hobgoblin wyprowadzał agresywne ciosy, Sierżant próbował zachować skupienie, wyprowadzając sprawne cięcie swoim dwuręcznym mieczem. Pięściarz zdawał sobie sprawę, że jest na straconej pozycji, biorąc pod uwagę wiele czynników, takich jak chociażby pancerz oraz broń przeciwnika. Obrał więc taktykę, która przechyliła szalę zwycięstwa na jego stronę. Johanna widząc będących na skraju śmierci mężczyzn, chciała zareagować wbiegając między walczących, jednak silna ręka Rolanda stanowczo ją przed tym powstrzymała, przyciągając do siebie i nie chcąc puścić. Wszyscy obserwowali starcie z bezpiecznej odległości i niejednemu przeszło przez myśl, że było ono głupotą. Niektórym nawet stało się obojętne, który z walczących utrzyma się na nogach i do nich dołączy, a który polegnie - tu i teraz.
Walka zakończyła się zaledwie po kilku wymianach ciosów i szarpaninie. Na koniec Tazok dobił nieprzytomnego Tyberiusa, po czym skradł z ciała pancerz i wszystkie dobra, jakie ten przy sobie miał. Ciężko było opisać ambiwalentne uczucia, jakie pojawiły się w umyśle Johanny. Roland jednak mógł poczuć, jak kobieta lekko drży, patrząc na podchodzącego do ich grupy hobgoblina. Tazok jednak po prostu ich wyminął i zgodnie z ich prośbą, ruszył na czele grupy, prowadząc ich przez korytarze labiryntu, w nawet sobie nieznanym kierunku.


W jaskini było zimno i ciemno, a jedyne światło dawała trzymana przez Tazoka pochodnia oraz oświetlony magicznym zaklęciem łuk Johanny. Dzięki tym dwóm rzeczom, przemieszczanie się wśród ciemnych zakamarków było o wiele prostsze. Przy podłożu unosiła się chmura mgły, uniemożliwiając dojrzenie po czym się stąpa. Uśpieni nie wiedzieli gdzie są schody prowadzące na górę, więc musieli rozpocząć swą wędrówkę od błądzenia. Prowadzący Tazok poszedł prosto, a potem skręcił w najbliższą alejkę. Ściany labiryntu po bliższym przyjrzeniu się, przyprawiały o mdłości. Zlepione ze sobą humanoidalne ciała, oblepione mięsem i spływające krwią, w których dało się rozpoznać anatomiczne struktury ciała. Zbite w gęsty zlepek nogi, ręce i korpusy, oblepione śmierdzącą posoką, mokre i śliskie. Samo przechodzenie obok tych ścian było czymś wręcz niesmacznym, a konstrukcje sięgały niemalże do sufity, przewyższając tym samym Grzeszników o dobre półtora metrów. Jeśli całe wnętrze miałoby być ozdobione krwawą, ludzką miazgą, to można było odczuć głęboki niepokój.
Stukot Bazylich kopyt został zakłócony przez nagłe jęki Rognira i Tazoka. Wielkie łapska wydobyły się z masy ściany i pochwyciły ich przysuwając do siebie i mocno ściskając. Bazylia widząc, że towarzysze przed nią zostali złapani, odskoczyła od ściany w ostatnim momencie, kiedy ludzkie, zakrwawione dłonie próbowały ją chwycić i jedynie musnęły koniuszkami palców jej czarnej sukienki. Ruszające się ściany okazały się być niemałym zaskoczeniem, a w dodatku stwarzającym zagrożenie. Przebudzeni niby mogliby wyrwać się w uścisku i uciec, tyle że innej drogi niż ta nie było.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 28-11-2016, 21:56   #43
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Wspólne zmaganie się ze ścianami - bynajmniej z powodu nadużycia alkoholu

Początkowe zaskoczenie Johanny przeminęło, kiedy wydobywające się ze ściany, krwiste łapska zaczęły przyduszać Rognira. Podbiegła jak najszybciej, rzucając jarzący się magicznym światłem łuk na ziemię i dobywając dwóch sztyletów. Z rozpędu jej pierwszy atak chybił, gdy ręka przeciwnika przesunęła się w górę. Drugi jednak był celny i zdecydowanie dotkliwy. Rognir korzystając z okazji próbował się wyrwać z uścisku, jednak był mocno przyciśnięty plecami do ściany, która go pochwyciła. Wrzasnął ze złości szarpnąć mocno rękami i napinając mięśnie, dzięki czemu udało mu się w ostateczności wyślizgnąć z uścisku. Podobnie walkę przegrywał Tazok, uwięziony w głębi korytarza. Szarpał się dziko, ale spełzało to na niczym. Dla niego była to wyjątkowo nieprzyjemna sytuacja, przywodząca na myśl niedawne spętanie i bezcelową wędrówkę pośród żarzących ziem. Chciał zaryczeć, by dodać sobie choć odrobiny siły, jednak krwawa kończyna plugawego konstrukta objęła go za twarz. Bez namysłu, wgryzł się w nią, tocząc jeszcze więcej juchy i zmuszając złamane palce do wycofania się. Ku jego zdziwieniu, te puściły go, choć wciąż nie dawały za wygraną, próbując zranić i schwytać ponownie
Shade, z oczywistych powodów, nie miał zamiaru nigdzie biegać. Przy jego 'mobilności' niemal pewne było, iż i on dostałby się w paluszki łap wyłażących ze ścian. Jego zdaniem lepiej było zachować bezpieczny dystans i strzelać. Również Roland nie miał zamiaru zbliżać się bardziej, niż na dwa metry. Na szczęście dzięki swojemu magicznemu talentowi, był w stanie udzielić chociaż trochę pomocy towarzyszom niedoli.

Rozgorzała walka: krótka i brutalna. Kto mógł, zaczął bezlitośnie okładać i ciąć kalekie maszkary, które snuły się po ziemi w stronę przebudzonych. Nie pozostawały dłużne, dotkliwie raniąc kilkoro z nich. Najgorzej przyjął ataki hobgoblin, który wyczerpany i ranny po niedawnej walce, nie miał sił, gdy szpakowate łapska ponownie go pochwyciły i zaczęły błądzić po jego ciele, tnąc ostrymi jak brzytwy pazurami. Chociaż udało mu się oswobodzić, zwalił się na ziemię jak kłoda, gdy zdradziecki atak rozorał mu kark.

Demonica po raz kolejny wykazała mniej strachu przed obrzydliwym, ewidentnie diabolicznym, przeciwnikiem niż gdyby stanęła na przeciwko człowieka. Z jakiegoś powodu nawet przebiegły piekielny stwór był mniej straszny niż ludzie. Tym razem strach jaki odnalazł drogę do serca kobiety był spowodowany dobrem innej osoby. Rogrir został pochwycony przez dłonie ze ściany. Bazylia pospieszyła mu z pomocą samej zostając pojmaną w objęcia ściany. Mimo to dalej walczyła, aż ściana się rozpadła.

Grzesznicy ponownie zatriumfowali, jednak jak zwykle, zwycięstwo smakowało gorzko i musieli ponieść jego koszt. Shade wraz z Bazylią słaniali się na nogach, skąpani w mieszaninie krwi własnej i potworów. Balansowali na krawędzi, którą tylko samobójca chciałby przekroczyć, wpadając w zimne objęcie śmierci. Ta jednak, stukając swoimi nagimi, kościstymi palcami, niecierpliwie upominała się o jednego z nich.

Ku uciesze diabelstwa półork trzymał się znacznie lepiej niż ono samo. To uradowało zaklęte serce w ślepej miłości. Mikstura wypita tak dawno temu nie odpuściła wciąż kierując emocjami kobiety nieświadomej jej działania. Dlatego mimo ciężkich ran kobieta cieszyła się widząc, że jej ukochany ma się nawet dobrze.

Po walce
- Ale to chore! - zareagowała Johanna, która po raz pierwszy odkąd ją poznano, pokazała swoją odwagę i zdolności. Widocznie prócz nietypowych trików, potrafiła ona o wiele więcej.
- Widzieliście to? Te pieprzone ściany się ruszały! Jedna omal nie zmiażdżyła Shade’a. To chore - powtórzyła nerwowo, wycierając upaprane, krwią i kawałkami ludzkiego mięsa, sztylety. Niemal natychmiast przeszła do Rolanda, omijając stos poćwiartowanych zwłok jak najszerszym łukiem.
Shade skinął głową, przyglądając się równocześnie resztkom ściany. Ciekaw był, czy prócz zwłok znajduje się tam coś ciekawego. Niestety, nic godnego uwagi (bądź schylenia się) nie dostrzegł.
- Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się tu niczego innego. W piekle chyba nic mnie już nie zaskoczy - powiedział Roland, spoglądając na dziwne ożywione ściany z widoczną złością.
- Co z tym hobgoblinem, co go poznaliśmy? - spytała stając za Wiedźmiarzem i chwytając go za rękę, aby móc poczuć odrobinę wsparcia.
Roland westchnął przenosząc wzrok na niemalże martwego stwora. Lepsza okazja do pozbycia się go pewnie nie prędko się zdarzy, pomyślał. Po chwili jednak ponownie pojawił się przed nim obraz ożywających ścian. Niepewnie spojrzał na rannych towarzyszy. Tym razem może być naprawdę ciężko.
- Uleczę go - powiedział, po czym wypowiedział kilka magicznych sylab i wyciągając rękę w stronę Tazoka. - Niechętnie, ale bez niego ciężej będzie nam tu przeżyć. Jeżeli pojawi się tu więcej takich przeciwników, to moja magia na nic się nie zda, a wasza wytrzymałość też ma swoje granice…
- Ta góra na pewno ma wiele pięter… Mam nadzieję tylko, że nie wszystkie ściany wyglądają tak, jak te. Bo nigdy przez to nie przebrniemy…
- zmartwiła się Johanna, podążając za Rolandem, który zabrał się za leczenie ran hobgoblina.
Siły witalne wróciły do ciała Tazoka, który zaczął powoli otwierać oczy. Potrząsnął głową, próbując przypomnieć sobie, co się przed chwilą działo. Pierwszą myślą było, że te cholerne bestie znowu go dorwały, jednak ku jego zaskoczeniu, wciąż był w jednym kawałki i nie ciążyły mu łańcuchy. Splunął krwią i niezadowolony, podniósł się z ziemi. Upokorzenie przegraną w walce dotkliwie raniło ego; do tej pory nie musiał się kulić pod ciosami przeciwników, nie w ten sposób torował sobie drogę do władzy. Wtedy jednak wolałby zginąć i nie musieć stawać naprzeciw porażki, teraz... nie był tego tak pewny.
- Weź to i machnij przy towarzyszach. Nie będą przydatni poranieni.
Wyciągnął w stronę maga różdżkę leczenia, która była już na wyczerpaniu. Można było potraktować to jako gest podziękowania, ale prawdą było, że ranni nie przydadzą się w walce, a martwi zupełnie wyczerpują swoją przydatność.
- Co to za różdżka? - spytała kruczowłosa, chuda kobieta, stojąca za Rolandem jak jego cień. Jej mina zdawała się być ciągle zlękniona, a szeroko otwarte, czarne jak noc oczy, spoglądały ze zdziwieniem. Nie dało się ukryć, że Johanna odczuwa lęk w stosunku do Tazoka, to też jej spojrzenie tylko na chwile zetknęło się z jego wzrokiem, po czym szybko skupiła wzrok ponownie na danym Rolandowi przedmiocie. Ze strony hobgoblina odpowiedziało milczenie, gdyż ten uważał, że nie jest to jej sprawa i mag powinien sobie z przedmiotem poradzić sam. Przez to kobieta sposępniała i spuściła głowę w dół. Dała krok w tył, aby zrobić Rolandowi miejsce i nie plątać mu się pod nogami. Jej twarz zasłonił wodospad czarnych włosów. Nic już nie mówiła.
- Rolandzie, masz jeszcze trochę tych czarów leczących? - spytał Shade, który dość boleśnie odczuł bliskie spotkanie ze ścianą.
Bazylia zaś oglądała Rognira i czy go ściana nie poszarpała. Sama była w bardziej opłakanym stanie niż on. Zamierzała jednak zaraz użyć mocy zaklętej w szaliku. Tylko jak upewni się, że Rognirowi nic nie będzie. Jak się okazało, jego stan był całkiem dobry, w sumie jak na warunki w jakich się znaleźli, wręcz bardzo. Dodatkowo zbroja, jaką nosił, chroniła go przed większością ciężkich ran. Bazylia nie miała o co się martwić.
Nawał pytań i próśb, jakie spłynęły na Rolanda, zrzucał na jego barki wielką odpowiedzialność. Tylko on potrafił leczyć, tylko on pomagać, jednakże jego zdolności były mocno ograniczone.
- Już dziś was leczyłem - stwierdził w odpowiedzi, kierując słowa do Shade’a i westchnął ciężko. W między czasie oglądał różdżkę, którą dał mu Tazok i mimo iż zdziwiło go podobieństwo mocy, z tą różdżką, którą mieli, nie powiedział nic, aby nie martwić towarzyszy.
Najpierw skupiając swoje magiczne zdolności, dotknął różdżką ran Hobgoblina, któremu należał się jeden ładunek chociażby za to, że w ogóle zechciał się podzielić leczniczą mocą przedmiotu. Następnie podszedł do Shade’a, a potem Bazylii. Postanowił jeszcze spróbować metody konwencjonalnej i przywrócić trochę sił towarzyszom. Do tego jednak potrzebował minimum jednej godziny.
- Chcecie zrobić przerwę, czy idziemy dalej? - zapytał Roland patrząc po rannych towarzyszach.
- Powinniśmy odpocząć - odpowiedział Tazok, nie chcą wspominać, że to ON powinien odpocząć najbardziej.
Hobgoblin powąchał paskudne, piekielne powietrze, jakby starał się coś wyniuchać. Smród otchłani mieszał się z rozkładem i krwią niedawno zabitych maszkar.
- Ale nie tutaj. Może być ich więcej - na koniec szturchnął jedno truchło mieczem, który wcześniej upuścił.
- Powinniśmy odpocząć - powiedział Shade. - Mam jednak wrażenie, że chwilowo tutaj powinniśmy mieć spokój, a za zakrętem mogą czekać towarzysze tych tutaj.
- Zostając tutaj nasz odpoczynek ciężko będzie nazwać… odpoczynkiem - stwierdziła Johanna chowając nos w szmatę swojej sukienki i oddychając przez materiał.
- Możemy pójść dalej albo się cofnąć, inaczej odpoczywanie nie ma żadnego sensu.
- No to chodźmy, ale rozglądajmy się tym razem uważniej - zaproponowała Bazylia.
Shade nie zamierzał się kłócić, więc po chwili ruszył za wszystkimi. Tak samo zrobił Tazok, przyglądając się tym razem uważnie ścianom. Kto by pomyślał, że będzie kiedyś doszukiwał się zagrożenia ze strony ściany?
- Pójdę pierwsza i wybadam teren - Johanna zgłosiła się na ochotnika. Nie do końca było wiadomo, co nią kieruje, że wykazać się chciała tak heroiczną postawą, ale jej deklaracja najwyraźniej była szczera, ponieważ ruszyła niespiesznie korytarzem, którym to podążali. Po drodze wzięła swój krótki łuk, który podczas walki upuściła na podłogę. Wzięła głęboki, nerwowy wdech, a następnie wypuściła powietrze z drżeniem krtani. Powoli szykowała się, aby ruszyć samotnie.
 
Asderuki jest offline  
Stary 28-11-2016, 22:31   #44
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Nieprzerwany ciąg tułaczki i walki na nowo zatoczył koło. Mogli zaznać jedynie krótką chwilę odpoczynku, po czym znowu przyszło im stoczyć bój. I na dodatek kolejny, w którym Roland nie mógł przydać się na nic. Ożywione ściany z pewnością nie były podatne na uśpienie, a inne klątwy raczej byłyby jedynie marnotrastwem czasu, dlatego wiedźmiarzowi pozostało jedynie wspierać zaklęciami swoich towarzyszy i stać w pogotowiu na wypadek, gdyby któryś z nich miał umrzeć od ran.

Oczywiście, to nie tyczyło się podstępnego hobgoblina, który świeżo po walce z nadętym rycerzem, szybko padł pod naporem “żywych ścian”. Zapewne gdyby to był ktoś inny, to Roland natychmiast wykorzystały by swoje zaklęcia lecznicze, ale w tym wypadku wolał pozwolić sytuacji samej się rozwiązać. Gdyby Tazok zginął, to przynajmniej mieliby jeden niepewny problem z głowy. Choć niestety tak się nie stało. Hobgoblinowi, choć z poważnymi ranami, w jakiś sposób udało się ujść z życiem.

Zaś ściany szybko zostały zniszczone. Roland nawet nie skomentował tego wydarzenia. Z początku w czasie walk towarzyszyły mu większe emocje - ekscytacja, strach, adrenalina - teraz jednak czuł jedynie obojętność i… być może zawód? Bo może śmierć byłaby lepsza, niż to wszystko... Potrząsnął głową, by pozbyć się tych myśli. Musiał iść naprzód. Jeżeli tu by się zatrzymał, to już jego los byłby przesądzony.

Po walce postanowił jednak uleczyć hobgoblina. Nie przepadał za nim, jednak nie zmieniało to faktu, że mógł być przydatny, a w piekle tylko to się liczyło. I ku jego zdumieniu, nie zawiódł się tym razem. Zaraz po przebudzeniu Tazok podzielił się z nim cennym znaleziskiem - różdżką uzdrawiającą. Skąd ją miał? Roland mógł tylko przypuszczać, że wyrwał ją ze zwłok druida przed bramą, lub okradł kogoś innego, jednak teraz nie miało to większego znaczenia. Dzięki niej mógł uleczyć wszystkich.

I znowu mogli tułać się dalej. Aż nie natrafią na kolejną przeszkodę.
 
Hazard jest offline  
Stary 29-11-2016, 12:18   #45
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ruchome ściany - to jeszcze jakoś by się dało znieść. Wszak różne dziwy można było w swym życiu spotkać, o jeszcze większej ilości się słyszało w opowieściach bardów. To jednak było coś całkiem innego - łapska, wyskakujące ze ścian trupie łapska, bez wątpienia nie było to coś, o czym ktokolwiek by marzył. W każdym razie nie Shade, który z rąk preferował damskie.
Refleks niektórych zawiódł - tak Rognir, jak i nowy nabytek, Tazok, dostali się w serdeczny uścisk ożywionych rączek, które próbowały z tych członków drużyny wycisnąć resztki życia.
Shade, choć starał się jak mógł trzymać z daleka, też ucierpiał. Najpierw jakieś łapsko omal nie zbiło go z nóg, gdy go odrzuciło na kilka metrów, a potem, chociaż ostrzał prowadził z bezpiecznego na pozór dystansu, też znalazł się w mocnym i niemiłym uścisku, z którego nawet nie próbował się wyrwać. Dopiero parę ciosów mieczem, tudzież pomoc kompanów, ostudziło zapał natrętnego wielbiciela i zakończyło istnienie ściany, a tym samym pozwoliło na uwolnienie się.
Same straty, żadnych zysków.
O dziwo - chociaż pokiereszowani - to jednak mniej więcej żywi. A dzięki Rolandowi nawet Tazok, najbardziej poszkodowany ze wszystkich, zdołał stanąć na nogi.
A potem, wbrew obawom i sugestią Shade'a, bez chwili odpoczynku ruszyli dalej - z Johanną, która podczas ostatniej walki okazała się urodzoną wojowniczką, przecierającą szlaki.
I z Shadem, który (chociaż szedł z tyłu) bacznie się rozglądał na wszystkie strony.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-11-2016 o 22:48.
Kerm jest offline  
Stary 30-11-2016, 21:23   #46
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Szansa.



Jak wtedy, gdy udało mu się oswobodzić, cała podróż była jedną, wielką szansą napędzaną przypadkiem. Każda taka szansa zaczynała się podobnie; ktoś tracił życie. Wszystkich dało się eksploatować. Tazok nie lubił marnować zasobów, a takimi byli inni, którzy za nim szli. Może ginęli po drodze, ale mogli być pewni, że spełniali swoją rolę i budowali coś większego. Budowali wieżę z ciał, na szczycie której siedział Czarny Szpon, niesiony do góry, piętro po piętrze, sięgając szczytu. Jego zadanie było z pozoru proste: bronić wieży przed tymi, którzy chcą ją zburzyć. Raz komuś się udało, drugi raz nie miał zamiaru na to pozwolić.

Wieża na razie była niska i chwiejna. Ciężko było budować coś w miejscu ogarniętym niekontrolowanym chaosem, szczególnie znaleźć kogoś, kto mógłby stanowić nowy fundament. Takie przynajmniej piekło robiło wrażenie. Może gdzieś w tle siedzi władca marionetek i kieruje wydarzeniami? Wszystko wydawało się możliwe i ciężko było postawić na konkretną opcję. Jedno na razie uznał za dane: potępieni nie byli częścią jakiegoś większego mechanizmu, który by nimi sterował. Upadali przyciśnięci przez piekielny obcas równie szybko, jak wstawali. Jego poprzednia grupa była tego idealnym przykładem. Błądzili bez większego celu, dopóki Tazok nie wziął ich pod swoje dowództwo. Zginęli wszyscy, bez wyjątku. Nie byli wystarczająco wyjątkowi, żeby wyróżnić się na tle innych ofiar; wpadli w tłum i zostali pociągnięci razem z nim.

Teraz zszedł się z kolejną grupą. Silniejszą i zaradniejszą od ostatniego motłochu. Nie trzeba było ich niańczyć, przynajmniej część z nich posiadała przydatne umiejętności, które stanowiły silny atut w drodze do wyzwolenia. Może nie zaskarbił sobie ich przychylności, jednak pokazał z czego jest zbudowany. Nie z miękkiej gliny, która przegnije w drodze, a wykuty ze stali znoszącej nawet najgorsze uderzenia.
Samemu na razie nie wyrobił sobie rozbudowanej opinii na temat grupy. Każdego oznaczał prostym określeniem: ten, który umie walczyć czy kleryk do którego można zgłosić się po uśmierzenie ran. Nie miało sensu zapamiętywanie twarzy, ich rolą było wysłużyć się i zginąć. Tylko dwie osoby przykuły bardziej jego uwagę: mag i diablica.
Mag przywodził Tazokowi na myśl Mulaheya, który wiernie służył aż do śmierci. Oboje potrafili operować zaklęciami, które zaleczały rany, więc tak samo było warto trzymać ich przy sobie. Mulahey jednak zdawał się być bardziej kompetentny, ale nie można było mieć wszystkiego.
Diablica zaś... dziwiła swoją obecnością. Powinna czuć się w tym miejscu jak w domu, a wydawała się cierpieć niemniej, jak inni. Może na tym polegała ta okrutna gierka? Pławiła się w mękach reszty, trzymając jak najbliżej przebudzonych, sprowadzając ich na zgubę? To się jeszcze okaże, oby nie za późno, by ją zgładzić. Tak długo, jak trzymała się z dala od Tazoka, był zmuszony jedynie ją obserwować i robił to, gdy tylko nadarzała się okazja.



Chociażby musiał dalej budować schody z trupów tych z którymi podróżował, dojdzie do wyjścia. Cokolwiek miałoby czekać na końcu, nie zatrzyma Czarnego Szpona.

Nie wróci do początku drogi. Kolejnej szansy może już nie mieć.
 
kinkubus jest offline  
Stary 03-12-2016, 20:44   #47
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację

Johanna obejrzała się za siebie, na chwilę przed tym nim weszła w głąb ciemnego korytarza. Jej smutne, szare oczy spoczęły na Rolandzie, który nawet nie wydobył z siebie choćby jednego słowa. Kobieta czekała tylko chwilę i jedyne, co zdołała z siebie wydusić, to pełne żalu westchnięcie. Kruczowłosa wiele sobie wyobrażała, a myśli o blondynie wirowały w jej głowie, sercu i żołądku. Czuła irytacje i przygnębienie, gdy poświęcał czas komuś innemu, a do niej się nie odzywał. W tej chwili nie widziała ani cienia uśmiechu, ani słów wsparcia lub prób zatrzymania jej. “Nie idź Johanno, to może być niebezpieczne”, powiedziała w myślach, imitując jego ton głosu. “Nic mi nie będzie, zaufaj mi”, odpowiedziała udając, że taka wymiana zdań w ogóle miała miejsce. Kącik ust kobiety uniósł się w markotnym uśmiechu. Myśli kobiety były skryte bardziej, niż chude ciało. Dany przez demony, niewiele zakrywający strój, odsłaniał dekolt, ramiona, boki brzucha, a rozdarcia na nogach, odkrywały nawet obnażone uda. Johanna jednak nie czuła już wstydu, nie zwracała uwagi na strój, który niegdyś był biały, a teraz po prostu przesiąkł brudem, krwią i odorem rozkładających się tkanek. Dziewczynie nie pozostało nic innego, jak zrobienie tego, co sama zaproponowała. Chwile jeszcze zerkała na Rolanda i resztę, aż w końcu w ciszy ruszyła przed siebie, używając swych zdolności i znikając innym całkowicie z oczu. Jedyne, co dało się usłyszeć, to upadający na podłogę, w połowie długości korytarza, świecący wciąż magią krótki łuk.

Przebudzeni czekali w cierpliwości, inni jednak nie potrafili spokojnie oczekiwać powrotu kobiety. Ciężko było stwierdzić, czy wciąż żyła lub czy w ogóle planowała powrócić i przekazać jakiekolwiek informacje, a nie po prostu przejść wszystkie piętra w swej niewidzialnej formie, wyrolować innych oszukując Raziela i samodzielnie udać się do kolejnego piekielnego kręgu. Nasłuchując nie potrafili rozpoznać dźwięków tupotu stóp, szczęku broni ani krzyków. Żadne wołanie o pomoc, jedynie poburkiwanie brzuchów innych dawało się we znaki. Stali głodni, bo otoczenie nie sprzyjało im, aby zaczerpnąć oddechu i odpocząć, jedynie szybki łyk wody udało się złapać i wysuszone wargi przestały tak doskwierać. Co dziwne, nawet potrzeby cielesne jakby bardziej stały się wyczuwalne, jedynie Rognir i Bazylia czuli ich zaspokojenie, przez co nie tracili na koncentracji. Półork zniecierpliwiony przerzucał w silnym łapsku rękojeść wielkiego topora, groźnie marszcząc brwi i pomału się złoszcząc.

Kiedy niektórzy poczęli już się martwić, za ich plecami pojawiła się chuda, czarnowłosa dziewczyna, której tak długo oczekiwali. Nachalne spojrzenia oczekujące na informacje na temat zwiadu, sprawiły, że Johanna speszyła się, a nerwowe przełknięcie śliny, dało się wyraźnie słyszeć.
- Idąc tędy natkniemy się na cały szereg ścian podobnych do tych, które nas zaatakowały. Nie wiem, czy są one równie groźne, czy może tylko imitują te, z którymi walczyliśmy… Znalazłam też ukryte przejście, było tuż przy schodach i idąc tamtędy szybciej dotrzemy do schodów prowadzących wyżej, a tam… - Johanna spauzowała na chwilę, aby wziąć oddech.
- Nie uwierzycie - delikatny uśmiech na jej twarzy, nie wróżył jakoby spotkania czegoś przerażającego i sprawiającego trudności, a wręcz przeciwnie. Zdawałoby się, że kruczowłosa była wręcz zadowolona ze swojego znaleziska i miała ochotę jak najszybciej podzielić się nim z pozostałymi Przebudzonymi. Przeprowadził ich trasą, która z pozoru zdawała się bezpieczna, choć nie obyło się bez drobnej potyczki, która prócz elementu zaskoczenia i początkowej paniki, nie przysporzyła większych ran. Agresywne nietoperze, które spłoszyły się pod wpływem światła pochodni, potargały włosy i szarpały ubrania, czasami pazurem zahaczając o policzek, czoło czy ramię. Część z nich uciekła, a część została szybko zabita, a Przebudzeni mogli iść dalej przed siebie.

Johanna przez całą drogę nie chciała zdradzić, co tak bardzo wywarło na niej wrażenie. Odpowiedź na to niedomówienie była jednak bliżej z każdym nowym pokonywanym stopniem. Schody były kamienne, strome i spiralne, ograniczone wokół skalną ścianą, sprawiając wrażenie klaustrofobicznej klatki schodowej. Przebudzeni szli w parach, bo tak maksymalnie mieścili się na stopniach. Pierwszymi odważnymi byli Bazylia z Rognirem, za nimi szedł Roland z Johanną a pochód zamykało dwóch, zdawałoby się niezadowolonych z obecności niechcianego towarzysza, Grzeszników; Shade i Tazok.
Bezpieczna trasa doprowadziła ich w końcu do pomieszczenia, niesłychanie gigantycznego w swych rozmiarach. Góry złotych monet, klejnotów, pucharów, ozdobników oraz przeróżnej maści bogactw tworzyły w ogromnej hali nowy układ geograficzny wyżyn i pagórków. Wszystko mieniło się i błyszczało, olśniewając swym niezliczonym bogactwem. Z początku pomieszczenie zdawało się nie być większe niż siedemdziesiąt metrów kwadratowych, jednak gdy błądzące po skarbach spojrzenia poczęły się rozglądać, okazało się, że przestrzeń jest na tyle rozległa, że nie są oni nawet w stanie określić, jak wielkie jest to pomieszczenie, a aby przez nie przebrnąć dalej, trzeba była deptać te wspaniałe klejnoty.
- Nieźle tu, co?! - zagrzmiała podekscytowana Johanna, która stojąc na górce złota, wystroiła swoją główkę, w mieniący się kryształami diadem.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 04-12-2016, 12:28   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Shade nie wiedzał, czy Johanna była taka odważna, czy taka głupia, że sama polazła na zwiady. A może upojona ostatnimi sukcesami?
Jak zwał, tak zwał - ważne było, że wróciła, na dodatek z ciekawymi informacjami, chociaż te ostatnie przedstawiła w nieco enigmatyczny sposób.

Coś dla mojej kochanej małżonki, pomyślał nieco ironicznie Shade, wspominając swą żonę, która za zdradę i chciwość pewnie trafiła do jakiegoś ciekawego kręgu piekieł. Ta by się mogła teraz pławić w luksusach, w tym skarbie godnym skarbca smoka.

Tylko gdzie jest właściciel? I strażnicy? Ta myśl nie tylko przemknęła przez głowę Shade'a, ale i zagościła tam na dłużej.
On sam, będąc posiadaczem takiego skarbu, nie zostawiłby go na pastwę losu... chociaż wcale nie był chciwy i osobiście wolałby się wylegiwać w wygodnym łożu, niż na stosach twardego kruszcu.

- Świetna robota, Johanno - powiedział.

Podniósł, rzucił w powietrze i złapał okazały szmaragd, po czym zwrócił się do pozostałych:
- Może ten ktoś zbierał nie tylko złoto i klejnoty, ale i jakieś magiczne drobiazgi?
Rozejrzał się dokoła, jakby w poszukiwaniu owych magicznych przedmiotów. Odłożył szmaragd tam, skąd go wziął i powiedział:
- Pięknie tu, ale chyba nie ma co tu zbyt długo siedzieć. Gdzie są te schody?
 
Kerm jest offline  
Stary 05-12-2016, 17:38   #49
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Tazok nie podzielał entuzjazmu łotrzycy. Skoro już znalazła przejście, powinna im po prostu wszystko wyłożyć, a nie kryć się z tym jebanym, tajemniczym uśmieszkiem. Gdyby nie reszta, która dziewczynie najwyraźniej ufała, wydusiłby z niej wszystkie informacje; pulsująca od bólu twarz nauczyłaby ją posłuszeństwa i ustawiła na prawidłowe miejsce w szeregu.

Wiele się nie pomylił. Odbiło jej z przybytku, który był wart w piekle tyle, co wczorajszy śnieg. Jego zdaniem nie było się czym ekscytować, ale Czarny Szpon przywykł do innych wymiarów bogactwa: za życia zbierał armię i sprzęt, nie bezwartościowe błyskotki.
Nie można było również zapomnieć o wszystkich upokorzeniach i torturach, jakie zesłało poprzednie piętro. To mogła być kolejna pułapka, zastawiona na niewtajemniczonych, którzy śmieliby przekroczyć wrota.

Podszedł do Johanny i zerwał z jej głowy diadem, który następnie ze szczękiem wylądował pośród sterty innych błyskotek.

Niech wam rozumu nie odbierze od tego blasku. Niczego nie ruszajcie, mam złe przeczucie co do tej sali. Idźmy jak najszybciej do wyjścia, dopóki nie zobaczymy nieba, jesteśmy jak wilki w potrzasku.
 
kinkubus jest offline  
Stary 05-12-2016, 22:51   #50
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Gdy Johanna zadeklarowała, że chce ruszyć na zwiad, Roland jedynie skinieniem głowy zaakceptował ten fakt i wrócił do opatrywanie ran towarzyszy. Nie był przywódcą, ani nie był jej panem. I dlatego nie zamierzał jej zatrzymywać. W pełni rozumiał niebezpieczeństwa płynące z tej decyzji, jednak wiedźmiarz uważał, że nadszedł czas by Johanna choć trochę rozwinęła skrzydła. Nie mógł być przy niej przez cały czas, strzegąc przed każdym niebezpieczeństwem. I prawdę mówiąc nie miał nawet na to ochoty.

Byli w piekle, miejscu gdzie nie ma miejsca dla słabych. Jeżeli chcieli kiedykolwiek wydostać się z tych piekielnych odmętów, to musieli być rozważni, jednak równocześnie nie mogli zawsze unikać ryzyka. Chociaż Shade wielokrotnie był bliski śmierci, często wykazywał się inicjatywą i walczył zacięcie. Siła i umiejętności Bazyli ratowały im skórę niezliczoną ilość razy. Zaś katowskie zdolności Rognira wielokrotnie przechyliły szalę zwycięstwa na ich stronę. Wiedźmiarz wiedział, że bez chociażby jednego z nich, nie mieliby szans dotrzeć tak daleko. Oczywiście nie licząc Johanny, która jak cień wlokła się za drużyną.

Dlatego wiedźmiarz był nawet zadowolony z faktu, że dziewczyna chciała podjąć jakąś inicjatywę. Nierozważną i głupią, jednak to nie było w tej chwili ważne. Jeżeli chciała przetrwać i w końcu pomóc im w wędrówce przez piekło, to musiała w końcu wyjść z cienia.

Kiedy wróciła, Roland nie wykazał zbyt wielu emocji. No może poza irytacją, kiedy dziewczyna zamiast powiedzieć im od razu co kryła komnata za ukrytym przejściem, postanowiła najpierw ich tam zaprowadzić, dla “wzmocnienia efektu”. Roland jedynie zmierzył ją zawiedzionym spojrzeniem, kiedy ta stanęła jak dziecko na górze złota z diademem na głowie. Natomiast na dosyć ostrą reakcję Tazoka, nic nie powiedział.

- Jeżeli diadem byłby przeklęty, prawdopodobnie byś już nie żyła. Powinnaś być bardziej ostrożna - powiedział Roland nie spoglądając już nawet na dziewczynę. Zamiast tego wyciągnął ręce szeroko na boki i zaczął magiczną inkantację. A gdy skończył, syknął z bólu i uklęknął na jedno kolano.

- Kurwa, albo jest tu pełno magicznych przedmiotów, albo w tej komnacie kryją się jakieś magiczne istoty. Albo to i to - mruknął i wstał. - Złoto nie przyda nam się raczej, chociaż na wszelki wypadek można wziąć go nieco ze sobą. Nawet jeżeli na kolejnych poziomach piekła nie znajdziemy żadnego sklepu, to różne stwory lubują się w błyskotkach i można będzie w ten sposób uniknąć walki. Wyczuwam tu wiele przedmiotów magicznych, nim je chociażby dotkniecie, to pozwólcie mi je najpierw sprawdzić. No może, że nie obawiacie się klątw.

Kiedy Roland skończył przemawiać, ruszył w stronę pierwszego, leżącego na wierzchu przedmiotu od którego emanowała magia i skupił na nim swoje zaklęcie wykrywania magii.
 
Hazard jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172