Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2016, 13:31   #244
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Estel podróż prawie zupełnie zszargała nerwy i na widok Namaususa prawie odetchnęła z ulgą. Prawie, gdyż widok zdewastowanej krainy wyrwał z jej piersi cichutki jęk żalu.
- Musimy się pośpieszyć… - Niewiele myśląc po prostu ruszyłą w stronę, która wydała jej się poprawną, a za nią oczywiście wojownik.
- Proponuję poruszać się zrywami - rzekł. - Zniszczenia oraz ogólnie wygląd wskazuje, że nie wiadomo skąd mogą nadejść niefajne stworki. Po prostu zróbmy tak, najpierw rozglądanie się, potem marsz do kolejnego jakiegoś miejsca, gdzie można się ewentualnie ukryć, jakiś wykrot czy cokolwiek, potem ponownie rozglądanie się. Doskonale łapię, że tak będzie wolniej, jednak chyba bezpieczniej. Nie wiemy jakie tutaj się dzieją sytuacje.
Dotian, jako znający się na rzeczy, ustanowił zasady za którymi poszli jego towarzysze. Pomysł pierwotnie wydawał się być wdrożony w życie trochę na wyrost. W zasięgu wzroku nie było żadnej istoty. Nie dało się jednak wykluczyć, że to iż czegoś nie widać nie oznacza jeszcze, że to nie istnieje, a po kilku takich zrywach od kryjówki do kryjówki cała czwórka nabierała wprawy w takim sposobie poruszania się (chociaż działał dość paskudnie na stawy). Gdy w końcu poszukiwacze przygód zbliżyli się do linii drzew na paręset stóp, schowali się za powalonym pniem i wypatrzyli małą grupę modronów. Okrągłe monodrony mozolnie ciągnęły ścięte drzewo, a w głębi lasu kapłanka słyszała odgłosy cięcia. W opinii odłamka, konstrukty nie potrafiły sobie pozwolić na zwykłe podłożenie ognia i wyczekiwanie na efekt. Zapewne wycinały pasy gołej ziemi, dzięki czemu mogły panować nad tempem i kierunkiem wypalania. Z drugiej strony konsekwencją takiego podejścia musiały być całe grupy mechanicznych drwali wewnątrz Nemaususa.
Kompanom towarzyszyło też szczęście… a przynajmniej Estel miała takie wrażenie. Magiczne przejścia do Krainy Wróżek zazwyczaj wymagały magii, by je odnaleźć, albo dokładnej wiedzy gdzie leżą. Kapłance zdawało się jednak, że wyczuwa...coś. Jakby podmuch bryzy, albo zapach kwiatów, których tak naprawdę nie było w pobliżu. Czyżby dar od Iealliany pozwalał także wyczuć lokalizacje przejść do świata fey? Aedd’aine nie czuła wcześniej czegoś podobnego, a coś przecież musiało być źródłem nowego bodźca. Eladrince zdawało się, że skrzyżowanie planów znajduje się jeszcze daleko i niekoniecznie wchodzenie od razu w las było najkrótszą drogą do celu.
- Sądzę, że wiem, jak powinniśmy iść… I na razie nie ma potrzeby by wchodzić w las. - Estel wskazała kierunek, z którego wyczuwała nieokreśloną bryzę.
- Przypuszczenie to oparte jest na zgadywaniu, przeczuciu, czy wiedzy, pani Aedd’aine? - odezwała się archiwistka niezbyt pewna takiego stwierdzenia.
- Nazwijmy to silnym przeczuciem i wyczuciem, pani Brent - odparła spokojnie eladrinka.
- Chodźmy - skwitował dyskusję wojownik.
- Znam już trochę panią Aedd'aine i nauczyłem się ufać jej przeczuciom. Spełniają się z zaskakującą skutecznością - skwitował też Odłamek.

Szósty zmysł eladrinki prowadził kompanów przez blisko godzinę obrzeżem lasu, wśród spopielonych resztek. Sługi Primusa nie kłopotały się patrolowaniem zgliszcz, dzięki czemu przemykający się poszukiwacze przygód nie zostali wypatrzeni. W końcu jednak Estel stwierdziła, że dalsza droga musi już przebiegać wśród drzew. Roślinność była gęsta, szokująco gęsta jak na środek metalowego okręgu, ale miało to sens - prawidzwe obrzeża Nemaususa musiały zostać zniszczone dawno temu, a obecne były w rzeczywistości sercem kniei. Miało to pozytywne strony - w gąszczu łatwiej było zostać ukrytym. Nie dało się jednak ujść daleko, gdy co bardziej uważni członkowie wyprawy zaczęli wyłapywać hałasy - trzaski, odgłosy piłowania. Musieli zbliżać się do wycinki, a tam z pewnością czekało dużo modronów.
- Trzeba będzie nadłożyć drogi, by ominąć wycinkę - odezwała się cicho Aedd’aine. - Chyba, że lepiej sprawdzić jak sytuacja wygląda i z iloma modronami mamy do czynienia - spojrzała pytająco na Twinklestara, który zdecydowanie lepiej znał się na takich sprawach i z pewnością wiedział co będzie dla nich bezpieczniejsze.
- Omińmy. Nawet bowiem jeśli modronów jest niewiele, to może któryś zwiać oraz ściągnąć posiłki. Trochę dłuższy marsz jest wprawdzie nieco nużący, lecz na pewno rozsądniejszy - stwierdził wojownik. Nie był rangerem, dla którego głusza stanowiła naturalne miejsce pobytu. Wtedy zapewne ruszyłby na zwiady, spenetrował co oraz jak, ewentualnie później przeprowadził drużynę najbliższą bezpieczną drogą. Jednak wojownicy lepiej się znali na dawaniu po nosie niźli chodzeniu po lasach. Dlatego uznał, że ominięcie modronów będzie najlepszym spośród pomysłów, przynajmniej wedle jego wojskowej wiedzy.
 
Kelly jest offline