Padł strzał. Huk był ogromny, szczególnie, że każdy z nich skradał się przez ostatni kwadrans i poza śpiewem ptaków, który brzmiał naprawdę głośnie, niewiele dało się osiągnąć.
Zwierzę zawyło z bólu, gdy strzał rozorał lewą nogę. W pierwszej chwili uśmiecham się, jednak szybko mi przechodzi, gdy zwierze porywa się do ataku. - Panowie, wasza kolej - mówię spokojnie. Na tyle spokojnie, na ile sytuacja pozwala. Przesuwam się minimalnie w prawo czekając na zwierzę. Jeśli towarzysze go nie powstrzymają wytrzymuję jeszcze parę sekund, aż zwierzę pochyli poroże i uskakuję w prawo. Ranna lewa noga powinna uniemożliwić zwierzęciu zwrot w lewo, a moje prawo, przez co uniknę ataku. Tak sobie myślę. Jak spróbuje, to ranna noga nie utrzyma ciężaru i zwierze położy się samo. Tylko teraz wyczekać na odpowiedni moment....
Uskakuję w prawo, instynktownie turlam się, podnoszę, składam broń do strzału i strzelam! |