Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2016, 15:37   #144
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Dzień IV - obozowisko, drużyna bez Ilham i Dafne, za to z gościem

Wszyscy rozbitkowie, (prócz oczywiście Ilham, która zaszyła się gdzieś między palmami kokosowymi zbierając odpowiednie kokosy na olej kokosowy, oraz Dominiki, która słodko spała uśpiona trucizną) siedzieli przed chatą. Rozmawiali o czymś i spożywali obiad. Zostało jeszcze curry z wczoraj, a jak wiadomo, nie można było marnować żywności. Poza tym było wiele zniesionych poprzedniego dnia zapasów owoców i warzyw, a nawet kilka wczorajszych ryb, których nie zdążono dojeść.
Wnet spostrzec się mogli, że od strony wody ktoś nadchodzi. Jedna z sylwetek była znajoma. Axel cały mokry, jakby kąpał się w ubraniu, oraz rudy mężczyzna, całkowicie nagi, również ociekający wodą. Miał na sobie tylko jedną rzecz… naszyjnik z niebieskim dużym kamieniem wyglądającym na pierwszy rzut jak topaz. Niektórzy z tu obecnych, mogli skojarzyć, że podobną jednak nie tą samą, błyskotkę nosiła Dafne.
Rudowłosy uginał się lekko w prawą stronę i kroczył dość powoli. Powodem tego zdecydowanie był ciężar ułożony na jego prawym ramieniu i podtrzymywany dłonią. Niósł on bowiem nieruchomego delfina.
Rozmawiali o czymś, a ci którzy mieli bardziej wyczulony słuch, lub po prostu wsłuchali się w nadchodzących, mogli usłyszeć ich ostatnie słowa:
- Co z tego mogę im powtórzyć? - spytał Axel.
- A dlaczego miałbym mówić ci coś, czego nie możesz powtórzyć innym? - odpowiedział pytaniem na pytanie rudowłosy mężczyzna.
Po tym zogniskował spojrzenie na osobach siedzących przed chatą. Zaś Terry odpowiedział z równą ciekawością. Skoro przyprowadził go Axel, oznaczało to, że jest jakiś istotny powód. Może pomóc Dominice, a może uważają, że ktoś spośród nas ponownie nabroił? Ewentualnie chcieliby zaproponować górę złota za zrobienie kilku nowych wróżków. Jednak chyba wtedy Axel nie brałby go ze sobą.
- Dzień dobry - powitał przybyłych sierżant, znaczy Axela oraz owego naturystę, który uwielbiał biżuterię. Rzeczywiście jakieś drobne dodatki mogły uwidaczniać oraz podkreślać piękno nagiego ciała, choćby Karen … Jednak pewnikiem dla owego nudysty kamień mógł posiadać wartość symboliczną. Normalnie tropikalna wyspa byłaby kurortem dla tych, którzy uwielbiają opalać się na kompletnego golasa. Zaś facet, jak facet, Wierzył bowiem, że nagi czy ubrany dla Karen jest ważniejszy on niż jakiś wróżek, czy też syren. I niewiele się Terry pomylił, bo choć pisarka, zapewne jak i pozostałe panie, przyglądała mu się chwilę z zaskoczeniem. To jej spojrzenie przesunęło się po jego ciele od stóp do głowy, a potem jedna z brwi uniosła się w górę i kobieta przerzuciła je na Axela. Wyraźnie jednak zbladła i spoważniała. Niby można było ich rozpoznawać po włosach, jednak chyba jeszcze zbyt mało znał społeczność, czy wśród owych barw nie zdarzały się jakieś wyjątki. - Czemu zawdzięczamy wizytę?
- Jestem Kolah, kuzyn Dafne - przedstawił się uprzejmie rudowłosy, uprzedzając Axela, który chciał dokonać wzajemnej prezentacji. Nie stanął jednak, a szedł dalej w kierunku Alexa. Dopiero kiedy był przed nim powoli i ostrożnie zaczął kłaść u jego stóp… delfina. Ewidentnie martwego delfina. Axel zatrzymał się kilka kroków wcześniej.
- Wiele jest powodów mojej wizyty, Terry. Mogę mówić ci po imieniu? - rudowłosy spojrzał na niego krótko, na tyle na ile mógł przy wykonywanej czynności.
- Oczywiście, Kolah, będzie mi miło. Kiedy przedstawiłeś się, sam chciałem to uczynić, ale jak widzę, wiesz kim jestem i pewnie, kim jesteśmy wszyscy … - odezwał się Boyton, chociaż pewnie część wypowiedzi już była mówiona do boku przybyłego syrena, który ewidentnie interesował się głównie Alexem. Ale dlaczego oraz dlaczego przyniósł delfina. Nie wierzył, że Alexander mógłby zabić takie zwierzę obecnie. Skoro powodów wizyty było wiele, to zakładał, że Kolah przedstawi je na początku, żeby wszyscy wiedzieli, czego się powinni trzymać.
Karen przyglądała się delfinowi. Wiedziała skąd on jest. Choć nie widziała dokładnie, pamiętała kiedy zdarzyło się to tragiczne wydarzenie. Syrena, która pozbawiła go życia, uciekła. Pisarka przygryzła wargę i zacisnęła dłonie w pięści. Przyglądała się martwemu zwierzęciu, a potem spojrzała na Alexandra. Była bardzo spięta, co mógł odnotować tylko Terry, bo siedziała najbliżej niego. Rudowłosa podniosła też ponownie spojrzenie na Kolaha, ale to nastąpiło dopiero po pewnym czasie, gdy przestała już przygryzać wargę, co sygnalizowało zakończenie procesu bardzo gwałtownego analizowania czegoś.
Axel powiódł wzrokiem po swych towarzyszach. Z niesmakiem odnotował, że żaden nawet tyłka nie raczył podnieść na widok gościa. Nikt też nie zechciał się przedstawić. Co prawda łatwo można było się domyślić, że Kolah aż za dobrze wie, kto jest kim, ale trochę kultury by się przydało.
Szkot ukucnął przy zwierzęciu i przeciągnął powoli dłonią po skórze delfina. Nie patrzył na innych, nawet na Monikę będącą tuż obok ani na Kolaha. Ręka zatrzymała się na delfinim czole.
- Dziękuję mały… - szepnął z niekłamanym i głębokim żalem.
- Nazywaliśmy go Gorroo - odezwał się Kolah, patrząc na Alexandra - co znaczy tyle, co dla was Gapa. Byliśmy przy tym jak przyszedł na świat. Pochłonięty nowym otoczeniem zgubiłby swoją matkę. Ją nazywamy Akacją. Nie wini cię za to, co się stało. - Urwał na krótką chwilę. Wyglądało trochę, jakby walczył sam ze sobą i dalszymi słowami. - Dafne kazała mi powiedzieć, że ten delfin oddał za ciebie życie i wedle naszej tradycji jego dalszy los należy do ciebie. Może być twoim mięsem, lwie. Możesz oddać jego ciało ziemi, albo morzu. Jeśli postanowisz to ostatnie, pomogę ci osobiście.
- Aalaes’qa mordujące delfiny. Aalaes’fa chcące robić z kobiet maszyny do rozmnażania. - Alexander głaskał skórę delfina. - Przypomnij mi Kolah. to aalaes’vo sa te złe, tak?
Podobnie jak i człowiek, który chciał mordować między innymi delfiny, pomyślał z ironią Axel. Jakaż dziwna logika.
- Najgorszym złem na tej wyspie jesteście wy, lwie. - Koalh przeniósł wzrok na Terry'ego. - Chciałbym zobaczyć Dominikę. Jeśli pozwolicie.
- Proszę oraz dziękujemy za zajęcie się Dominiką. - Bowiem Terry wyobrażał sobie, że właśnie po to syren chce dziewczynę zobaczyć. Dlatego właśnie także zignorował jego nieprzyjemne oraz nieuczciwe słowa oraz znaczące spojrzenia, jakby Boyton przynajmniej go pobił oraz nasikał do jego osobistej cukierniczki.
- Jeśli Dominika ma szansę, by przeżyć, Kolah zabierze ją do aalaes'fa - uprzedził Axel.
- Jeśli potrafi jej pomóc, będę ostatnim, który zaprotestuje przeciwko temu - potwierdził Terry uznając, że nawet jeśli myśli owych syrenów są średnio czyste, to jednak postępują względnie przyzwoicie, poza pewnymi momentami, jednak cóż, wyjścia innego wszakże nie było dla uratowania kobiety.
- Jeżeli możesz jej pomóc, to proszę o to i będziemy twoimi dłużnikami - odezwał się ksiądz wciąż patrząc na delfina i głaszcząc jego chłodną schnącą skórę. - Co zaś do zła… - Zastanowił się nad czymś i przeniósł wzrok na rudowłosego. - Mam nadzieje, że kiedyś to co nam, co naszemu promowi, jeżeli już będzie musiało się przytrafić (a nie życzę nikomu) to przytrafi się jakiemuś HMS. I mam nadzieję, że tak jak z nami, będziecie sobie lecieć wtedy w bambo z powiedzmy setką chłopców z bronią maszynową Kolah. Będę modlił się o to byście tak wtedy postępowali…
Jak widać, głupiec zawsze był głupcem. Do oskarżenia o zatopienie promu dorzucić życzenia wszystkiego najgorszego. Alexander był najwyraźniej chory z nienawiści. Axel miał tylko nadzieję, że modlitwy Alexandra nie zostaną wysłuchane. I że Kolah będzie mądrzejszy, niż Alexander.
- Dominika jest w chacie? - Axel spojrzał na Terry'ego.
- Tak dokładnie, jak było. Nic się nie zmieniło, podobnie jej stan, co można powiedzieć, nie jest taką złą sprawą - odparł Boyton zmartwiony chorobą/otruciem/magią Dominiki oraz lekko nie rozumiejący, co właściwie tubylcom zarzucał Alex, oczywiście oprócz wesolutkiego łgania, niesympatycznych przytyków, ewentualnie wrednych spojrzeń. Jeśliby jednak ludzi karać za takie uczynki, to zaiste, jakież człowiecze istoty ocałałyby? Dlatego liczyły się, jeśli mieli potencjalną możliwość uleczenia Dominiki, przede wszystkim czyny.
- Chodźmy - Axel zaprosił Kolaha, kierując się w stronę wejścia do chaty.
- Wynieś ją proszę przed chatę - poprosił aalaes’qa. Ignorując Alexa.
- Pomogę - odezwała się w końcu Karen i wstała, wygładzając sukienkę dłońmi. Rzuciła krótkie spojrzenie na Kolaha i zerknęła na Axela.
Najwyraźniej przebywanie pod ludzkim dachem nie należało do ulubionych zajęć aalaes'qa. Axel przepuścił Karen, po czym przekroczył próg.
- Doglądaliśmy jej stale. Nie znam się zbyt dobrze na tym, ale nie wydaje mi się, by jej się pogorszyło od czasu, jak jej pomogliście - odezwała się rudowłosa rzeczowo, wchodząc do chatki.
Axel przyklęknął przy łożu, na którym leżała Dominica. Według jego pobieżnej oceny Karen miała rację - stan dziewczyny nie uległ zmianie.
- Mam nadzieję, że aalaes'fa znają lekarstwo na to coś - powiedział cicho.
Karen skrzywiła się
- Żyją tu, więc na pewno spotkali się już z czymś takim. Obawiam się tylko, czego będą chcieć za pomoc - odezwała się równie cicho Karen.
Przez moment Axel zastanawiał się, czy elaaraho, napój polecany przez Dafne dla tych, co zmarzli, przydałby się w tym przypadku, ale jak niby miałby to wlać do gardła nieprzytomnej dziewczynie? Bambusową rurką? Żeby się zadławiła?
- A czy mamy wybór? - odparł.
Karen uniosła na niego stalowoniebieskie spojrzenie. I choć nic nie powiedziała, odpowiedź o tym, że nie mieli, jeśli zależało im na życiu Dominiki, była w jej oczach zapisana.
- Mam nadzieję, że są lepsi, niż ludzie - powiedział Axel. - Kolah powiedział mi kilka gorzkich słów.
Karen przełknęła ślinę. Przechyliła się, by odgarnąć z czoła Dominiki kosmyk włosów
- Dlaczego by mieli, po tym jak zaatakowaliśmy Gallano. Uh… - miała nieco wyrzutów sumienia z tego tytułu. Ale po prostu chciała bronić Moniki i zadziałał impuls. Zerknęła na Axela, gdy wspomniał o gorzkich słowach, po czym zerknęła na wyjście z chaty i znów na niego z zapytaniem unosząc brew.
- Moją wyprawę po ratunek dla Dominiki nazwał, delikatnie mówiąc, nierozważną. Widać miałem szczęście, że aalaes'fa nie są tak krwiożerczy, jak ludzie.
Karen westchnęła. Podejrzewała też, jaki może być inny powód
- Sądzę, że może mieć to również związek z relacją twoją i Dafne. Kto wie co by było, gdyby poszedł ktokolwiek inny. Nie wiem… - pokręciła głową.
- Na razie jesteśmy pod kreską. Na minusie - Axel westchnął. - Potem ci powiem.
Karen kiwnęła mu głową, po czym zerknęła na wyjście
- Nie każmy mu dłużej czekać… - zaproponowała.
Axel skinął głową, odsunął na bok koce, którymi dziewczyna była przykryta.
Karen zaraz zgarnęła koc i zręcznie kilkoma ruchami złożyła go, jakby kompletnie odruchowo
- Chcesz ją podnieść sam? - Zapytała zerkając na niego.
- Aż taka ciężka nie jest... - odparł, po czym wziął Dominikę w ramiona i wstał.
Ruszył w stronę wyjścia.


W tym czasie Kolah, który został przed chatą, skupił wzrok na Monice. Dziewczyna, która od początku omijała go spojrzeniem, najwyraźniej spłoszona jego golizną, teraz odwzajemniła je. Nie budziło wątpliwości, dla nikogo, kto wiedział o zdolnościach dziewczyny, że między tą dwójką trwa niema rozmowa.


Karen zależało po prostu na tych kilku minutach rozmowy, ale i chciała sprawdzić stan Dominiki. Nie powiedziała już nic, tylko wyszła za Axelem z chatki i miała kłębowisko myśli w głowie. Odgarnęła długie włosy z ramienia i zerknęła po pozostałych, w końcu ponownie zatrzymując wzrok na Kolahu. Jak on oceni jej stan? Czy była szansa. I jaki będzie koszt. Przygryzła wargę i zaczęła ją torturować.
Axel natomiast podszedł do Kolaha i zatrzymał się przed nim, trzymając Dominikę w ramionach.
- Połóż ją - poprosił rudowłosy, przyglądając się już tylko Dominice.
Axel natychmiast wykonał polecenie Kolaha, kładąc dziewczynę na ziemi, niemal u stóp syrena.
Ten ukucnął przy niej. Położył dłonie na koszulce Dominiki, w taki sposób, jakby miał zamiar jednym ruchem rozwerwać ją by odsłonić, to czego nie było przez nią widać. Powstrzymał się jednak i uniósł wzrok na Karen.
- Muszę zobaczyć, jak daleko zaszła trucizna - wyjaśnił.
Logiczne, pomyślał Terry oraz odsunął się nieco z oczywistych przyczyn.
- Nie będę przeszkadzał, będę obok w lesie tam - wskazał i ruszył szukać chrustu. Względnie blisko, żeby Alex, kiedy tylko będzie chciał ruszyć z Moniką, mógł go zawołać. - Zawołaj mnie, kiedy będziesz ruszał - poprosił go.
“Kolejna propozycja?” ksiądz tymczasem pomyślał do Moniki. “Tak” usłyszał odpowiedź. “Przyjaciel jego i Dafne zgodził się wyleczyć mój słuch jeśli będę tego chciała” dodała, przestraszona równorzędnie z tym, jak była ucieszona. Alex wyczytał też, że były jakieś warunki, jednak mało znaczące dla Moniki.
“A jednak nie za darmo.” Raczej stwierdził niż spytał. Z troską, co syreny wymyśliły.
“Za darmo” sprostowała go Monika, której myśli skupiły się na białej opasce, z którą w dłoni przyszedł tu Axel… zachowaniu zwyczajów aalaes.
Karen do tej pory stała obserwując wszystko w ciszy. Zaskoczyło ją, że syren zapytał o jej zdanie spojrzeniem. Kobieta zmarszczyła na moment brwi. Wiedziała jak to działało z jadem, którego efekty było widać na skórze
- Rób co musisz - powiedziała spokojnym tonem, ale w spojrzeniu igrała jej iskra, mówiąca, że nie byłaby zadowolona, gdyby wyszło to choćby odrobinkę ponad to zasadnicze ‘musisz’ na końcu jej zdania. Zerknęła też na Monikę, zastanawiając się, czy wszystko ok.
Monika wyglądała jak ktoś, kto walczy z rozterkami.
Syren zaś rozerwał bluzkę Dominiki, oglądając zaczerwienienie, które dotarło do połowy prawej strony klatki piersiowej dziewczyny. Przejechał po nim palcem, w kilku miejscach uciskając. W końcu skinął głową.
- Dobrze zrobiliście nacinając jej palce - odparł. - Zabiorę ją ze sobą. Minie kilka dni nim wyzdrowieje, ale jest to możliwe.
- Wiedzialem, że taka będzie odpowiedź. - Szkot pokiwał głową. - Nie możemy do tego dopuścić prawda? - Zwrócił się do reszty.
Karen uniosła lekko brew, bo coś przyszło jej do głowy
- Miałaby spędzić u aalaes’fa kilka dni? - zapytała zwracając się do Kolaha.
- Tak - odpowiedział mężczyzna marszcząc przy tym brwi. Widać całkowicie nie rozumiał, skąd owe pytania.
Rudowłosa kiwnęła głową
- Dałoby radę, żeby nie była tam sama? - ujawniła rąbka swoich myśli. Nie podobała jej się bowiem opcja, że Dominika miałaby być tam sama z bandą wróżek.
- Będzie ze mną, z Dafne i jeśli chcecie, z Axelem… i jeśli on się na to zgodzi - Syren nie spojrzał na mężczyznę, zamiast tego przyglądając się teraz dłoni Dominiki.
Axel nie skomentował braku wiary swych towarzyszy w dobre chęci aalaes, ale miał wrażenie, że Dominika będzie tam bezpieczniejsza, niż jakikolwiek aalaes wśród ludzi.
- Oczywiście, że się zgodzę - powiedział, spoglądając w tym momencie na Karen.
- Na litość boską! - Alex złapał się za głowę. - Aalaes chcą dzieci. Nieprzytomna dziewczyna. “Cena za uleczenie” w tym stanie nie zaprzeczy, a by zaprzeczyła, widzieliście jak reagowała przy Gallano. Nie obroni się. Co zrobimy za kilka dni pytając o Dominikę, a oni odpowiedzą kłamiąc że zmarła. albo “jaka Dominika”, albo w ogóle nic nie powiedzą wzruszając ramionami. Jest młoda, silna, może będzie kolejka po dzieci. Rok w rok. Los gorszy od śmierci żyć człowiekiem o takiej pozycji wśród wróżek uważających nas za coś jak robactwo.
- Aalaes chcą dzieci, ale nie są idiotami - odpowiedział syren ciskając z oczu gromy na Alexa - Moja propozycja jest aktualna, póki zaczerwienienie nie dotrze do tego miejsca - wskazał środek klatki piersiowej Dominiki, po czym zaczął wstawać na nogi. - Propozycja wyleczenia słuchu Moniki jest aktualna do jutra rano. Nie chcemy nic w zamian za jedno ani za drugie. To przysługa od Dafne, dla was. Przyślę do was Laajina, gdybyście chcieli mnie wezwać. Oby nie za późno… - dodał ciszej, a ksiądz spanikowany spojrzał na Monikę wysyłając obrazy-pytania, że leczenie słuchu miałoby… Odbywać się poza obozem? Miałaby odejść z rudym tak jak zabrać chce Dominikę? Dziewczyna potwierdziła, nie rozumiejąc przy tym wątpliwości księdza. Czy naprawdę uważał, że te bajkowe istoty mogłyby… Odpowiedział jej obrazami Gallano o płonących oczach mającego eksplodować agresją. Przebiegłego uśmiechu syreny nie dającej mu wypłynąć po powietrze. Wszystko to zakrapiane było przerażeniem, że Monikę może czekać taki los jaki wypowiedział właśnie względem Dominiki.
Karen spojrzała na Alexandra zaskoczona, że tak dosadnie to ujął na głos. Karen chodziło po głowie coś innego, ale najwyraźniej wyszedł tu teraz fatalizm Szkota. Skrzywiła się. Były chyba jakieś granice tego, co można było powiedzieć na głos, do osoby, która przyszła im pomóc. Do diabła. Pisarka była zmieszana
- Bez przesady - rzuciła do Alexa. Zaraz spojrzała na Kolaha
- Zrozum, to dla nas trochę problematyczna sytuacja. Nadwyrężamy wasze zaufanie i dobre przysługi. Martwi mnie to - powiedziała do rudowłosego tłumacząc niejako swoją postawę.
- Czyli ty też wolisz ją zabić? - Axel spojrzał na Karen. - W takim razie weź nóż z kuchni i ją zadźgaj. Pewnie będzie się mniej męczyć. Na szczęście aalaes nie są ludźmi...
Karen zmarszczyła brwi i przerwała mu
- Nie to miałam na myśli. Chcę im zaufać. Po prostu nie chcę, by ta cała sytuacja… - tu zrobiła ruch ręką jakby chciała ogarnąć wszystko dookoła, albo wszystko co się dotąd działo - … jeszcze bardziej się zagmatwała. Jeśli ty im ufasz, Axel, też mogę. Po prostu martwię się… - spróbowała rozjaśnić bardziej.
- Jakie zaufanie? Przyszli po nas do strefy, nawet Dafne była poruszona, walczyła z nimi. Dziś jedna ruda chciała mnie utopić. Gallano, Moniki spytajcie jak “przepraszał”. - Alex na twarzy miał strach pomieszany ze zdecydowaniem. - Czemu nie można uleczyć jej tu? Brak medykamentów? Mogę robić za tragarza jak to problem. Karen, nawet jak szansa 1 na 10, że to co myślę może byc prawdą, to… - urwał patrzac bezsilnie na resztę.
- Ufam Dafne i Axelowi. Jeśli oni zapewnią jej bezpieczeństwo, to moim zdaniem będzie dobrze - wtrąciła Karen, patrząc teraz znów na Alexandra.
- Axel zrobi wszystko dla Dafne. A Dafne… ona dotrzymuje słowa, nie? Nie złamie, jak względem...? - Ksiądz spojrzał na sierżanta kręcącego się w pobliżu. Aluzja do złamania słowa syreny, co zresztą Boyton wytknął jej podczas ‘kolacji u wróżek’, była nader czytelna..
Terry robił swoje, bo ktoś musiał. Zbierał jedynie kawałki gałązek, które leżały blisko, żeby wrócić, kiedy tylko będzie potrzebny. Kręcił się więc podnosząc oraz nosząc, kiedy tylko zbierał jakąś niewielką wiązkę. Akurat przyszedł, kiedy Karen rozmawiała z Alexandrem. Właściwie nadchodząc słuchał już argumentów. Miał swoje zdanie na ten temat.
- Nie ma wyjścia - stwierdził. - Będę wdzięczny, jeśli ją weźmiesz, pomożesz, zaś Axel oraz Dafne będą nad nią czuwali. Mam nadzieję, że się zgodzą.
Bez względu na swoja ufność oraz jej brak, choć miał przecież własną opinię, po prostu trzeba było spróbować wszystkiego. Tym syrenom łatwiej byłoby zaczaić się gdzieś na boku, zrobić im sieczkę wewnątrz umysłu, niźli robić coś takiego, jak właśnie tutaj. Dlatego właśnie uważał, że wszystko powinno być dobrze. Oczywiście wcale niekoniecznie, ale niekiedy po prostu trzeba ryzykować, koniecznie.
- Chorego wiezie się do szpitala, bo tam może dostać najlepszą i najszybszą pomoc - powiedział Axel. - Alexandrze, większość jest za tym, by ratować Dominikę i powierzyć ją opiece aalaes. Mam nadzieję, że pozwolisz nam to zrobić.
- Nawet nie wiemy czy on działa w porozumieniu z Dafne czy to jego inicjatywa! - Alex spojrzał na Lacroixa. - Widziałeś Dafne? Ona go przysłała? Czemu nie można leczyć Dominiki tutaj? Czemu Dafne nie przybyła z Wami?
- Alex - powiedział spokojnie Terry, który chciał, żeby przytruta dziewczyna jak najszybciej zaczęła być detoksyfikowana - nie znam odpowiedzi na twoje pytania, ale wiem, że Dominica ma się źle oraz oni mogą ją ocalić, czego nie gwarantujemy my. Wybacz, jednak wobec takiej alternatywy po prostu nie za bardzo można specjalnie kombinować.
- Alexandrze, chyba już dosyć naobrażałeś wszystkich. Kolah przyszedł dlatego, że jest jednym z nielicznych aalaes, których znam - powiedział Axel. - Przedstawiła mi go Dafne. Więc wreszcie przestań nam rzucać kłody pod nogi. Najważniejsze jest teraz życie Dominiki. Poza tym twój głos nie jest najważniejszy i jedyny. Większość z nas zdecydowała, że trzeba ją ratować.
Alex czuł, że Lacroix będzie uciekał od odpowiedzi. Przeniósł wzrok na Kolaha.
- Czemu nie można leczyć jej tu? Czemu Dafne nie przybyła?
Axel miał pewne podejrzenia, co do powodów, ale gdyby wyjawił je Alexandrowi, to tamten zapewne dostałby szału. Byłby to z pewnością zabawny widok, ale nie akurat w tym momencie. On, na miejscu aalaes'fa, nie zjawiłby się tutaj, nawet gdyby Alexander złożył przysięgę na swój honor i imię boga, któremu służył.
Koalh z bardzo neutralną miną przysłuchiwał się wymianie zdań. Właściwie, miał już odejść… tyle, że każdy mówił coś innego.
- Żaden aalaes’fa nie chce przebywać i nie ma pozwolenia przebywać tutaj. - Powiedział to patrząc na Terry’ego. - Jaka jest wasza decyzja? - zapytał, ewidentnie pytając jego.
- Pomóż Dominice, proszę. Jeśli wymaga to pobytu u was, w waszym szpitalu, niechaj tak będzie. Prosiłbym także Axela oraz Dafne, jej żebyście przekazali, żeby opiekowali się nią oraz czuwali podczas leczenia. Nie, żebym nie ufał, ale Dominice będzie po prostu lepiej, jeśli obok siebie będzie widzieć znane twarze - powiedział syrenowi lekko się skłoniwszy. Nie wierzył akurat tutaj w oszustwa, bowiem nie mieliby powodu tubylcy tego specjalnie organizować. - Taka jest właśnie nasza decyzja - powiedział, chociaż tak naprawdę nie miał żadnych uprawnień do tego, jednak skoro pytano właśnie jego, odpowiedział wedle najlepszej swojej wiedzy.
- Wendy? Monika? - Alex odwrócił się najpierw do jednej, potem do drugiej wskazując iż on uważa jakoby trzy głosy 'za' nie były większością w siedmioosobowej grupie. Nie była to desperacja, a raczej chęć by przynajmniej upewnić się, czy wszystkim tu rzuciło się niezrozumiałym zaufaniem do aalaes. Walczyć już nie chciał, Kolah jawnie wskazał, że tu pomoc nie przyjdzie.
Kolah w tym czasie schylił się po Dominikę, nic nie komentując.
Wendy, kiedy wywołano jej imię podskoczyła w miejscu. Wcześniej widocznie, nie miała zamiaru wdawać się w dyskusję.
- Jeśli ich zamiary są szczere, to powinni tu ją leczyć… - Dziewczyna wzruszyła ramionami - tak uważam. Ale my jej nie wyleczymy, więc co? Wolisz zaryzykować czy...
“Ma dobre intencje… nie widzę powodu, by nie dać szansy… zwłaszcza Dominice” włączyła się do tego Monika. Przesyłając tą myśl każdemu po kolei, od Alexa zaczynając. I pomijając Axela.
Karen miała już dość argumentów, by jednak skryć swoje wątpliwości i niepokoje. Jeśli oni ufają, ona również. Co chciała dodać, już dodała. Liczyła teraz już tylko na to, że wszystko będzie w porządku i że to zaufanie nie zostanie nadszarpnięte w żaden sposób. A przy odrobinie szczęścia, gdy Dominica do nich wróci, może i Alexander się uspokoi. O tym pomyślała aktualnie pisarka. To byłoby coś pozytywnego w tym wszystkim. A tymczasem, niech się dzieje co musi. Ten dzień wydawał jej się kolejnym, niesamowicie długim i pełnym niesamowicie mieszanych odczuć. Skrzyżowała ręce pod biustem. Zerknęła na Terry’ego.
Terry uśmiechnął się do niej. Jego usta ułożyły się tworząc słowo “kocham”. Nie chciał wywierać na ukochaną wpływu. Podczas takich decyzji trzeba decydować własnym sercem, bowiem wiedzę oraz niepewność wszyscy mieli taką samą. Sierżant podjął taką decyzję wedle tego, co myślał. Bardzo chciał pomóc. Sam nie miał mocy oraz znajomości tego świata, nikt spośród nich także, dlatego właściwie cóż innego mogli uczynić. Karen doskonale zaś widziała, jak oceniał sytuację. Wydawało właściwie mu się, że ona ocenia dosyć podobnie, czyli średnio ufnie, ale jednak przyjmując ofertę.
To wystarczyło, by zamyślona i nieco spięta Karen rozproszyła się wystarczająco, by nawet uśmiechnąć, leciutko, ale zawsze. Pokręciła lekko głową. Czuła się, jakby byli na sprawdzianie w szkole, a Terry próbował ją zaprosić na randkę po lekcjach. Jakże niestosowne, ale przyjemne. Pochyliła na moment głowę i przeniosła wzrok na syrena, już ponownie spokojna. Zgadzała się ze zdaniem Terry’ego, dlatego nie musiała się właśnie już odzywać. Na chwilę zerknęła też na Axela. Liczyła na niego w temacie dogadania się z wróżkami i dbania o Dominicę.
Axela ucieszyło to, że w ich wyjątkowo niezgranej kompanii znalazły się osoby na tyle rozsądne, że wyraziły zgodę na przeprowadzenie kuracji. Ale zdawał sobie również sprawę, że to bynajmniej nie oznacza końca kłopotów. I może dobrze by było, gdy inni również o tym wiedzieli.
- Karen? Możemy zamienić parę słów, podczas drogi na plażę? - spytał.
“Monika?” myśl księdza była wyspą w mętliku z którego najbardziej widocznym był strach o nią i nieufność wobec syren. Jednocześnie było w nich też zapewnienie, że zrozumie każda jej decyzję jaką podejmie. Chciał by była szczęśliwa, miała prawo zaryzykować, nawet jeżeli alternatywa była kompletnie zła. “Potrzebujesz czasu?”
“Tak. Postanowię do jutra rano.” wątpliwości Moniki nie miały podłoża nieufności, a jedynie strachu przed zmianą.
Kolah staną z wyprostowany z Dominiką na rękach.
- Bywajcie - pożegnał się patrząc po wszystkich, ale na dłużej zatrzymując wzrok na Terrym, a na bardzo krótko na Alexandrze. Po tym powoli ruszył ku morzu, oglądając się czy Axel idzie za nim.
- Gapę oddam morzu i będę o nim zawsze pamiętał - ksiądz rzucił za trytonem. - Niech spocznie tam, gdzie zechce Akacja. Możesz jej powtórzyć, że oddam go falom niedługo przed zmrokiem. - Spojrzał na Axela. - A ty masz nam chyba coś do przekazania? Powtórzyć to, co mówił ci Kolah? - nawiązał do słów jakie usłyszeli gdy Lacroix nadchodził z rudowłosym.
Rudowłosy zatrzymał się na chwilę by spojrzeć na mówiącego do niego. Skinął głową.
Tu w słowo weszła Karen
- Axelu, pójdę. To przed odejściem, możesz mi je przekazać i ja powiem reszcie. Może tak być? - zaproponowała, zerkając najpierw na Axela, a potem na Alexandra.
- Powiem ci wszystko, co wiem - odparł Axel. - Co dalej z tym zrobisz... Zapewne uznasz, że ta wiedza może się przydać, wtedy przekażesz ją innym. Albo stwierdzisz, że nie ma po co jej przekazywać dalej. - I mam nadzieję, że nie będą cię czekać bezsenne noce, dorzucił w myślach. - Chodźmy - dodał.
Karen kiwnęła głową. Zerknęła po reszcie
- Przekażę - poinformowała, że postara się nie okroić tego co najważniejsze. Rozplotła ręce i ruszyła w stronę Axela.
Terry spojrzał na odchodzącą dziewczynę zaciekawiony, czego się dowie.
- Cóż, mam robotę. Idę zbierać chrust, chyba że Alex ruszamy teraz. Jeśli nie, zawołaj mnie kiedy postanowisz, żebyśmy ruszyli.
 
Kelly jest offline