Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2016, 00:02   #105
Sapientis
 
Sapientis's Avatar
 
Reputacja: 1 Sapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Dziękuję Brandy! - krzyknęła za oddalającą się wiedźmą. - Dziękuję za wszystko... - dodała ciszej, bo garbata postać uniosła jedynie rękę, na znak, że usłyszała i zniknęła w mroku.

Starsza kobieta z początku sprawiała wrażenie niezbyt uprzejmej i w dodatku dosyć głupiej. Gdy podczas przerwy na herbatę uciekła w krzaki, a Sophie zostawiła samą na pastwę obcych, dziewczyna była na nią zła. W końcu Zgromadzenie wysłało ją z zadaniem doprowadzenia młodej dziewczyny do celu, a zamiast tego wystawiła ją na niebezpieczeństwo. Całkowity brak jakiegokolwiek poczucia odpowiedzialności.
Na całe szczęście członkowie dyliżansu okazali się zupełnie niegroźni, a Sophie z rozbawieniem stwierdziła, że gdyby garbata Flatbum nie czmychnęła przed nimi ze strachu, zapewne świetnie by się dogadali. Załoga Boldervine Express napoiła dziewczynę i poczęstowała ją kawałkiem suszonego mięsa. Obawiali się trochę, czy wszystko w porządku, bo Petunia znalazła ją zupełnie nieprzytomną. Głowa na szczęście była cała i nawet za bardzo nie bolała. Z zapewnieniem, że droga jest bezpieczna, pożegnali dziewczynę i odjechali swoim klekoczącym na wybojach powozem.

Brandy dołączyła dopiero po południu. Przez cały ten czas przedzierała się przez las, najwyraźniej wstydząc się swojego tchórzostwa, ale nie chcąc dać po sobie poznać, że jednak ma na dziewczynę oko. Sophie zapewniła ją, że nic się nie stało i ze zdziwieniem stwierdziła, że nawet polubiła tę “nową Brandy”.
Reszta podróży upłynęła im na luźnych rozmowach o przeszłości, zadaniu dziewczyny i życiowych radach starszej wiedźmy.
Przez całą drogę panna d’Artois prostowała się nawet bardziej niż to miała w zwyczaju, ponieważ każde spojrzenie na garbatą towarzyszkę i jej krzywe plecy, sprawiało ból w kręgosłupie.

Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę w mrok, myśląc, o tak ludzkiej teraz, kobiecie. Miała nadzieję, że nie spotka jej tej nocy nic złego. Szczególnie, że nadchodziła burza.
Wreszcie zamrugała wilgotnymi oczami i odwróciła się w stronę miasteczka. Wolną ręką poprawiła skórzaną torbę przy boku i powoli ruszyła w dół zbocza.
Gdy zeszła z wzniesienia minęła mocno podniszczony budynek po prawej, a po chwili dwa kolejne, w lepszym już stanie, po obu stronach drogi. Z okna następnego, po lewej, sączyło się przyjemne światło.
W środku zobaczyła młodego, krzątającego się mężczyznę. Z ruchu ust i gestykulacji wynikało, że z kimś rozmawiał. Przed drzwiami niezbyt groźnie wyglądający ochroniarz rozcierał zziębnięte od chłodnego wiatru ramiona. Sophie przebiegł zimny dreszcz. Naciągnęła na głowę kaptur ciemnego płaszcza i przyspieszyła kroku.
W blasku błyskawicy znowu zwróciła wzrok na wieżę świątynną. “Gdzieś trzeba zacząć…” - pomyślała niepewnie, a do jej uszu doleciało dudnienie gromu. Burza była coraz bliżej.

Po przeciwnej stronie placu rozpoznała gospodę z szyldem czarnego kota, od której, mimo dmącego wiatru, słychać było głosy, śmiech i krzyki.
“O nie.” - przemknęło dziewczynie przez myśl. - “Potrzebuję spokoju. Spokoju i.. informacji...”, po czym spojrzała na okazały budynek, wyglądający na miejski ratusz.
Niestety ciemne i nieprzyjemnie puste okna dawały znać, że nikogo w środku nie zastanie.
- Zatem zostaje świątynia… - westchnęła cichutko Sophie i skierowała się w stronę największego budynku w zasięgu wzroku.
Wieża wyraźnie górowała nad miasteczkiem, przez co nie sposób było nie trafić. Szczególnie, że znajdowała się tuż przy głównym placu.
Już za chwilę, pod wrotami świątyni, stanęła ciemna sylwetka w targanym wiatrem płaszczu i z niedużym kuferkiem opartym o ziemię. Obeszła okazałą budowlę i z zadowoleniem zauważyła światło w oknach. Zbliżyła się do jedynych drzwi w kamiennej ścianie i nieśmiało zastukała w drewno.
 
__________________
Everything I've done I've done with the best intentions.

Ostatnio edytowane przez Sapientis : 01-12-2016 o 09:29.
Sapientis jest offline