Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2016, 01:13   #88
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Dawid "Dave" Nowakowski - optymistyczny Europolak





Sen



Summer. No tak, przecież też tam była. Tak mówiła. Choć nie pamiętał jej wtedy. Może nawet i widział ale zapamiętał jako jedną z wielu obcych, rozbawionych osób w “Pełni”. Przypomniał sobie? To jednak się spotkali wtedy? Chociaż może nie. Przeszła gdzieś między roztańczonymi ludźmi jakby się gdzieś spieszyła. Wpadła mu w oko wtedy? Chociaż nie, spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Też wpadł jej w oko wtedy? Uniósł rękę by dać jej znać, że ją zauważył mimo tej dość zawalonej twarzy ale wtedy zauważył, że Summer minęła właśnie chłopaków z GW. No tak! Przecież też tam byli! Chłopaki z GW. Też chcieli gdzieś uczcić ostatnią bitwę no i przyjęcie nowego członka do Panzer League. Czyli Dawida właśnie. Otwarcie nowego klubu wydało im się niezłym pomysłem na taką okoliczność. Poza tym Nowakowski i tak miał zamiar go odwiedzić.


Chłopaki pomachali do niego więc wziął swoje szkło i podszedł do nich. Pośmiali się i pożartowali. Wciąż wszyscy byli pod wrażeniem ostatniej bitwy. Remis Włochami w ‘43-cim. Tego nikt się nie spodziewał. Zwłaszcza po nowym graczu bez większego doświadczenia. Ten nowy gracz też się nie spodziewał. Zwłaszcza, że tak wszystko wyglądało z początku z łapanki i prowizorycznie. Było ich trzech weteranów bitewniakowego Panzera no i brakowało im czwartego by można było zrobić bitwę dwóch na dwóch. No i napatoczył się Dave. Też podchodził początkowo jak pies do jeża do tego pomysłu. Ani nie czuł się weteranem ani nikt go za takiego nie uważał w sklepie GW gdzie można było też i pograć w te wszystkie bitewniaki czy nawet właśnie rozegrać ligowe rozgrywki. Sam raczej kupił dopiero jeden zestaw startowy i tak naprawdę główkował co z nim zrobić dalej. W zestawie był DAK czyli Niemcy i Brytyjczycy. Niemcy mieli opinię dobrej armii, dobrej jakościowo choć drogiej. Brytole zaś byli takimi średniakami choć na forach doczytał, że angielska firma robiąca grę z udziałem angielskiej armii podpakowała tu czy tam tych Anglików no ale nadal nie rażąco więc balans mniej więcej był zachowany. Właściwie mógłby grać i Niemcami bo lubił ich zabawki a Angoli po ciut przeróbkach w malowaniu figurek mógłby przerobić na Polaków. Bo oczywiście o Polakach nikt w grze o II Wojnie nie pamiętał więc nie były grywalną armią. Ale właśnie można było dość łatwo przekonwertować z armii brytyjskiej ze względu na podobny sprzęt i zabawki. Ale Włosi?


Bo w tamtym scenariuszu wolne miejsce zostało tylko dla gracza włoskiej armii. Tom i Alex grali jednostkami angielskiej i południowoafrykańskiej armii czyli Anglikami a Ian DAK czyli Niemcami. Same fajne i przyzwoite armie. Do obsadzenia zostali Włosi. Włosi mieli opinię jednej z najsłabszych armii. Wszyscy wiedzieli, że Włosi nie są do wygrywania. Ot, czasem scenariusz wymuszał grę nimi ale jak ktoś przerypał Włochami wstydu nie było. Włosi jak już to wygrywali “przy okazji” gdy scenariusz zakładał, że trzeba szturmować ich pozycję w limicie czasu albo zdobyć flagi które i tak mieli swoje na początku gry. Inaczej zazwyczaj Włosi przegrywali. Dawid może nie był weteranem ale już wczuł się w realia gry na tyle, że zdawał sobie z tego sprawę. Więc w ogóle nie uśmiechało być tym czwartym graczem co miał grać tak cieniacką armią. Przemógł się bo chłopaki go poprosili całkiem ładnie no i chciał zagrać z takimi weteranami bo to jakby nie patrzył trochę splendoru dodawało w ich dość ograniczonym światku bitewniaków. No i wynik liczył się do krajowej punktacji ligi Panzea więc właśnie Dawid mógłby zaistnieć już w krajowym rankingu. Więc się zgodził ostatecznie dostrzegając przewagę plusów nad minusami.


Zgodził się ale nie napalał się na coś specjalnego świadom kim, z kim i przeciw komu ma grać. Sądził, że trochę może pomoże Ian’owi ale pewnie i tak chłopaki tymi Angolami go zamiotą. Oni chyba też mieli zbieżny pogląd. Po pierwszej z trzech bitwie tej kampanii jaką rozgrywali wszystko wskazywało, że tak właśnie będzie. Skończyła się wielką porażką Włochów. Ale w drugiej o dziwo ugrał już remis. Chłopaki byli trochę zdziwieni no ale remisy jednak się zdarzały i kostki Dave miał często sprzyjające w tej grze. Ale trzecia. O tak. W trzeciej bitwie dał czadu. Zaskoczył ich wszystkich. Zagrał va bank i udało się! Wielkie zwycięstwo Włochów. W ‘43-cim. A wiadomo, że czas Włochom nie sprzyjał bo inne armie z każdym rokiem mogły wykupywać lepszy sprzęt a Włosi właściwie mieli wciąż zbliżony standard z początkiem wojny więc dla graczy włoskiej armii lepiej było grać powiedzmy w ‘40-tym niż ‘43-cim. Tak. Zaskoczył ich i zrobił wrażenie na całej trójce. Ale ostatecznie miał z samej matmy 0. Czyli remis. Bo wielka porażka remisowała się z wielkim zwycięstwem więc wychodził remis no a remis to remis czyli też wychodził remis. Czyli 0. To go trochę bolało. Tak się nakombinował, tak natrudził, taki shock and show odstawił i remis. Ale do tego się nie przyznawał przed chłopakami. Więc bawili się, popijali, dopytywali czy teraz zacznie zbierać Włochów bo by się przydał w lidze gracz Włochami, mówili o rankingu i turniejach na które jeździli. Właściwie byli tak przekonywujący, że Nowakowski zastanawiał się czy nie zabrać się za te granie i zbieranie figurek na serio. Stała perspektywa niezłego hobby i zabawy i to taką jak lubił. Nie kolidowało to jakoś z innymi aktywnością Polaka. A może kolidowało? Zaraz, zaraz…


Nie, to nie do końca tak chyba było. O ile dobrze pamiętał. Ale nie był pewny czy dobrze pamięta. Ale chyba to on sam myślał o tych turniejach i lidze. Tak? Mówił o tym z chłopakami? Nie był pewny. Miał powiedzieć, zapytać, zasięgnąć opinii i porady u bardziej obytych w temacie kolegów. Ale czy gadali o tym w “Pełni”? Poruszył się trochę nerwowo w zamyśleniu chciał się podrapać po plecach bo coś go tam zaswędziało. Ale gdy się nieco wygiął jęknął zaskoczony a twarz mu obok zaskoczenia przeszył bolesny grymas. Jak bolało! Jakby ktoś go tam nagle kopnął czy użarł!


- Hej, Dave wszystko w porządku? - usłyszał za sobą męski głos. Terry! No tak, Terry. Też miał tu być. Mieszkali przecież obok siebie. Terry był… No Dawid miał mieszane uczucia względem niego. Właściwie bowiem Terry był całkiem sympatycznym i miłym facetem. Skorym do pomocy i Polak wyczuwał, że tamten nie ściemnia tylko jest miły i lubi pomagać. Zwłaszcza jak na początku zamieszkał tutaj mu się to parę razy przydało gdy Terry coś mu pomógł, podpowiedział czy wytłumaczył co i jak w tym kraju jest i działa. To tak. To była ta przyjemniejsza strona Terry’ego jaką Dawid polubił. Ale Terry miał też swoją uciążliwą i bardziej męczącą połowę. Był fanem teorii spiskowych wszelakich. Od prehistorii i dinozaurów po rządy, Iluminatów i 11 września. No wszędzie potrafił znaleźć ten spisek rządu, korporacji czy tajnej organizacji. I chętnie o tym opowiadał. Ostatnio jednak kompletnie zabił ćwieka Dawidowi gdy tak zwyczajnie w rozmowie po pracy jak się w kuchni dwa single spotkali na powiedzmy, że gotowaniu powiedział, że został prezesem miejscowego stowarzyszenia lesbijek.


- Niby kurwa jak?! - Dawid nie wytrzymał i dał się ponieść emocjom z których panowało niedowierzanie. Terry może był dość daleko oddalony wizerunkiem od facetów mogących startować do Mr. Universe no ale na oko Polaka był stuprocentowym samcem. Wiecznie lekko lub bardzo niedogolony, z raczej przeciętną twarzą i zaawansowanym mięśniem piwnym. Właściwie Dawidowi niewiele trzeba było pracy wyobraźni by mu dorobić w myślach jakąś bandanę, ciemne patrzałki, skórzaną wyćwiekowane kurtkę i już by wyglądał jak klasyczny harleyowiec. Właściwie to właśnie w takim stroju teraz stał przed Dawidem. Nowakowski jakoś nie kojarzyłby wcześniej jego sąsiad z pokoju obok miał taką kurtkę i resztę. Jak miał to widocznie nie zakładał. I ten jak najbardziej facet miałby zostać prezesem jakiejś organizacji typowo feministycznej? No kurwa jak?!


Wtedy go Terry zastrzelił tym tekstem. Więc nie dowierzał. Stał w kuchni obok swojego sąsiada i próbował dociekać. W końcu może to właśnie był w trakcie jakiegoś klasycznego angielskiego poczucia humoru? Więc dociekał co i jak. Czy te stowarzyszenie to tych miłośników tęczowej flagi to by rozumiał, że jakiś facet może tam statutowo należeć choć konsekwencje kim byłby Terry i jakie miałby preferencje to już niekoniecznie musiałyby mu się podobać. Ale przynajmniej by rozumiał zasadę działania. Zaś jak facet może należeć do organizacji 100% kobiecej tego za cholerę nie mógł rozgryźć. Ale Terry się twardo upierał dalej, że organizacja lesbijek i walczy o ich prawa i poszanowanie i tak, należą tam same kobiety. No i tego ostatniego punktu Dave za cholerę nie mógł zrozumieć w zestawieniu z tym, że Terry się tam dostał i jeszcze miał zostać szefem.


- Normalnie Dave. Powiedziałem, że jestem kobietą która preferuje seks z innymi kobietami. Tak jak i one. Więc chciałbym należeć do tej organizacji. Może też chcesz należeć? Jak preferujesz seks z kobietami to się nadajesz. - zarośnięty, sympatyczny grubasek spytał uprzejmie i z zauważalna troska swojego sąsiada o to czy też by chciał się zapisać tak jak i on.


- Nie, no pewnie Terry, seks z kobietami jestem, za jak najbardziej jestem za ale widzisz ja się chyba nie nadaje bo nie jestem kobietą. - wyjaśnił prychnięciem Polak wracając do pseudogotowania. Właściwie to makaron się zrobił więc trzeba było odcedzić go w zlewozmywaku.


- Skąd wiesz, że nie jesteś kobietą Dave? - zapytał Terry patrząc na sąsiada odcedzającego makaron z wody. Ten nie wytrzymał i roześmiał się.


- A no bo jestem facetem. Wiesz przed chwilą sprawdzałem jak robiłem siku i chyba miałem dowód w ręku. - powiedział w końcu jak przestał się śmiać. Zajął się teraz wyładowywaniem makaronu na talerz.


- To tylko anatomia Dave. - Terry dobrodusznie uspokoił Polaka jakby chciał mu dać znać, że jeszcze nic straconego. - Ale w takich sprawach są potrzebne twarde dowody. Dokumenty. Albo chociaż jak twierdzisz, że masz jakąś płeć ktoś inny musiałby ci udowodnić, że masz inną jeśli się nie zgadzasz. - Nowakowski został oświecony przez swojego sąsiada. Zaczynał już mieć podejrzenia wtedy jak Terry chyba znalazł furtkę u tamtych lasek.


- No to chyba jak chcesz dowody to masz paszport, ID, prawko nawet akt urodzenia jakby pogrzebać. Tam pisze przecież jako twardy dowód kto jest kto. - Dave uśmiechnął się i postanowił nie być złośliwy z tymi “twardymi dowodami”. Sprawa wydała mu się do znalezienia luki w rozumowaniu fana teorii spiskowych dość łatwa. Oczywiście Terry udowodnił mu wtedy, że był w błędzie.


- Ach to. - Terry wspaniałomyślnie machnął lekceważąco ręką. Spojrzał za idącym w stronę stołu lokatorem i patrzył jak ten nakłada sobie czerowaną sosową breję na ten makaron. - Nie przejmuj się tym Dave. To tylko walka systemu który musi nas zaszufladkować od urodzenia. Chcą w nas wdusić swoje normy byśmy byli karnymi, posłusznym marionetkami. Też się mnie o to pytały ale im to wytłumaczyłem. - pokiwał głową grubcio i usiadł po drugiej stronie stołu niż Dave. Ten zaś tylko westchnął w duchu. Nie dziwił się czemu tor myślenia dziewczyn był podobny do jego. Widać może i sypiały nie jak reszta populacji ale w myśleniu raczej powielały nudny, sztampowy standard systemiarskiego niewolnictwa tak samo jak i Nowakowski. Terry o tym mógł nawijać godzinami więc Polak wierzył, że zwyklakowi ciężko było go zagiąć w tej jego odwiecznej walce z systemem.


- Okay, okay Terry, wierzę. I jeszcze nas permanentnie inwigilują. Ok, stary wierzę. Ale powiedz no dostałeś się to dostałeś ale jak cię wybrały na prezesa co? - zapytał Polak zabierając się do szamania śniadanioobiadu. Widział już do czego to zmierza. Widać Terry przywołał wszelkie możliwe spiski, prawa, teorie, poprawki do konstytucji i inne triki jakimi zazwyczaj się posługiwał i udowodnił laskom, że jest z niego 100% kobieta.


- Zgłosiłem się. I wyjaśniłem dziewczynom, że się najbardziej nadaję no i jestem najbardziej wyjątkową lesbijką w całym okręgu. Są już czarnoskóre, muzułmanka nawet jedna jest, ze dwie są obcokrajowcami, samotne matki, ateistki no ale takiej jak ja to jeszcze żadne stowarzyszenie nie ma. No i mnie wybrały. - słysząc to jedzący Polak teatralnie więc rozłożył ręce. Nie miał pomysłu co tu dodać. Terry najwyraźniej złamał system, i wbrew temu co było widać na pierwszy rzut oka ten zarośnięty, grubiutki sympatyk teorii spiskowych udowodnił swoje, że system nie ma racji mimo, że wszyscy są w tym systemie i posłużył sie opcjami jakie daje ten system. Witki więc Polakowi wtedy opadły dokumentnie. Wierzył bez sprawdzania, że żadna czysto lesbijska organizacja nie ma na swoim czele faceta. No ale był Terry.


- Ah właśnie Dave. Pytałeś czy mam tam jakieś fajne koleżanki. No to chodź, sam zobacz, może się zdecydujesz. - obraz wrócił Dawidowi do “Pełni” gdzie Terry w swoim motocyklowym kostiumie z jakim zawsze kojarzył się Polakowi, widząc, że ten czuje się już lepiej wziął go za ramię i odciągnął od znajomych z GW. Nowakowski nie protestował bo uwaga o mieniu fajnych koleżanek w naturalny sposób go zainteresowała i przykuła uwagę.


Terry zaprowadził Dawida przez rozbawiony tłum gości, rozwijających się tu i tam kelnerów, kelnerki i podobną obsługę i zaprowadził do jakiegoś stolika. - My tu obchodzimy dzisiaj mój początek prezesury! Przywitaj się z dziewczynami Dave! - wyjaśnił mu prezes tak bardzo kobiecej organizacji wskazując na siedzące przy stole dziewczyny.


- Cześć. Jestem Dave. - wyszczerzył się do trójki dziewczyn. To były te lesbijki Terry’ego?! No to cholera może jednak warto się tam zakręcić. Ze skromnych wzmianek Terry’ego nie spodziewał się czegoś ekstra. Raczej jakiejś typowej, średniej ulicznej czyli kobiet o niezbyt wyszukanej urodzie i w ogóle poza należeniem do takiej organizacji to jakoś nie różniącej się od setek innych dziewczyny mijanych codziennie na ulicy, w pracy czy w sklepie. Raczej spodziewał się, że chcą poprzez przynależność jakoś zwrócić na siebie uwagę czy coś podobnego. Więc nie spodziewał się tego co zobaczył za stołem. Trzy gorące kociaki też obstrojone w dziary, kolczyki, skóry i dżinsy jak i Terry. Albo jak jakieś modelki z “Harley Forver” czy podobnego. No, no… Ten Terry to jednak był łebski gość i umiał się ustawić. Dave był pod wrażeniem.


Sam nie wiedział ile czasu tam spędziła ale rozmowa jakoś prawie kręciła się sama. Dave’m kierowała ciekawość i resztą towarzystwa chyba też. Dziewczyny okazały się rozkosznie ciekawe i same wydawały się równie ciekawie zainteresowane Dawidem. Terry przedstawił go bowiem jako swojego sąsiada no i osobę zainteresowaną wstąpieniem do ich małej organizacji. Pod wpływem impulsu Nowakowski jakoś tym razem się nie kłócił i nie dyskutował. Zwłaszcza, że dziewczyny zdawały się bardzo zaangażowane w akcję werbunkową. No i Polak chciał trochę sprawdzić Terry’ego jak to wygląda ze strony dziewczyn. Ale to o dziwo wszystko potwierdzały co mówił jego lokator. Tak, Terry został ich prezesem, i tak był taki mądry i wspaniały no i wyjątkowy i że wszystkie inne organizacje w okręgu pospadali z krzeseł jak zobaczyły kto u nich został prezesem. W to akurat Dawid był skłonny uwierzyć bez zastrzeżeń.


No a Dave? Nie chciałby wstąpić? Bo jak mówił Terry czyli jak preferuje kobiety to się nadaje. Przecież po to kobiety wstępują do takiej organizacji prawda? Co miałby robić? No jak to co? A co robią lesbijki? Kochają się! Właściwie to Dave jak tak siedział rozwalony na tej kanapie w otoczeniu trzech harleyówek to był bliski powiedzenia tak. Co mu szkodziło? Podpisał by jakiś tam papier i miałby te wszystkie foczki dla siebie? To coś złego? I co więcej one coś tak go kokietowały jakby właśnie na tym najbardziej im zależało. No co miał im przykrość robić? Poruszył się i wygiął by spojrzeć na tą której już prawie miał głowę na jej kolanach, chciał coś jej odpowiedzieć bo się pytała więc wygiął się. A potem jeszcze bardziej jakby nagle w tych jej skórzanych spodniach czy kurtce jakiś ćwiek wbił mu się w plery. Syknął boleśnie i skrzywił się. Ale boli! Co ona tam ma?! Jakieś gwoździe?! Nie zauważył u niej wcześniej. Podniósł się ale jak odwrócił zauważył tylko błyszczącą, czarną skórę opinającą ciasno zgrabne, kobiece udo. Co jest?! Czuł przecież, że coś go tam dźgnęło!


- Dave? Dave to ty? - usłyszał za sobą od jakiegoś brodatego faceta. Odwrócił się wciąż nieco rozkojarzony choć ból już zelżał ale nadal był wyczuwalny.


- Sven! - ucieszył się gdy rozpoznał brodacza. - Sven co tu robisz?! Przyleciałeś z Norwegii na otwarcie tego klubu? - roześmiał się Polak gdy wstał i podszedł by przywitać się z kumplem. Ale on był przecież Norwegiem i mieszkał w Norwegii. Tam się spotkali. Pracowali razem. W tej cholernej rybnej chłodni. Za kołem podbiegunowym. W polarną noc. Rany. Dawid zawsze uważał się za odpornego na wszelką psychologię i tego typu dyrdymały. Ale tam, na północy było inaczej. Zupełnie inny świat. Spodziewał się zimna i zimy, może nawet do ciemności w nocy. Ale pernamenty brak Słońca i dnia jakoś go dołował i przygnębiał bardziej niż się spodziewał i sądził, że będzie. Czytać czy słyszeć o tej nocy polarnej a przeżyć ją to jednak dwie kompletnie różne rzeczy. Ciężko więc znosił pobyt na północy. A gdyby nie Sven i jego niefrasobliwość, wygłupy i pogoda ducha to byłoby pewnie jeszcze ciężej. Dlatego tak się zakumplowali.


- Chodź Dave. Zgadnij kto jeszcze tu jest. - Norweg wyszczerzył się do Polaka tak samo jak tyle razy wcześniej gdy robił jemu albo razem jakiś kawał. Dlatego tak się dogadywali. Dwaj niepoważne dowcipnisie którzy sprawiali wrażenie wiecznych lekkoduchów. Teraz też Sven wyglądał jakby właśnie skroił Dawidowi jakiegoś dowcipasa. Oj tak, świetnie się dogadywali. Nawet tak, że Polakowi ten norweski szedł średniawo jak już to bardziej pisany niż mówiony. Sven zaś ze względu na kawalarskie nastawienie i narodowość kumpla chyba dla żartu nauczył się paru słówek i zwrotów po polskiemu. Znaczy coś poza rozpoznawalnym już chyba na całym kontynencie “czeszcz”, “kuwa” i “jak sze masz”. Ale dzięki Sven’owi poznał całkiem inne piękno Norwegii.


- Nie mów, że też przyleciała! - Nowakowski pojął w lot o czym może mówić kumpel ale nie dowierzał. Albo bał się uwierzyć. Była tu? Tutaj?! Teraz? Przyleciała razem z nim? I po co? Dla niego? By się z nim spotkać na Wyspach, w tym klubie? By zrobić mu niespodziankę? No to zrobiła! Oboje zrobili. Już widział gdzie roześmiany Sven go prowadzi. Stojąca przy ścianie ze zwykłą szklanką w dłoni sylwetka. W klasycznym norweskim swetrze z reniferami. Dość dziwny strój jak na noc w klubie. Nie gorąco jej w tym swetrze?


- Ingrid. - powiedział jakby chciał oblec w słowa kwintesencję swoich emocji i wspomnień związanych z Norweżką. Siostrą Svena. Póki był w tej polarnej mrożonce właściwie nie miał życia towarzyskiego. Żmudna robota przy masowym patroszeniu ryb albo ich przeładunku. Ryba za rybą i do kolejnej ryby. Skrzynka za skrzynką. Tona za toną. Jeden kontener do kolejnego. Dzień po dniu, tydzień za tygodniem. Przez większość jego pobytu panowała mroźna, arktyczna zima i wieczna zdawałoby się noc. Przyjechał z dwoma Polakami ale ci nie wytrzymali i się zawinęli dość szybko. Na miejscu nikogo więcej nie znał. Tylko ludzi z roboty a z nich najbardziej rzucał się w oczy właśnie Sven. Po robocie był zbyt znużony by coś robić. Nawet nie zmęczony tylko właśnie znużony. Przymulony, osowiały, zniechęcony. Końcówkę pobytu na północy zapamiętał zwłaszcza jak skrajnie ciężką. Już wiedział, że mimo świetnej płacy nie chcę tu dłużej siedzieć. Była już wiosna. Znaczy tam na północy czyli w Polsce czy gdzieś podobnie na południu już zima była tylko we wspomnieniach a tu dopiero zrobiła się wiosna. Nie chciał tu utknąć na następną zimę. Chyba by zwariował. Ale skoro nie chciał to chciał się nachapać kasy. Brał więc wszystkie możliwe nadgodziny i dyżury, praktycznie sypiał w domu a właściwie wynajętym pokoiku.


Ingrid poznał na urodzinach Sven’a który go zaprosił. Prawie wyrwał na siłę ze szponów roboty. Choć już wiedział, że Polak nosi się zamiarem opuszczenia jego górskiej ojczyzny. I był kolega z pracy, kumpel nawet to i była też jego rodzona siostra. Ta zaś była jakby germańskim ucieleśnieniem blond aryjki. Jasne blond włosy, choć pofarbowane to jednak naturalne miała trochę tylko ciemniejsze. Niebieskie oczy. Smukła sylwetka. Długie zgrabne nogi. No i czasem przyjeżdżała do domu z tego uniwerku w Oslo. Dawid poznał ją pierwszy raz bo wcześniej tylko słyszał od Svena, że ma siostrę która studiuje w Oslo. I wtedy właściwie jeszcze nic się nie działo. Choć lubił myśleć, że zaiskrzyło między nimi. Mimo wszystko chyba jednak Sven wystawił mu dobrą opinię w domu bo Polak uznał, że spotkał się z ciekawością i życzliwością Norwegów i na przyjęciu i wcześniej. Ingrid też wydawała się zaciekawiona południowcem. Ona też właściwie zaprosiła go na rowerowy rajd czy wycieczkę. Za miesiąc jakoś miał być. Jechali ze znajomymi i z Oslo i z Bergen i w ogóle z przyjaciółmi. Dawid co prawda musiał najpierw zaopatrzyć się w rower bo wcześniej nie był mu potrzebny ale nie był to żaden problem. No i pojechali na tamtą wycieczkę.


- Nie dogonisz jej Dave. Ona jeździ wcześniej niż się nauczyła chodzić. - roześmiał się Sven na uwagę Polaka by gonić Ingrid. Ta trochę zagrała im wszystkim na nosie krzycząc by się ścigali na szczyt góry i odpaliła jakieś tajne turbo jakie miała wyrywając do przodu i zostawiając peleton reszy grupy za sobą. Nowakowskiemu ciężko przychodziło zignorować tak jawne wyzwania. I to jeszcze od dziewczyny.


- Nie da się? Sven przyjacielu, nigdy nie mów Polakowi, że czegoś nie da się zrobić jeśli nie chcesz by to robił! - roześmiał się polski kumpel Norwega i wyrwał do przodu w pościg za jego siostrą. Więcej nikt się nie kwapił. Ale wiedział już po paru dniach podróży, że jest dobra w te klocki. Silna i wytrzymała. Widział też, że ma cudną wręcz sylwetkę. W tym obcisłym, rowerowym kombinezonie jaki nosiła ślicznie to było widoczne. No i zaczęli się ścigać. Czuł, że będzie trochę głupio jak jej nie dogoni. Trochę chyba by siara wyszła tak przy wszystkich. Ale jakby dogonił…


Ingrid narzuciła ostre tempo. Może nie sprinterskie bo dopiero byli u podnóża góry ale nadal było dużo mocniejsze niż do tej pory. Miał być w końcu finisz i ostatni kawałek na dzisiaj. Potem już czilautowy zjazd z góry i nocleg w hotelu niedaleko. Miał prawdziwy problem by skrócić odległość. Właściwie to utknął. Zastanawiał się wtedy cały czas czy to kres jej możliwości, chce go sprawdzić, ma jakiś plan czy może jeszcze zwiększyć tempo w każdej chwili. Odległość między nim a nią zmniejszała się ale w zbyt wolnym tempie by miał szansę dogonić ją przed szczytem. Za to odległość od reszty grupy proporcjonalnie rosła.


Ale wtedy dostrzegł szansę. Przejeżdżali przez jakieś parę domów na krzyż i były światła. Ona przejechała na zielonym skręcając w lewą odnogę drogi. Widział jak zwolniła i zatrzymała się jakby sprawdzić czy wie którędy ma jechać. A on jechał. Jechał z całych sił. Nawet wtedy gdy światło zmieniło się na żółte. Rozpędzony rower minął zatrzymujące się samochody i zbliżał się na pełnej prędkości do krzyżówek. Blondyna zaczęła krzyczeć protestująco i machac rękami. Chyba słyszał nawet dalekie odgłosy grupki za nimi ale nie oglądał się. Pędził dalej. Jest żółte, może zdąży. Jakby zdążył to miałby szansę… Czerwone! Nie zdążył! Ale był tuż tuż! Zatrzymać się? Obliczył prędko ale wyszło mu, że i tak by się zatrzymał już po drugiej stronie krzyżówek. I nie miałby szansy skręcić, musiałby sunąć prosto. Ingrid krzyczała już chyba nieźle przestraszona. Kierowcy zaczęli krzyczeć i trąbić. Nie. Nie mógł się zatrzymać. Patrzył rozpaczliwym głosem na kierowcę kombiaka volvo z przeciwka. JEszcze stał. Mimo zielonego dla niego. Ale jak ruszy? Ale stał, jeszcze stał. Dawid zacisnął zęby. Trudno. Albo się uda albo…


Pędził dalej, zwolnił minimalnie na tyle by przechylić rozpędzony rower i mieć szansę skręcić w lewo. Klaksony buczały już masowo pełną mocą. Przeciął łukiem drogę mijając dzięki Bogu wciąż stojące volvo i wjechał w lewo. Za szybko, za długim łukiem, za ostro! Tylne koło zderzyło się z impetem z krawężnikiem. Napędzaną mięśniami maszyną zachybotało i przez jeden straszny moment Dawid sądził, że się wygrzmoci w ten chodnik w klasycznej rowerowej kraksie. Aż go wszystko się w nim skulona w oczekiwaniu bolesnego upadku i darcia ciała o mokry, wiosenny asfalt i beton. Ale mimo, że rowerem bujnęło, już leciał by się wywalić jeszcze próbował. Tam się odbił, tu podtrzymał butem i z najwyższym trudem odzyskał panowanie nad maszyną. Rower sporo wytracił ze swojej pierwotnej prędkości ale jechał dalej. jechał! Przejechał! Nie wywalił się! I był już całkiem blisko Ingrid!


- Mam cię! - wrzasnął do niej wesoło ciesząc się niepomiernie, że wyszedł cało z tego niebezpiecznego manewru. Właściwie to sam się temu wciąż zdziwił tak samo jak to, że jest już dość blisko zatrzymanego roweru Norweżki. Ta jakby też dopiero teraz się otrząsnęła i dokminiła ten fakt bo odkrzyknęła coś po norwesku co nie zrozumiał ale brzmiało i wyglądało zabawnie i trochę nerwowo. Zaczeła rozpędzać swój rower i wyścig na chwile przerwany znów się toczył. Teraz już byli dość blisko szczytu góry a ona wiele straciła ze swojej początkowej przewagi. Ale ścigali się znowu.


Zjechała z asfaltu na jakąś polną drogę. Momentalnie oboje byli oblepieni nie tylko przez mżawkę ale i tryskające spod kół błoto, kamyki i trawę. Trasa była ciężka, zwłaszcza, że zaczynał się już całkiem stromy podjazd. Błoto i trawa stawiały rowerzystom zauważalny opór i odległosć, ta znacznie skrócona już była prawie niezmienna. Blondi odsadzała go nadal ale teraz było już to zaledwie kilka odległości roweru. A nie kilkanaście czy kilkadziesiąt jak wcześniej. Czuł wtedy, że są na finiszu. Że dziewczyna słabnie. On też już był u kresu sił tak jak i góra była bliska krańca szczytu. W końcu nie dało się już dalej jechać. Ingrid zeskoczyła z roweru, przerzuciła go sobie przez ramię i zaczęła wbiegać po stoku zbyt stromym by na niego wjechać. On powtórzył manewr za nią. Potem zaczęli już wchodzić a wreszcie wspinać. Coś jej nie szło albo miała pecha. Ześlizgiwała się i raz zsunęła kawałek w dół. Czuł, że naprawdę ma szansę ją dopaść. Wygrać. Dzieliło ich już od siebie ostatni krok, może dwa. Ale szczyt. Na szczycie był wbity monolit. Trzeba było go dotknąć. Proste. Jak się szło cywilizowaną drogą w słoneczny dzień a nie na przełaj, przez błoto po całym dniu jazdy i szaleńczym finiszu dźwigając rower na ramieniu. Czuł cenę ryzyka. Był tak blisko niej! Ale ona o ten krok czy dwa miała bliżej szczytu! Jakby miał jeszcze z setkę metrów! Z pięćdziesiąt! Dałby radę! Wyprzedziłby ją! Pokonał! Wygrał! Ale ten cholerny monolit był już tak blisko!


- Wygrałam! Jestem pierwsza! - wysapała z trudem blondyna wybiegając na ostatni, nieco równiejszy kawałek o parę kroków przed monolitem.


- Jeszcze nie! - wrzasnął i rzucił się szczupakiem zwalając z ramienia rower. Złapał ją za kostkę przewalając na mokrą ziemię. Upadła zaskoczona takim nagłym upadkiem.


- Puszczaj Dave! Nie umiesz przegrywać! - wrzeszczała w spazmach pomiędzy ciężkimi oddechami. Ale też i chichrała się niemiłosiernie. Więc i Dave się zaczął chichrać. Zupełnie jakby oboje chodzili jeszcze do szkoły średniej a nie byli poważnymi, dojrzałymi młodymi ludźmi.


- Ty nie umiesz! Ja będę pierwszy! - zrewanżował jej się wrzaskiem i mimo, że zdołała się odwrócić na plecy i usiłowała go zepchnąć z siebie to zdołał już wczołgać się tak, że głowę miał już na poziomie jej kolan. Razem też trochę nie synchronicznie ale odpychali się bo w końcu każde z nich chciało być pierwsze przy tym cholernym monolicie.


- Wyrzuciłeś rower! Bez roweru się nie liczy! - darła się wniebogłosy Norweżka na szczycie góry do Polaka który zdołał się już doczłapać gdzieś do jej brzucha i wdrapywał mozolnie się dalej. A w międzyczasie śmiali się i ciężko łapali oddech po ostatnim wysiłku.


- Rower jest na szczycie! A wygrywa ten kto dotknie skały! - odwarknął już nieźle pocieszony całą sytuacją. Czuł, że zdobywa przewagę. I, że ona chce odwrócić jego uwagę. Też jakby broniła się już trochę słabiej. Byli już ostatnie centymetry od skały. Może z krok może z pół. Nagle rzuciła się w przód próbując wyślizgać się spod niego. On też powtórzył ten ruch usiłując złapać jej wyciągnięte ramię by nie mogła dotknąć skały. uderzyli w skałę chyba w zbliżonym czasie. Może jakąś fotokomórką szło by dojść które z nich było pierwsze ale nie w takich warunkach.


- Wygrałem. - wysapał jej w twarz z odległości paru centymetrów pod nim.


- Ja wygrałam. - odparła patrząc na niego z bardzo ciekawymi błyskami w oczach.


Czuł wtedy się fantastycznie. Jeden z takich cudownych momentów które pamięta się do końca życia. Wzbierała w nim euforia a ostatnie minuty gdy się tak ze sobą zmagali, ocierali, łapali i odpychali, gdy czuł przez ten obcisły kostium jej rozgrzane, zdrowe, jędrne ciężko dyszące ciało także podniecenie. Czuł się brudny. Nie tylko fizycznie i na zewnątrz. Ona też była brudna. Umazana wodą z kałuż, mżawki, grudkami i chlapnięcie błota, z przyklejoną trawą. A jednak jakoś emanowała siłą, zdrowiem i seksapilem. Nie wiedział ani wtedy ani teraz co było tym języczkiem u wagi co przeważyło szalę. Ale tam, na szczycie góry, umęczony pod tym szaleńczym wyścigu, gdy ciężko łapiąc oddech leżał na niej, i wpatrywał się w jej zdyszaną, mokrą i spoconą twarz pocałował ją. A ona chętnie przyjęła ten pocałunek. A potem zaczęli się nie tylko całować i choć wszystko było jakieś takie nerwowe, pośpieszne, urwane to zapamiętał jako właśnie jeden z najlepszych momentów swojego życia. Dlatego potem miał taki problem i dylemat.


Chciał wyjechać. Już właściwie był na walizkach. Miał wolne bo już nie pracował. Ten rajd wpasowywał mu się świetnie w pożegnalną wycieczkę po Norwegii na jaką wcześniej nie miał ani czasu ani ochoty. I los z niego zakpił bo gdy był już właściwie jedną nogą na Wyspach to spotkał Ingrid. Ale ona nie chciała wyjeżdżać. Podobało jej się Oslo. I znali się bardzo krótko. Od tej lepszej, barwniejszej, ciekawszej strony. Ale krótko. Ostatnie paręnaście dni w Norwegii spędzili właściwie razem. Ale ostatecznie on wyjechał a ona tam została. Ale nie zapomniał jej ani o niej.


- To co Dave? Ścigamy się? - blondyna odstawiła szklankę i jakimś niespiesznie kocim ruchem ściągnęła z siebie sweter. Spod niego jakby przeszła metamorfozę bo gdy go rzuciła stała przed nim w tym obcisłym kostiumie rowerowym, uwalona wodą, trawą i grudkami błota tak jak wtedy to na tamtej górze zapamiętał.


- O kurwa… - mruknął Polak po polsku znów czując jak momentalnia żądza ogarnia go ponownie. Oblizał nerwowo nagle spierzchnięte wargi. Zrobił krok w stronę Ingrid gdy ktoś go popchnął czy trącił w plecy. Zabolało. Znowu w tym samym miejscu. Zgiął się mocno i upadł do przyklęku na jedno kolano. Ból wygiął go w łuk jakby ktoś tam z tyłu wyrwał mu właśnie jakiś ochłap. Otworzył oczy i gałęzie. Półmrok. Wyczuwał ostre, rześkie powietrze poranka. Półmrok szałasu. No tak, szałas. Ten co przygotowała Summer wczoraj. Do którego wrócili w nocy. Prawie nad ranem właściwie. No tak, tak. Pewnie, że tak. To już nie była “Pełnia”. Nie to miasto i nawet nie ten świat. Inny czas nawet jak to doszli razem do wniosku wczoraj. I Ingrid. Znaczy Summer. No nie, nie było jej obok. Widać już wstała. Aha i był w swojej postaci. Znaczy ludzkiej. Widać przez sen wrócili do ludzkiej formy. A w każdym razie nie pamiętał powrotnej przemiany.


Wyczołgał się na zewnątrz. Zobaczył niebo. Świt. Ranek. Otwarty nieboskłon. Słońce. Konary drzew nad sobą. No tak. Pewnie, że tak. Obóz. Obóz w lesie który przygotowała Summer i do którego jakoś się wbił niezupełnie bez zaproszenia. Widział też Summer. Też była dość markotna tego poranka. Ciekawe co jej się śniło. Czy też może żałowała czegoś z wczorajszego dnia? Że powiedziała coś czy nie, zrobiła albo nie. W kazdym razie poszła w las po królika. Słuch i reszta zmysłów znów mu się wyostrzyły. Widocznie ten eliksir Taminy przestawał działać. Już chyba odbierał świat jak wczoraj zaraz po przebudzeniu. W każdym razie jeszcze jakiś czas słyszał Summer nawet jak już jej nie mógł dojrzeć. Potem wróciła. Z królikiem. Zabrali się za tego króla a potem za szamanie go.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline