John spojrzał porozumiewawczo na towarzysza po czym skierował swój wzrok bezpośrednio na szabastozębnego. Jego spojrzenie momentalnie zlodowaciało niczym nagła burza lodowa. Jego twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. - Nie sądzę, żeby Twój pan był zadowolony z faktu, że próbujesz zabić mu gości poza areną - odpowiedział przechylając lekko głowę w bok jakby mówił to głąba. - I jeśli mam iść na arenę, to muszę zabrać parę rzeczy z pokoju. Słyszałem jednak, że ty za chwilę masz tam walczyć. Lepiej się nie spóźnij. Widzowie nie lubią czekać - John zmienił taktykę. Groźby przebierańca nie robiły na nim wrażenia. Zanotował ile czasu zajmuje wyciągnięcie ostrzy i wyszło mu, że zdąży skrócić dystans zanim tamten będzie w stanie zrobić z nich użytek. Poza tym, dwóch wyszkolonych agentów powinno sobie poradzić z tym konusem. |