|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
29-11-2016, 17:54 | #121 |
Reputacja: 1 | — Ponieważ w innym przypadku, spopieliłbyś mnie błyskawicą? |
30-11-2016, 14:11 | #122 |
Reputacja: 1 | Tong uśmiechnął się najlepszym uśmiechem amerykańskiego turysty. - Aparat, nie zapomnij o aparacie! - wyszeptał do Johna dobrze słyszalnym szeptem. - Tylko na momencik - rzucił w kierunku strażnika - My nigdy nie widzieliśmy Johnyego Cage'a. To nasza wielka szansa - po czym wytoczył najcięższą armatę - Proszę. |
30-11-2016, 14:37 | #123 |
Reputacja: 1 | John i Tong - Nie widzieliście i za chwilę możecie już nie zobaczyć - powiedział to wysuwając ze szczękiem ostrze i podsuwając pod nos Tongowi. - Chyba, że pójdziecie z tym swoim a’paretem na arenę. Tam go zabiję za parę chwil. John nie dostrzegł ani śladu łączenia ostrzy z ręką, wszystko wyglądało jakby wynikało między kości przedramienia. Co więcej, makijaż też by doskonały, mimo sporej wilgotności i temperatury nie rozpływał się, ani nie rozmazywał. Drachia - Mniejsze zło? - Mruknął Rayden pod nosem - Shokan zawsze byli honorowymi wojownikami, nie dziwię się że chcesz przeszkodzić w machinacjach czarownika. Masz swój rozum i go używasz. Zaryzykowałaś by honorowi stało się za dość. Dziękuję za ostrzeżenie w imieniu królestwa Ziemi. - Lekko skłonił się Drachi - Jeśli mogę prosić… dopilnuj by Lin Kuei nie nadszarpnęło bardziej honoru tego turnieju. |
30-11-2016, 19:34 | #124 |
Reputacja: 1 | Tong szturchnął Johna znacząco. - Jasne, jasne. Masz to u nas, szefie. Skierował się w kierunku areny czekając by brzydal odszedł. Taj poruszał się swobodniej niż przed chwilą. Ostatecznie byli gośćmi czarownika. Mogli wejść niemal wszędzie. Teraz tylko poczekać aż będą sami i będą mogli spróbować raz jeszcze dostać się do serca kryjówki Kano... |
30-11-2016, 20:01 | #125 |
Reputacja: 1 | Gdzieś mniej więcej na samym, absolutnym końcu spoczywała w Drachii chęć bicia się z Lin Kuei. Mogła jednak nie mieć wyboru; zdrowie Johnnego albo wierność Tsungowi. Wybór niełatwy, acz dylematu nie było. Już wybrała, stała tutaj, naprzeciw Raidena. |
01-12-2016, 15:25 | #126 |
Reputacja: 1 | John spojrzał porozumiewawczo na towarzysza po czym skierował swój wzrok bezpośrednio na szabastozębnego. Jego spojrzenie momentalnie zlodowaciało niczym nagła burza lodowa. Jego twarz przestała wyrażać jakiekolwiek emocje. - Nie sądzę, żeby Twój pan był zadowolony z faktu, że próbujesz zabić mu gości poza areną - odpowiedział przechylając lekko głowę w bok jakby mówił to głąba. - I jeśli mam iść na arenę, to muszę zabrać parę rzeczy z pokoju. Słyszałem jednak, że ty za chwilę masz tam walczyć. Lepiej się nie spóźnij. Widzowie nie lubią czekać - John zmienił taktykę. Groźby przebierańca nie robiły na nim wrażenia. Zanotował ile czasu zajmuje wyciągnięcie ostrzy i wyszło mu, że zdąży skrócić dystans zanim tamten będzie w stanie zrobić z nich użytek. Poza tym, dwóch wyszkolonych agentów powinno sobie poradzić z tym konusem. |
01-12-2016, 16:03 | #127 |
Reputacja: 1 | John i Tong - Och, zabierz, zabierz te rzeczy - powiedział zębaty osobnik - tylko się nie spóźnij, bo musisz być kimś ważnym skoro mieszkasz w pałacu. Straż! W zasięgu słuchu było co najmniej pięciu strażników. Ruszyli błyskawicznie w kierunku zębatego. Napierśniki, przy pasie miecze, do tego szpiczaste hełmy. - Tak panie? - zapytali trzymając dłonie na rękojeściach i patrząc kątem oka na intruzów. - Zabrać ich - powiedział zębaty. Drachia Po chwili zastanowienia doszła, że lord Rayden, Johny Cage i Liu Kang musieli zamienić komnatami. Skoro w tej był bóg piorunów, to miała szanse pół na pół przy sprawdzaniu kolejnej. Z komnaty Raydena usłyszała lekki trzask drzwi. Najwyraźniej wyszedł. Nagle bardziej dzięki przypadkowi niż czemu innemu, zauważyła ciemną sylwetkę.Tylko dlatego, że akurat ta prześlizgnęła się przez szczyt dachu i wyraźnie zarysowała się na tle wieczornego nieba. Parę chwil potem sylwetka zniknęła wśród cieni rzucanych przez kominy, wieżyczki i baszty. Kierunek Drachia jednoznacznie określiła. Sylwetka zbliżała się. A jeśli napastnik miał te same informacje co ona, to także wybierze komnatę Raydena… Tong i John - Zabrać ich - powiedział zębaty. - Do komnat, a potem odprowadzić na arenę. Wy trzej się tym zajmijcie, a wy wracajcie do obowiązków. Ruszył swobodnym krokiem w kierunku areny. Strażnicy tymczasem grzecznie ale stanowczo wskazali na pałac, dając do zrozumienia, że z szacunkiem będą szli dwa kroki za plecami gości. |
03-12-2016, 13:52 | #128 |
Reputacja: 1 | Obaj komandosi ruszyli do pałacu spacerowym krokiem. Trójka strażników szła dwa kroki za nimi . Trzeba było działać. Tong nawet wiedział jak. - Przerwa toaletowa! - ogłosił gdy tylko wyszli z zasięgu wzroku brzydala - Nie przeszkadzajcie sobie. Ty! - wskazał na jednego ze strażników - Chodź ze mną skoro nie możecie spuszczać nas z oka. John, zaraz do was dołączymy. Taj miał szczery zamiar oddalić się poza zasięg wzroku strażników i skutecznie obezwładnić tego, który mu towarzyszył, paskudnym ciosem w splot nerwowy na szyi. Następnie porządnie ukryć ciało i biegusiem wrócić do Johna. Razem w try miga poradzą sobie z pozostała dwójką. Trzeba było tylko uważać by nie dać się zauważyć. Ale, jak widział Taj, tu nie było kamer. Prosta sprawa. -Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi...bo nie jesteś sam - nucił Bestia. Niestety nie był sam. Ale to się zaraz zmieni. Jeszcze dwa kroki. Jeszcze jeden... |
03-12-2016, 18:42 | #129 |
Reputacja: 1 | Dało się wymyślić masę opcji i metod, jak poradzić sobie ze skrywającym się pośród cieni napastnikiem. Mogła na przykład zasadzić się na niego w pokoju i zaatakować, gdy ten wejdzie. Mogła również spróbować zupełnie innego podejścia i okłamać go, że sama również próbowała zabić Johnnego, ale nie było go w pokoju. Drachia nie miała do tego cierpliwości. |
05-12-2016, 23:57 | #130 |
Reputacja: 1 | Drachia Nagle Drachia zatrzymała się, intruz wynurzył się z cienia bliżej niż spodziewała się go. Ubrany na czarno, sprawiał wrażenie kurdupla przy rosłej shokance. - Nie wiedziałem, że ktoś ma mi pomóc - powiedział cicho głosem stłumionym przez maskę. - Dam sobie radę, zeskocz z dachu. Drachia skinęła głową doceniając pomysł i ruszyła w kierunku krawędzi. W momencie gdy zrobiła krok w otchłań uświadomiła sobie, że coś tu jest zdecydowanie nie tak. Ciężko wylądowała i potoczyła się po trawie, łydka rwała jak cholera. |