Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2016, 17:44   #25
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Stanton przekonywanie d20=krytyczna porażka


Inżynier ruszył sprintem w kierunku szykującego się do odlotu frachtowca Pośredników, minął pędem stróżówkę ochrony i punkt celny. Starał się przybrać postawę i minę jakby totalnie miał prawo tam być, ale ciężko było stwierdzić, jak mu to wyszło. Wpadł do zatoczki, która mieściła odlatujący statek gwiezdny i zdążył już nawet zacząć zagadywać jednego z załogantów, gdy od tyłu mocno ucapiły go silne ramiona i szarpnęły w tył.

-Zaraz gagatku! Kontrola celna!

Usłyszał kliknięcie metalu kajdanek, które jeden z trzech celników już najwyraźniej szykował, by wsadzić mu na nadgarstki. Gęby umundurowanych funkcjonariuszy wyglądy na twarde, nieprzejednane i niezbyt skore do negocjacji. Załogant statku pośredników przez ułamek sekundy wydawał się zastanawiać, czy nie cofnąć się i nie pomóc przybyszowi, ale najwyraźniej stwierdził, że nie chce problemów i nie może marnować czasu. Wzruszył ramionami i zniknął mu z pola widzenia oddalając się w kierunku lądowiska. Inżynier usłyszał wizg startujących silników.

Wiedział, że poszło fatalnie. Włączył komunikator by jego kompan słyszał rozmowę. Każdy zwykły obywatel zostałby już zakuty w kajdanki. Które i dla Stantona były już szykowane. Zagrał w ostatnią kartą jaka wpadła mu do głowy. Taki celnik może się obawiać kłopotów i masy papierkowej biurokratycznej roboty. Pokazał mu znak gildii kupieckiej z oznaczeniem inżyniera.
- Panowie jestem inżynierem, w drodze do pilnej naprawy w siedzibie rodu Xantippe. Od tego zależą ludzkie życia! Nie chcecie się później z tego tłumaczyć. Widzicie czym przyleciałem -wskazał palcem na złote berło. Taki cud techniki musiał robić wrażenie. I aż krzyczał do oglądających “posiadacz ma wieeelkie wpływy i kasę”
- Tam idzie panicz Ali Al-Malik on wam wszystko wyjaśni. Puśćcie mnie nie chce mieć kłopotów ze szlachtą i wy też nie.
Patrzył na reakcję celników. I widząc choćby ślad wahania chciał zerwać się do biegu. Póki statek się nie oderwał do ziemi miał szansę.

Słysząc o szlachcicu i członkostwie w Gildii Kupieckiej celnicy jakby złagodnieli, nie mieli jednak najwyraźniej zamiaru złagodzić chwytu na jego ramieniu i nadal trzymali w pogotowiu kajdanki.
- Prawo to prawo - rzekł posiwiały lekko brodacz o rosłej żołnierskiej posturze, który zdawał się być przełożonym pozostałej dwójki. Widząc jednak zbliżającego się w oddali, bogato ubranego szlachcica, który musiał usłyszeć rozmowę w komunikatorze, dodał jednak pojednawczo - Jeśli to sprawa gildyjna, odstąpimy jednak od zatrzymania, jeśli przy poprawnej odprawie celnej nie doszukamy się żadnych nieprawidłowości. - wskazał mu kierunek, z którego przybiegł. - Proszę wrócić do swojego statku, od razu wyślę tam urzędnika, by jak najszybciej załatwić formalności.

W tym momencie przybył też szlachcic i chwyt na ramieniu inżyniera został zwolniony. Problem w tym, że Stanton nie miał już gdzie biec, potężna sylwetka frachtowca uniosła się już nad poziom dachów portu gwiezdnego. Z silników buchnęły jonowe płomienie i pojazd wystrzelił ku chmurom. Zasapany trochę Ali spojrzał ku niebiosom.
- Zaprawdę mało brakowało, nikt nie może ci zarzucić, że nie próbowałeś wszystkiego, by zdążyć, mój ty uskrzydlony miłością przyjacielu.
- To nie koniec. - powiedział Stanton z zacięciem na twarzy. Po czym jego mina złagodniała. - Ja się tam muszę dostać, Ali. Mam dobre kontakty z Pośrednikami zarówno jako członek gildii jak i inżynier prywatnie. Będę szukał transportu do upadłego. Zaraz spróbuję skontaktować się z nimi i z gildią. W stolicy był też jakiś wolny strzelec co stracił robotę u Decadosów. - Stanton nie zamierzał się poddawać.

Ali westchnął tylko ze współczuciem i poklepał przyjaciela po plecach. Piętnaście minut później byli już po odprawie w porcie gwiezdnym.
- Stantonie, nie żebym nie wspierał w pełni twej wzruszającej sercowej krucjaty… Alem zmęczony ponad miarę, odwiedzę rodzinę i znajomych, może przy okazji dowiem się czegoś o jakimś wolnym statku. Jeśli miałbyś już dzisiaj nie znaleźć żadnej okazji do odlotu, to tylko daj znać, a załatwię ci zacne lokum! Ostatnio, gdy tu wizytowałem wskazano mi na usługi Madame La’Dai zmysłowej mistrzyni lihalańskiego masażu relaksacyjnego! Powiadam ci bracie nie z mej krwi! Tego ci właśnie teraz potrzeba, by spojrzeć na całą sprawę spokojniej! Ty się zamęczysz!

- Dziękuję bracie za wszystko. - Stanton serdecznie go uściskał - Miłość ponoć odbiera rozum nie przeczę. Jednak i uskrzydla! - powiedział ze śmiechem - Więc miejmy nadzieję, że wyniesie mnie na księżyc Choms.

Aleksiej

Obudził się z jeszcze większym bólem głowy, przywiązany liną do krzesła. Zamrugał. Miguela chyba nigdzie tam nie było. Bardzo blisko obok niego stały dwa zsunięte, dużych rozmiarów stoły, niemal całe pokryte równo rozstawionymi i pieczołowicie posegregowanymi… narzędziami, niektóre z nich przypominały piły, inne szpikulce, jeszcze inne nie przypominały nic, co kapłan widział do tej pory. Były tam dziwne kule i wymyślne sprężyny… lepiej było nie myśleć o ich zastosowaniu.

Najdziwniejsze było jednak to, że wydawało się, iż poza Aleksiejem nikogo tam nie było. Wydawało się, że gdzieś bardzo daleko rozbrzmiewają jakieś przytłumione nawoływania i krzyki, dał się słyszeć hałas, wszystko było jednak daleko od pokoju, w którym się obecnie znajdował i rozbrzmiewało tylko dzięki echom w korytarzach podziemnego kompleksu.

Aleksiej oddychał szybko i urywanie. Serce biło mu z równie wielką szybkością, wybijając rytm dla jego świszczącego oddechu. Bał się narzędzi wokół siebie, był przywiązany i bezbronny. Samotność cieszyła go, ale wiedział, że wkrótce zostanie poddany torturom i być może nie opuści tego pomieszczenia żywy. W myślach zaczął składać gorączkowe modlitwy do Wszechstwórcy. Wiedział, że niektórzy - bardzo potężni - kapłani byli w stanie przywoływać anioły, by przynosiły pomoc w potrzebie. Teraz potrzebował takiej własnie interwencji.

Modlitwa pomogła mu wyciszyć swój umysł i uspokoić skołatane nerwy. Wydawało się, że jego zmysły znów się wyostrzyły, a serce przestało walić jak młot paraliżując strachem jego członki.

Brak kary do percepcji.

O dziwo jednak jego kat nadal się nie zjawiał. Wcześniej rozbrzmiewał chyba jeszcze jakiś harmider, gdzieś daleko na granicy słyszalności, ale teraz od paru chwil było już zupełnie cicho. Czyżby to było też formą znęcania się nad nim, pozostawienie go sam na sam z narzędziami? Trzeba przyznać, że były jednak zadziwiająco blisko, gdyby rozhuśtał krzesło i rzucił się nim w bok, może udałoby mu się zrzucić coś ostrego ze stołu, tak by wylądowało to koło niego w zasięgu ręki, nogi, czy zębów… z drugiej strony raczej daleko mu było do atlety i mistrza koordynacji ruchowej, jeszcze zrobiłby sobie krzywdę i narobił hałasu powodując, że ewentualne kat byłby dla niego jeszcze mniej litościwy. Serce znów zaczęło mu bić szybciej, jak każdej zwierzynie, która ujrzała - nawet najmniejszą i najbardziej desperacką - ścieżkę ucieczki od okropnego losu.

Aleksiej rozmyślał przez chwilę. Mógł tu czekać na tortury, lub choć spróbować się wyzwolić. Podjął drugą decyzję i zaczął się huśtać, mając nadzieję, że uda mu się przeciąć więzy jednym z ostrych narzędzi.

Aleksiej sprawność d20(+4 łatwy)= 4 sukces!


Poszło mu zaskakująco dobrze! Rozhuśtane energicznie krzesło uderzyło mocno w stół zrzucając z niego parę narzędzi, z których dwa, szpikulec i dziwaczna piła wyglądająca jak przerośnięty nóż do sera wylądowały zaraz koło niego. Udało mu się też z krzesłem upaść tak, by mieć żelastwo z grubsza w zasięgu nogi i dłoni. Narobił trochę hałasu, ale chyba nie za dużo. Pozostało już tylko spróbować użyć skrępowanych członków, by jakoś podsunąć do siebie narzędzia i się nimi posłużyć.

Aleksiej sprawność d20(+4 łatwy +2 za poprzedni sukces)= 20 krytyczna porażka


Próbował, próbował, ale mimo ogromnej koncentracji i wysiłki koncepcyjnego nie był w stanie chwycić narzędzi wystarczająco pewnie, by przeciąć więzy. Na domiar złego w napadzie frustracji odepchnął dziwaczną piłę za daleko od siebie i teraz nie mógł jej chwycić. Leżał tak skrępowany, wyczerpany i bezsilny.

I wtedy usłyszał kroki. Powolne i posuwiste. Szurające. Zatrzymały się przed drzwiami.

Aleksiej percepcja d20= 19 porażka
Aleksiej Teurgia d20= 19 porażka


Klamka drzwi poruszyła się powoli. Do środka, utykającym, chwiejnym krokiem wpadł jego kompan z celi, okropnie zniekształcony przygarbiony dziad. Rzucił się na niego, sycząc przeraźliwie i wymachując pazurzastymi łapskami. Ale to nie był skok! Zatoczył się i padł jak długi, sapiąc z bólu. Całe jego ciało pokryte było świeżymi ranami, niektóre miejsca wyglądały jakby zwierzęta żywcem wygryzły z niego mięso, nie wiadomo jakim cudem miał w ogóle siłę, by się tam doczłapać. Machnął jeszcze bezsilnie pokrzywioną łapą i zamarł. Chyba martwy. Na zewnątrz, za otwartymi drzwiami panowała idealna cisza.

W końcu, po paru chwilach wydających się wiecznością, udało się Aleksiejowi chwycić piłę i dokończyć piłowanie więzów.

Holly powili wstał. Podszedł ostrożnie do dziada i sprawdził czy żyje. Z jednej strony bał się go, z drugiej było mu go żal. Znał modlitwy leczące i był w stanie użyć ich na starcu, nawet, jeśli to nie był zbyt dobry pomysł.

Aleksiej teurgia leczenie d20(-2 poważne rany)= 10 porażka


Wydawało się, że gorąca modlitwa zaczynała działać, niektóre rany na ciele zmasakrowanego dziada zaczynały się lekko zasklepiać, jednak było już za późno. W momencie, w którym dusza opuściła ciało dziwaka, przestała na niego spływać łaska Wszechstwórcy. Pozostał sam na sam ze świeżymi zwłokami.

Aleksiej medycyna d20= 9 sukces


Znał się jednak na ludzkim ciele i mógł spróbować zdiagnozować, co też przytrafiło się nieszczęśnikowi między ich ostatnimi spotkaniami. W dwóch miejscach przy skrajach ran dało się dostrzec ślady ugryzień, niepokojące było to, że wyglądały jakby mogły pochodzić od zębów… ludzkich. Ale nie były to jedyne rany, widać było tam zarówno stłuczenia, jak i długie zranienia sugerujące rany cięte, zadane być może różnymi przedmiotami. Nie widać było ran postrzałowych ani poparzeń. Duża ilość naskórka pod paznokciami dziada mogła sugerować, iż nie poddał się bez walki.

Aleksiej zamknął oczy biedakowi i odmówił krótką modlitwę nad jego zwłokami. Był szaleńcem i chciał go zaatakować, ale Eksatonikowi i tak było go żal.

Po modlitwie Aleksiej uzbroił się w jedno z ostrzy, które miały służyć do tortur i ostrożnie wyszedł z pomieszczenia. Jeśli ktoś czekał na niego za drzwiami, to Holly mógł się przynajmniej bronić.
 
Tadeus jest offline