Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2016, 09:44   #45
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Błądził. Otwierając oczy nic nie widział. Zamykając przeciwnie. Ból promieniujący ze wszystkich członków skutecznie tępił świadomość. Dźwięki rozjeżdżały się ze sobą krzyżując ze wspomnieniami. Dziwny świst. Kruk. River. Marco…
W tym całym bólu czuł też coś innego. Palce mrowiły go od jakiegoś dziwnego nieznanego mu wcześniej uczucia. Jak tej nocy. Gdy ją obejmował. Nieprzytomną. Bezbronną. Gdy wiedziony rozbudzonymi przez tamtą kobietę instynktami błądził w ciemnościach dłonią po nagiej skórze River. Jego River. Jego jedynej, ukochanej River… Ale to mrowienie było mocniejsze. Też pochodziło gdzieś z głębi. Ale było bardziej namacalne. Jakby czas lepił się do jego opuszków, gnąc się i ciągnąc zupełnie swobodnie i naturalnie. Jak jakiś sen pamiętał Marco. Głos Feniksa kruszył jego kości, ale ku swojemu zaskoczeniu Robin nie pozostawał mu dłużnym. Zagarniając z otoczenia pełnymi garściami kwanty czasu tłukł nimi w mężczyznę ile sił. Ale ciemność i tak zapadła. Wraz z bólem. Zagubieniem. I samotnością. River nie żyła. A w nim nie było już nawet odrobiny siły by chcieć się temu faktowi sprzeciwić. Mógł tylko leżeć. I wodząc jedną dłonią po podłodze i oddając się spokojnemu wyobrażeniu, że nadal czuje ciepło i nagość siostry. Drugą po swoim kroczu skupiając się już tylko na jednym doznaniu. I pewnie by to kontynuował gdyby nie ten świst. Jedyny dźwięk, który w tych ciemnościach był ciągły i miarowy. I nie mógł być wspomnieniem.
- Czy ktoś tu jest?
- Witaj chłopcze. -
usłyszał znajomy męski głos. Co prawda teraz nie brzmiał władczo, była w nim też jakaś świszcząca nuta, mogąca wskazywać na chorobę lub wysiłek, jednak i tak Robin rozpoznał go bez problemu. Generał Daio - człowiek przez którego się tu znaleźli.
- Pan… - Nie wiedział dlaczego, ale nie zezłościł się. Ten, który ich tu przywiódł był tutaj. Tuż obok. A Robin mimo to był nadal zupełnie spokojny - Dzień dobry, panie generale. W jaki sposób numer 12 może się dziś przysłużyć Novum?
- Nie żartuj chłopcze. -
odpowiedział tamten. Wydawało się, że mówi przy tym z jakąś dziwną trudnością. - Jak sobie radzicie?
- Dostatecznie panie generale - odparł niezrażony prośbą Robin. Coś go w tym świszczeniu niepokoiło, ale nie na tyle, by zrezygnować z przyjemności - Stan osobowy drużyny w stanie operacyjnym: 3. Wypoczęci, acz rozbrojeni. Status pozostałych: Numer 19, zaginął. Numer 12, uwięziony. Numer 13…
Spokój… Teraz to czuł. Spokój był sztuczny. Narzucony. Był jak żelbetonowa tama na którą naparła teraz cała cholerna Amazonka.
- Numer 13… nie żyje.
- A Alreuna? I pozostali? -
zapytał Daio.
- Nie wiem - Robin odpowiedział dopiero po chwili.
- Więc nie na wiele mi się przydasz. - westchnął generał.
- A pan, panie generale? - spokojne pytanie ponownie zabrzmiało dopiero po chwili wypełnianej jedynie przez ten chorobliwy świst.
- Wiedzą, że więcej ze mnie nie wycisną. Pewnie zdechnę. Albo gorzej.
- Ja pytałem -
odparł powoli chłopak - czy pan się na wiele komuś przydał.
Ton jego wypowiedzi nie sugerował o dziwo zarzutu. Raczej zrezygnowaną ciekawość.
- To dopiero czas pokaże. - odparł zagadkowo starszy mężczyzna - Słyszałem plotki o psionikach “samosiejkach” ale nie wierzyłem im. A teraz... teraz jest za późno na wszystko. Wiem, że nie mam prawa, ale chciałem cię o coś prosić. Ci ludzie... naukowcy. I Alreuna. Oni są ważni. Ważniejsi niż ty, ja, wszyscy z Novum. To oni odbudowują naszą rasę. Jeśli ktoś przeżył... choćby ta dziewczyna, Amna. Ona potrafi więcej niż myśli. Alreuna natomiast... jest dobrym człowiekiem. Dla was też była dobra. Zawsze. Nawet gdy groziłem, że ją odsunę od projektu, dbała o was.
Robin parsknął śmiechem.
- Zabawne. Czas pokaże…
Czy naprawdę dorosłość była taka dziwna? Ktoś sobie coś wymyśla i już na zawsze w to wierzy? Marco w siłę. Arleuna w dobro. Daio w przetrwanie. Może to rzeczywiście jest takie proste? Ależ ten spokój jest przydatny. Normalnie by się zezłościł na generała za te bzdury godne typowego czarnego bohatera. A teraz się nad nimi zastanawiał.
- A wie pan panie generale, że Atol chyba przeżył?
Jakoś teraz ten wniosek wydał mu się oczywisty. I ciekawiło go jakim znajdzie go generał perorujący nad imperatywem odbudowy rasy.
Mężczyzna milczał. Odezwał się dopiero po chwili.
- To już nie jest Atol.
- Czyli nie na wiele się już panu przyda... - pokiwał głową w ciemności Robin. Zaraz jednak dodał - Co to za prośba generale?
- Chroń Alreunę. I pozostałych, jeśli dasz radę. Oni są naszą przyszłością.
Tym razem to chłopak milczał. Zastanawiał się. Czym teraz już bez River może być ta “nasza przyszłość”. Do tej pory było to jasne. Uwolnią się od Projektu, Novum, czy miasta Feniksa i dowiedzą się co się stało z ich tatą. Proste. Nigdy nie chciał być narzędziem w niczyich rękach. Już podczas Projektu niektórym się zdawało, że będzie. W Novum chyba wszystkim się tak zdawało. Miasto Feniksa uwieńczyło ten ciąg. Nieprzydatność River, a raczej jej szkodliwość w postaci zabitego starucha, przyniosła jej śmierć. A teraz generał znowu swoje. Najważniejsza jest przyszłość rasy.
Uniósł się jęknąwszy z bólu ze swojej pozycji i ostrożnie podpełzł w kierunku, z którego dobiegał głos Daio.
- Generale… jest pan tu?
Macał ostrożnie rękoma przed sobą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline