Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2016, 10:01   #19
Ognos
 
Ognos's Avatar
 
Reputacja: 1 Ognos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skałOgnos jest jak klejnot wśród skał
Made by: Obce & Caleb & Ognos

Cyric przypatrywał się scenie z boku w milczeniu. Pręga na jego twarzy piekła niemiłosiernie, a ręce związane za plecami całkowicie mu zdrętwiały. Co się tutaj do zmorfiałej cholery dzieje?! - przemknęło mu przez myśl - to jest jeden wielki cyrk ożywieńców… W jednej chwili był sam na sam z oprawczynią Skilthry, teraz stał już nie tylko w jej towarzystwie, ale i swojego Ojca i Mistrza zarazem. Osoby, której najmniej się spodziewał w tym momencie i w tymże miejscu. Patrzył na spalające się zwłoki swojego przybranego brata. Smród wypełniał całe pomieszczenie i tępym bólem wdzierał się w nozdrza. Uszy dostawały skrętu od paskudnego wycia płaczek, które odbijało się od kamiennych murów i wbijało w czaszkę niczym sztylet w miękkie ciało ofiary. Czekał niecierpliwie na to co powie Brown o jego osobie. Wiedział, że starzec uznaje go za najlepszą osobę w gildii, tym bardziej teraz po śmierci Baltarysa, który był jedyny z kim można go było porównywać. Wiedział również, że Brown ma nasrane w swojej głowie i może powiedzieć wszystko, co mu ślina na język przyniesie w przypływie chwili. Czekał…


- Jest pojętnym uczniem - powiedział nagle Brown.
Tylko tyle i aż tyle. Takie słowa z jego ust znaczyły bowiem bardzo wiele.
- Zakładam że nie jesteś tutaj jedynie ze względu na śmierć brata - teraz zwrócił się bezpośrednio do niego.


Serce Cyrica na chwilę przestało bić. Przynajmniej tak mu się wydawało. W jednym momencie w ustach zrobiło mu się sucho i myślał, że straci przytomność. Brown zaszczycił go komplementem jakiego nigdy nie usłyszał przez całe swoje życie i to jeszcze odważył się na taki gest przy postronnej osobie. Kolejna wypowiedź jednak orzeźwiła chłopaka niczym strzał z pejcza Nekri w drugi policzek.


- Ja w przeciwieństwie do Ciebie Mistrzu przez nikogo nie zostałem zaproszony na tę jakże uroczystą okazję. - Spojrzał na ojca z wyrzutem. - Widzę, że jednak nie byłem tak blisko Baltarysa jak ty i nie zasłużyłem na to zaproszenie. Co również udało mi się zauważyć, że ciebie traktują tutaj jako gościa dużo lepiej niż mnie. - Odwrócił się do niego plecami na chwilę, żeby pokazać więzy na swoich nadgarstkach, po czym spojrzał na Nekri, próbując wyłapać jej reakcję. - Tak se wpadłem tutaj zobaczyć, jaka historia zostanie przypisana do Baltarysa o jego śmierci. - Zatrzymał wzrok na miejscu, w którym jeszcze niedawno była widoczna rana na ciele brata.


Brew mistrza zabójców uniosła się. Tak se wpadłem? Do Nekri nie przychodziło się ot, bo człowieka naszło. Było to co najmniej podejrzane i bliskie lekceważeniu osoby Browna. Odwrócił się w stronę egzekutorki.


- Wystarczyło ulicy posłuchać - warknęła oprawczyni krótko, odrzucając zasadność jego tłumaczeń. - Widzisz, Brown, pojawił się malutki problem. Tyci - uściśliła jadowicie, pokazując palcami odległość może jednego cala. - Twój pojętny uczeń zdążył wykrzyczeć publicznie, że tagmata mu brata zajebała, zdążył mi kłamać nieudolnie i wysuwać roszczenia, do których nie ma prawa. Jak teraz, gdy oczekuje, że będzie traktowany na równi z tobą - doprecyzowała z fałszywą słodyczą, za którą gotowała się zupełnie inna emocja. Nie oderwała spojrzenia od Browna nawet na moment, sylwetkę Cyrica trzymając jedynie z polu widzenia. - Wiem też, że zdążył Amber głowę urżnąć zamiast zwykły rabunek upozorować. Rozumiesz? Ktoś tu jest kretynem. Ktoś daje dupy. Albo pojętny uczeń, albo zły nauczyciel.


Wiedział że daleko było jej od rzucania słów na wiatr. Cokolwiek mówić o Vasanistissie, nie uciekałaby się do tak bezpośredniego kłamstwa. Działała jak bezlitosna machina, a zmyślanie scenariuszy było w jej przypadku zwykłym marnotrawstwem czasu i energii.
Mimo tego, ostatnie słowa przypaliły go niczym rozgrzana pieczęć do znaczenia bydła. Spojrzał wprost na pokrytą tatuażami twarz. Przez chwilę skóra na jego policzkach naciągnęła się. Tylko ten pozornie mały gest świadczył o złości. Głos Browna pozostawał bowiem stonowany.
- Jeśli obraził cię we własnych włościach, ukarz go. Obydwoje wiemy że masz do tego prawo. Ale nie ucz mnie jak obchodzić się z własnymi dziećmi. Ja mu przydzielam obowiązki i z nich rozliczam.
Mówiąc o Cyricu, nawet nie spojrzał w jego kierunku. Był na niego zły, lecz ani myślał rugać ucznia przy Syntyche. Jeszcze czego żeby dał kobiecie tę przyjemność.


Cyric nie spodziewał się takiej reakcji Browna. Kamień spadł mu z serca, gdy zauważył, że mistrz i ojciec staje za nim murem. Nie interesowało go już, czy musiałby ponieść jakąś karę za obrażenie majestatu, jej wysokości, jaśnie pani oprawczyni, jak to zaproponował. Jedno pytanie wisiało mu w głowie: Jak to dalej pociągnie Syntyche i jak się to dla niego skończy? Nawet na niego nie patrzyli, nie miał nic do powiedzenia. Przynajmniej na razie, w tej chwili.


Nekri sapnęła na to przez nos, aż wydęła się czerwona chusta.


- Więc tresuj go lepiej - wycedziła, wskazując podbródkiem milczącego Cyrica. - Skoro puszczasz go luzem, wytresuj go lepiej. Albo daj mi na tresowanie.


Przymrużyła czarne ślepia, przechyliła się ku starcowi, jakby chciała się upewnić, że żadne słowo nie umknie jego uszom.


- W dupie mam obrazy swoje i cudze, wiesz o tym. Ale za ten jego długi jęzor winnam go na egzekucyjnym wywiesić, problemów nam oszczędzić. Ale lubię cię - oznajmiła Brownowi bez śladu sympatii w głosie. - Choć tylko morfa wie dlaczego. Dlatego jak dla mnie są dwa wyjścia. Prostsze: młody idzie na stół w Przyzamczu. Dziś. Teraz. Tracisz narzędzie, ale zyskujesz spokój a tagmata winnego. Kończysz pachnący różaną perfumą, bo stać cię było na wydanie przybranego syna. Lub też tu i teraz dajesz mi imię i gwarant, że w ciągu dwóch dni tego kozła wystawisz i odżegnasz się od niego. Ten kozioł musi jednak przejść wpierw przez ręce tagmaty. Żeby uwierzyli, pobawili się nim, odpieprzyli od ciebie i przestali szukać winnego. Za jedno mi kto zdechnie za twoją zemstę, ale ma być spokój.


Zaczęło się - pomyślał Cyric. Nie wiedział w co Syntyche gra i jakie ma plany wobec niego. Nie było mowy, że odpuściła sobie to z czym Cyric do niej przyszedł. Nie żywił co do tego nawet złudnej nadziei, jak dziewica licząca na księcia w łożu. Wiedział, że prawdopodobnie w najbliższym czasie, dziś, może jutro najpóźniej, już tylko jeden z nich będzie oddychał tym zmorfiałym powietrzem dziury Skilthry. On, lub Brown. Wyprostował się, ignorując ból w ramionach i plecach. Patrzył prosto na Brown’a dając mu swoją postawą do zrozumienia, że nie pozwoli z siebie zrobić kozła ofiarnego.
 

Ostatnio edytowane przez Ognos : 03-12-2016 o 10:04.
Ognos jest offline