Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2016, 13:36   #20
Caleb
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Deklaracja że Nekri go na swój sposób lubiła, zaskoczyła starca. Czuł że obydwoje na pewien sposób szanowali się, inaczej nigdy nie szliby na porozumienia. Ale wyraz jakiejkolwiek sympatii był czymś zgoła innym. Szczególnie ze strony tej kobiety, która zdawała się dbać bardziej o zapasy popielnika niż opinie ludzi.
Podrapał się po szorstkim policzku i zrobił parę kroków, dając znać że się namyśla. Trzaskające od żaru kości Baltharysa były już tylko tłem. Przestał o nie dbać. Spojrzał na Cyrica. Co on sobie wyobrażał? Że może wparować tutaj i rozmawiać z Syntyche niczem przy południowej herbacie?
Potrzeba mu było skupić. Wino mąciło w głowie, musiał to wreszcie przyznać przynajmniej przed sobą samym. Wino i… te dziwne myśli które ostatnio go nawiedzały. Wydawało się jakby pochodziły gdzieś z zewnątrz. Wpełzały mu do środka czaszki, coraz szepcząc dziwne rzeczy. Z trudem odsunął je na skraj świadomości. Ale wciąż tam tkwiły, powoli zdawał sobie z tego sprawę.
Zatrzymał się.
- W pewnym dalekim królestwie powiedział ktoś: dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie. Niech to ci poświadczy za odpowiedź.
Nie wiedział co tam młody sobie niniejszym roił i mało go to obchodziło. Po tym wszystkim Brown tylko nabrał podejrzeń wobec intencji osób wokół niego. Ale fakt pozostawał taki, że Cyric był na trzonie jego małej armii. I miał mu jeszcze posłużyć, przynajmniej jakiś czas. Posiadał u starego dług i już w jego osobistym interesie było dopilnować, by go potem spłacił. Spojrzał na oprawczynię.
- A teraz uwolnij mojego człowieka z łaski swojej.
Pokręciła powoli głową.
- Daj mi imię, Brown - wykrzywiła pod chustą usta w grymasie, którego nie mógł odczytać.
Przez głowę Browna przeszło parę imion. Cmoknął ostentacyjnie. Nie lubił gdy się go popędzało, toteż intencjonalnie przedłużał ten moment.
Bowiem w kilka uderzeń serca wiedział kogo typować. W kryptach pod swoją siedzibą wciąż błąkał się zbłąkany ptaszek. Starzec zsyłał tamże sługi (bo już jego dziećmi być przestali), które nie podołały jego rozkazom. Mając skromny zapas pożywienia, mogli szukać wyjścia lub tam sczeznąć. Jeszcze czekając na sygnał od Nekri, słyszał jego szloch z niższych poziomów. Płacz, nie śmiech. Znaczy że jeszcze rozumu nie postradał. Brown potrafił natomiast w swym królestwie odnaleźć każdego, nawet pośród mrocznego labiryntu. Nie mógłby zasnąć gdyby kiedyś nie przetrząsnął każdego zakamarka podziemi.
Facet musiał już być tak zdesperowany, że przystałby na wszystko tylko by znów ujrzeć tarczę słońca. Nie było szans, aby zadawał durne pytania. Może nawet w swej głupocie uznać miał to za akt łaski. Doprawdy, ironia potrafiła mieć słodszy smak niźli letnie wino.
- Nazywa się Theodric. Był moim człowiekiem. Dość rzec, że na tyle kompetentnym, aby powierzyć mu ważne zadanie i drugie tyle durnym, żeby je spieprzyć. Przygotuję ci go tak, że sam tej historii wiarę da.
Popatrzyła mu w oczy, popatrzyła gdzieś ponad jego prawym ramieniem, popatrzyła na Cyrica i - w końcu - na płonący wciąż stos. Pokiwała głową.
- Dobrze.
Bez dalszego słowa wyminęła starego nim na moment zatrzymała się koło chłopaka. Mogła milczeć, ale spojrzenie jej oczu było aż nadto wymowne.
- Dwa dni - przypomniała już przez ramię, kierując się w stronę wypełnionej półmrokiem kolumnady, w której znajdowało się wejście do sali.
Brownowi coś nie dawało spokoju. Być może była to kwestia o małym znaczeniu. Czuł jednak, że rzecz o której myślał będzie mu się wwiercać w głowę. I nie przestanie, dopóki zwyczajnie o nią nie zapyta. Popatrzył na plecy oddalającej się Nekri. Wrócił za nią i zatrzymał obok, żeby nachylić się i wyszeptać słowa słyszalne tylko dla kobiety.
- O jakich jego roszczeniach mówiłaś?
Po odwróceniu się Brown zauważył człowieka oprawczyni. Nie pamiętał jego imienia, ale widział go już kilka razy w jej towarzystwie. Stał przy wejściu do pomieszczenia, wyraźnie zniecierpliwiony, strzelał nerwowo oczami we wszystkich kierunkach.
Nekri sapnęła przez nos wyraźnie niekontenta, machnęła do łysego mężczyzny w szybkim geście. “Moment”.
- Nie słyszałeś? Chce szacunku. Poważania. Respektu przynależnego dorosłym. Ale traktujesz go jak >dziecko< - Ostatnie słowo wypluła z siebie jak obelgę - I dzieckiem jest, choć dawno powinien być już mężczyzną. Tyle - wzruszyła ramionami, uznając wyraźnie, że temat nie jest wart większej ilości słów - Bywaj, Brown - wyminęła go kolejny raz ruszając w stronę swojego człowieka.
Nawrócił, aby tym razem podejść do podopiecznego.
- Coś ty sobie wyobrażał? Nie zdajesz sobie sprawy do kogo przyszedłeś. Myślałem że dość cię nauczyłem - syczał na ucznia.
Jeśli tamten nie został uwolniony, mistrz zrobił to teraz. Następnie poprowadził go do żarzących się zgliszczy. Wskazał na rozgrzane do czerwoności węgle.


- Pamiętasz co ci niejednokrotnie mówiłem. Kara oczyszcza i uczy pokory.
Stali tak dłuższą chwilę przed strzelającymi płomieniami.
- Włóż tam rękę - odczekał cierpliwie i dodał jeszcze - Czy wyglądam jakbym żartował? Tylko nie dość długo. Zwinność twoich dłoni jeszcze się na coś przyda.
Otrzeźwienie na Cyric’a spłynęło niczym płomienie głaszczące jego lewą dłoń zbliżającą się do źródła ognia. Syknął z bólu, pot pokrył jego zmarnowaną twarz i zaczął skapywać po brodzie prosto do ognia. Widział w nim odbicie chłopaka, który w ciągu ostatnich dni uciekał śmierci spod kosy, lecz zaczynają mu się kończyć zaułki, w których mógłby się schować. Czuł się po wydarzeniach sprzed kilku godzin jak trup, który sam się wystawił pod topór kata. Nie minęły trzy uderzenia serca a wyszarpnął dłoń z paleniska. Brudno-biały kolor skóry zamienił się na czerwony, pokryty pęcherzami od oparzeń. Zanim Cię zabiję stary skurwysynie, to Cię powieszę i spalę od stóp do głowy. Będziesz się chuju wędził jak szynka na Kwadracie. - spojrzał na Brown’a, czekając na dalsze instrukcje. Nie wiedział co Nekri mu przed chwilą powiedziała. Podejrzewał najgorsze…
Stary obserwował pokrytą bąblami dłoń swojego syna. Skóra na niej przez chwilę dosłownie się rozpuściła. Zaraz zastygła na powrót, tworząc tym samym zdeformowane kształty. Skinął głową. Krótka, acz dostateczna nauka. I tak potraktował go ulgowo.
Mierzyli się wzrokiem. Kiedy napięcie było już trudne do wytrzymania, Brown wreszcie przemówił:
- Wracamy. Niech ogień przypomina ci że moje dzieci powinny działać bardziej roztropnie.
- Tak jest ojcze. Najpierw jednak chciałbym odzyskać swoją własność bezkarnie mi zabraną
- poklepał się zdrową dłonią po spodniach przy pasie dając do zrozumienia o co mu chodzi.
Nie chciał chodzić po mieście bez swojego sztyletu. Bez niego przy boku czuł się co najmniej nagi i bezbronny jak niemowlak przy matczynym cycu. Jeszcze do niedawna miał Baltarysa, którego traktował jako zapewnienie bezpieczeństwa. Teraz pozostała mu zimna stal ostrego noża. Nikomu już nie mógł ufać. Nie mówiąc już o towarzystwie Mistrza, który był zdolny do wszystkiego. Od urwania kutasa, po spalenie żywcem przy pogrzebie swojego pierworodnego. Powinieneś spłonąć razem ze swoim synem stary zmorfieńcu. Świeżo co upieczona dłoń dawała mu się we znaki. Nie był w stanie poruszać palcami, które swędziały, piekły i były zesztywniałe.
Tymczasem ktoś nadciągał z powrotem. To była Syntyche. Wróciła, gdy Cyric jeszcze mówił i jeśli usłyszała jego słowa, nie dała po sobie poznać. Łysy mężczyzna w znoszonym ubraniu szedł obok niej. Równie szybkim krokiem, w którym znać było pośpiech i napięcie.
- Wypierdalacie dołem - wywarczała przez zaciśnięte zęby - Natychmiast. Kurush was wypuści. Brown, masz hasło, żeby odwołać swoich ludzi?
Starszy zabójca tylko skinął głową.
- Mamy ustalonych parę komend. Powiedz im, że szczury skryły się w popiele - zdradził bez przekonania, gdyż nie lubił dzielić się taką wiedzą nawet z nią.
Kiwnęła na to głową.
- Nie masz już dwóch dni. Czas się skończył. Załatw kozła już teraz, bo więcej tagmaty wam z dupy nie ściągnę - nie upewniła się czy rozumie, czy rozumieją obydwaj, nie czekała na odpowiedź. Machnęła do łysego w geście ponaglenia i już jej nie było.
Zaczął iść we wskazanym kierunku. Jeśli oprawczyni mówiła że trzeba było szybko skurwiać, miała ku temu powód. Kątem oka obserwował zachowanie ucznia. Czy wyglądał na przestraszonego; złego wobec ukarania go lub wręcz przeciwnie - obrał bardziej pokorną postawę.
 

Ostatnio edytowane przez Caleb : 05-12-2016 o 08:19.
Caleb jest offline