Gottri
Szedł cały dzień. Fafik był uwiązany na kawałku rzemienie drugi koniec spoczywał w ręce krasnoluda. Kiedy człowiek zaczął narzekać na jedzenie, Gotrri wygrzebał z plecaka jabłko i zaczął je jeść. Jak jego towarzysze poszli po drewno, on stał przez chwilę. Położył na ziemi smycz Fafika i wydał mu krótką komendę: -Zostań.
Pies posłusznie usiadł na ziemi. Krasnolud wyjął koc i na nim usiadł. Las mu się nie podobał, lubił kanały, lubił podziemia ale nie las. "Czyżby coś tam mignęło? Coś koło mnie stoi a ja tego nie widzę. Pomocy, pomocy." Nieświadomy tego, że już nie woła w myślach pomocy, zaczął krzyczeć. -Pomocy! Aldebrant! Hargin!
Gdy jego towarzysze przyszli powiedział: -Coś tu się kręciło i jakby było przy ognisku. "Może to duchy?" Spojrzał na Fafika i dał mu kawałek mięsa z plecaka. Położył się na kocu, a Fafika przywiązał do drzewa, żeby nie uciekł.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |