Shade nie wiedzał, czy Johanna była taka odważna, czy taka głupia, że sama polazła na zwiady. A może upojona ostatnimi sukcesami?
Jak zwał, tak zwał - ważne było, że wróciła, na dodatek z ciekawymi informacjami, chociaż te ostatnie przedstawiła w nieco enigmatyczny sposób.
Coś dla mojej kochanej małżonki, pomyślał nieco ironicznie Shade, wspominając swą żonę, która za zdradę i chciwość pewnie trafiła do jakiegoś ciekawego kręgu piekieł. Ta by się mogła teraz pławić w luksusach, w tym skarbie godnym skarbca smoka.
Tylko gdzie jest właściciel? I strażnicy? Ta myśl nie tylko przemknęła przez głowę Shade'a, ale i zagościła tam na dłużej.
On sam, będąc posiadaczem takiego skarbu, nie zostawiłby go na pastwę losu... chociaż wcale nie był chciwy i osobiście wolałby się wylegiwać w wygodnym łożu, niż na stosach twardego kruszcu.
- Świetna robota, Johanno - powiedział.
Podniósł, rzucił w powietrze i złapał okazały szmaragd, po czym zwrócił się do pozostałych:
- Może ten ktoś zbierał nie tylko złoto i klejnoty, ale i jakieś magiczne drobiazgi?
Rozejrzał się dokoła, jakby w poszukiwaniu owych magicznych przedmiotów. Odłożył szmaragd tam, skąd go wziął i powiedział:
- Pięknie tu, ale chyba nie ma co tu zbyt długo siedzieć. Gdzie są te schody?