Poszukiwacze przygód byli tak zadowoleni z faktu znalezienia drogi ucieczki z Mechanusa, że nie zastanawiali się dlaczego ta droga prowadzi akurat do świata fey. Świat absolutnego porządku i nieokiełznana dzicz nie mają ze sobą przecież wiele wspólnego. Według Matematyków, małego odłamu Stowarzyszenie Porządku, Mechaniczna Nirwana jest czymś w rodzaju katalogu całego Multiwersum, zatem wszystko co istnieje w planach musi również istnieć na Mechanusie. Drzewa, krzaki, rzeki istnieją choćby na światach materialnych, toteż muszą zawierać się gdzieś w katalogach, byle trep to zrozumie. Istnienie Nemaususa jest jedynie konsekwencją tego toru myślenia. Ale nawet prosty woj, który widział w swoim życiu kolczugę wie, że ogniwa muszą mieć jakiś punkt wspólny. To, że Ostępy Fey są zielone i Neumausus jest zielony, to trochę mało. Natura obu światów jest diametralnie odmienna, to jak próbować połączyć ogień z wodą, wyjdzie z tego co najwyżej zgaszonego ognisko i kałuża.
No, chyba że skrzyżowanie fey wcale nie łączyło diametralnie różnych miejsc. Tak jak Plan Porządku potrafił tworzyć kreacje o tak skomplikowanej strukturze, że wydawała się ona być chaotyczna, tak i Plan Wróżek w swym chaosie mógł przez przypadek wytworzyć ład. Ewentualnie, ktoś ład wprowadził. Ktoś bardzo, bardzo brzydki.
No, ale po kolei. Ostępy Fey są dzikim, pierwotnym odbiciem planów materialnych, ale nie oznacza to, że nie ma tam cywilizacji. Aedd’aine gotowa byłaby się obrazić za takie sugestie, wszak właśnie z tego planu pochodziła jej rasa eladrinów. Wysokie elfy, jak zwykło się je nazywać wśród prostych ludów, były mistrzami magii, sztuki i architektury, a żadna z tych dziedzin nie polega na bezmyślnemu oddawaniu się swoim instynktom. Eladrini posiadali zatem swoje miasta, kulturę a także pewne struktury władzy - dwory. I to nie byle jakie, królewskie rody z Faerunu i Eberronu mogły jedynie zazdrościć bogactwu i dekadencji dworów wróżek. No i śmiertelni królowie nie umywali się do potęgi arcyfey, którzy piastowali niemal boską władzę.
Cała ta królewska struktura składała się na tak zwany Dwór Gwiazd, który był bardziej wydarzeniem niż prawdziwym bytem. Gdy arcyfey zbierali się by paktować albo oddawać świątecznym bachanaliom (a często łącząc jedno z drugim) ich poddani zlewali się w jeden kongres szlachetnych fey. W rozumieniu Twinklestara było to niczym Srebrne Marchie, federacja królestw z północnego Faerunu. Trafiając do Krainy Wróżek, podróżnik miał bardzo dużą szansę trafić na ziemie, na których panowała szlachta eladrinów z Dworu Gwiazd. Co dawało szansę jak rzut monetą, czy podróżnik właśnie wylądował w poważnych tarapatach, czy najlepszym przyjęciu w swoim życiu. Pierwszacy w swych legendach również posługiwali się pojęciami dworów, ale wymieniali zawsze dwa: seelie i unseelie. Ten pierwszy tworzyły dobre wróżki, a drugi okrutne potwory. To tak jakby wszyscy dobrzy królowie byli ze sobą spokrewnieni, a wszyscy tyrani mieli wspólny cel. Bujda.
W rzeczywistości Dwór Gwiazd składał się z kilku potężnych, politycznych przymierzy stworzonych wokół najpotężniejszych arcyfey. Prawdopodobnie najsilniejszym z nich był Letni Dwór, któremu przewodziła królowa Tiandra.
3
Szlachetna eladrinka, będąca manifestacją pory letniej, była uosobieniem piękna ze skórą barwy miodu, ustami równie co on słodkimi i włosami w odcieniach jesiennych liści, nim spadną z drzew. Służący jej fey są odzwierciedleniem płodności natury i w gruncie rzeczy są dobrzy jak na standardy pierwszaków. Tyle tylko, że czwórka podróżników nie znalazła się na ziemiach Letniego Dworu.
Gdyby ktoś miał się równać potędze Królowej Lata, byłby to chyba jedynie Oran, Zielony Lord. Millenia temu był leśnym elfem, lecz teraz był opiekuńczym duchem przyrody, któremu nawet bogowie natury okazywali szacunek.
4
Jego potęga przyciągała popleczników, którzy tworzyli Zielony Dwór. Uosobienie kaprysów i praw natury potrafiło być piękne ale i groźne. Drzewce i driady zazdrośnie broniły swych borów, kniei i polan, lecz nie były okrutne i potrafiły okazać litość. Naturalnie awanturnicy nie znaleźli się w żadnym z lasów Zielonego Dworu.
Natura to niestety nie tylko ciepło słoneczka, trele ptaków i zielona trawa. Częścią natury jest także umieranie, a każde lato musi w końcu ustąpić zimie. Fey, którzy uosabiali biel śniegu i zimno wiatru tworzyli Zimowy Dwór. Z sercami skutymi lodem nie uznawali niczyjego zwierzchnictwa, ale największy strach wzbudzał wśród nich Książę Mrozu.
5
Nie był on celowo okrutny, lecz nie znał litości i nie tolerował błędów wśród swoich sług. Był niczym długi, ostry mróz, zabijał stopniowo, metodycznie, nie zważając na płacz i błagania. Śmiertelników, którzy zapędziliby się w jego domenę czekałaby pewna śmierć wśród śniegów. Tam, gdzie trafili poszukiwacze przygód było jednak ciepło, nie mogły to być ziemie Zimowego Dworu. Niestety...
Nie wszystkie fey uznawały władzę Dworu Gwiazd. Ostępy Fey usiane były bagnami i trzęsawiskami okrutnych wiedźm, Dziki Gon polował nie uznając żadnych granic ani pretensji do ziemi, gobliny pleniły się jak zaraza. A już na pewno władza arcyfey nie rozciągała się do miejsc, do których nie docierało światło słońca, ani gwiazd - do Feymroku. Tak jak plany materialne miały swoje podziemne sieci tuneli i jaskiń, tak i istniało ich odbicie w Krainie Wróżek.
Dotian i Garion dobrze znali plotki o drowach i ich miastach głęboko pod ziemią, rządzonych w okrutny sposób przez elfie matrony
6
W Ostępach Fey drowy również zostały wypędzone sprzed oblicza słońca i skryły się w ciemnościach, a ich społeczeństwem kierowały kobiety. Matrony w Feymroku były jeszcze okrutniejsze od tych z Menzoberranzan, o których słyszeli wojownik i czarodziej, często oszalałe dzięki potędze magii, którą wypełniony był cały plan. Miejsce w którym znaleźli się Estel, Brent, Twinklestar i Kanciasty było ciemne i straszne, a nozdrza atakował odrażający smród stęchlizny, ale nie były to jaskinie drowów.
Wszystkie powyższe centra władzy, dobre czy złe, miłościwe czy okrutne, miały w sobie pierwiastek wolności. Nawet drowy kochały chaos i konflikt za bardzo, by wprowadzić absolutną tyranię. Ziemie pod rządami takich fey były przeciwieństwem absolutyzmu Mechanusa. Lecz w Krainie Wróżek mieszkały istoty, które były tyranami. Po prawdzie byli to tyrani szaleni, ale wciąż tyrani - rządzący żelazną ręką i wydający prawa, z którymi nie było dyskusji.
Aedd'aine przeprowadziła za rękę swych towarzyszy z palonych przez modrony lasów Nemaususa do podziemnego tunelu, usianego miękkim, niebieskim mchem, którego strop porastał fluorescencyjny grzyb. Krwawnicy powiadali, że Planami rządzą powszechne reguły, a jedną z nich była reguła cykli. Wszystko kręci się w kółko i powtarza, jak te pory roku. Awanturnicy opuścili Żużle i wylądowali w jakiejś jaskini, a teraz opuścili Mechanusa i wylądowali w jakiejś jaskini. Och, nie był to już Plan Porządku, nie było co do tego wątpliwości - wszyscy czuli to wyraźnie. Tunel nie sprawiał "wrażenia", jakby znajdował się w Mechanicznej Nirwanie. To musiała być Kraina Fey.
7
A dwójka bardzo brzydkich gigantów (reguła cykli trepie, ten wykład zaczął się od kogoś bardzo brzydkiego i na nim się skończył), którzy nie mogli być nikim innym jak fomorianami, leniwie podnosiła się z ziemi.
-
Paczaj jakie paskudztwa - odezwał się pierwszy, sięgając do miecza rozmiarów Twinklestara.
-
Ale te nie som metalowe, można zjeść - odparł drugi, trzymając już sztylet, ale w ich kategoriach rozmiarowych parę stóp ostrej stali wte czy wewte nie robiło już żadnej różnicy.