Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2016, 16:52   #2
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Ktoś inny przeklinałby pewnie dzień, w którym wybrał akurat tę trasę podróży w celach handlowych i wpakował się w wojnę między Marchiami a orkami. Ale nie Moira. Mimo że znalazła się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie to po prostu wzruszyła ramionami i zabrała się do ratowania tego, co mogła uratować, czyli własnej skóry. Nie mogła zaprzeczyć, lubiła walkę, ale tyczyło się to raczej szermierczych pojedynków, ewentualnie dania łupnia bandytom niż starć z zielonoskórymi, ale cóż - niektórych rzeczy się nie wybiera. Więc młoda szlachcianka jak zwykle przyjęła to, co niosło jej życie i miała zamiar wycisnąć z tego jak najwięcej. Bolała ją tylko strata Ganimedesa. Głupie bydle zlękło się jakiegoś sczególnie widowiskowego zaklęcia i zwiało gdzie pieprz rośnie. Do tego czasu z pewnością ogier stał się już kabanosem lub pieczenią. Zważywszy na fakt, że "Guzik" był pamiątką po zmarłym mężu myśl o nim była szczególnie dotkliwa.

Póki co jednak Moira nie miała wiele czasu na myślenie. Wędrówka i walka o przeżycie każdego kolejnego dnia zajmowała jej większość czasu. Pozostały przesypiała lub spędzała na pogawędkach z towarzyszami niedoli. Podobnie jak Hubert miała dar zjednywania sobie ludzi, choć nie zawsze miała ochotę z niego korzystać. Ale zawsze wiedziała co dla niej dobre, toteż teraz bez szemrania podporządkowywała się rozkazom krasnoluda i uważnie obserwując towarzyszy by wiedzieć na których będzie mogła najbardziej liczyć w chwili próby.

Ta nadeszła całkiem szybko. Nie tyle próby może, co podjęcia decyzji. Krasnolud dał jasno do zrozumienia jakie ma plany, a Moira cóż... Planów żadnych nie miała. Pewnie powinna podkulić ogon i wracać do domu jak zrobiłaby to każda przyjezdna osoba na jej miejscu, lecz Moira nie była kimkolwiek i nie zwykła chować się za murami Akacjowego Dworu, sącząc wino własnej roboty i dumając o przyszłorocznych zyskach. Zanudziłaby się na śmierć! Już wolała śmierć w walce.

Nim jednak przyszło im się rozstać z brodaczami na ich drodze stanęły wordi. A przynajmniej tak się wydawało.Gdy wszyscy się zatrzymali pociągając nosami, Eryk zwrócił się do krasnoludów:- Nie będziecie mogli walczyć o Mithrilową Halę, gdy wszyscy damy się bez sensu zjeść tym bestiom! Co jest ważniejsze: Mithrilowa Hala, czy jakieś worgi? Jeżeli chcecie tam dotrzeć, rozsądnie będzie na razie zboczyć na wschód.
Młodsze krasnoludy wyglądały na przekonane, ale to nie one się tu liczyły, a Gram. Ten potarł łysą czaszkę łypnał podejrzliwie na zaklinacza i dodał.-Taaa… czas też się liczy, a poza tym tylko tchórze ustępują przed wrogiem. A jeśli nie poradzimy sobie z paroma worgami i tym co je dosiada to…- wzruszył ramionami.-... na miejscu też nie będzie z nas pożytku. Jesteśmy mężczy...eee… jak to się mówi… takie określenie na wszelkie dwunogi?
-A czy organizowanie zasadzki tez jest tchórzliwe? - Zapytała Lyre, bladoskóra Elfka która raczej trzymała się na uboczu grupy. -Czy musimy stać tu jak kołki aż nas startuje?
-Zasadzka...hmmm… zasadzka dobra rzecz. Powiedz coś więcej.- uśmiechnął się wręcz sadystycznie Gram.
-To nierówny teren. Możemy się schować za z wzniesieniem i zaatakować ich z flanki. Moze nawet z dwóch stron. - Zasugerowała Elfka. -Albo możemy się schować niedaleko i zostawić kogoś kto przeprowadzi udawany atak, a potem szybko się wycofać. Gdy Orkowie poślą pościg, reszta będzie czekać w zasadzce.
- Pomysły wydają się dobre, tylko… w przypadku udawanego ataku, czy worgi wcześniej nie dogonią wycofującego się? A przy schowaniu się za wniesieniem, czy worgi nas nie wyczują?
- To dobre argumenty.- stwierdził po chwili namysłu Gram zgadzając się z Sammelionem, głównie dlatego, że… nie wiedział czy jego wypowiedź jest sensowna. Brzmiała tak w każdym razie, a rudobrody krasnolud na worgach się nie znał. Jak i na innych zwierzętach.
- Zinbi, jesteś druidką, wiesz o zwierzętach chyba najwięcej z nas, może ty wiesz, jak to z tymi worgami będzie?

Gnomka przestała iskać niedźwiadka za uchem, który zaczynał dawać jej znaki, że ktoś czegoś od niej chce. Bo ona sama to w zasadzie nie słuchała o czym tak gderała reszta towarzystwa, biorąc ich słowotoki nie tylko za nudne ale i zbędne.
Krasnale miały PLAN, ciekawy i prosty… idą, idą, idą a później się rodzielają bo tamci muszą iść dalej, a oni nie mogą iść z nimi.
- Yeee… a psa ty kiedyś durna kwoko widział? Na polowaniu byłeś jałopie jeden? Co ty kurwa… nie wiesz, że pies, wilk czy taki worg, który pewnie przerasta cie inteligencją, potrafi wyczuć jak się zesrasz w gacie ze strachu? - Zinbi podrapała się po przedziałku zielonych warkoczyków, które począł obrabiać Puchaty w swoim małym pysku. -Jak wiatr zawieje to perfumami smrodu nie zatuszujesz… nawet jak nie zostawisz gówna na ziemi… to i tak może cie wyniuchać… nadążasz o czym mówię? - ukontentowana, że oto właśnie odbyła rozmowę z humanoidalnym przedstawicielem, pacnęła misia w głowę i wyrwała mu warkocza, po czym zabrała się do iskania go z powrotem.
- Przecież dokładnie to, babo, zasugerowałem... - mruknął Eryk. - Nieważne. Słuchajcie, mam inny pomysł. Pewnie nie wyjdzie, ale jeżeli nie ma jak zasadzki przygotować, to i tak nie szkodzi… Jeżeli z tymi worgami są orkowie, to gdyby tak spróbować im wmówić, że jesteśmy awanturnikami szukającymi zbiegów dla nagrody? Pewnie nas tak łatwo nie puszczą, ale może chociaż chwila rozmowy pomoże nam zacząć walkę w sytuacji lepszej taktycznie, gdy podejdziemy… Ale tu niech się wypowiedzą ci, co lepiej na taktyce się znają. W sumie nie wiemy, czy oni mają jakieś łuki, kusze… A rozpoznania przy worgach z czułym węchem raczej nie zrobimy...
-Czekajcie, coś przeoczyłam. - Zauważyła Elfka. -Skąd my w ogóle wiemy, że Orkowie mają ze sobą worgi?
- Ktoś powiedział, że zajechało krwią i worgami przy powiewie wiatru… - odrzekł Eryk.

Niedźwiadek cierpliwie znosił iskanie, cicho pochrumkując, gdy Zinbi za mocno go uszczypnęła. Gdy zapadła na chwilę krępująca cisza, miś zamemłał pyskiem wydając bliżej nieokreślony dźwięk. Druidka od razu zareagowała
- Puchaty - wypaliła nagle i gdyby nie wcześniej zadane pytanie, nikt by nie wiedział o co dokładnie chodzi zielonowłosej. - Ahahaaa mam cię ty mała kurewko! - zapiała zwycięsko, wydłubując pokaźnego kleszcza zza ucha misia, który zaaferowany capnął całą rękę swojej małej pani i począł ją ciamkać.
- Jeżeli orki polują na niedobitków, to zwykle biorą worgi. Więc jeżeli są orki, to worgi też są. W drugą stronę...niekoniecznie - gnom może i regularnie odpływał w czasie marszu, bez słowa dreptając obok innych, ale chwilę odsłużył i co nieco zobaczył.
-Dobra, inny plan może. - Powiedziała w takim razie Lyre. - Chowamy sie za wzgórza, ale ktoś z nas tu zostaje. Ktoś wygadany. I udaje przed orkami jakiegoś ich sojusznika. Zdrajcę czy coś. W każdym razie, żeby ich zaprowadził za to wzgórze. Nie wiem, wmówił, że tam znalazł jakiś skarb albo, że leży tam ranny kolaborant czy inny posłaniec z ważnymi wieściami. Cokolwiek. Byle było jasne, że KTOŚ tam jest, by Orki źle zrozumiały warczenie psów i tam poleźli, a wtedy ich przyszpilimy. - Nie lubiła tyle gadać. To zdecydowanie nie była jej mocna strona.
-Nie wiem czy to dobry plan… wolę proste walenie po pyskach.- podrapał się za uchem Gram, po czym wzruszył ramionami.-Ale… jak reszta siem zgodzi… to cóż… mnie tam zajedno.Ostatecznie i tak wszystko skończy się łomotem.
- Mogę ja zagadać… tylko może ktoś jeszcze ma jakiś pomysł?
- Orki najpierw walą po pyskach a potem zadają pytania, czyż nie? Na prawdę myślicie, że ktokolwiek zdąży rzec choć słowo zanim wrogowie podziurawią go strzałami
- roześmiała się serdecznie Moira, która do tej pory milczała. Było jasne, że w obliczu przeważających sił wroga każdy plan będzie równie żałosny - Im dłużej tu siedzimy, tym oni są bliżej! - podkreśliła dobitnie. Cokolwiek jedzie na worgach nie będzie czekać aż oni skończą planowanie.
- Tak. Zdobądźmy trochę faktów- Louie od zawsze cierpiał na upodobanie do faktów i wzorów. Z czym ostatnio miał tyci problem - Z tamtego wzgórza? - wskazał na bardziej zarośnięty z otaczających ich pagórków.
 
Sayane jest offline