Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2016, 20:44   #107
Sapientis
 
Sapientis's Avatar
 
Reputacja: 1 Sapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnieSapientis jest jak niezastąpione światło przewodnie
Herbatka z duchownym

- Niech będzie pochwalone imię Jego… - zaczął Theseus, otwierając drzwi.
Za progiem stała młoda kobieta, o bladej cerze i zmęczonej podróżą twarzy. Po ubrudzonych trzewikach i bagażach w rękach widać było, że sporo tego dnia przeszła.
- Dobry wieczór… - zaczęła nieśmiało. - Przepraszam, że niepokoję o tak późnej porze. - dodała pewniej i wyprostowała się.
Dziewczyna poprawiła skórzany pasek od ciemnej torby. - Szukam pewnej kobiety. Nie wiem gdzie mieszka, a ratusz jest zamknięty… - Przygryzła na moment dolną wargę, jakby nie wiedząc, czy pytanie nie zostanie odebrane, jako zbyt nachalne. - Mogłabym wielebnego prosić, o zajrzenie do spisu mieszkańców? - dokończyła niepewnie i spojrzała wyczekująco na brodate oblicze postawnego Cicerone.
Glaive otaksował dziewczynę od stóp do głów, robiąc przy tym posępną minę. Dziewczę, które wystawało pod plebanią sprawiało dość… nietypowe wrażenie. Czy była arystokratką? Bo na zwykłego włóczęgę nie wyglądała. W każdym razie nie przypominała młodych dam takich jak Chloe czy Laura. Coś jednak pękło w sercu Cicerone, widząc jej marną sylwetkę.
- Dobry wieczór… dziecko. Dopiero co przybyliście do Szuwarów? Myślałem, że najbliższy dyliżans zjawi się za jakiś tydzień… - Theseus przygryzł wąsa i jeszcze raz rzucił jej niepewne spojrzenie.
- Proszę, wejdźcie do środka. Ogrzejecie się i wypijecie coś ciepłego. Naprawdę kiepsko panienka wygląda - odparł po pewnej dozie wahania i uchylił szerzej drzwi. - Jestem ojciec Theseus Glaive, Cicerone tej parafii.
- Bóg zapłać ojcze. - odpowiedziała i przekroczyła próg. - Jestem Sophie d’Artois. Bardzo mi miło. - dodała i uśmiechnęła się lekko, gdy tylko drzwi zamknęły się za jej plecami.
Mimo, że chłodny wiatr porządnie ją wyziębił, zarumieniła się na komentarz odnośnie jej aparycji. Musiała niestety przyznać mężczyźnie rację - wyglądała fatalnie. Cały dzień przedzierania się przez las robił swoje.
- Nie przyjechałam dyliżansem… Właściwie, to przyszłam pieszo, jestem w drodze od rana… Mam nadzieję, że wybaczy mi ojciec mój wygląd. - powiedziała przepraszająco, choć nie unikała jego wzroku.
Cicerone pokiwał głową i ukradkiem zerknął na jej buty oraz bagaż. Nie skomentował jednak w żaden sposób jej słów. Być może jej uwierzył, albo po prostu nie chciał jej teraz wprowadzać w zakłopotanie.
- Piesze wędrówki w pojedynkę są bardzo niebezpieczne, dziecko - odparł unosząc palec. - W przyszłym tygodniu odbędzie się pogrzeb jednego z naszych mieszkańców, który został napadnięty przez zbirów na szlaku - pouczył dziewczynę Theseus, obserwując jej reakcję.
Sophie nie wyglądała na przestraszoną ostrzeżeniem. Spojrzała na wycelowany w sklepienie palec i mocniej zacisnęła dłoń na uchwycie brudnego kuferka, po czym ponownie przeniosła wzrok na twarz Cicerone. W półmroku przedsionka wyglądała groźnie i tajemniczo.
- Bardzo mi przykro. - powiedziała, jak wypadało, jednak bez przekonania. - Niech Stwórca ma w opiece jego duszę. - dodała po chwili.
- A wyglądem się nie przejmujcie i chodźcie za mną. Poproszę panienkę Chloe, by zaparzyła ci herbaty. Nic tak nie pokrzepia w wietrzne i chłodne dni, jak gorąca herbata - mruknął, posyłając Sophie ostatnie spojrzenie. Następnie odwrócił się do niej szerokimi plecami i ruszył powoli w głąb korytarza, prowadząc ją do kuchni.
- Mówicie, że przyszliście do nas aż z Chlupocic? - zapytał po drodze.

Plebania dawała miłe schronienie od wiatru i chłodu, a zapowiedź gorącej herbaty dodatkowo napawała optymizmem.
Dziewczyna zostawiła przy ścianie brudny kuferek i wytarła porządnie buty o wiklinową wycieraczkę. Już od wejścia dało się zauważyć porządek panujący w budynku. Poprawiła zapięcie torby i podążyła za barczystym duchownym do sąsiedniego pomieszczenia.
- Właściwie… - zaczęła, ale najwidoczniej uznała, że dokładność nie ma w tej chwili większego znaczenia. - Właściwie to tak, z Chlupocic. Przybywam w odwiedziny do starej znajomej. Podobno mieszkała tu przez… przez całe swoje życie.
- Jeśli mieszkała tu przez całe życie, to na pewno ją odnajdziesz. Niewiele jest tu mieszkańców, którzy zostali po… po tym, jak w Szuwarach zaczęło się gorzej powodzić - odparł Theseus w drodze do kuchni.
Ponownie zastawił prześwit z korytarza do pomieszczenia. W środku wciąż znajdowały się jego towarzyszki, które tu zostawił. Spojrzał na nie wymownie i zrobił krok w bok. Wtedy zza jego postawnej sylwetki wyłoniła się kolejna, drobniejsza.
- Ekhm… - Cicerone odchrząknął. - Panie wybaczą. Oto… - kapłan potrzebował chwili, by przypomnieć sobie imię. - Sophie d’Artois. Zbłąkana owieczka, która w taką burzę postanowiła zawitać do kościoła. - zaprezentował niewiastę, wciąż jednak patrząc na nią ciut niepewnie.
- Sophie, to panienka Chloe, gosposia tej świątyni - wskazał dziewczynę dłonią. - A to panienka Flora, jedna z opiekunek miejscowego sierocińca. - Theseus spróbował się uśmiechnąć, by rozładować napięcie, co, jak zawsze, mu nie wyszło.
- Wejdź proszę i usiądź do stołu - zachęcił nieznajomą.
- Bardzo miło mi panie poznać. - powiedziała Sophie spokojnie i skłoniła głowę w geście powitania. Jej bladą i zmęczoną twarz rozjaśnił na chwilę lekki, choć szczery, uśmiech, gdy spojrzała na nowo poznane kobiety. - Przepraszam, że niepokoję o takiej porze, ale dopiero teraz dotarłam do Szuwarów.
- Miło panienkę poznać - dygnęła Flora i nieśmiało zwróciła się do wszystkich - Pozwolicie, że się oddalę. Sprawdzę czy Jaq nie potrzebuje mojej pomocy.
Opiekunka dygnęła jeszcze raz, uśmiechnęła się do Chloe znacząco i wyszła.
Panna Vergest skinęła Sophie głową na powitanie i uśmiechnęła się przyjacielsko.
- Miło, że będziemy mieli gościa. Proszę, pokoje gościnne akurat są na to gotowe. - powiedziała, po czym spojrzała na duchownego. - W sierocińcu mamy inwazję wszy i gnid, jeśli ojciec nie chce dołączyć do ich żywicieli, to lepiej będzie, jak ojciec weźmie kąpiel - stwierdziła uprzejmie. - Ja teraz idę do tutejszego medyka, zapytać o coś na te paskudztwa - dodała, po czym dygnęła i ruszyła do swojego pokoju.

Jedna po drugiej kobiety czmychnęły z świątynnej kuchni, zostawiając kapłana i nowoprzybyłą samych. Panna d’Artois odniosła wrażenie, że jednak nie jest tu zbyt mile widziana. Zresztą może lepiej. I tak nie miała dzisiaj siły na długie pogawędki przy herbacie.
- Chyba aż tak źle nie wyglądam? - zwróciła się żartobliwie do postawnego Cicerone, ale nie starczyło jej energii, by wysilić się na swobodny uśmiech.
- Nie chciałam przeszkadzać, a widzę, że wszyscy wychodzą - zaczęła, zerkając na ciężkie buty duchownego - więc może już pójdę, a do spisu zajrzymy jutro rano?
Theseus założył ręce na biodrach i zerknął za odchodzącymi kobietami. Mruknął coś pod nosem i przeniósł trochę surowe spojrzenie na Sophie.
- Usiądź, proszę. Zaprosiłem cię na herbatę, a ja słowa zwykłem dotrzymywać. - Pokręcił głową i podszedł do lady. Woda w garze wciąż była wrząca, toteż Cicerone wyciągnął z szafki kubek i napełnił go wodą. Następnie pogrzebał jeszcze trochę, by wydobyć puszkę z herbatą, której zawartość wylądowała w naczyniu. Po tych wszystkich operacjach wrócił do stołu i postawił na nim kubek.
- Słodzisz, dziecko?
- O nie, dziękuję bardzo. - odparła i usiadła przy stole, na jednym z drewnianych krzeseł. Objęła ostrożnie gorące naczynie, by ogrzać zziębnięte dłonie.


W kuchni było przyjemnie ciepło. Cicerone pokiwał głową i przysiadł się do kobiety, siadając naprzeciwko niej. Zaparł się przedramionami o blat i pochylił do niej, spuszczając głowę. Przez chwilę myślał nad czymś intensywnie, nie odzywając się. Kiedy zaś to zrobił, podniósł spojrzenie i przebiegł nim lekko po sylwetce Sophie.
- Przepraszam za panienki Chloe i Florę. Musiały mieć coś naprawdę ważnego do zrobienia. Wszak gościnności w tej świątyni nigdy nie braknie. - skinął, zagapiając się na deski stołu i kręcąc kciukiem młynki.
- Proszę nie przepraszać, to ja nadużywam ojca uprzejmości. - odpowiedziała smutno i podmuchała w taflę ciemnego naparu. Herbata nadal była bardzo gorąca. - Nie szukam pokoju, a jedynie informacji. - zapewniła.
Jej twarz nieznacznie stężała, gdy zobaczyła nerwowe ruchy wielebnego.
- Coś ojca trapi? - zapytała troskliwie i wyprostowała się na twardym krześle. Widać było, że umysł duchownego pracował na pełnych obrotach.

- Kogo szukacie? Co prawda jestem tutaj nowym kapłanem i wciąż nie poznałem wszystkich mieszkańców… ale może będę mógł pomóc odparł, zmieniając temat i podnosząc spojrzenie na Sophie.
- Starej kobiety - zaczęła i uniosła kubek do ust, ale zaraz z powrotem odstawiła go na blat stołu. - Podobno od bardzo dawna mieszka w Szuwarach. - Znowu podniosła kubek i podmuchała w powierzchnię herbaty. - Słyszałam też, że zna się na magii… - dokończyła, znacząco unosząc brew i zrobiła niewielki łyk przestudzonej herbaty. Była naprawdę mocna. Cicerone Glaive nasypał jej bardzo szczodrze.
- Hmm… - mruknął Theseus, opierając łokieć o blat i drapiąc się palcami po brodzie.
- Nie słyszałem jeszcze, by ktoś w mieście przejawiał większe zainteresowanie… mocami. - zamyślił się. - Nikt poza miejscowym magiem i wiedźmą. Czyżbyś miała na myśli tę drugą osobę? - zapytał, przyglądając się jej badawczo.
- Nie mogę wykluczyć tej opcji. - odparła spokojnie, starając się nie zdradzać żadnych emocji. - Jeżeli to jedyna kobieta w Szuwarach, która para się magią, istnieje duża szansa, że to właśnie o nią mi chodzi. Wie ojciec, gdzie ta wiedźma mieszka?
Spojrzała na niego uważnie i wyczekująco. Wiadomość, że w miasteczku mieszkał również mag, była nowiną, jakiej wcześniej nie znała. Koniecznie musiała dowiedzieć się o nim czegoś więcej.

- Rozumiem… - mruknął Theseus, lekko zmieniając ton. - A więc zakładając, że szukasz tej… wiedźmy. Musiałabyś najpierw udać się na północne bagna, zwane przez niektórych Smutnikami. - odpowiedział spokojnie, cały czas patrząc w oczy dziewczyny.
- Jednakże… - zawiesił na chwilę głos i postukał palcami w stół. - Stara Marie, jak miejscowi wołali na tę kobietę… Nie żyje. Zmarła przed paroma dniami.
- Zmarła? - zapytała, zastygając na moment z kubkiem przy ustach. Pytanie nie brzmiało jednak, jakby była zaskoczona, a raczej jakby chciała upewnić się, co do usłyszanych słów. - Jest Cicerone pewien? W końcu z magią nigdy nie wiadomo… - powiedziała powoli, spoglądając do kubka, po czym napiła się herbaty. - Cóż, to odrobinę zmienia postać rzeczy. - Jej oczy były utkwione w zawartość naczynia. - Niemniej dziękuję ojcu za tę informację. - oznajmiła po chwili milczenia, przenosząc wzrok, na zachmurzone oblicze duchownego. - I za herbatę. - dodała ze zmęczonym uśmiechem. - Mam nadzieję, że uda nam się to kiedyś powtórzyć. - powiedziała wstając od stołu.
Kapłan powiódł za nią wzrokiem, nie ruszając się z miejsca.
- Panienko Sophie, macie się gdzie podziać? Macie jakichś znajomych w mieście? Bo… załóżmy oczywiście, jeśli wiedźma z bagien była jedyną, to raczej nie macie czego tam szukać. Poza tym… wyjrzyjcie przez okno. Taka burza nie może zwiastować niczego dobrego. - Theseus, nawet jeśli jego słowa brzmiały troskliwie, nie wydawał się jakoś specjalnie zaaferowany losami dziewczyny. Albo po prostu, jak zawsze wszystko starał się ukrywać.
- Już i tak nadużyłam gościnności. Nie chcę, by uznał mnie wielebny za osobę nietaktowną. - powiedziała poważnie. - Na tę noc zatrzymam się w gospodzie, a dopiero rano zajrzę na bagna. Może dowiem się czegoś więcej.
Dziewczyna poprawiła torbę na ramieniu i już miała wychodzić, gdy pewna myśl przyszła jej do głowy.
- A co z ciałem tej kobiety? - zapytała powoli, jakby obawiała się odpowiedzi. - Jest gdzieś tutaj? W miasteczku?
Cicerone postukał palcem w blat, myśląc nad czymś.
- Ostatnią osobą, która widziała wiedźmę, był chyba nasz mer, pan Trottier. Z tego co wiem, nikt jeszcze nie wystawił jej pochówku, jednak mam to w planach. - pokiwał głową.
- Cóż, nie będę was tu zatrzymywał dziecko. Uważajcie na siebie… i najlepiej nie zbliżajcie się do Smutników - te ostatnie słowa wypowiedział z dość wyraźnym ostrzeżeniem. Czy to przez troskę o młode dziewczę, czy też Cicerone wiedział więcej, niż mówił.
Wstał od stołu, by odprowadzić Sophie do drzwi.
- Proszę się nie obawiać, będę bardzo ostrożna. - zapewniła. - Dziękuję za wszystko i życzę spokojnej nocy.

Gdy doszli do wyjścia dziewczyna chwyciła kufer i raz jeszcze zwróciła się do mężczyzny:
- Ojcu również radzę mieć oczy szeroko otwarte. Nad Szuwary nadciąga burza. - powiedziała znacząco, rzucając mu ostatnie spojrzenie, jednak z jej zmęczonych oczu ciężko było cokolwiek odczytać.
Odwróciła głowę i założyła kaptur płaszcza, po czym przytrzymując go jedną ręką, a drugą ciągnąc kufer, wyszła na smagane wiatrem podwórze.


Post napisany razem z MTM, dzięki za herbatę!
 
__________________
Everything I've done I've done with the best intentions.

Ostatnio edytowane przez Sapientis : 04-01-2017 o 16:39.
Sapientis jest offline