Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2016, 23:36   #46
Mivnova
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Odeszła. Zabrała rzeczy i go porzuciła. Nie tak to powinno wyglądać. Przecież co Bóg złączył...

Głupia.

- Nie.
Salvador pokręcił głową, przeszedł od jednej ściany do drugiej.
- Nie. Nie. Nie.
Zawrócił. Przeczesał nerwowo włosy. Krążył jak pantera po ciasnej klatce, wyłamywał palce. Nawet wydawało mu się, że czuje piżmo. Czuł też genitalia Alreuny, mocz i pleśń.
- Nie. Nie. Nie. Nie. Nie.
Strzelił spojrzeniem w podłogę, w sufit, oparł się o krzesło, wziął świszczący, głęboki wdech.
- NIEEEEEEEE!!! NIEEEEEEEEE!!!
Roztrzaskał krzesło i w szale kreślił dłońmi linie po sprzętach. Sięgnął do PSI po łączenia, po klasy, wzorce i same idee. Odrzucił to, co użytkowe, aż została forma taka, jak ją rozumiał. I wtedy ją rozbił. Roztrzaskał ramy, a to, co wypłynęło, było tylko galaretą konwencji. Przeciekło między palcami.

Wszak lampa nie była tylko przedmiotem w oczach Salvadora. Była derywatem [tej] lampy .

Zniszczył lampę, zniszczył jej szczątki, zniszczył wszystkie swoje myśli lampy dotyczące. Tak, by nikt nigdy nie mógł już jej odbudować.

A później zniszczył prawie wszystko inne. Nie było to równie dobre uczucie, jak rozszczepienie żywej osoby, ale zawsze coś. Miał dreszcze. Salvador zawsze wiedział, że jego moc przybrała taką a nie inną [formę] z jakiegoś powodu.

Ochłonął dopiero wtedy, gdy w jego ręce znalazła się książka. Pogładził palcami wytartą okładkę.
- No, malutka, niczemu nie jesteś winna.

Usiadł w zrujnowanym pokoju, rzucił książką przez ramię. Zresztą nawet gdyby próbował ją zniszczyć, nie był pewny, czy to możliwe. Książki nie były tak proste, jak, dajmy na to, ludzie. Oparł brodę o pięść, zaczął myśleć.

Alreuna się znajdzie. Nie może wydostać się poza miasto, a w samym mieście nie da rady pozostać niezauważona. Salvador bardziej się martwił o to, że coś jej się stanie, aniżeli że faktycznie ucieknie. Nie. Alreuna nie mogła ot tak zerwać tego, co ich połączyło. Ale jej śmierć - owszem, to skuteczny sposób.

Doktor z pewnością będzie chciała spotkać się z dzieciakami. Wystarczy być cały czas w ich pobliżu i w końcu się odnajdzie.

No a Marco? Marco się wścieknie. Pieprzyć go. Trzeba odciągnąć jego uwagę. Alreuna mogła mieć pomoc, zresztą wszystko wskazywało na to, że faktycznie ją miała. Do tego ten pożar u Michy... Być może nie przypadek. Dywersja. Marco bardziej przejmie się zdrajcą, niż jedną kobietą bez PSI.

Salvador wstał, otrzepał spodnie z pyłu. Odruch, bo przecież nie doprowadził ich tym gestem do lepszego stanu. Ruszył do Marco biegiem.

- Marco, lekarka uciekła - nie, to nie był dobry start.

- W Mieście Feniksa jest zdrajca - lepiej! Tak należy przedstawić sprawę. A później go znaleźć. Przy odrobinie szczęścia porażka Salvadora przyniesie mu jeszcze profity. Chociażby satysfakcję z polowania.
 
Mivnova jest offline