Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2016, 11:24   #3
sunellica
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Druidka dostała łapą po nodze. Najwyraźniej gdyby nie nieździedź nie wiedziałaby kiedy i czy w ogóle ma się odzywać podczas całej dyskusji.
- Yyyeee… kurwa. - Rozejrzała się po otoczeniu, drapiąc po głowie, jak ktoś kto właśnie zastanawia się gdzie się znalazł.
- Nooo tak… tam? Taaa… tam prosto jak w mordę strzelił - potwierdziła kierunek machnięciem ręki.
Silke do tej pory trzymała się z boku, jakby chciała uniknąć zabierania głosu. W tym momencie podeszła jednak do dyskutujących i wyciągnęła rękę jak sokolnik, a po chwili nadleciał z łoskotem i usiadł na niej czarny kruk, który jej towarzyszył.
- Wasze fakty; tylko nie przestraszcie się, on mówi… No, co zobaczyłeś dziubeczku?
W tym momencie kruk otworzył dziób i… zakrakał głośno, a Silke posłyszała w umyśle empatyczne wizje śmierci i rozkładu, martwe stworzenia i przeczucie pojawienia się ścierwojadów. Jej pupil rozejrzawszy się wprzódy odkrył, że owe worgi są martwe, tak jak ich jeźdźcy. Zapach krwi niesiony wiatrem, był zapachem krwi worgów właśnie i stworzeń które je dosiadały. A Pogwizd najwyraźniej nie chciał przemówić przy nowo poznanych osobach. Jeszcze widać nie ufał im na tyle, by zdradzić swoje talenty.
- To znaczy… Mowi do mnie. Cokolwiek planujecie, wstrzymajmy się… Za wzgórzami śmierć opuściła swój czarny welon - tak mówi mój przyjaciel Pogwizd. Obawiam się że spotka nas tam większe zwyrodnienie jeszcze niż zwykle orki….
- Albo sojuszników - gnom docisnął muła zdjętym dla swobody ruchu plecakiem - Nie jesteście stąd, mówiliście. Ale może wiecie coś o okolicy? - rozejrzał się po zebranych - I kto wchodzi ze mną na górę?
- Ja chętnie pójdę
- rzekła Moira. Miała dość siedzenia w miejscu. Gdy przestawali maszerować mocniej czuła bolące nogi.
-Ja też. Jeśli będę tak dłużej stać bez ruchu, zapuszcze tu chyba korzenie. - Powiedziała Elfka.
-No to mamy jakiś plan. My nie biegamy za szybko, to raczej będziemy czekać w zasadzce.-stwierdził Gram po namyśle.
- Rozumiesz coś ty z tego? - Zinbi zapytała niedźwiadka, ale ten aktualnie zajęty był staniem na dwóch łapkach i obserwowaniem czarnopiórego przybysza. W takiej pozycji, mały niedźwiedź był wyższy od swojej opiekunki… choć patrząc po jej metrażach, nie trudno było ją przewyższyć.
Druidka przez chwilę gapiła się na kruka, w końcu jednak machnęła na niego ręką… w zasadzie to machnęła na nich wszystkich. - Zróbmy coś bo zaraz zapuszczę tu korzenie… kurwa jego w dupę… - jeszcze przez chwilę zielonowłosa popisywała się słownictwem najwyższych lotów rynsztoków miejskich, zanim nie załadowała na siebie swojego dobytku i nie popędziła Puchatego do ogarnięcia swoich spraw, czyli własnego plecaka.
- Chodźmy… Mam tylko nadzieję że nie boicie się brodzić w trupach.
- Ja się tylko zastanawiam, czemu się martwiłem, że nikt nie może wysłać ptaka na rozpoznanie… - mruknął Eryk. - Nieważne, chodźmy.
- Albo kota? - Louie kolejny raz zrzucił drugie ze swoich zwierząt z plecaka. Wychudzony dachowiec w końcu załapał sugestię i został z resztą grupy.
Ruszyli, poza krasnoludami które obiecały przygotować pułapkę. Dziwnie się więc złożyło, że ci co najbardziej rwali się do bitki zostali z tyłu. Niemniej dość liczna drużyna ruszyła przodem na zwiad, z bronią pod ręką. Mimo że Silke wspomniała tylko o zwłokach, to jednak mogły tam czekać nieprzyjemne niespodzianki. Choćby bullette, zwane też lądowymi rekinami. Bestie potrafiące ryć pod ziemią z dużą prędkościę. Tych Pogwizd dostrzec nie mógł.
A gdy przeszli na drugą stronę wzgórza, zobaczyli to co kruk Silke dostrzegł. Trupy… około tuzin. Gobliny i orki, oraz worgi. Rozwleczone i zmasakrowane. To była ciężka walka z trudnym przeciwnikiem. Trupy leżały od wczoraj, albo przedwczoraj. Część z nich już posłużyła za posiłek dla padlinożerców, ale i tak można było rozpoznać jak zginęli… od mocnych miażdżących ciosów. Nie trzeba też było być tropicielem by dostrzec ślady pozostawione przez ich antagonistę lub antagonistów. Głębokie ślady stóp, należące do olbrzymów, odcinały się wyraźnie od podłoża. Odór krwi i smród mokrego futra był tu tak mocny, że trzeba było zakryć twarze chustami lub rękawami, by podejść bliżej. Ale była w tym nagroda. Porzucony oręż orków dla mniej wymagających, oraz sakwy przytroczone do pasów oficerów i niektórych worgów… dla ciekawskich.
Zielonowłosa gnomka zaśmiała się chrumkając przy tym jak tłusty prosiak. Mały niedźwiadek ruszył pędem w dół zbocza wprost do pierwszego ciała. Tyle czasu jechał na jagodach, że nie mógł przegapić tak wspaniałej i tłustej wyżerki, jakim była padlina worga.
Druidka gdy skończyła rżeć, zeszła do swojego podopiecznego. Kilka razy mocno kaszląc, gdy zaciągnęła się odorem zgnilizny. Trupiarnia była równie smrodliwa co smocze gówno… ale dawało się przyzwyczaić, na przykład wtedy, gdy oddychało się przez usta.
Mała istotka bez ceregieli przeszła do sprawdzania śladów na ciałach oraz odcisków na ziemi.
Wytropienie olbrzymów z pewnością nie byłoby trudne, więc Zinbi ustaliła szybko że olbrzymy oddaliły się na wschód… w głąb Wrzosowisk, czyli na szczęście nie tam gdzie oni zmierzali. Było ich.. dwóch? Trzech? Tu jakoś druidce nie poszło ustalanie ile ich było. Może później, gdy dłużej się przyjrzy? Póki co ustaliła że orki, gobliny i worgi zginęły od silnych ciosów, dużych maczug, albo pni drzew. Olbrzymy wszak są leniwe i nie potrzebują wymyślnych broni. Lecz… ciężej było stwierdzić jakiej natury są to olbrzymy. Na pewno nie ogniste giganty, bo tych w Srebrnych Marchiach ze świecą szukać.
- Wszyscy w kupie. Nikt nie uciekł za daleko, nawet na wargach. Nie zauważyli olbrzymów? - gnom nie schodził między trupy. Nie dlatego że pogardziłby zawartością sakw. Po prostu wyraźnie dźwigało mu się na wymioty kiedy tylko próbował.
-Co za bajzel. -Lyre zaczęła schodzić w dół, zasłaniając sobie usta rękawem. Odwróciła się w stronę towarzyszy. -Niech no któryś leci po resztę. Ci tutaj mogą mieć coś przydatnego. - Co powiedziawszy zaczęła przeszukiwać zwłoki. Było to paskudne zajęcie i zapewne większość Elfów uznałaby je za poniżające. Ale Lyre nie była jak większość Elfów, przynajmniej nie w tej kwestii. Nie chodziło nawet o szacunek dla zmarłych - akurat tutaj miała go wobec Orków więcej niż jej pobratymcy. Wierzyła w pragmatyzm. Jeśli było tu coś, co mogło się przydać grupie w ich sytuacji, należało to zabrać. Proste.
Eryk z obrzydzeniem spojrzał na pobojowisko, również zasłaniając nos i usta rękawem. Do takich widoków zdążył już się nawet nieco przyzwyczaić na tej wojnie, ale do przeszukiwania trupów jeszcze nie do końca. “Ech, jak kobiety babrają się w rozwalonych trupach, to mnie migać się nie wypada” - pomyślał. Choć właściwie chyba powiedział to półgłosem, tak rozkojarzony przez to, co zaraz będzie musiał robić. Westchnął z rezygnacją i dołączył do przeszukiwania.
- Silke, Moiro, mogłaby któraś z was pójść po krasnoludy? - zawołał, podnosząc głowę znad zwłok orka. - Albo i obie, w końcu dość nas już babrze się w tym świństwie.
- Zgoda
- odparła Moira i ruszyła w kierunki z którego przyszli, uważając by nie wdepnąć w jakąś pułapkę. A Silke podążyła za nią.


Zinbi dumała nad zwłokami jednego z orków. Poznała już ogólniki całej sprawy, ale wolała niektóre kwestie uszczegółowić. Po pierwsze… jak długo zezwłoki leżały tu gdzie leżały? Druidka zaglądała trupom w oczy, o ile te nie zostały już wyjedzone, przyglądała się plamom opadowym na ciele oraz rozwojowi ogólnej kolonii bakterii i zgnilizny. Po drugie, nie dawała jej spokoju sprawa olbrzymów. Nie tylko ich liczebności ale i pochodzenia, które traktowała jak ciekawostkę przyrodniczą. No i po trzecie… kto już dołączył do wszechobecnej uczty. O ile bebechy worgów były całkiem zdrowe i podobno smaczne… tak o goblinich i orczych nie mogła powiedzieć tyle dobrego… Oby w lesie nie wybuchła przez to epidemia…
- Ej Puchaty! - wrzasnęła nagle, spoglądając na zaskoczonego niedźwiadka, który przymierzał się do tarzania w trupach. Kobieta pogroziła mu palcem. Miś chrumknął niezadowolony i najwyraźniej dalej chciał zanurzyć się w galaretowatym cielsku wielkiego wilka.
Gnomka momentalnie zmaterializowała się obok krnąbrnego towarzysza, w ręku trzymając krótką włócznię. Spanikowany zwierzak, począł uciekać w górę wzniesienia, a mała druidka tylko uśmiechnęła się zwycięsko.
Wkrótce ich działania przyniosły efekty. Gnomka odkryła drobnych padlinożerców. Lisy, borsuki, wilki… te posmakowały dość świeżych jeszcze ciał. Podobnie jak padlinożerne ptaki. Odkryła też, że tych olbrzymów było trzech i szli w sposób zorganizowany. Wojskowy wręcz. To nie pasowało do tego co wiedziała o wzgórzowych gigantach, które były pierwszym jej podejrzeniem. Nie… te ślady należały do gigantów, których jeszcze nie spotkała w życiu.
Lyre zabrała się za przeszukiwanie pierwszego z brzegu trupa goblina i sakwy jego wierzchowca, kolejnego.. rosłego orka przeszukiwał Eryk. Elfa znalazła broń jeszcze użyteczną, choć małego rozmiaru: włócznię i kompozytowy łuk, do tego strzały… część z nich była magiczna. Jakiś eliksir z pewnością łatwy do zidentyfikowania, do tego… sporo łupów: brosze, kolczyki, pefrumy, tabakę oraz elfi kompas opisany w jej rodzimym języku i wykonany przez słoneczne. Nie chciała za wiele rozmyślać, komu został odebrany i w jakich okolicznościach. No i ser… śmierdzący strasznie i lekko pokryty zielonkawą pleśń. Posiłek dla desperatów. Zbroja goblina i reszta jego oręża nie nadawała się do użycia.
Eryk zaś przy swym orku znalazł wielki topór bojowy… niewątpliwie magiczny, trzymany przez trupa mocno w ręce okrytej kolczastą rękawicą. Do tego w sakwach były dwie butelki whisky zwanej Oldlaw… właściwie trzy. Ale jedna się rozbiła zalewając przy okazji owinięte w sukna haggis. Miał też ork nieco przydatniejszych przedmiotów, alchemiczny ogień, zioła jakieś, kilka magicznych eliksirów i maści na oręż. Oraz nie wiedzieć czemu, dużą perukę o platynowo białych włosach. I woreczek oregano. Do tego Eryk odnalazł kajdany krasnoludzkiej roboty i wspaniale wyglądający złoty naszyjnik z diamentami. Niewątpliwie łup z wyprawy. Kolejnym skarbem okazał się niepozorny pergamin z cielęcej skóry zapisany krzywymi glifami i bazgrołami orczej mowy.
Gnom-inżynier nie został zmuszony do zejścia między trupy. Było znacznie gorzej. Inni bez słowa wyrzutu wzięli się do roboty, a on został jak tyczka. Jako ostatni na pobojowisku przegrzebywał to co inni opuścili - zniszczoną kolczugę, rozharataną skórznię, strzaskane włócznie, pęknięte sakwy. I oceniał - to da się naprawić, to nie. Aż w końcu zabrzmiało zaklęcie...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 05-12-2016 o 22:28.
sunellica jest offline