Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2016, 16:36   #109
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Theseus stukał ciężkim obuwiem po balach, którymi wyłożono chodnik Szuwarów. W zamyśleniu przemykał przez miasto, mijając przy tym piekarnię Blackleaf’a, kuźnię trolla oraz domostwo rodziny Brequet. Wieża pana Trouve znajdowała się w południowo-zachodnim rogu miasta, jednak dość blisko od świątyni.
Podchodząc pod dom gnoma, Cicerone dostrzegł zapalone światło w oknach.

Kobold nie był młody, a stopni zapewne miał wiele w swojej baszcie więc otwarcia drzwi trzeba było czekać. Szczególnie, że gospodarz wcale ich nie miał zamiaru chyba otwierać. Zgrzytnął gdzieś zamek u góry i jęknęły zawiasy niewielkiego okienka.
- Kogo tam na dole niesie?! Nic nie widzę! - Wrzasnął rajca, a gdzieś w oddali zagrzmiała burza.
- Pochwalony - odparł Theseus, kiedy grzmot przeminął. - To znowu ja, Cicerone. Muszę jeszcze panem porozmawiać.
Chwilę to trwało, ale w końcu Kobold zszedł na dół. Kilka zamków mlasnęło i drzwi lekko się uchyliły. Najpierw pokazała się ręka z lampą śmierdzącą łojem. Potem Trouve.
- A.. rzeczywiście.. Rzeczywiście to pan, cicerone…
Nastała nieco krępująca cisza w której kobold nie wpuszczał duchownego do środka, tylko się w niego wpatrywał. Dawno już go nikt nie odwiedzał. Nie lubił obcych..
Kobold westchnął i uchylił szerzej drzwi.
- Wejdzie pan?

Theseus skinął koboldowi, pochylił się, by nie przywalić głową o framugę i postawił stopę za progiem, wchodząc do środka.
- Naprawdę pana przepraszam, że nachodzę w takiej porze… - Cicerone postarał się o przepraszający wyraz twarzy. Co, jak każda mina, wyszła mu co najwyżej średnio.
- Przyszła mi do głowy jedna rzecz, która nie daje mi spokoju… - zaczął się tłumaczyć, zatrzymując się w przedsionku i zerkając w dół, na kobolda.
- Nie zajmę dużo czasu.
Trouve zmierzył gościa wzrokiem, wyjrzał czy nikt go nie śledzi i zamknął niewielkie drzwi. Teraz dopiero Theseus mógł spostrzec, że drzwi pilnuje jakieś osiem zamków, skobli i zapadek. Widać rajca dbał o bezpieczeństwo.
Sama sień była ciasna. Już od wejścia trzeba było uważać na sterty ksiąg i papierów.
- Proszę za mną - powiedział gospodarz i zaczął wspinać się stromych schodach na górę.

- Całkiem przytulnie tu sobie mieszkacie - rzucił Theseus bez przekonania, by odwrócić czymś uwagę i ruszył za koboldem, nadal trochę pochylony. Rozglądał się na boki i mimochodem starał się odczytywać tytuły zbiorów rajcy.
- Ciekawe jak długo ta wieża tu stoi.
Kobold się nie odzywał. Razem wspięli się do pierwszego pokoju po trzeszczących schodach. Był równie zagracony co sień, a może i bardziej. Theseus mógł zauważyć, że urzędnik zgromadził naprawdę wiele ciekawych tytułów oraz staroci. Na ścianach wisiały zegary oraz najróżniejsze klucze i kłódki.
Wszystko duchownemu mogło zdawać się miniaturowe, gdyż większość elementów było dostosowanych do wzrostu swojego właściciela.
- Napije się cicerone czegoś? - Zapytał Trouve.

Cicerone zastanawiał się chwilę. Właściwie nie chciał tu długo siedzieć. Jednak musiał być świadom, że kobold nie miewał za wielu gości. Z tego też powodu postanowił pomóc panu Trouve w zachowaniu zwyczajów dobrych gospodarzy.
- Herbatę, jeśli można - odparł, pochylając się nad jednym z krzeseł, które znajdowało się w tym pokoiku. Było zawalony księgami i innymi gratami - jak wszystko tutaj - więc aby się do niego dostać, musiał część tych niewątpliwie przydatnych przedmiotów przenieść na bok.
Usiadł ostrożnie, jakby bojąc się, że krzesło może się pod nim załamać. Kiedy zaś jego gospodarz odwrócił wzrok, sięgnął po jedną z ksiąg, która w jakiś sposób wpadła mu w oko.
Odsłonił nią kolejne jak “Z cyklu: Co robić na emeryturze - Góry Skromnego Pana - Przewodnik po szlakach”; “Historia bagna, które nazwano Szuwarami”; “Przepisy prawa administracyjnego w okręgu Chenes 1712, tom II”.

Choć baszta pana Trouve to były izby połączone pionowo, to komin ciągną się przez wszystkie kondygnacje dając ciepło i możliwość zaparzenia wody w każdym z nich. Skomplikowane supły i plątaniny rur zdobiły jedną ze ścian.
- Z cukrem? - Zapytał kobold
- Dwie, poproszę - odparł duchowny, podnosząc na chwilę spojrzenie. Mimowolnie otworzył książkę traktującą o historii Szuwarów. Bardziej przez zboczenie zawodowe, niż faktyczną ciekawość.

 Robert Pinkiel “Historia bagna, które nazwano Szuwarami”.
Margrabia Prawosław Siężymowicz (1236-1301) Sprawował władzę na Smolnym Zamku mianowany zaraz po wojnie przez frankońską księżniczkę z rodu DeVolfów. Był to ostatni pan na tych ziemiach. Jego syn, Lutosław, rozpoczął wielką krucjatę przeciw czarownicom. Pogrzebał tym samym w piachu cały swój ród, a region został zapomniany na długie lata.

- Proszę bardzo - Kobold dygoczącą ręką przyniósł i postawił filiżankę wrzątku na stercie innych ksiąg. Sam poczłapał kawałek dalej i stanął w oknie przyglądając się piorunom na horyzoncie.
- Czym mogę służyć, szanownemu cicerone? - Zapytał.

Theseus mruknął do siebie i ociągając się, odłożył księgę na swoje miejsce, zgarniając filiżankę.
- Dziękuję - mruknął. - Dostałem pewien dokument… Świadczy on, iż po śmierci ojca Philippe Courbet’a do Szuwarów zawitał niejaki ojciec Bernard. Zajmował się on… uporządkowaniem spraw po nieboszczyku. Czy to prawda? - zaczął Cicerone, spoglądając na gnoma.

- Owszem. Przyjechał w jakieś dwa tygodnie po śmierci ojca Philippe, po tym jak wysłałem zawiadomienie do pana przełożonych. Zapewniliśmy mu nocleg, ale nie chciał. Zatrzymał się w świątyni. Zebrał ważniejsze dokumenty, zabezpieczył co trzeba i wyjechał - Odpowiedział kobold nalewając sobie z czajnika herbaty i dodał za chwilę.
- Proszę pytać. Od tego jestem
Kapłan pokiwał głową, jakby słuchając czegoś, co już wiedział.
- Przedstawił jakieś nazwisko? Musiał być z pobliskiej parafii, dlatego to normalne, że nie znam nikogo o podobnym imieniu.
- Zaraz sprawdzę - Kobold odstawił filiżankę i podszedł do jakiś papierów ustawionych na półce. Zbudowana z solidnych desek utrzymywała ciężar ogromnej ilości papierzysk i ksiąg.
- A jak panu idzie do tej pory z oswajaniem się z tym miejscem? Ludzie pana już poznali chyba trochę, prawda? Widziałem, że dziś pomagali w świątyni.
Kobold zdjął jakieś obszerne tomisko i zaczął je przeglądać.

- Nie ukrywam, udało mi się zachęcić kilkoro do poświęcenia swego czasu oraz sił na rzecz wspólnoty. Z ich pomocą oraz pod przewodnictwem gosposi Chloe udało się doprowadzić świątynię do porządku. A przynajmniej w większej części. - Kapłan zaciekawiony obserwował poczynania pana Trouve, bawiąc się sygnetem kościoła na palcu.
- Co zaś do miejsca… Małymi kroczkami staram się poznać miasto. Dobry Cicerone zna każdy skrawek swojej potrafi i każdą duszę w nim przebywającą. Póki co zaś przygotowuję się do niedzielnego nabożeństwa. To będzie dla mnie okazja, by lepiej zaprezentować swoją osobę wiernym. A skoro o tym już mówimy… - Theseus oderwał dłoń i pogładził swoją brodę, a następnie skosztował gorącej herbaty. Zrobił przy tym dość zadowoloną minę, toteż napój musiał mu smakować. Albo po prostu dobrze udawał.
- Nie chcę, by wspólnota wiernych była wyobcowana od spraw miejskich. Co prawda do kościoła przychodzimy, by szukać zgody ze swoją duszą jednak… Jesteśmy małym miastem i żyjemy razem, ludzie wierzący czy świeccy. I dlatego też pragnę ułatwiać tym pierwszym funkcjonowanie we wspólnocie… Czy jest coś, panie Trouve, na co pragnąłby pan, bym zwrócił ludziom uwagę podczas nabożeństwa? Wiem, że o wszystkim staracie się informować mieszkańców, między innymi poprzez rozwieszanie ogłoszeń, jednak… zapewne nie wszyscy potrafią je czytać i nie zawsze mają na to czas.
- Słuszna koncepcja - mruknął znad księgi kobold - Hmm.. ojciec był z Matrice i nazywał się... Bernard DeMarsse. Wyjechał w kilka dni po przyjeździe.. dnia 8 marca, tego roku. - Rajca dopiero teraz spojrzał na Theseusa - Pamiętam… Przyjechał sam, niewielkim powozem dwukołowym.
Nastąpiła chwila ciszy w której starzec jeszcze coś pomrukiwał czytając notatki, ale nic jednak nie znalazł ciekawego.
- Ogłoszenie… taak... - Zamknął księgę i zaczął ją odkładać na miejsce.
- Brakuje nam jednej osoby do rady. Przynajmniej jednej. Nie wiem czy pan Trottier zechce w ogóle w niej pozostać. Poszukuję kandydata. Z czasem również osoby na stanowisko mera miasteczka. Byłoby naprawdę dobrze gdyby takie ogłoszenie pojawiło się na nabożeństwie. Jeśli to nie problem, zastanowię się jeszcze, czy miasto chciałoby coś ogłaszać dodatkowo.

Theseus pokiwał głową, przetrawiając zdobyte informacje. Ponownie uniósł filiżankę do ust i upił trochę naparu.
- Kandydat do rady… Powiem o tym - przytaknął.
- Co zaś do tego ojca Bernarda… Czy ktoś podczas jego pobytu w Szuwarach miał okazję go lepiej poznać? Rozmawiał z nim pan?
Trouve chwycił za kilka polan i dorzucił do pieca, aż iskry poszły.
- Właściwie, to nie - Odrzekł - Ani on za bardzo nie był rozmowny, ani też ludzie się do niego nie garnęli. Miłogost, poprzedni właściciel karczmy, zamienił z nim kilka zdań i chyba tyle.
Starzec postukał pogrzebaczem by się drzewo ułożyło i wstał.
- Pamiętam jednak, że zabrał on ze sobą wszystko co było w miarę cenne. Srebra, obrazy, złota i ruszył całkiem sam do Chlupocic. Nie było tego wiele. W świątyni dużo nie zrobił. Panny z sierocińca i pani Amanda musiały tam posprzątać trochę - Tu na chwilę racja się zastanowił. Mielił w pamięci fakty i zamruczał…
- Niech pan, cicerone, pogada z panią Amandą. Ona miała chyba z nim największy kontakt.

Cicerone przełknął kolejny łyk herbaty i zamyślił się na chwilę.
- Do Chlupocic mówicie. - To było oczywiste, że tam najpierw trafią dobra zabrane z Szuwarów. Theseus zastanawiał się jednak, czy podczas ostatniej wizyty w tamtym mieście, a konkretnie na plebanii ojca Nathanka, przypadkiem nie rzuciły mu się w oczy pewne przedmioty. Naczynia i inne wartościowe rzeczy, które w tutejszej świątyni były znakowane. Niestety nic takiego nie mógł sobie przypomnieć.
- W takim razie porozmawiam z panią Amandą - rzekł do siebie i mimowolnie wyjrzał za okno.
- Dziękuję za herbatę, panie Trouve - powiedział, biorąc długi, ostatni łyk, po którym odłożył filiżankę.

Rajca odprowadził ojca do drzwi krętymi schodami. Gdy drzwi się otworzyły, do środka wpadł silny wiatr i już nieco zacinał deszcz.
- Uszanowanie, cicerone. Spokojnej nocy - rzekł na pożegnanie Jean-Christophe.
- Z Bogiem, panie Trouve. Jeszcze raz dziękuję za rozmowę - skinął Theseus i poprawiając na sobie płaszcz, wyszedł przez małe drzwiczki na zewnątrz. Wprost na szalejącą burzę. Drzwi za nim się zatrzasnęły, łańcuchy i kłódki zachrobotały. Od razu chlusnęło duchownemu z nieba trochę wody w twarz. Dzięki temu spostrzegł, że od starych zabudowań spieszno było parze, która bała się zmoknąć…
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline