Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2016, 18:22   #111
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Cześć - przywitała się z uprzejmym uśmiechem. - Herbaty? - wskazała na parujący imbryczek nie chcąc tak brutalnie opuszczać towarzystwa babci. Poza zastawą herbacianą, na stole leżała książka, która Laura zaczęła czytać i szkicownik otwarty i złożony w pół. - Zapewne często jesteś tu gościem?
Adrien machnął ręką do Laury, rozejrzał się po izbie i pokręcił głową ściskając czapkę w ręku
- Nieee, dzięki... Jak chcemy gdzieś se pójść to lepiej teraz - nerwowo spojrzał na Beronique, która właśnie go minęła i usiadła. Chłopak stał teraz sam.
- Idzie burza i silny deszcz. Potem może być trudno na... jakie spacery...
- Spacery? O tej porze? - zaniepokoiła się babcia i spojrzała na Laurę, która sama była zdziwiona.
- Blisko, ło tutaj... - odpowiedział za Laurę chłopak.
Babka pokręciła głową ale nie ukrywała lekkiego uśmiechu. Młodzi potrzebowali prywatności. Poza tym, cokolwiek Laurę było w stanie wyciągnąć na spacer, było prawdopodobnie dobre. Niezbyt ta koncepcja spodobała się srebrnowłosej, lecz najwidoczniej została postawiona przed faktem dokonanym. Z grzeczności nie opierała się, spojrzała na chłopaka po czym wróciła wzrokiem do babci. Ta natomiast bardzo dobrze znała ten wzrok. Nie zmienił się od dziecka, a wyrażał niechęć do opuszczania domu, gdy w głowie miało się tyle planów na spędzenie czasu w środku.
- Ale... gdzie...? - nieśmiało wtrąciła podnosząc się powoli od stołu.
- No, dziś już na wieżę kościelną nie będę cię ciągał - powiedział chłopak, na co dziewczyna prawie pobladła.
- Po prostu, przejdźcie się wokół domu - zaproponowała babcia - Sprawdźcie czy u Lisy wszystko w porządku. Może pan Trouve pożyczy Laurze jakąś książkę?
Adrien zdębiał i widać było po nim, że pomysły go trochę przytłaczały. Ale wolał się gdzieś przejść niż siedzieć u Bregetsów w domu.
Oboje przeszli do korytarza. Laura okutała się płaszczem i szalem a na głowę naciągnęła kapelusz i kaptur. Zimno było dla niej czymś, czego bardzo chciała unikać.
- To chyba wezmę latarnie... - zakomunikowała również nieśmiało.
Towarzysz kiwnął głową. Na zewnątrz wiatr mógł pogasić niektóre latarnie, więc własne źródło światła było całkiem wskazane.
- Adrien, ale ty wiesz, że ja dalej nie mogę pozwolić sobie na chodzenie, bieganie i skakanie po całej okolicy? - zaznaczyła nieco strapiona, gdyż nie chciała gasić zapału przyjaciela.
Chłopak zmierzył Laurę wzrokiem i pokiwał głową
- Nie bój nic - uśmiechnął się. - Najwyżej cię poniosę... A tak naprawdę to nie idziem daleko. Zaufaj mi.
Z dozą niepewności dziewczyna przyjęła słowa Adriena kiwając lekko głową. Mogłaby w sumie zadać pytanie, jakie byłoby to miejsce, acz jeśli samodzielnie była w stanie przejść tyle, co za dom... to pytać nie było sensu. Rozpaliła latarnie i razem wyszli na zewnątrz.

Na dworzu szalał już wiatr kołysząc koronami drzew. Ogień w lampie lekko zafurkotał, ale była to dobra, zdobiona lampa oliwna , osłonięta z czterech stron szybką i drobnymi ornamentami.
- Się nie obraź, że tak cię wywlokłem w taką pogodę, ale dziwnie tak w obecności twoich dziadków tam sterczeć. Jakoś do pańskich domów nie przywykłem - powiedział chłopak i wskazał na południe - Tam pójdziem. Jest tam stara opuszczona chałupa. Ze strychu można patrzeć na... różne rzeczy... - spojrzał na Laurę i starał się wyczytać z jej twarzy nastrój. - No chyba że se wolisz te książki pożyczać od Trouve. Ale ja nie wiem czy on się ucieszy jak nasze gęby zobaczy.
Laura ważyła swoje siły na zamiary. Książka faktycznie mogła być przydatna, choć od czasu wyciągnięcia szkicownika, nie aż tak potrzebna. Również chodzenie po ciemku do osób, których w sumie jeszcze nie poznała osobiście... Nie należało do odpowiednich w jej sytuacji. Chwilę dumała patrząc się we wskazanym kierunku.
- Ten stary dom, to ten mniejszy, czy większy? - dopytała trzymawszy się za kraniec kaptura.
Adrien wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Pewnie, że ten mniejszy. Ten większy to jeden wielki slums - Wsparł swoim ramieniem dziewczynę i razem ruszyli drewnianym podestem na południe. - Tam nigdy nie chodź, no chyba że z obstawą kilku rosłych chłopów. Niezła tam zbieranina jest. Niektórzy to wariaci, inni to przestępcy. W najlepszym razie trafisz po prostu na żebraka.
- Zdążyłam już zauważyć... - wspomniała mętnym tonem. - Dziwię się, że pani Pascal ma odwagę tam się pojawiać...
- Ma niewielki wybór. I tak ludzie ją dobrze traktują, w końcu jest czarna i ponoć głupia. Trouve udaje takiego gbura, ale to on dał jej pracę.
- Cza...? Oh... - zdziwiła się nie rozumiejąc z początku ale pytanie powstrzymała następną myślą. Dla niej obcowanie z różnymi nacjami było porządkiem dnia codziennego. - Na miejscu pani Pascal nie byłabym pewna swojego bezpieczeństwa mając kluczyk do golema, którego chcą wykraść...
Para skręciła w lewo i szła dalej. Było to miejsce znane Laurze ze spotkania z panną Pascal oraz ze spaceru z babcią. To tutaj znajdowało się to zwykłe drzewo mające niezwykły sekret. A przynajmniej tak laura mogła uważać. Zamiast zastanawiać się nad nim musiała już nabrać tchu, gdyż Adrien miał znacznie szybsze tempo, niż dziewczyna.
Gdzieś na horyzoncie zamigotały pioruny.

Dom wyglądał naprawdę źle. W dachu były dziury, a okna powybijane. Trawa sięgała tu po pas i skrywała jakieś stare meble i nadpalone deski. Ktoś nieostrożny mógłby wybić sobie zęby.
Zapiszczały pchnięte przez Adriena drzwi i podłoga zatrzeszczała od jego kroków. Obrócił się do Laury i wyciągnął rękę.
- Pomogę ci - powiedział.
Z lekkim przerażeniem w oczach Laura chwyciła chłopaka i z duszą na sercu weszła do środka. Tam, w świetle latarni, zrewidowała stan budynku...
- Adrien... On już nie wytrzyma drugiej wichury... - zaznaczyła.
- Heh... wytrzyma - Odpowiedział drwal i zagwizdał udając jakieś ptaszysko.
Na strychu coś się poruszyło. Załomotały deski i pisnęły zawiasy. Gdy Laura podniosła latarnię w górę jej słabe światło padło na schody i oświetliło młodą twarz chłopca.
- I czego gwiżdże?! - zapytała wystająca głowa. - No i po coś ją przyprowadził?! Mówiłem, żeby nie. Ona wszystkim rozpowie.
Adrien uśmiechnął się do Laury.
- Taa.. Przedstawiam ci Małego - Gasparda.
Chłopak westchnął i schował się w drzwiach.
- Są jeszcze Violaine, Joelle no i powinna być Lisa, ale ona ostatnio zabiegana.
- Um... Adrien...? O co chodzi...? - Laura przebąknęła niezorientowana. - Ja nie wiem, czy chcę wiedzieć o czymś, o czym wy nie chcecie by wiedzieli inni...
- Daj spokój... - Chłopak wskazał palcem na sufit, gdzie zapewne siedziała zgraja nastolatków i zaczął szeptać - To banda gówniarzy. Dzieciaków. Któregoś dnia wszedłem tu zwinąć kilka desek a oni tu w najlepsze jakiś bimber próbowali obalić. No i tak się zaczęła ta nasza znajomość. Ja ich trochę pilnuję, a i też pogadać z kim jest jak mój brat pije. Nie są groźni a ich tajemnice to bajeczki.
Znów chłopak wyciągnął rękę by pomóc Laurze wejść po schodach.
- Polubią cię. Chodź.
Dziewczyna miała bardzo mieszane uczucia do tego, co zostało jej przedstawione. Jednak jak dotąd dawała się na wszystko namawiać. Prawdopodobnie za sprawą dzieciństwa i podobnego wspólnego brojenia, nawet jak na ograniczenia dziesięcioletniej Laury. Teraz jednak nie miała tylu lat, wyrosła, nabrała manier i umiała się zachować jak dama. Nijak pasowało do niej picie bimbru na poddaszu zrujnowanego domu z miejscową młodzieżą tuż przed samą burzą.
- To nie jest dobry pomysł... - powiedziała z nikłym przekonaniem wspierając się na chłopaku.
- Naprawdę nieźle wygląda burza z pod tego dziurawego dachu - Adrien nie zważał na zakłopotaną minę Laury. Nie był zbyt bystry pod tym względem. Oboje podążyli trzeszczącymi, zakurzonymi schodami na strych.
Lekkie drzwi uchyliły się i para weszła do środka. Na podłodze stała łojowa świeca i lekko migotała. Wokół siedziały dzieciaki. Jeden chłopak i dwie dziewczyny.
- Ej, no! Weź to zgaś! - rzuciła jedna z pannic.
Adrien westchnął, przejął od Laury lampę i nieco przykręcił jej knota. Światło stało się bledsze.
- Sobie nie przeszkadzajcie - rzucił w ich stronę drwal, ale już jedna z dziewcząt wstała i podeszła. Miała rude włosy i piegi. Staksowała Laurę uważnie.
- Cześć. Nazywam się Joelle, a reszta to dzieciaki z sierocińca. Nie są tu za pozwoleniem swoich opiekunek więc cenimy sobie dyskrecje. Dobra?
- Dobry wieczór... Mnie też nie powinno tu być, więc nie mam w planach nikomu o tym wspominać. Mam na imię Laura, choć pewnie to już... wiecie... - odpowiedziała uprzejmie na dość rezolutną uwagę.
- Magdalena, dziewczyna, której chyba nie poznałaś i niestety już nie poznasz, zajmowała się tutaj dzieciakami - wyjaśnił Laurze po czym zagaił do piegowatej. - Co tam u twojego trolla? Ponoć ludzie się skarżą, że wali nocami młotem w tej swojej kuźni.
Joelle tylko wzruszyła ramionami.
- Nie mój troll, tylko mój przyjaciel troll... Nie wiem. Nie widziałam go dzisiaj - obróciła się i wróciła do swoich szepczących przyjaciół.
Adrien kiwnął głową i uśmiechnął się do Laury.
- Chodź. Tu jest taki niepewny balkon. Wchodzić na niego nie będziemy, ale drzwi można otworzyć. Niezły jest widok.
- Balkon...? Tu cała konstrukcja jest niepewna... - rzuciła cicho z nerwowym uśmiechem. Nie mniej opatuliła się bardziej w płaszcz i ruszyła z początku trzymając się bardzo blisko chłopaka. Szybko jednak myśli zrewidowały ten pomysł. - Lepiej będzie nie stawać na tych samych deskach... Leżące dzieciaki to co innego niż dwie stojące w jednym miejscu osoby...
Przez uchylone, dwuskrzydłowe, ledwo trzymające się na zawiasach drzwi widać było skromną panoramę na pola Zbażynów. Wiało przez nie, ale trzeba było przyznać, że widok rzeczywiście był niezły. Niebo nad farmą kotłowało się i ciemniało, a chmury kłębiły i strzelały piorunami.
- Niezłe co? - Powiedział jakby sam do siebie Adrien podziwiając widoki.
Laura mogła dostrzec drzewo, które jeszcze wczoraj wydawało się jej ciekawe. A szczególnie dziupla. Gdyby nie Iris Pascal, być może dziewczyna znałaby zawartość skrytki. Niestety, z tego miejsca, prócz czarnej dziury nic nie było widać.
- Ładne... - przyznała dziewczyna przypatrując się dłuższą chwilę. Dokładniej powiedziawszy, do następnego silniejszego dmuchnięcia. Zaniepokojona schowała się bardziej w środku. - Choć wysokości nie są zbyt dla mnie... A zdecydowanie wysokości w budynkach grożącym zawaleniem. Nie powinnam się wdrapywać w takie miejsca, tak samo jak nie powinnam wdrapywać się na to drzewo.
Adrien zmarszczył brwi.
- Po co miałbyś się gdzieś wdrapywać? Heh... pamiętam, że jak sad obrodził to chłopaki się wspinali by zerwać ci jabłka. Sama nie wchodziłaś...
- Bo sama nie mam tyle sił, by się wdrapać, ani sił by przytargać drabinę, czy nawet ją podstawić... Z tym nic się nie zmieniło od kiedy miałam te parę lat... - wspomniała lekko melancholicznie. - Jabłek tam nie ma, ale jest dziupla. Dwa dni temu widziałam z okna pracowni dziadka, jak coś odbijało stamtąd promienie słoneczne. Po barwie to byłby jakiś kawałek metalu. Chciałam sprawdzić co to mogło być. Wiesz... Dziupla raczej nie odbija światła...
- Hmm... no raczej nie - odparł chłopak i znów się zmarszczył wytężając wzrok… i po chwili cicho wyszeptał. - Rzeczywiście coś tam jest. Kurcze. Tyle razy przechodziłem pod tym drzewem a nie zauważyłem nawet, że tam taka jama. - Spojrzał na Laurę wyczekująco. - Pójść i sprawdzić? - zapytał.
- Sprawdzić? - zdziwiła się srebrnowłosa. - Raczej wracać, bo za chwile zacznie padać. Nie biegam szybko... - wtrąciła obronnie robiąc tę samą minę, którą zrobiła podczas propozycji tego spaceru.
- A... czyli... odprowadzić cię już? - Adrien poczuł się niepewnie.
- Z takimi chmurami - wyjrzała w niebo - to deszcz będzie padał całą noc. Nasiąknięte drewno waży więcej... a nie chcę być w środku, gdy ta ruina będzie się walić... Jeszcze jak jest tutaj tyle osób. Jak nie ta burza, to następna, mówię tobie.
U chłopaka wdarła się niepewność a u Laury była obawa i to dość znaczna.
- Na błyskawice chętnie popatrzę, ale z gorącą herbatą, w kocyku. Na ciepłym i szczelnym poddaszu u dziadków. Jest tam okienko, które też wychodzi na wschód. Nawet jest pół piętra wyżej.

Adrien patrzył przez chwilę na Laurę próbując zrozumieć te obawy dziewczyny. Westchnął i pokiwał niemo głową. Zaprosił ją ruchem głowy w stronę schodów. Zabierając latarnie, zaczęła się akcja schodzenia piętro niżej.
- Pa dzieciaki! - rzucił do rozgadanej młodzieży i podszedł do drzwi i przytrzymał je dziewczynie.
- No dobra. Chodź. Odprowadzę cię. W sumie to już rzeczywiście późno a i zaraz zacznie porządnie lać.
Właśnie w tej chwili zagrzmiało dość blisko.
- Adrien, ale ty mnie nie odprowadzaj, tylko chodź ze mną jak mamy oglądać burzę. Poddasze nie gryzie. Przynajmniej mniej niż poddasze tej ruiny. Tutaj szybko przemarznę, nawet jak jestem w płaszczu.
- Nie, nie. Odprowadzę. Przecie nie godzi się by jaki amant wieczorami po strychach się miotał - roześmiał się chłopak i pomógł Laurze wyjść z trzęsącej się od podmuchów chaty.
- Oh... - zwątpiła na dość słuszną uwagę. - No dobrze... - odpowiedziała wspierając się na jego ramieniu.
Nadchodzący deszcz nieco przyśpieszył kroki Adriena, a większa prędkość skróciła znacznie dystans po którym Laura potrzebowała nabrać powietrza.
- Adrien, zwolnij trochę, nie nadążam... - zgłosiła swój sprzeciw. - Daj mi chwilę, muszę odpocząć...
Chłopak ściągnął kurtkę i ułożył jak daszek nad ich głowami. Krople teraz bębniły o materiał.
- Ktoś tam stoi - powiedział wskazując na dom pana Trouve...
 
Proxy jest offline